Wojny i susza sprawiły, że nad Sudanem, Etiopią i całym Rogiem Afryki znów zawisła groźba klęski głodu

Na terenach objętych walkami przestało działać trzy czwarte szpitali i przychodni, a ludzie umierają na choroby, które w czas pokoju nie zagrażałyby ich życiu. Drogi są nieprzejezdne, żołnierze ograbiają karawany z żywnością: czy w tych warunkach można udzielić skutecznej pomocy humanitarnej?
w cyklu STRONA ŚWIATA

09.02.2024

Czyta się kilka minut

Uciekinierzy z Chartumu i Al-Dżaziry oczekują na pomoc od organizacji charytatywnej w Al-Kadarif,. Sudan, 30 grudnia 2023 r. / Fot. AFP / East News
Uciekinierzy z Chartumu i Al-Dżaziry oczekują na pomoc od organizacji charytatywnej w Al-Kadarif. Sudan, 30 grudnia 2023 r. / Fot. AFP / East News

Bardzo ostrożne szacunki zagranicznych organizacji dobroczynnych – zdaniem Sudańczyków mocno zaniżone – mówią, że wskutek ulicznych strzelanin, ostrzałów artyleryjskich i bombardowań (tak toczą się walki w stołecznym Chartumie, głównym polu bitwy), a także pogromów etnicznych (Darfur) zginęło ok. 15 tys. osób, a 15 mln, ponad jedna trzecia ludności, straciło dach nad głową i stało się wojennymi uciekinierami. 10 mln uciekło z kraju i schroniło się – w znacznej mierze w obozach uchodźców – w sąsiednich krajach: Egipcie, Czadzie, Sudanie Południowym i Etiopii.

Według obliczeń ONZ z powodu toczącej się wojny 25 mln Sudańczyków, ponad połowa ludności kraju, potrzebuje pomocy żywnościowej. Z tych 25 mln prawie 20 mln grozi głód, a 5 mln głoduje już dzisiaj. Według pięciostopniowej skali, stosowanej przez ONZ i organizacje dobroczynne, w której stopień pierwszy oznacza sytuację normalną, a stopień piąty klęskę głodu – 5 mln Sudańczyków znajduje się na czwartym stopniu zagrożenia.

Punkty zapalne i przemilczane części świata. Reporter, pisarz i były korespondent wojenny zaprasza do autorskiego cyklu. Czytaj w każdy piątek! 

W najgorszej sytuacji są uciekinierzy w obozach uchodźców, zwłaszcza w Darfurze, gdzie na początku stulecia doszło do czystek etnicznych (arabskie milicje zwalczały afrykańskie ludy Zaghawów, Furów i Messalitów), w których zginęło ponad ćwierć miliona ludzi i które na Zachodzie zostały uznane za pierwsze ludobójstwo XXI wieku.

W obozie uchodźców Zamzam pod Al-Faszir, stolicą Darfuru Północnego (aby pomniejszyć znaczenie dawnego sułtanatu Darfuru, władze z Chartumu podzieliły go na pięć odrębnych prowincji), od dwudziestu lat mieszka ponad ćwierć miliona ludzi. Karmił ich Światowy Program Żywnościowy, a opiekę zdrowotną zapewniali Lekarze bez Granic. Odkąd w połowie kwietnia wybuchła wojna domowa, a w Darfurze arabskie milicje znów przystąpiły do pogromów etnicznych (do najkrwawszych mordów doszło w Darfurze Zachodnim, a ich ofiarami byli Messalitowie), uchodźcy zostali pozbawieni wszelkiej pomocy ONZ, blokowanej przez żołnierzy z wojujących armii. Według Lekarzy bez Granic, którzy pozostali w Zamzam, z powodu chorób i niedożywienia, którym w normalnych warunkach można byłoby zaradzić, mieszkańcy obozu głodują i codziennie umiera około 12-13 dzieci.

Jesienią sudańska wojna, która dotąd toczyła się głównie w Chartumie i Darfurze, ogarnęła także leżący między nimi Kordofan (również podzielony w latach 90. na trzy oddzielne prowincje), a pod koniec roku również położoną na południe od Chartumu prowincję Al-Dżazira, uchodzącą za rolnicze zagłębie i spichlerz całego Sudanu. Po wybuchu wojny w spokojnej Al-Dżazirze chronili się uciekinierzy z Chartumu. W grudniu stolica prowincji Wad Madani została zdobyta przez pospolite ruszenie z Darfuru, którego dowódca gen. Mohammed Hamdan „Hemedti” Dagalo walczy o władzę w Sudanie z dowódcą rządowego wojska gen. Abdulem Fattahem Al-Burhanem (w ostatnich tygodniach przewagę w sudańskiej wojnie zdobywają Darfurczycy Dagalo).

Wojna, która rozlała się na prawie cały już kraj, uniemożliwia dostarczanie pomocy żywnościowej i humanitarnej uchodźcom. Żołnierze obu armii okradli magazyny Światowego Programu Żywnościowego, zatrzymują i rabują jego karawany z żywnością, a w najlepszym razie ściągają z nich haracz. Z powodu nieprzejezdnych dróg karawany ciężarówek ONZ grzęzną już w czerwonomorskim Port Sudan. „To katastrofa – załamują ręce przedstawiciele Światowego Programu Żywnościowego. – Nawet jeśli dowieziemy do Port Sudan żywność i tak nie możemy dostarczyć jej potrzebującym”.

Wojna sparaliżowała handel, banki, cały system zaopatrzenia i rolnictwo. Zniszczonych zostało wiele kanałów nawadniających, a rolnicy, w obawie przed walkami, nie wychodzą na pola. Tegoroczne zbiory będą dużo uboższe niż wcześniejsze, zwłaszcza że poza wojną spadły na Sudan także plagi suszy i szarańczy, co pogłębi tylko niedobór żywności i wywinduje jej ceny. To zaś uczyni ją jeszcze bardziej niedostępną dla biedoty.

Fatalną sytuację pogarsza jeszcze zniszczenie systemu opieki zdrowotnej. Na terenach objętych walkami przestało działać trzy czwarte tamtejszych szpitali, klinik i przychodni, a pozbawieni pomocy ludzie umierają na choroby, które w czas pokoju nie zagrażałyby ich życiu. W 11 z 18 prowincji kraju wybuchła epidemia cholery.

Znów głód w Tigraju

Klęska głodu znów zagraża etiopskiemu Tigrajowi, a nawet zbiera tam pierwsze ofiary. Miejscowe władze twierdzą, że w ciągu ostatniego półrocza z głodu zmarło tam już prawie tysiąc ludzi, a przyczyną tragedii jest klęska suszy i zniszczenia, jakie spowodowała tam niedawna wojna. Wybuchła jesienią 2020 roku, gdy etiopska armia, wspierana przez wojska sąsiedniej Erytrei, najechała na Tigraj, by stłumić bunt północnej prowincji. Wojna trwała dwa lata i nie przyniosła zwycięstwa żadnej ze stron. Zakończyła się rozejmem, zgodnie z którym przywódcy tigrajskich buntowników złożyli broń i uznali zwierzchność rządu z Addis Abeby, ale zachowali władzę w prowincji.

Dystrybucja żywności prowadzona przez USAID i Stowarzyszenie Pomocy Tigraj dla mieszkańców Mekele. Etiopia, 16 czerwca 2021 r. / Fot. Jemal Countess / Getty Images

Tigraj został jednak doszczętnie zniszczony. Zginęło pół miliona ludzi, jedna dziesiąta ludności, a wszystko co miało jakąkolwiek wartość, zostało zrabowane, zniszczone albo spalone. Etiopscy i erytrejscy żołnierze – a także przybyłe na wojnę milicje wrogich Tigrajczykom Amharów z sąsiedniej prowincji – rozkradli im spichlerze, maszyny rolnicze i stada. Pozostałe krowy i kozy tigrajscy chłopi wybili sami, żeby przeżyć. Żołnierze też zabijali krowy, woły, konie, wielbłądy, a nawet osły, truli studnie i niszczyli kanały nawadniające, żeby tym Tigrajczykom, którzy mieli przeżyć wojnę, utrudnić życie w czas pokoju, zmusić do ucieczki i porzucenia ziemi, do których pretensje zgłaszali zarówno Amharowie, jak Erytrejczycy. Głód i żywność były w tamtej wojnie tak samo skutecznym orężem, co karabiny i czołgi, a władze Etiopii, żeby złamać buntowników, wprowadziły blokadę Tigraju, wyłączyły tam prąd i telefony, zamknęły banki i urzędy, przestały wypłacać pensje i emerytury.

Blokada została zniesiona po podpisaniu rozejmu w listopadzie 2022 roku. W Tigraju znów nastał pokój, ale kraj do dziś nie podniósł się z wojennych zniszczeń. Półtora miliona ludzi (jedna czwarta ludności) nadal wegetuje w obozach uchodźczych, bo nie mogą wrócić do swoich domów i na pola, wciąż okupowane przez wojska Erytrei (nie jest stroną rozejmu, który przewiduje wycofanie jej wojsk z Tigraju), a także Amharów, którzy zajęli najżyźniejsze, zachodnie ziemie, które uważają za własne.

W zeszłym roku z powodu nędzy i niepewności jutra tigrajscy chłopi obsiali tylko połowę swoich niewielkich poletek. Żniwa były jeszcze marniejsze, zebrano ledwie jedną trzecią tego, co zwykle, a w niektórych regionach nie zebrano nic, bo plony zniszczyła susza. Ci, którzy nie zebrali nic, porzucili swoje domostwa i ruszyli do tigrajskiej stolicy, Mekelie, by w tamtejszych obozach uchodźców szukać ratunku i szansy na przetrwanie.

Powojenna susza, choć w ostatnich latach zdarzały się gorsze, dotknęła jedną trzecią powiatów i sprawiła, że Tigrajowi znów zagroziła klęska głodu. Miejscowe władze alarmują, że pilnej pomocy żywnościowej potrzebuje ponad połowa ludności (co najmniej 3,5 mln ludzi), tymczasem dociera ona ledwie do dziesiątej części potrzebujących. Lekarze twierdzą, że do miejscowych szpitali trafia coraz więcej małych dzieci z objawami niedożywienia.

Na północy bez zmian

Władze Tigraju, przywódcy rebelii z lat 2020-22, twierdzą, że w ich kraju już panuje głód i umierają ludzie, a jeśli nie nadejdzie pomoc, sytuacja może się pogorszyć tak bardzo, że będzie przypominać klęskę głodu z połowy lat 80., gdy w Tigraju i całej Etiopii głodowało prawie 8 mln ludzi, jedna piąta ludności kraju, dziś prawie trzykrotnie ludniejszego, a śmierć głodowa pochłonęła kilkaset tysięcy, a nawet ponad milion ofiar. Tigrajski rząd twierdzi, że z głodu umarło już prawie tysiąc osób, tigrajski prezydent Getachew Reda mówi o tysiącach.

Informacje o klęsce głodu potwierdza Endale Hajle, rzecznik praw obywatelskich z Addis Abeby, który pod koniec stycznia, po podróży na północ kraju, przyznał, że według jego obliczeń w Tigraju umarło z głodu ponad 350 osób, a w kraju Amharów – ponad dwadzieścia. Rzecznik Endale zastrzegł się, że prawdziwa liczba ofiar głodu może być większa, zwłaszcza że dotknął on nie tylko Tigraj i kraj Amharów, ale także wschodnie, pustynne i upalne krainy Afarów i Somalisów (dawny Ogaden) na wschodzie. W kraju Amharów sytuację pogarsza wojna, która przeniosła się tu z Tigraju (Addis Abeba przedłużyła właśnie wprowadzony tam w sierpniu stan wyjątkowy), a którą toczą etiopskie wojsko z niedawnymi sojusznikami, milicjami Amharów, niezadowolonymi z rozejmu z Tigrajczykami.

Organizacje dobroczynne niepokoi fakt, że niedobory żywności pojawiły się na etiopskiej północy już na początku roku, kiedy po listopadowych, głównych żniwach spichlerze Tigrajczyków i Amharów powinny być pełne. Ostrzegają też, że susza przesuwa się na południe i może dotknąć także kraj Oromów, którzy choć najliczniejsi w Etiopii, od lat narzekają na dyskryminację i podnoszą zbrojne bunty przeciwko Addis Abebie. Organizacje dobroczynne i ONZ szacują, że już dziś pomocy żywnościowej potrzebuje ok. 20 mln Etiopczyków, i alarmują, że do czerwca, gdy zaczyna się pora deszczowa, sytuacja może się tylko pogarszać.

Władze z Addis Abeby przyznają, że owszem, nie wszystkim w Etiopii się dobrze powodzi, a nawet nie dla wszystkich starcza żywności, ale kategorycznie zaprzeczają, by ktokolwiek umierał z głodu. Przemawiając w tym tygodniu w parlamencie premier Abiy Ahmed zapewniał posłów, że „nikt w Tigraju z głodu nie umarł” i że posłał już właściwych ludzi, by nakarmili wszystkich, którzy potrzebują pomocy. „Ludzie umierają tam na cholerę, na malarię i inne choroby, ale nie z głodu – przekonywał. – Suszę mamy nie tylko w Tigraju, ale też w kraju Amharów i Oromów, a także na wschodzie, jesteśmy ofiarą zmian klimatu, ale nikomu nie wolno wykorzystywać tych nieszczęść dla politycznych celów”. Wcześniej etiopski premier zapewniał, że w jego kraju nikomu nie brakuje żywności, a nawet że sprzedaje jej nadwyżki za granicę.

Tigrajska starszyzna dobrze pamięta, że tak samo wieściom o klęsce głodu zaprzeczali poprzedni etiopscy władcy, ostatni cesarz Hajle Sellasje i jego pogromca, pułkownik Mengistu Hajle Mariam. Klęski głodu przyspieszyły ich upadek, cesarza w 1974 roku obalili młodzi oficerowie z Mengistu, a głód z lat 80. i wojna domowa przerwały w 1991 roku panowanie Mengistu. Tigrajczycy dostrzegają jeszcze jedno podobieństwo między obecnymi czasami i klęską głodu z lat 80. I wtedy, i dziś władze z Addis Abeby przywłaszczały sobie pomoc żywnościową słaną ze świata głodującym. W latach 80. rozkradziono nawet pieniądze zebrane podczas największego na świecie koncertu Live Aid (w stu krajach świata obejrzało go półtora miliarda ludzi). Część ze 100 mln dolarów zebranych na pomoc dla głodujących zagarnął rząd, a większość zwalczający go partyzanci z Tigraju, którzy zamiast żywności kupili broń na wojnę.

Wiosną zeszłego roku ONZ i USA zawiesiły pomoc (w marcu dla Tigraju, a w czerwcu dla całej Etiopii), gdy wyszło na jaw, że dygnitarze z Addis Abeby i Tigraju rozkradają ją dla swoich wojsk, a nawet sprzedają z zyskiem do Somalii i Kenii. ONZ wznowił pomoc w sierpniu, a USA w grudniu. Pomagają jednak już znacznie skromniej. Amerykanie – ponieważ stracili zaufanie do etiopskiego premiera i mają pilniejsze i większe wydatki oraz problemy, a ONZ – bo jej możliwości pomocy zależą od szczodrości państw członkowskich, a ta z każdym rokiem maleje. Światowy Program Żywnościowy (laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 2020 roku; etiopski premier otrzymał ją w 2019 rok, a rok później rozpętał wojnę w Tigraju) lamentuje, że jeśli pilnie nie otrzyma 142 mln dolarów, w kwietniu będzie musiał przerwać pomoc żywnościową dla ponad miliona uchodźców.

Wędrówka ludów głodujących

Na początku lutego ONZ zaapelowała do państw członkowskich o ponad 4 mld dolarów na pomoc dla ofiar wojny w Sudanie. W zeszłym roku Filippo Grandi, Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców, i Biuro ds. Humanitarnych zebrały ledwie połowę pieniędzy, o które prosiły.

Grandi po powrocie z podróży do Sudanu i Etiopii przestrzegał świat, zwłaszcza bogatą Europę, by nie bagatelizował wojen w Rogu Afryki i zamartwiając się wojnami w Ukrainie i Strefie Gazy, nie zapominał o tragediach Etiopii, Sudanu, Konga, Jemenu czy Birmy. „Europejczycy zawsze obawiali się ludzi, którzy przeprawiali się na ich ziemie przez Morze Śródziemne. Mam więc dla nich przestrogę: jeśli nie pomogą ofiarom wojny w Sudanie czy Etiopii, wkrótce ruszą w drogę ku Egiptu, Libii i Tunezji, a stamtąd przez Morze Śródziemne do Europy. – powiedział. – To nieuchronne, bo jeśli uciekinierzy nie znajdują pomocy, wędrują dalej”. A wojny i susze sprawiają, że do życia coraz bardziej nie nadają się nie tylko Sudan czy Etiopia, ale także biedne i niespokojne Somalia i Sudan Południowy, Erytrea, przypominająca więzienie, terroryzowane przez dżihadystów kraje Sahelu i wybrzeży wysychającego jeziora Czad.

Od kilku lat Unia Europejska próbuje obsadzić w roli strażników południowych wybrzeży Morza Śródziemnego rządzących afrykańskim Maghrebem i Sahelem. W zamian za hojną zapłatę mieli już na Saharze przecinać przemytnicze szlaki, którymi migranci zmierzają do Europy. UE zawarła umowy z Libią, w zeszłym roku z Tunezją, w tym roku podpisze ją najpewniej z Egiptem. Ale Niger wypowiedział w zeszłym roku umowę z Europą i wraz z sąsiednimi Mali i Burkina Faso zawarł przymierze z Rosją, która, aby zaszkodzić swoim nieprzyjaciołom z Zachodu, nie będzie powstrzymywać afrykańskich nieszczęśników, ale raczej zachęci ich do wędrówki do Europy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej