Inny niż wszyscy. Kim jest Władysław Kosiniak-Kamysz, człowiek odpowiedzialny za nasze wojsko?

Władysław Kosiniak-Kamysz to osobna kategoria w polskiej polityce. Etyczny, bez przerośniętego ego, dotrzymujący umów. Jak mógł zajść tak wysoko?

27.02.2024

Czyta się kilka minut

Przed spotkaniem ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza z generałami i prezydentem w BBN. Warszawa, 29 grudnia 2023 r. / fot. Jacek Szydłowski / Forum
Przed spotkaniem ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza z generałami i prezydentem w BBN. Warszawa, 29 grudnia 2023 r. / fot. Jacek Szydłowski / Forum

Działa w wielkiej polityce od dawna, ale jeszcze niedawno nie był uważany za lidera wagi ciężkiej, jak Tusk czy Kaczyński. Dziś Władysław Kosiniak-Kamysz powoli pnie się w górę z pozycji wicepremiera i szefa MON, kreując wizerunek męża stanu zatroskanego losem Polski, starającego się unikać doraźnych sporów i deklarującego otwarcie współpracę z prezydentem. 

Jego współpracownicy przekonują, że obraz lekko wycofanego, spolegliwego polityka nie do końca pokazuje prawdziwe oblicze Kosiniaka, którego cechuje wyjątkowa polityczna odwaga. I tak jak kiedyś podwyższył wiek emerytalny, tak dziś nie zawaha się przywrócić powszechnego poboru do wojska, jeśli będzie trzeba.

Objęcie fotela ministra obrony narodowej wielu obserwatorów uznało za zaskoczenie. Kosiniak wypłynął politycznie na sprawowaniu funkcji ministra pracy w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz, więc bez problemu mógłby wrócić do tego resortu. Z zawodu jest doktorem nauk medycznych, więc mógł zostać ministrem zdrowia; w ostateczności oczywiście ministrem rolnictwa. Ale obrona i armia?

Wyjść z roli przystawki

Wieloletni parlamentarzysta, który z Kosiniakiem zasiadał w klubie Koalicji Polskiej, przekonuje, że na długo przed wyborami prezes PSL z najbliższymi współpracownikami planował „wizerunkowe wyjście z gumofilców”. Początkowo planował walkę o MSZ, ale kandydatura obytego w polityce międzynarodowej Radosława Sikorskiego była poza dyskusją. Posada zastępcza okazała się jednak równie atrakcyjna.

Gdy informacje o MON się potwierdziły, zaczęto spekulować, że lider PSL chce zdobyć naturalny, omijający premiera kanał kontaktów z prezydentem Andrzejem Dudą, którego zna jeszcze z Krakowa. Poza tym wiadomo było, że Kosiniak liczy, iż funkcja ministra obrony, strzegącego naszego bezpieczeństwa w porozumieniu z Pałacem, politycznie „dociąży” i jego, i partię.

Znaczenie miało to, jak przyznaje jeden z polityków koalicji rządowej, że MON to „państwo w państwie”, z własnymi służbami, własnymi szpitalami, a przede wszystkim masą posad, które można rozdać partyjnym działaczom, wygłodniałym przez osiem lat w opozycji, a wcześniej przyzwyczajonym do dobrze płatnych synekur.

Niezwykle ważne jest też stanowisko wicepremiera; ma ono znaczenie nie tylko protokolarne. Lider PSL jest formalnie bezpośrednim zastępcą Tuska i pod jego nieobecność wykonuje jego obowiązki. Pierwszy raz stało się to podczas wypadu Tuska na narty, gdy zaczął już eskalować protest rolników. Kosiniak niemal codziennie występował wtedy w mediach i dawał sobie dobrze radę odpierając zarzuty PiS. Przypominał, że unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski, będący nominatem PiS, jeszcze dwa lata temu mówił, że odrzucany przez rolników Zielony Ład to „program PiS przeniesiony do Brukseli”.

W spór z poprzednikami wszedł też w MON. Zarzuca im nieprzygotowanie aktualnych dokumentów strategiczno-planistycznych mimo trwającej wojny rosyjsko-ukraińskiej, dokonywanie zakupów sprzętu bez właściwego rozeznania potrzeb oraz wyrzucanie milionów na wątpliwą działalność podkomisji smoleńskiej. Posunął się też do kpin ze swojego poprzednika Mariusza Błaszczaka i jego mapy z nowymi jednostkami wojskowymi. Nominat PiS wyrażał nadzieję, że za kadencji Kosiniaka ich nie ubędzie. Wizja lokalna dowiodła, że w miejscu wielu z nich są pola i łąki, co nowy minister zilustrował, pokazując posłom fotografie.

Kolejne wystąpienia prezesa PSL, w tym na komisji sejmowej, nawet dla posłów znających sprawy armii były zaskakująco kompetentne. Kosiniak zaprezentował swoją wizję armii, zapowiedział m.in. przełom technologiczny, zakupy tysięcy dronów, a także podporządkowanie Wojsk Obrony Terytorialnej Sztabowi Generalnemu, a nie MON – co było ważnym gestem w stronę kadry generalskiej, uznającym jej podmiotowość.

Szef klubu poselskiego Polski 2050 Mirosław Suchoń zwraca uwagę na zmianę stylu zarządzania machiną MON. Widać to było przy okazji zamieszania z rosyjską rakietą, która na moment znalazła się na polskim terytorium. Sprawy nie ukrywano, jak w podobnym przypadku w epoce PiS, ale od razu uruchomiono stosowne procedury, doszło do spotkania w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a o wszystkim poinformowano media.

Nie było sprawy

Wartość marki Kosiniaka zaczęła mocno rosnąć jeszcze przed ostatnimi wyborami, gdy pojawiły się sugestie zaniepokojonych wizją porażki polityków PiS, proponujących w zakulisowych rozmowach koalicję rządową, z ofertą stanowiska premiera dla lidera ludowców. – Kosiniak-Kamysz miał wtedy swoje pięć minut i mógł zagrać o funkcję premiera. Niestety, wybrał rząd Tuska, w którym nie ma żadnej samodzielności – przekonuje Zbigniew Kuźmiuk z PiS, dawny polityk PSL.

– Nie było żadnej oferty objęcia fotela premiera. Zresztą, z kłamcami się nie negocjuje – mówi z kolei Miłosz Motyka, rzecznik PSL, obecnie wiceminister klimatu i środowiska. Posłanka Urszula Pasławska dodaje, że nawet przez moment partia nie rozpatrywała złamania zobowiązań wobec KO i lewicy, a jedynym celem było zawsze odsunięcie PiS od władzy.

Koalicja z PiS była niemożliwa z uwagi na politykę „spalonej ziemi”, jaką praktykował Kaczyński przez osiem lat rządów wobec pozostałych ugrupowań. Klub PSL, na którego czele w 2015 r. stanął nowy prezes Kosiniak, nie otrzymał jako jedyny stanowiska wicemarszałka Sejmu. W czasie swoich rządów PiS zaczął też skutecznie przejmować wiejski elektorat ludowców. Tego lider PSL nie zapomniał.

– Kosiniak-Kamysz jest jedynym politykiem tego szczebla, który tak mocno kieruje się kryteriami etycznymi. Kaczyński czy Tusk są w stanie dla władzy zrobić prawie wszystko, choć różni ich styl. Władek nie – uważa jeden z parlamentarzystów z klubu ludowców. Inni żartują, że kariera Kosiniaka to jeden z nielicznych przykładów pozytywnego nepotyzmu. Obecny prezes PSL jest bowiem synem Andrzeja Kosiniaka-Kamysza, wieloletniego działacza ZSL i PSL, ministra zdrowia w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

Minister z przypadku

O awansie młodego, zaledwie 30-letniego lekarza na funkcję ministra pracy w drugim rządzie Donalda Tuska (po wyborach w 2011 r.) zdecydował zbieg okoliczności. Były prezes PSL Janusz Piechociński przypomina, że dotychczasowa minister Jolanta Fedak nie dostała się do Sejmu, więc pod jego naciskiem kierownictwo partii uznało, że trzeba znaleźć kogoś nowego, z młodszego pokolenia. Padło na lekarza z Krakowa.

Jako minister pracy wsławił się wprowadzeniem wielu prospołecznych rozwiązań, takich jak np. „kosiniakowe” (zasiłek dla niepracujących matek). Jednak najbardziej zapamiętany został z podwyższenia wieku emerytalnego, choć decyzja ta była forsowana głównie przez PO, a PSL miało wątpliwości. Gdy jednak zapadły koalicyjne ustalenia, na młodego ministra spadła rola wykonawcy. Nie wiadomo, czy wykazał się wtedy odwagą, czy też małą asertywnością wobec Tuska, ale doświadczenie zapamiętał. Tak samo było ze spotkaniami z protestującymi rodzicami osób niepełnosprawnych w 2014 r. Wydawał się wtedy zupełnie pogubiony, ale w przyszłości już takich błędów nie popełnił.

Na stanowisku Kosiniak przetrwał pełną kadencję Sejmu, zarazem wspinał się też po szczeblach kariery partyjnej. Jeszcze za Waldemara Pawlaka został wiceprezesem PSL, a gdy ten ostatni na kongresie w końcu 2012 r. przegrał bój o prezesurę z Piechocińskim, zaczął zdradzać jeszcze wyższe aspiracje.

Przed wyborami w czerwcu 2015 r. żądny zemsty Pawlak zainspirował „pucz” w radzie naczelnej. Kandydatem na nowego prezesa był nie kto inny jak młody minister pracy. Wtedy się nie udało, ale do wymiany Piechocińskiego na Kosiniaka doszło po wyborach, w których PSL ledwie przekroczył 5-procentowy próg, a prezes partii nie zdobył nawet mandatu.

To, że Kosiniak był lekarzem i politykiem miejskim, wniosło nową jakość do wizerunku ludowców, którzy przestawali być kojarzeni z partią klasową, a zaczęli nabierać cech typowej chadecji. – W czasach, gdy Grzegorz Schetyna stał na czele PO, ktoś trafnie zauważył, że Kosiniak-Kamysz bardziej pasowałby na szefa PO, a Schetyna na szefa PSL – mówi jeden z parlamentarzystów.

Po porażce Koalicji Europejskiej w wyborach do europarlamentu w 2019 r. (sojusz PO, PSL, SLD, Nowoczesnej i Zielonych) do wyborów parlamentarnych w tym samym roku PSL wystartował w formule „Koalicji Polskiej” – porozumieniu z drobnymi ugrupowaniami, tworzonymi głównie przez dysydentów z PO. Takich jak Marek Biernacki, wyrzucony z klubu PO za konserwatywne poglądy w sprawie aborcji. – Gdyby nie Kosiniak-Kamysz, nie byłoby mnie dziś w parlamencie – przyznaje Biernacki.

Prezes PSL ściągał konserwatystów z PO, bo chciał stworzyć wrażenie, że wokół PSL tworzy się nowe polityczne centrum. W końcu jednak głównym koalicjantem został Kukiz’15. Okazało się to strzałem kulą w płot, bo Kukiz i jego ludzie szybko opuścili wspólny klub, by stać się zapleczem rządzącego PiS.

Rachunek za zasady

Najcięższym doświadczeniem w politycznej karierze szefa PSL były wybory prezydenckie w 2020 r. Aktywną kampanię rozpoczął już w listopadzie poprzedniego roku, a gdy po wybuchu wiosną pandemii covid zrezygnowała kandydatka PO Małgorzata Kidawa-Błońska, Kosiniak uzyskał sondażowe poparcie na poziomie 15 proc. i plasował się na drugim miejscu. Gdyby do wyborów doszło i urzędujący prezydent Andrzej Duda nie wygrał ich w pierwszej turze, prezes PSL byłby jego rywalem w drugiej. Przeniosłoby to i jego, i PSL do politycznej ekstraklasy.

Wybory w pierwszym terminie się nie odbyły w wyniku sprzeciwu Jarosława Gowina wobec „kopertowego” pomysłu. Przeciw był także Kosiniak i wierchuszka PSL, choć jeden z polityków partii anonimowo przyznaje, że w sztabie były gorące spory, co robić. Ale znów zwyciężyła u prezesa PSL wierność zasadom, nawet kosztem własnego interesu.

Za taką postawę zapłacił cenę, bo Platforma do wyborów w kolejnym terminie wystawiła lepszego kandydata – Rafała Trzaskowskiego. Odtworzony wtedy duopol PO-PiS zniwelował poparcie dla Kosiniaka. 28 czerwca 2020 r. otrzymał on nieco ponad 2 proc. głosów. Wyprzedzili go nie tylko dwaj główni rywale, ale też Szymon Hołownia i Krzysztof Bosak.

To była klęska. Sam Kosiniak przyznawał potem, że wybory prezydenckie mocno go zmieniły i pozbawiły złudzeń. Powoli przeobrażał się też z grzecznego chłopca w asertywnego lidera. Reporterzy sejmowi stojący pod drzwiami, za którymi trwało posiedzenie klubu PSL, słyszeli nawet, jak puszczał „wiązanki”. Byli tym zaskoczeni.

Senator Jan Filip Libicki twierdzi, że prezes PSL jest człowiekiem wyjątkowo grzecznym, miłym i kulturalnym, ale to wcale nie oznacza braku zdecydowania i sprawczości. Na czele PSL stawał w fatalnej dla partii sytuacji finansowej i kadrowej, i dał sobie świetnie radę. – Porównując rok 2015 i 2024 można powiedzieć, że wyprowadził PSL na szerokie wody – uważa senator.

Upór się opłaca

W poprzedniej kadencji Sejmu Kosiniak konsekwentnie wypowiadał się przeciw jednej liście opozycji, do której wzywał od powrotu do polskiej polityki Donald Tusk. Ten sprzeciw zbliżył lidera PSL do równie niechętnego jednej liście politycznego beniaminka Szymona Hołowni. Obaj po okresie wzajemnego obwąchiwania postanowili utworzyć koalicję, która z chadeckich pozycji wciśnie się między duopol.

Obaj liderzy dobrze się uzupełniali – jeden medialnie efektowny, drugi nieco w cieniu, zdystansowany, ale za to dysponujący rozbudowaną partią i funduszami. Współpracownicy prezesa PSL nie raz się dziwili, jak ich szef wytrzymuje z nie pozbawionym cech narcystycznych Hołownią. Okazało się jednak, że ego Kosiniaka – jak na polityka – jest nieduże i nie ma on kłopotu z towarzystwem „primadonny” z Polski 2050.

Kosiniak przełamywał powoli opory w swej tradycjonalistycznej partii, a potem wytrzymał moment kryzysu. Na posiedzeniu rady naczelnej w sierpniu 2023 r. przeforsował utrzymanie sojuszu w ramach Trzeciej Drogi, choć sondaże zaczęły balansować na progu 8 proc. i wielu działaczy PSL namawiało na samodzielny start. Ostatecznie, po świetnym występie Hołowni podczas debaty w TVP i zawieszeniu broni z Tuskiem – Trzecia Droga osiągnęła w wyborach aż 14 proc.

Siłą Kosiniaka jest jego przewidywalność i wierność zobowiązaniom. Lojalnie wspierał kandydaturę Hołowni na marszałka Sejmu i jasno zapowiedział, że to lider Polski 2050 będzie w przyszłym roku wspólnym kandydatem na prezydenta. Akurat jemu można uwierzyć. Tym bardziej że w samym PSL praktycznie nie ma dziś konkurencji. Dyżurnym oponentem jest marszałek senior Marek Sawicki, któremu publicznie zdarza się krytykować obu liderów Trzeciej Drogi, że zbyt słabo walczą o swoje postulaty programowe.

Być może z uwagi na takie głosy Kosiniak wystąpił z pomysłem resetu konstytucyjnego (z uwzględnieniem roli prezydenta Dudy), a liderzy ludowców zaczęli mocniej akcentować swoje oblicze ideowe choćby w sprawie aborcji. Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu kilku posłów, m.in. Piotr Zgorzelski i Marek Sawicki, zagłosowało przeciw ustawie gwarantującej pigułkę „dzień po” bez recepty, w kwestii aborcji zaś twardo promowana jest idea oddania głosu w ręce narodu podczas referendum.

W ramach Trzeciej Drogi Kosiniakowi udaje się schodzić z linii politycznego strzału, gdyż całe odium spada dziś na Hołownię, zaangażowanego w spór o mandaty Kamińskiego i Wąsika. Pomocne jest w tym kierowanie przez Kosiniaka resortem obrony, który musi pozostać choć trochę ponadpartyjny, zwłaszcza w obecnych czasach, więc nie jest aż tak atakowany przez PiS jak inne segmenty władzy. Ale i w tym resorcie są zagrożenia. Olbrzymie wydatki na uzbrojenie trzeba będzie pogodzić z oczekiwaniami socjalnymi Polaków. Nie można też wykluczyć, że pewnego dnia przed Kosiniakiem stanie problem przywrócenia powszechnego poboru do wojska.

Wielu naszych rozmówców uważa, że cechy charakteru Kosiniaka, zwłaszcza jego stabilność emocjonalna, dobrze mu wróżą jako liderowi na trudne czasy. Lojalnemu, wciąż młodemu, merytorycznemu, etycznemu, ale jak trzeba – podejmującemu trudne decyzje. Jeśli lider PSL nie będzie miał większych wpadek w MON, może to otworzyć przed nim perspektywy w polityce unijnej, np. w ramach Europejskiej Partii Ludowej.

„Szklanym sufitem” dla Kosiniaka może być to, że nie jest tak ambitny jak Hołownia, i nie ma cech „politycznego zabijaki”, jak Kaczyński i Tusk. Kto wie jednak, czy w najbliższych latach nasze społeczeństwo nie uzna, że wraz ze zmianami cywilizacyjnymi i rosnącym zagrożeniem na świecie warto mieć jak najwyżej w hierarchii władzy człowieka, któremu po prostu można zaufać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Z wykształcenia biolog, ale od blisko 30 lat dziennikarz polityczny. Zaczynał pracę zawodową w Biurze Prasowym Rządu URM w czasach rządu Hanny Suchockiej, potem był dziennikarzem politycznym „Życia Warszawy”, pracował w dokumentującym historię najnowszą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Inny niż wszyscy