Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z drugiej strony pamiętajmy, że to nagroda dla pani Aleksijewicz, tak jak nagroda przyznana w 1986 r. Wole Soyince była laurem dla niego, a nie dla pisarzy afrykańskich. Twierdząc – jako autor reportaży – że nagroda dla Aleksijewicz jest trochę nagrodą dla mnie, byłbym jak ta żaba, która podstawia nogę słysząc, że konie kują.
Nie sądzę, by w związku z tym wydarzeniem coś się mogło zmienić w sytuacji tego gatunku. Dla tych, którzy czytają literaturę faktu, większej zachęty pewnie nie trzeba. Z kolei ci, którzy po książki z tej półki nie sięgają, nie uznają tego za przełomowe wydarzenie. Jeśli ktoś – jak ja – nie potrafi czytać wierszy, to nawet przyznanie Nobla poecie niewiele mi pomoże. To jak z większością podobnych spektakularnych wydarzeń: lubimy przy ich okazji zastanawiać się, „co się teraz zmieni”, podczas gdy zwykle nie zmienia się nic. Albo niewiele.
CZYTAJ TAKŻE:
Czy ta nagroda jest symptomem zmiany w literaturze faktu? Od jakiegoś czasu nasza kultura medialna idzie w stronę rozrywki, a że ludzie wciąż potrzebują informacji, zaczynają sięgać właśnie po reportaż, mając nadzieję, że z niego dowiedzą się czegoś więcej o tym skomplikowanym i niebezpiecznym świecie.
Wierzę, że gdy kapituła Nagrody Nobla przyznaje ten laur, to daje go – w odróżnieniu np. od Pokojowej Nagrody, która służy często politycznym celom – autorowi najlepszego literackiego dzieła. Choć nie jestem w stanie ocenić, czy tegoroczny Nobel należał się właśnie Aleksijewicz. Nawet gdybym przeczytał wszystkie książki tej autorki – czego nie zrobiłem – musiałbym jeszcze zapoznać się ze wszystkimi konkurującymi z nią pozycjami.
Mogę natomiast o tej autorce powiedzieć, że czytając jej książki mam poczucie, iż czytam polskiego reportera. Kogoś, kto się tego reportażu w Polsce uczył, z niego wyrastał. To są książki szalenie polskie. I to wcale nie dlatego, że dotyczą sąsiadów, spraw, które są bliskie i oswojone przez moje pokolenie, ale również z tego powodu, że ona „po polsku” pisze.
Przeczytałem wypowiedź Aleksijewicz, że uczyła się pisania od takich ludzi jak Krall czy Kapuściński. Noblistka w jakimś sensie poczuwa się do polskiej szkoły reportażu – boję się, że szkoła ta nie osiągnie już większego sukcesu. Bo nawet jeśli któraś z moich koleżanek czy któryś z moich kolegów reporterów dostanie Nobla, nie będzie to już dla literatury faktu Nobel pierwszy. ©