Powieści i opowiadania Eduarda Halfona: podróż bez końca

Powieści i opowiadania Eduarda Halfona przedstawiają skomplikowane losy migrantów poszukujących źródeł tożsamości lub tę tożsamość tworzących za pomocą dostępnych narzędzi: wspomnień, lęków, uprzedzeń i pragnień.

17.10.2023

Czyta się kilka minut

DAVID HERRANZ / KRAKOWSKIE BIURO FESTIWALOWE

Publikuje krótkie powieści, tomy opowiadań, zbiory autobiograficznych szkiców. W sumie na jedno wychodzi: czasami opowiadania zrastają się w powieści, z powieści można by wyłuskać opowiadania, różnica zaś między opowiadaniem a autobiograficznym szkicem jest niemal niezauważalna. Pisze zawsze o sobie i o swoich bliskich; o tym, co przeżył i co zobaczył; o losach rodziny. Materiału mu nie brak. Jest Gwatemalczykiem i Żydem. Mieszkał w kilku krajach na dwóch kontynentach. Jeden jego dziadek pochodzi z Łodzi, drugi z Libanu. Jedna babcia wywodzi się z Egiptu, druga z Syrii. I wszyscy jakimś cudem trafili do Gwatemali.

Paryż

Mekka artystów? Stolica literackiego świata? Nie no, jasne, ale tak z pół wieku temu. Pisarze latynoskiego boomu i ich starsi koledzy marzyli o francuskiej stolicy, pielgrzymowali do niej, wpadali w zachwyt albo wracali rozczarowani. Halfon, obczytawszy się z neofickim zapałem w literaturze światowej, uznaje pod koniec lat 90., że żeby zostać pisarzem, musi pojechać do Paryża. Rzuca posadę w wyuczonym fachu inżyniera i za zebrane pieniądze wyprawia się do Francji. Zdrowie mu szwankuje, ale czyta i pisze, pisze i czyta. Wrócił z Paryża w kiepskiej kondycji fizycznej i z plikiem opowiadań, o których dziś wypowiada się z ciepłą pobłażliwością. Jednak to właśnie tam coś się zaczęło, faktycznie narodził się pisarz.

Wspieraj Conrad Festival!

Już po raz 15. Fundacja Tygodnika Powszechnego, wraz z Miastem Kraków i Krakowskim Biurem Festiwalowym, organizuje Conrad Festival, jedno z najważniejszych wydarzeń literackich w Polsce. Wesprzyj jego powstawanie!

Gwatemala

Wcześniej jednak musiał narodzić się czytelnik.

„Nie byłem czytelnikiem. Nigdy nie lubiłem książek. W dzieciństwie czytałem tylko lektury zadawane w szkole, chyba że udało mi się znaleźć jakieś niezłe streszczenie albo jakiś pilny kolega zechciał przeczytać i mi streścić. No bo po co?”. Zaskakujące wyznanie jak na kogoś, kto dziś żyje z pisania – a w każdym razie pisaniem. Przemiana nastąpiła po studiach, kiedy to młody inżynier Halfon wylądował w swoim kraju, którego w zasadzie już nie znał i nie pamiętał, słabo mówiąc po hiszpańsku i pracując w zupełnie go nieinteresującym zawodzie. Brakowało mu w życiu celu, poszedł więc na uniwersytet i zapytał o możliwość studiowania filozofii. Owszem, można, ale kursy z filozofii należy robić jednocześnie z kursami z literatury, taki program. Halfonowi było wszystko jedno, zapisał się i... wsiąkł. Najpierw miał fazę „czytelnika ćpuna”: pochłaniał książki w upojeniu. Potem przeszedł do fazy „czytelnika rzemieślnika”: analizował, podglądał. „Jak ten Cheever osiąga tak pełne wigoru zdania? Co robi Kafka, żeby jego opowiadanie brzmiało tak dusząco?”. Ostatecznie osiąga trzeci poziom – „czytelnika sukinsyna”: ma już na koncie trochę swoich tekstów, więc teraz kaprysi, kręci nosem, niesatysfakcjonujące książki odrzuca po kilku stronach.

USA

Mimowolny powrót do Gwatemali był rezultatem zakończenia studiów inżynierskich: Halfonowi wygasła wiza, innej opcji nie miał. Do Stanów rodzina wyniosła się – acz chyba trafniej powiedzieć: uciekła – ładnych parę lat wcześniej. W Gwatemali trwała de facto wojna domowa, strzelaniny i wybuchy stanowiły naturalny akompaniament dni i nocy. Po jednym z gwałtownych starć w stolicy rodzice oświadczyli dzieciom, że wszyscy wyjeżdżają. To zamożna rodzina, z kontaktami, stać ich było na wynajęcie ładnego domu, umieszczenie dzieci w dobrych szkołach. Nastoletni Eduardo wraz z młodszym bratem i siostrą lądują w żywiole nowego języka. Coś tam po angielsku mówią, ale słabo. To wtedy przyszły pisarz otrzymuje pierwsze poważne zadanie literackie: miss Pennybaker, nauczycielka, każe mu przygotowywać cotygodniowe referaty, na różne tematy, po angielsku. Halfonowie szybko wchodzą w nowy język, nawet w domu, między sobą, przestają rozmawiać po hiszpańsku. A jednak potem, i dziś, Halfon tworzy literaturę w tym właśnie języku. Może dlatego, że „pisarz, jak powiada ­Roland ­Barthes, to ktoś, dla kogo język jest problemem”.

Stany to wspomnienia z dzieciństwa, w miarę beztroskiego, w każdym razie w kontekście Gwatemali, ale Halfonowi przyjdzie jeszcze nie raz tu wracać, także w dorosłości, gdy wieść będzie życie nieco wagabundzkie. I tam też, w szpitalu w Nebrasce, urodzi się jego syn, a pisarz stanie wobec pierwszego dylematu, ojcowskiego i tożsamościowego, na wskroś praktycznego i bardzo ideologicznego: obrzezać noworodka czy nie obrzezać?

Izrael

Żydowskość to lejtmotyw w prozie Halfona, co u twórcy o tym pochodzeniu nie dziwi. Może przez to, jakim geograficzno-historycznym splotem są dzieje jego rodziny, a może też dlatego, że patrząc z Gwatemali ma się specyficzną perspektywę, a może jeszcze z innych przyczyn – Halfon na swoją żydowskość spogląda z dystansem, ale zarazem z powagą.

Chyba najlepszym tego przykładem jest finał powieści „Klasztor”, jednej z dwóch wydanych (w jednym tomie) po polsku. Narrator – czyli Halfon po prostu – jest na plaży, nad słoną wodą, ze zmysłową Tamarą, w strojach kąpielowych. Prowadzą rozmowę, niby ot, tak sobie, podszytą flirtem, ale rozmawiają o Zagładzie, o przetrwaniu, o śmierci. Cała ta ­powieść osnuta jest wokół rodzinnego wyjazdu do Jerozolimy, gdzie siostra Eduarda ma wziąć ślub, tradycyjny, bo stała się ortodoksyjną żydówką. W Izraelu narrator jest jak ciało obce: patrzy na wszystko z dystansem. Siostra jest w zasadzie kimś, kogo nie zna, szwagier wywołuje w nim uczucie zażenowania. Zapytany przez taksówkarza Halfon odpowiada, że Żydem jest tylko czasami. Identycznej odpowiedzi udziela na pytanie, czy pali. W obu przypadkach reakcja jest taka sama: przecież tak się nie da! Ale to nie jest odrzucenie, to jest zaangażowanie, tylko że na wielu poziomach problematyczne.

Tokio

Bo tożsamość to jest w ogóle skomplikowana sprawa.

„Pisarz żydowski, tak. Pisarz gwatemalski, jasne. Pisarz latynoamerykański, oczywiście. Pisarz środkowoamerykański, coraz rzadziej. Pisarz amerykański, coraz częściej. Pisarz hiszpański, kiedy akurat pasuje podróżować na ten paszport. Pisarz polski, raz, w jednej z barcelońskich księgarni, w której upierali się – wciąż się upierają – żeby stawiać moje książki na półce z literaturą polską. Pisarz francuski, od kiedy przez jakiś czas tam mieszkałem, a niektórzy sądzą, że dalej mieszkam”. Halfon pisze te słowa, referując podróż do Tokio, dokąd zaproszono go jako pisarza... libańskiego. Zaproszenie przyjął, bo nigdy wcześniej nie był w Japonii (przy tej okazji odwiedza Hiroszimę i staje w miejscu zagłady innej niż ta, która dotknęła jego rodzinę, ale przecież podobnej: dziadek przewodniczki Aiko ma na skórze wypalone ślady po promieniowaniu, trochę tak, jak polski dziadek Halfona numer obozowy z Auschwitz na ręce). W Libanie zresztą też nie był, o co pretensje mają do niego niektórzy ze współuczestników wydarzenia. Kiedy zaś Halfon dodaje, że był za to w Izraelu, czyli niedaleko, atmosfera jeszcze się zagęszcza. Epizod jest zabawny (a mnie przypomina, jak sam znalazłem się na targach książki w Algierze jako reprezentant Hiszpanii; ot, przykład silnej identyfikacji z autorem), ale nie błahy: bo arabskość, bliskowschodniość to także część przyjętej tożsamości.

Kraje arabskie

Babcia od strony matki była córką Syryjczyków z Aleppo, którzy uciekli do Ameryki, a kolejne dzieci rodziły im się w Meksyku, w Panamie, na Kubie i w Gwatemali. Babcia od strony ojca urodziła się w egipskiej Aleksandrii, przepłynęli ocean i wylądowali w Gwatemali, ale ponoć przez pomyłkę, bo myśleli, że to Panama, gdzie mieli jakąś rodzinę. Dziadek od strony ojca uciekł z Bejrutu, określał się jako Libańczyk, choć wtedy jeszcze Liban jako państwo nie istniał, a poszczególni członkowie rodziny urządzili się w Paryżu, w Cali, w Limie, w Hawanie, w Nowym Jorku, w Miami oraz w meksykańskiej i gwatemalskiej stolicy, w ramach strategii, że gdzieś się komuś na pewno powiedzie, że gdzieś będzie bezpiecznie i w razie czego reszta będzie miała schronienie. Bliskowschodniość była klimatem dzieciństwa Halfona. Opisy rodzinnych spotkań w domu – a właściwie pałacu – libańskiego dziadka wypełnia aromat kawy, woń orientalnych przypraw, smaki i zapachy arabskich potraw łączących się ze specjałami gwatemalskiej kuchni szykowanymi przez gosposię. „W sumie w trzech czwartych [jestem] Arabem, a w jednej czwartej Polakiem” – myśli o sobie Halfon w jerozolimskiej taksówce, wysłuchując diatryby kierowcy o konieczności wybicia Arabów.

Atitlán

Zmysłowość – to jedna z tajemnych broni pisarza. Nie wiem, jak on to robi, przecież używa tak niewielu słów, jego teksty są zwięzłe, opisy krótkie, a ma się wrażenie, jakby się czuło te zapachy i smaki, jakby się na własne oczy oglądało pejzaże. Jakoś nie mogę uwierzyć, że nigdy nie byłem nad jeziorem Atitlán w Gwatemali, ale nie, nie byłem, tylko czytałem o nim u Halfona: w „Żałobie” (druga z wydanych po polsku powieści) wraca do miejsca wakacji z dzieciństwa, szukając tropów związanych z tajemniczą śmiercią krewnego, który utopił się jako kilkuletnie dziecko.

Halfon odmalowuje Gwatemalę małymi pociągnięciami pióra, subtelnie, bardzo plastycznie, z czułością niedeklarowaną, ale wyczuwalną. Może nam się kojarzyć z najlepszymi stronami Andrzeja Bobkowskiego, zakochanego po uszy w gwatemalskim pejzażu.

Tyle że Atitlán nie jest już błękitny jak kiedyś, tylko brudnozielony i cuchnący. A na sielankowe wspomnienia z dzieciństwa nakłada się obraz topielca, rebelianta przesłuchiwanego przez wojskowych, którego ciało po sesji tortur wrzucono do wody.

Gwatemala 2

Rodzinny kraj to zapach kawy i tamales, to kukurydziany atol i prażone zompopos (jadalne odwłoki owadów), to jezioro i wulkany, rodzina i wspomnienia, ale także, a może przede wszystkim, pamięć o koszmarze wojny domowej.

Konflikt miał klasyczny dla regionu schemat: reformatorski prezydent (uznawany przez USA za komunistę, opodatkował United Fruit, bananowego molocha, i odebrał mu część ziem, acz tylko nieużytki, i to za odszkodowaniem) zostaje obalony w wyniku wojskowego puczu i przez następne półwiecze autorytarne władze wojskowe prowadzą bezpardonową walkę z lewicowymi partyzantami. Jak zwykle największą cenę płaci ludność cywilna, jak zwykle – rdzenna. Halfon pisze o tym wszystkim: o masakrach dokonywanych przez oddziały specjalne, o amerykańskim ambasadorze Main zastrzelonym podczas próby porwania, o śmierci ambasadora RFN von Spretiego zabitego przez partyzantów przy obojętności władz (nazwisko nieobce czytelnikom Ryszarda Kapuścińskiego), o ­bestialskich torturach. Ale dla niego ta historia ma wymiar osobisty, splata się ze wspomnieniami. To przed tym uciekli do Stanów, to dlatego widział trupa w jeziorze. Do tego dochodzi jeszcze opowieść o porwaniu dziadka, którego partyzanci przetrzymywali ponad miesiąc w zamknięciu. Wrócił cały i zdrowy, po przekazaniu okupu, ale potem, przez lata, rodzina widywała na ulicy czy w restauracji ludzi, którzy brali udział w tym porwaniu. O tym wszystkim Halfon pisze bez gniewu, refleksyjnie, ze smutkiem.

Polska

„69752. Że to jego numer telefonu. Że go tu sobie wytatuował, na lewym przedramieniu, żeby nie zapomnieć. Tak mi mówił dziadek. I w dzieciństwie w to wierzyłem. W latach siedemdziesiątych numery telefonów w kraju miały pięć cyfr”.

Świadomość Zagłady, nieuchronna część dziedzictwa, szczególnie dla kogoś, kogo dziadek przeszedł cały szlak obozów koncentracyjnych, łącznie z Sachsenhausen, Neuengamme, Buna Werke i Auschwitz, gdzie polski współwięzień, bokser, „przez całą noc uczył go, jak się bronić i zadawać ciosy słowami”. Dziadek trafił do Gwatemali i nigdy więcej nie chciał mówić po polsku, a tym bardziej do Polski wracać. „Polacy nas zdradzili” – powtarzał. Cała reszta rodziny – rodzice Masza i Samuel, rodzeństwo Rachela, Raizel i Salomon – pomarli w gettach i w obozach. Kiedy Eduardo zdradził, że chce jechać do Polski, dziadek zezłościł się i wyjął wycinki ze współczesnych gazet: zdjęcie graffiti z polskiego miasta z gwiazdą Dawida na szubienicy, antysemickie hasła na polskich stadionach. Później jednak wcisnął wnukowi do ręki karteczkę z adresem swojego domu w Łodzi. O podróży po Polsce pisze Halfon w „Klasztorze” i w opowiadaniu „Getto, moja miłość” (niepublikowanym po polsku). Pisze zgodnie ze swoją metodą, w swoim duchu: maskowane wzruszenie miesza się z pozorowaną obojętnością, trzeźwy dystans ze spostrzegawczością, jest obóz w Auschwitz i bar mleczny z naleśnikami.

W jednym z opowiadań, na gwatemalsko-belizeńskiej granicy narrator zapytany przez pogranicznika, dokąd zmierza, chce mu odpowiedzieć, że „wszystkie nasze podróże to tak naprawdę jedna podróż, z licznymi przystankami i przesiadkami. (...) żadna podróż nie jest linearna, nie przebiega po okręgu, nigdy się nie kończy”. Ostatecznie jednak woli zmilczeć. Niekolista i nielinearna podróż Halfona trwa. ©

W tekście pojawiają się cytaty z: „Klasztor. Żałoba” (Czarne, 2023), „Un hijo cualquiera” (Libros del Asteroide, 2022), „Canción” (Libros del Asteroide, 2021), „Signor Hoffman” (Libros del Asteroide, 2015), „El boxeador polaco” (Pre-Textos, 2008), w moim przekładzie.

EDUARDO HALFON (ur. 1971) – prozaik i eseista. Opublikował piętnaście książek beletrystycznych, przetłumaczonych na ponad dwanaście języków. W 2011 r. otrzymał stypendium Guggenheima, a w 2015 r. – prestiżową Nagrodę Rogera Caillois dla literatury latynoamerykańskiej publikowanej we Francji. Jego powieść „Żałoba” została nagrodzona Premio de las Librerías de Navarra (Hiszpania), Prix du Meilleur Livre Étranger (Francja), Edward Lewis Wallant Award (USA) i International Latino Book Award (USA). Po polsku ukazały się dwie jego krótkie powieści zebrane w jednym tomie zatytułowanym „Klasztor. Żałoba” w przekładzie Tomasza Pindla.

Podróż bez końca

Podczas Festiwalu Conrada porozmawiamy z EDUARDEM HALFONEM o pisaniu, które wyrasta ze skomplikowanego splotu doświadczeń i historycznych wydarzeń. Czym jest tożsamość dla kogoś, kto nieustannie się przemieszcza i nie czuje związku z żadnym konkretnym miejscem, a zarazem wiele miejsc uznaje za ważne z perspektywy rodzinnej historii? Dlaczego czasem literatura jest największą przeszkodą, z jaką musimy się zmierzyć, by odpowiedzieć na pytanie, kim jesteśmy i gdzie chcemy żyć? Spotkanie poprowadzi Tomasz Pindel.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Podróż bez końca

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 02/2023