Debiutancka książka Natashy Brown: historia czarnej Brytyjki

Debiutancka książka Natashy Brown „Przyjęcie” jest powieścioesejem, który obnaża brytyjski system społeczny z jego pozorną otwartością na migrantów. Za fasadą inkluzywności kryje się bezwzględna brutalność.

17.10.2023

Czyta się kilka minut

Asymulacja
KRAKOWSKIE BIURO FESTIWALOWE

W jednej ze scen główna bohaterka – jednocześnie narratorka – odwiedza szkołę, by wygłosić pogadankę o zaletach pracy w instytucjach finansowych. Jako przedstawicielka dużego londyńskiego banku musi regularnie uczestniczyć w takich zgromadzeniach. Oficjalny cel to inspirowanie młodych ludzi (przede wszystkim dziewcząt). Bank myśli strategicznie: trzeba zadbać o przyszłość i już teraz pozyskać dla sprawy choćby kilka nowych osób, trzeba je przekonać, że pracując dla Instytucji, będą nie tylko wspierać system finansowy kraju i świata, ale także spełnią wszystkie „swoje” marzenia. Bohaterka wygłasza okrągłe zdania o tym, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli tylko ciężko pracujemy i przekraczamy własne ograniczenia.

Jednak nie wierzy w ani jedno swoje słowo. Ma poczucie, że oszukuje młodych ludzi, a nawet więcej: że jest roznosicielką wirusa, który obezwładnia ich umysły i dusi w zarodku krytyczny potencjał ich myśli. Ale nie potrafi się temu przeciwstawić. Zajmuje określone miejsce w strukturze potężnej Instytucji, a to oznacza, że musi realizować założony plan. Forma i sens wypowiadanych przez nią komunikatów – nie tylko oficjalnych, także prywatnych – zostały z góry ustalone. Ona ma je tylko prezentować (w szkołach, na uniwersytetach, w organizacjach kobiecych, podczas targów pracy, ale także w codziennych rozmowach, gdy ktoś zapyta ją, czym się zajmuje i dlaczego warto to robić). Pozycja w strukturze determinuje granice jej języka. Nikt nie musi jej przypominać, że tych granic należy się trzymać. System przenika wszystkie sfery jej życia – przejął nad nią kontrolę i przekształcił w oddaną sprawie funkcjonariuszkę.

Wspieraj Conrad Festival!

Już po raz 15. Fundacja Tygodnika Powszechnego, wraz z Miastem Kraków i Krakowskim Biurem Festiwalowym, organizuje Conrad Festival, jedno z najważniejszych wydarzeń literackich w Polsce. Wesprzyj jego powstawanie!

Medium doskonałe

Natasha Brown opowiada historię czarnej Brytyjki, która wychowała się w rodzinie jamajskich migrantów. Z wielką determinacją pokonała wszystkie szczeble awansu. Ukończyła dobre szkoły, co pozwoliło jej zdobyć pracę w londyńskim banku. Świetnie zarabia, kupuje mieszkanie, ma chłopaka, który pochodzi z szacownej brytyjskiej rodziny. Trajektoria jej życia wydaje się wręcz doskonała. W rzeczywistości bohaterka nie czuje się spełniona. Mimo że nie daje tego po sobie poznać, z wolna narasta w niej przekonanie, że świat, do którego należy, jest na wskroś niesprawiedliwy i przemocowy. Większość osób uczestniczących w tej społecznej grze w ogóle nie widzi problemu, nawet wtedy, gdy na własnej skórze doświadcza wykluczenia czy wyzysku. Pewne rzeczy po prostu się dzieją. Pewne gesty są po prostu wykonywane. Pewne słowa po prostu padają. Wszystko to składa się na rodzaj toksycznej chmury, która każdego dnia przechodzi przez miasto i zatruwa umysły oraz ciała zamieszkujących je osób.

Jako czarnoskóra Brytyjka narratorka ma do odegrania bardzo ważną rolę. Nie tylko w banku, ale w ogóle w przestrzeni publicznej. Instytucja wysyła ją na szkolenia i pogadanki z potencjalnymi pracownicami nie tylko dlatego, że znakomicie włada angielszczyzną i łatwo nawiązuje kontakt, ale przede wszystkim dlatego, że poprawia wskaźniki wizerunkowe. Jest dowodem na to, że bank dba o różnorodność, że ma w swoich szeregach ludzi reprezentujących różne nacje i kultury, że realizuje program społeczny, którego celem jest powszechny dobrobyt, że wyrównuje szanse, zajmując się tymi, którzy kiedyś byli ciemiężeni. 

Z perspektywy Instytucji bohaterka jest medium doskonałym: nie do końca transparentnym, a jednak znakomicie przekazującym ideę przewodnią, zgodnie z którą odpowiednio pomnażany pieniądz jednoczy ludzi pochodzących z odmiennych światów. Ta idea ma działać jak zasłona, pod którą skrywana jest wiązka intersekcjonalnych wykluczeń. Jej przełożony nieustannie daje jej do zrozumienia, że są do siebie podobni (on, mimo że biały, też wychowywał się w biednej okolicy i musiał walczyć o pozycję). 

Podobieństwo losów nie przekłada się jednak na równe prawa. Nawet wtedy, gdy bohaterka otrzymuje awans, nie przestaje być traktowana jak „asystentka”, której można zrzucić na głowę dodatkowe zadania. Jako kobieta ciągle musi bronić się przed gestami przekraczającymi jej granice (mentalne i cielesne), mimo że otwarcie je wskazuje. Jej koleżanki i koledzy (głównie koledzy) nie traktują jej poważnie. W ich ocenie awansowała tylko dlatego, że jest czarna – firma prowadzi inkluzywną politykę kadrową, więc po prostu to konkretne miejsce w instytucjonalnej hierarchii musiało zostać wypełnione „taką” osobą.

Medium doskonałe ma przepuszczać wszystko: z jednej strony idee, które leżą u podstaw firmy, z drugiej – każdą szykanę. Póki ten obustronny ruch odbywa się w niezakłócony sposób, póty system może ekspandować.

Beztroska brutalność

Akcja powieścioeseju Brown rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu godzin, które poprzedzają przyjęcie organizowane przez rodziców chłopaka głównej bohaterki. Wyobraźcie to sobie: duży dom na brytyjskiej prowincji, w zasadzie zameczek z przepięknym ogrodem. W środku salon, sypialnie, biblioteka... Wystrój wnętrz adekwatny do statusu społecznego właścicieli.

No właśnie, jacy są ci właściciele? Konserwatywni, bo trzeba stać na straży porządku; nie można pozwolić, by struktura rozchwiała się na skutek nieodpowiedzialnych posunięć politycznych. Jednak otwarci, może nawet postępowi, czego wyrazem ma być akceptacja dla obecnej partnerki ich syna. Należy ważyć słowa: rodzina mówi w tym kontekście o „relacji”, gdyż nie jest wcale pewne, czy nie będzie to jedynie sezonowa miłostka. Dla niego – młodego, przystojnego, wykształconego, a przede wszystkim białego – byłoby lepiej, gdyby nie trwało to zbyt długo. Ma przecież czas, żeby poukładać sobie życie. Oczywiście, nikt nie mówi tego na głos. Poza tym w ogóle nie chodzi o kwestie rasowe. To byłoby nikczemne! Ale rodzina (zwłaszcza matka) uważa, że różnica klasowa może stać się przyczyną wielu nieporozumień, a nawet konfliktów. Zatem w towarzystwie chwalimy się, że syn ma czarną dziewczynę, zachowując dystans, który przejawia się w mikrogestach, w pojedynczych słowach, w subtelnej pobłażliwości wobec „tej” osoby.

Co według „właścicieli” jest subtelnym dystansem charakteryzującym ludzi z klasą, bohaterce jawi się jako „beztroska brutalność”. Brown wybrała doskonałe określenie: to rodzaj przemocy, który zadawany jest niemal mimowolnie. Nie chodzi o to, że ktoś chce zrobić narratorce intencjonalną krzywdę. Idzie o to, że system, w granicach którego nagle się znalazła, narzuca jego głównym użytkownikom określony – podszyty przemocą – sposób działania. Na najgłębszym poziomie sposób ten jest wykluczający wobec ludzi, którzy zostali oznaczeni jako obcy.

Świat, do którego należy jej chłopak, świat jego rodziny, świat tego towarzystwa jest tak naprawdę zamknięty. Przekraczając jego granice, bohaterka musi się liczyć z tym, że w każdej chwili ktoś będzie mógł zakwestionować jej pozycję, jej prawo do bycia wewnątrz. Jej obecność najbardziej doskwiera matce chłopaka. Ojciec jest po prostu dziedzicem. Jego forma życia została wykuta ze szlachetnego kamienia wieki temu. Przejął ją i nigdy nie musiał się zastanawiać nad sensownością swoich decyzji i czynów. Od samego początku wszystko było oczywiste i dzięki temu pracowało na jego korzyść. Samooczywistość egzystencji daje mu tak wielką siłę, że w kontakcie z ludźmi przybywającymi do wrót jego zameczku z innych światów może sobie pozwolić na luz.

Inaczej podchodzi do tego matka. Wżeniła się w tę rodzinę, więc dla niej – choć do perfekcji opanowała sztukę mimikry – bogactwo (społeczne, kulturowe i ekonomiczne) nie jest oczywiste. Gdy na horyzoncie pojawia się osoba reprezentująca inną klasę, matka czuje, że budzi się w niej pierwotna niepewność. Zaczyna się obawiać o szczelność swojej tożsamościowej powłoki, swojej maski społecznej i swojej emocjonalnej tarczy. Zagrożenie jest urojone, gdyż bohaterka nikogo nie prowokuje, ale to nie ma znaczenia. W rozmowie ze znajomymi rodziny matka przedstawia narratorkę jako „najnowszą przyjaciółkę” swojego syna. Skoro jest tylko jedną z wielu, skoro jest tylko elementem szeregu, to znaczy, że jej relacja miłosna nie jest wyjątkowa i nigdy nie przekształci się w prawdziwy związek. To będzie sezonowa fanaberia.

Rezygnacja

Mimo że bohaterka nie protestuje otwarcie wobec tych wszystkich form przemocy, jest coraz bardziej świadoma swojej sytuacji. Nie jest tak, że w środku pozostaje niezależna, a udawane formy akceptacji dla opresyjnego porządku pojawiają się wyłącznie na zewnątrz jako część jej strategii przetrwania. W jednym z najbardziej przejmujących fragmentów podkreśla, że nigdy nie przestaje cenzurować swych myśli. Brown zapisuje te słowa jak wiersz – rozbija je na wersy i umieszcza w przypisie: „To niebywałe, że nawet / w pozornym zaciszu własnej głowy / czuję / (nadal) / potrzebę / cenzurowania swoich myśli” (przeł. Martyna Tomaczak). Toksyna przeniknęła do najgłębszych pokładów jej umysłu i ciała, dlatego opór wobec systemu rodzi się powoli i nie przyjmuje rewolucyjnych form.

W pewnym momencie dowiadujemy się, że bohaterka choruje na raka. Powinna natychmiast poddać się terapii, by zneutralizować zagrożenie. Tego oczekuje jej chłopak, który sam ­codziennie przyjmuje tabletki na polepszenie nastroju. W ten sposób Brown daje sygnał, że forma życia, w którą wyposażyła go bogata patriarchalna rodzina, nie jest wcale zdrowa, że trzeba za nią zapłacić określoną cenę. Ani chłopakowi, ani jego rodzinie nie przychodzi jednak do głowy, by zakwestionować fundamenty tego porządku społecznego. Nikt spośród nich nie chce trwałej zmiany. Wybierają – by tak rzec – leczenie zachowawcze, które synowi (duszącemu się w cieniu ojca) pozwala nadal uczestniczyć w grze.

Bohaterka nie chce udawać. Nie ma siły na radykalne gesty, nie potrafi uderzyć w fundamenty systemu, ale ma sposób na to, by choć na chwilę zaciąć tę monstrualną maszynę: postanawia zrezygnować z leczenia. Brytyjscy recenzenci mieli z tym fabularnym rozwiązaniem ogromny problem. Zarzucali Brown, że wybrała melodramatyczne zakończenie, by silniej oddziałać na czytelników. Dlaczego mielibyśmy paść trupem – pytał jeden z krytyków – zamiast rzucić to wszystko w diabły? Według mnie te reakcje były symptomatyczne. Rak, który toczy ciało bohaterki, to metafora choroby społecznej, na którą cierpią wszyscy. Zgoda na leczenie byłaby równoznaczna z akceptacją warunków świata, w którym osoba oznaczona metką „obcy” może funkcjonować tylko o tyle, o ile pozostanie na zawsze w stanie „skulenia”. 

U Brown brytyjskie społeczeństwo włącza innych w swoje granice tylko po to, by wskazać im poślednie miejsce wewnątrz. To rodzaj włączającego wykluczenia albo wkluczającego wyłączenia. Owszem, można być w środku, ale tylko w określonym obszarze, można myśleć, działać i żyć, ale nigdy swobodnie. Taka egzystencja jest równoznaczna z ciągłym poczuciem zagrożenia, które skutkuje niepewnością i monstrualnym stresem. Żeby się go pozbyć, trzeba by zmienić warunki społeczne. Ale na to nikt nie pozwoli, dlatego pozostaje farmakologia jako działanie zastępcze. Bohaterka wybiera trzecią drogę: całkowitej rezygnacji (co oczywiście nie znaczy, że Brown namawia nas do tego, byśmy przestali się leczyć; wskazuje tylko, że pełne ozdrowienie jest zależne nie tylko od farmaceutyków, ale też od neutralizacji destrukcyjnej kultury).

Nie jest to jednak gest „intymny”, gest pozbawiony skutków społecznych. Jeśli dziś system potrzebuje „właściwego rodzaju różnorodności”, by ekspandować, to wypisanie się z niego musi wywołać wstrząs. Owszem, jest to wstrząs lokalny, ale zauważalny. Nie sposób go przeoczyć. Czy on może zapoczątkować ogólniejszą zmianę? To zależy już od nas.

Zgromadzenie

Mam problem z polskim tytułem książki Natashy Brown. „Przyjęcie” naprowadza nas na dwa tropy: z jednej strony chodzi o imprezę, którą organizują rodzice chłopaka głównej bohaterki, z drugiej o proces przyjmowania jej do grupy uprzywilejowanych – do klasy, która rządzi całym tym światem. Jednak w oryginale mamy rzeczownik „assembly”, który oznacza „zgromadzenie” (np. kontrahentów czy uczniów). Dawniej używano tego słowa jako synonimu związku lub małżeństwa. Do angielszczyzny trafiło ono za pośrednictwem języka francuskiego, ale wywodzi się z łaciny, gdzie czasownik „assimulare” oznaczał „czynić kogoś lub coś podobnym”, ale także „udawać”, „naśladować kogoś”. Brown wybrała „assembly”, by wywoływane przez to słowo skojarzenia skontrastować z wiązką znaczeń, które niesie rzeczownik „assimilation”. Jego droga do angielszczyzny była bardzo podobna, a czasownikowa podstawa łacińska jest niemal taka sama: „assimilare”. Różnica jednej samogłoski, ale różnica niezwykle istotna.

Bohaterka Brown podkreśla, że w Anglii na każdym kroku ktoś zachęca migrantów do asymilacji. System społeczny wywiera na przybyszkach i przybyszach ogromną presję, tworząc złudzenie inkluzywności. W rzeczywistości jednak mamy do czynienia z permanentną asymulacją, czyli pozorowaną otwartością i wykluczającym włączeniem. Gromada nigdy nie będzie wspólnotą równych! Główna bohaterka wypisuje się z życia, gdyż nie akceptuje tej reguły i nie chce dłużej funkcjonować w toksycznym środowisku, które wampirycznie karmi się jej energią.

Jeśli to widzimy i rozumiemy, to coś powinniśmy z tym wreszcie zrobić, prawda? ©℗

NATASHA BROWN – brytyjska pisarka. Jej debiutancka powieść „Przyjęcie” (edycja polska Wydawnictwo Poznańskie 2023, tłum. Martyna Tomczak) była nominowana do wielu nagród, m.in. Folio Prize, Goldsmiths Prize i Orwell Prize for Fiction. Autorka została uznana za jedną z najlepszych debiutujących powieściopisarek w 2021 r. przez magazyn „Observer” oraz za jedną z najlepszych młodych brytyjskich powieściopisarek roku 2023 przez magazyn „Granta”.

Podczas Festiwalu Conrada porozmawiamy z NATASHĄ BROWN o różnych formach wykluczenia, którym podlegają migranci oraz ich dzieci, o klasowości dzisiejszego społeczeństwa brytyjskiego, o konsekwencjach życia w toksycznej kulturze, o możliwych formach oporu wobec współczesnych mechanizmów społecznych, które odpowiadają za nierówności, a także o roli, jaką w tej walce może odegrać literatura.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Asymulacja

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 02/2023