Cyfrowe getta młodzieży. Jak wyjść z zaklętego kręgu?

Prof. Jakub Andrzejczak, socjolog: Od wielu lat zajmuję się wpływem technologii cyfrowej na socjalizację i edukację młodych ludzi. Mam ponad 200 fikcyjnych kont i około 500 profili w mediach społecznościowych. Dzięki temu dotarłem do głębokich piwnic tego świata, zamkniętych przestrzeni, które nazywam: „cyfrowe getta”, bo przenikalność tej rzeczywistości jest ograniczona. Wielu grup nie można znaleźć poprzez wyszukiwarkę.

08.11.2023

Czyta się kilka minut

„Bezpieczny pokój” może być obszarem najbardziej traumatycznych dla dziecka doświadczeń.  / FOT. MAREK BAZAK / EAST NEWS
„Bezpieczny pokój” może być obszarem najbardziej traumatycznych dla dziecka doświadczeń. / FOT. MAREK BAZAK / EAST NEWS

Eliza Leszczyńska-Pieniak: Czy świadomy rodzic może uchronić dziecko przed zagrożeniami, jakie niesie cyfrowa rzeczywistość?

Jakub Andrzejczak: Nie zawsze jest to możliwe, ale zakładam, że taki dorosły jest otwarty na rozmowę z dzieckiem o przemocy cyfrowej i niebezpiecznych interakcjach, które mogą go spotkać w sieci. Nie boi się poruszać tematów trudnych, a nawet sam pokazuje zagrożenia, jakie widzi w tej przestrzeni.

Wielu rodziców instaluje na urządzeniach używanych przez dzieci aplikacje pozwalające na kontrolę rodzicielską. Myślą, że to wystarczy.

Do czego przyda nam się informacja, że nasze dziecko próbowało odwiedzić witryny pornograficzne, skoro nie będziemy posiadali umiejętności i odwagi, by o tym porozmawiać? Choćby zresztą na urządzeniu była taka blokada, telefon kolegi może jej nie posiadać i treści, które chcieliśmy mieć pod kontrolą, i tak staną się dostępne dla naszego dziecka. Ich źródeł jest wiele. Granica wieku wejścia w media społecznościowe z roku na rok się obniża; już dawno istnieje ciche przyzwolenie, by dzieci zakładały sobie konta na popularnych platformach przed ukończeniem trzynastego roku życia. Spotykam się z tym, że już siedmio- i ośmiolatkowie mają konta na TikToku.

To w sumie konsekwencja postaw dorosłych. Dzieci mają kontakt ze smartfonem niemal od urodzenia, regularnie słyszą też zdanie: „Obejrzyj bajkę na telefonie, mam coś do zrobienia”.

Zdarza się, że rodzice chwalą się tym, że ich kilkuletnie dzieci świetnie poruszają się w świecie cyfrowym. Czym innym jest jednak oglądanie bajek na telefonie, a czym innym korzystanie z platform społecznościowych. Dzieci mogą się tam zetknąć z treściami, na które nie będą przygotowane. Znajdą je w pozornie niewinnych grach albo filmach na YouTubie i na TikToku. Z badań brytyjskiej organizacji Internet Watch Foundation wynika, że znacznie obniżył się wiek inicjacji, jeśli chodzi o kontakt z treściami pornograficznymi. Dzieci w wieku dziesięciu lat i młodsze odpowiadają za 10 procent ruchu na stronach pornograficznych; najpopularniejszą witrynę odwiedziły na przestrzeni dwunastu miesięcy ponad cztery miliardy razy. Czas spędzany w ten sposób mógłby być spożytkowany na interakcje społeczne, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania dziecka w świecie.

Ile czasu spędzają dzieci z telefonem komórkowym w ręce? Choć może wypadałoby już powiedzieć: „w rzeczywistości online”?

Przeciętny młody człowiek korzysta z urządzeń cyfrowych około siedmiu godzin dziennie, a podczas wakacji nawet czternaście godzin. Informacje te zdobywam m.in. podczas bezpośrednich rozmów z młodzieżą, która pokazuje mi dane ze swoich smartfonów. Jeśli odliczyć średnio osiem godzin przeznaczone na sen, okazuje się, że to ponad 40 procent czasu dziennej aktywności. Co oznacza, że socjalizują się w tym świecie, czerpią z niego opinie, poglądy, postawy, wzory zachowań, a także reakcje emocjonalne.

Rodzice wciąż na to narzekają.

I nic z tego nie wynika, bo nic się nie zmieni w życiu dziecka, kiedy rodzic wpadnie do pokoju z krzykiem: „No, ile można?!”, „Przestań wreszcie grać, zabierz się za naukę!”. O wiele lepiej byłoby, gdyby ojciec zainteresował się tym, co robi syn, w co gra, na jakie strony wchodzi. Porozmawiał, zamiast krzyczeć. Jako rodzice musimy podjąć to wyzwanie, bo nikt tego nie zrobi za nas. Pokazujmy dzieciom, że treści publikowane na stronach internetowych nie muszą być prawdziwe, uczmy je krytycyzmu wobec tego, z czym się stykają, by miały świadomość, jakich przemyślnych technik używa przemysł cyfrowy, by zatrzymać ich w rzeczywistości „online”. 

Podczas mojej pracy badawczej obserwowałem dzieci, które z lękiem wyrażały się o życiu „offline”. Bały się realnych kontaktów i rozmów. Technologia, która zbyt wcześnie i agresywnie wkracza w rozwój dziecka, uniemożliwia zdobywanie umiejętności społecznych, zakłóca ich dobrostan emocjonalny. 

A jednak wciąż panuje przekonanie, że jeśli dziecko nie biega po nocy, nie spotyka się z podejrzanym towarzystwem, tylko siedzi w domu, to rodzice mogą spać spokojnie.

Tak się składa, że ten „bezpieczny pokój”, w którym przed komputerem siedzi nasze dziecko, może być obszarem najbardziej traumatycznych i trudnych do przepracowania doświadczeń. Od wielu lat zajmuję się wpływem technologii cyfrowej na socjalizację i edukację młodych ludzi, prowadząc obserwacje na podstawie badań środowiskowych. Mam ponad 200 fikcyjnych kont i około 500 profili w mediach społecznościowych. Dzięki temu dotarłem do głębokich piwnic tego świata, zamkniętych przestrzeni, które nazywam: „cyfrowe getta”, bo przenikalność tej rzeczywistości jest ograniczona. Wielu grup nie można znaleźć poprzez wyszukiwarkę, można tam wejść na podstawie linków, które sobie młodzi ludzie przesyłają. Trzeba znać specjalne hasła, by zostać przyjętym do takiej grupy.

Dlaczego młodzi ludzie szukają drogi do tych gett?

Najczęściej w dziecku jest potrzeba poszukiwania określonych treści, czasami nie intencjonalna, a czasami wynikająca z kompleksów i deficytów społeczno-wychowawczych. Po kilku wyszukiwaniach algorytmy podsuwają mu strony, które tematycznie mieszczą się w strefie jego zainteresowań, tam poznaje podobnie myślących ludzi, którzy kierują go dalej, do zamkniętych grup. Tam dziecko traci czujność, a treści, które jeszcze dwa tygodnie wcześniej uznawało za niedopuszczalne, przestają je szokować. Dochodzi do normalizacji pewnych zachowań i sposobów myślenia.

Znam przypadek jedenastolatka, który trafił do grupy epatującej nienawiścią do niepełnosprawnych. Dyskutowano o tym, jak skutecznie zrzucić kalekę z wózka inwalidzkiego. Chłopiec rozpowszechniał te informacje w klasie. Jak szybko odbywa się zmiana postaw pod wpływem internetu?

To nawet nie jest sprawa tygodni. Intensywność korzystania przez młodych ludzi z sieci jest tak duża, że w ciągu kilku godzin mogą dotrzeć do interesujących ich treści. Algorytmy nowych mediów społecznościowych działają niebywale sprawnie i szybko „uczą się nas” na podstawie nawet relatywnie krótkiej obecności na danej stronie. Najszybszy jest algorytm TikToka, który błyskawicznie przekierowuje nas na konta użytkowników zbliżonych pod względem zainteresowań. Proszę sobie wyobrazić piętnastolatkę, która szuka treści związanych z dietą, trafia do grup dyskusyjnych, a ponieważ świat internetu skupia się na przekazywaniu treści bardzo radykalnych, bo to one generują „klikalność” i przyciągają uwagę, dziewczyna zaczyna trafiać na filmy pokazujące zalety anoreksji. 

Czy wśród tych historii jest taka, która szczególnie Pana poruszyła?

To historia nastolatki, która przez kilka miesięcy funkcjonowała w grupie zainteresowanej popkulturą koreańską. Później trafiła na osoby, które zaczęły sobie przekazywać treści depresyjne, a w końcu dostała instrukcję, jak popełnić samobójstwo. I zrobiła to. Miała trzynaście lat.

Nie da się pomóc takim osobom?

Kiedyś próbowałem to zrobić wobec dziewczyny, która zmagała się z problemami osobistymi, ale odpisała, że „nie rozmawia z nieznajomymi”. To w gruncie rzeczy efekt nauki, jaką dorośli od najmłodszych lat przekazują dzieciom. Chciałem tej dziewczynie przekazać informacje na temat miejsc udzielających pomocy, powiedzieć, że istnieją instytucje, które mogą realnie poprawić jej sytuację, ona jednak wolała dalej szukać wsparcia w mediach społecznościowych.

Czy policja monitoruje te ciemne piwnice internetu?

Z mojego doświadczenia wynika, że w bardzo ograniczonym stopniu. Pewne przestrzenie świata wirtualnego są monitorowane choćby przez wydziały do walki z cyberprzestępczością, ale to nie są te obszary, w których gromadzą się dzieci. Poza tym, nawet gdy rodzice zgłaszają sprawę przemocy w sieci, spotykają się ze stwierdzeniem o „niskiej szkodliwości czynu”. Ostatnio poznałem historię, która dzieje się w małym miasteczku. Jakiś człowiek założył tam profil publiczny, który miał koncentrować się wokół wydarzeń lokalnych, ale on szkaluje za pośrednictwem tej strony ludzi, których nie lubi, upublicznia konwersacje i przerobione zdjęcia tych osób. I nikt z tym nic nie umie zrobić.

Mimo że to nie jest grupa zamknięta, tylko ogólnie dostępna?

Współpraca służb w Polsce i na świecie z mediami społecznościowymi jest bardzo trudna i wciąż na bardzo niskim poziomie.

Także otwarte grupy funkcjonujące w sieci stały się miejscem dystrybucji środków psychoaktywnych: leków i narkotyków.

Nie śledzę tego wątku, bo nie zajmuję się nim w swojej pracy badawczej, ale wiem, że tak się dzieje. W pewnych kręgach jest to zresztą wiedza powszechna. Proceder sprzedawania narkotyków odbywa się dzisiaj za pomocą legalnych mediów społecznościowych i komunikatorów. 

Co było powodem ataku spamerskiego, który młodzi ludzie przypuścili na Pana konto?

Postanowiłem zareagować i ujawniłem dorosłym informacje na temat istnienia grup zamkniętych. Opisałem, co jest tematem prowadzonych tam rozmów i jakie niebezpieczeństwa z tego wynikają. Reakcja była natychmiastowa. Dzieciaki umówiły się na konkretny dzień i godzinę, żeby mój profil „spadł z rowerka”. Dostałem ogromną liczbę wiadomości, maili, ale także gróźb pod adresem mojej rodziny. Dzieciaki w wieku od ośmiu do piętnastu lat sparaliżowały mi konto; utraciłem ważne informacje. Wiele z tych działań nosiło wręcz znamiona przestępstwa.

Zawiadomił Pan policję?

Jestem pedagogiem i socjologiem, nie chciałem uruchamiać całej lawiny, wolałem dotrzeć do moderatorów i administratorów tych stron. Młodym ludziom wydaje się, że są anonimowi, jeśli nie publikują zdjęć, nie oznaczają znajomych. Ale nie są nieuchwytni. Najlepszym skutkiem mojej historii było to, że dotarłem do ich szkół i do rodziców. Prosiłem, żeby w tych rozmowach brały udział dzieci, i czasem trwały one nawet półtorej godziny. Poświęciłem na to wiele czasu, ale uznałem, że tylko w ten sposób mogę coś zmienić i przerwać ten ciąg zdarzeń. 

To były trudne rozmowy. Rodzice wstydzili się, dzieci płakały. Pamiętam spotkanie z ojcem, z zawodu informatykiem, który nie miał świadomości, że jego nastoletnia córka funkcjonuje w kilku zamkniętych grupach, m.in. w takiej, gdzie była mowa o przemocy wobec dzieci do czwartego roku życia.

Czy istnieją konstruktywne rozwiązania, które pozwolą uchronić młodych ludzi przed zagrożeniami, jakie niosą media społecznościowe?

Z tym problemem zmagamy się wszyscy, choć nie każdy w dostatecznym stopniu zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Australia i Nowa Zelandia najlepiej radzą sobie z przeciwdziałaniem problemom, jakie niesie funkcjonowanie dziecka w sieci. W Polsce także powstają inicjatywy takie jak Heroo Mobile, oferujące bezpieczne aplikacje dla dzieci. Staramy się zmieniać internet, by był przyjazny dla dzieci i dla rodziców. Nie ma się co jednak oszukiwać – żeby doprowadzić do rewolucyjnych przemian, musi dojść do współpracy z wielkimi korporacjami, które tworzą media społecznościowe. 

Właściciele Facebooka i Instagrama od lat wiedzą, że zbyt długie przebywanie dzieci w sieci nie kończy się dla nich dobrze. Wzorce propagowane w mediach społecznościowych zmniejszają zwłaszcza dobrostan dziewczynek, mają związek z depresją, która jest plagą wśród nastolatków. Szefowie wielkich korporacji muszą przejąć część odpowiedzialności za te zjawiska. Musimy wywierać presję na przemysł cyfrowy [33 stany USA pozwały właśnie właścicieli Instagrama za celowe manipulowanie młodzieżą – red.], tworzyć oddolne inicjatywy. Bez tego będzie nam trudno działać.

Prowadzi Pan szkolenia rad pedagogicznych i ma Pan kontakt z nauczycielami. Czy polska szkoła jest przygotowana i reaguje na rewolucję, jaką wprowadził w życie dzieci internet?

Polska szkoła od dwudziestu lat przesypia ideę kształtowania obywatelstwa cyfrowego. Budzi się w „dzień bezpiecznego internetu” i wtedy organizuje pogadanki, pokazowe lekcje i konkursy dla dzieci. To nie jest dobra droga, potrzebujemy systemowych rozwiązań, a nie okazjonalnych wydarzeń. Potrzebujemy edukacji cyfrowej z prawdziwego zdarzenia. Nie mam tu na myśli osobnego przedmiotu, te treści można swobodnie wpleść w podstawę programową każdego z nich. To jest zupełnie nowa rzeczywistość, dlaczego więc nie mogłyby być elementem edukacji na języku polskim, np. gdy mówimy o tym, co jest prawdą, a co kreacją? Od dawna istnieją w sieci aplikacje, które mogą dowolnie przerobić zdjęcie wybranej osoby. Czemu do tego nie nawiązać podczas lekcji? 

Pokazywanie tych zjawisk uczy krytycznego myślenia. Edukacja cyfrowa doskonale sprawdzi się też na biologii czy chemii, kiedy mówimy o działaniu ludzkiego mózgu, bo to wiedza konieczna do funkcjonowania w internecie. Nawet na matematyce można nawiązać do edukacji cyfrowej, bo rozumienie rzeczywistości „online” ma ścisły związek z algorytmami.

Przyglądamy się polskiej edukacji nie tylko przy okazji początku i zakończenia roku szkolnego. 

A jak Pan kształtuje świadomość cyfrową swoich dzieci? 

Polegam na własnej wiedzy. Kiedy zdarzył się atak spamerski na mój profil, pokazywałem mojemu dwunastoletniemu synowi, jak funkcjonuje ten świat i do czego prowadzą nieprzemyślane decyzje. To była najlepsza lekcja, jaką mógł dostać, bo zobaczył, że trzeba być ostrożnym i krytycznym wobec tego, co się dzieje na portalach społecznościowych. Bardzo ważne wydaje mi się to, żeby wyprowadzać młodych ludzi z przekonania, że rzeczy, które zostały zainicjowane online, muszą się toczyć w zamkniętych, wirtualnych pokojach. Nawiązujemy znajomość na portalu społecznościowym? W porządku, ale przenieśmy ją do świata realnego. To bezpośrednie relacje sprzyjają budowaniu więzi i świadczą o naszym człowieczeństwie niezależnie od tego, na jakim etapie rozwoju cywilizacji jesteśmy.

Profesor Jakub Andrzejczak / fot. Kinga Piotrowska / archiwum prywatne

Prof. Jakub Andrzejczak jest kierownikiem Zakładu Socjologii Wychowania Wielkopolskiej Akademii Społeczno-Ekonomicznej. Od wielu lat zajmuje się wpływem technologii cyfrowej na społeczeństwo, jest autorem wielu kampanii profilaktycznych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i polonistka. Absolwentka teatrologii UJ i podyplomowych studiów humanistycznych PAN. Z „Tygodnikiem Powszechnym” współpracuje od 2013 roku, autorka reportaży i wywiadów o tematyce społecznej, historycznej i kulturalnej. Laureatka m.in. I nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Cyfrowe getta