Izrael musi wytłumaczyć światu, jak mogło dojść do czegoś, do czego dojść nie miało prawa: metodycznego rozstrzelania konwoju humanitarnego

Atak na ludzi niosących pomoc humanitarną w Strefie Gazy to nie jest jednostkowy przypadek. Od początku wojny zginęło 175 palestyńskich pracowników ONZ, a Lekarze bez Granic mówią o „schemacie celowych ataków” na ich personel. Nie jest to też anomalia, lecz próbka tego, jak ta wojna wygląda na co dzień.

05.04.2024

Czyta się kilka minut

Zniszczony izraelskim pociskiem samochód wolontariuszy World Central Kitchen, Dair El-Balah, Strefa Gazy, 2 kwietnia 2024 r. // Fot. Omar Ashtawy / AP Images / East News
Zniszczony izraelskim pociskiem samochód wolontariuszy World Central Kitchen, Dair El-Balah, Strefa Gazy, 2 kwietnia 2024 r. // Fot. Omar Ashtawy / AP Images / East News

Dla Beniamina Netanjahu był to „incydent”. „Izrael głęboko ubolewa nad tragicznym incydentem, który pochłonął życie siedmiorga pracowników humanitarnych” – tymi słowami premier Izraela skomentował na platformie X (dawnym Twitterze) fakt, że wieczorem 1 kwietnia armia izraelska zabiła w Gazie ludzi z międzynarodowej organizacji pomocowej World Central Kitchen (WCK), w tym polskiego obywatela.

W zestawieniu ze skalą tego, co od pół roku dzieje się w regionie, śmierć siedmiorga ludzi może wydać się premierowi Izraela „incydentem”. Hamas zabił 7 października 2023 r. niemal 1,2 tys. Izraelczyków (w tym 770 cywilów, pozostali to żołnierze i policjanci), a Izrael zabił do tej pory co najmniej 33 tys. Palestyńczyków z Gazy. Nie wiadomo, ilu z nich było członkami Hamasu; wiadomo za to, że według danych UNICEF-u 13 tys. z nich to dzieci.

Kim był Damian Soból, wolontariusz zabity w Gazie przez izraelską rakietę? W rozmowie z „Tygodnikiem” wspomina go przyjaciel

Był jednym z tych Polaków, którzy w lutym 2022 r. rzucili się pomagać Ukraińcom – i doświadczyli tego, co socjologia nazywa przeżyciem pokoleniowym. Potem fala entuzjazmu opadła. On został. Był w Ukrainie, w Turcji. Wreszcie w Strefie Gazy. Damian Soból: twarz pokolenia.

Przy okazji armia izraelska zniszczyła lub uszkodziła ponad połowę wszystkich budynków w Strefie. Utrudniając zaś dostawę i dystrybucję pomocy humanitarnej, Izrael doprowadził też do sytuacji, w której ponad 2 mln ludzi egzystuje tam w warunkach „ostrego niedostatku żywności”, a niemal 700 tys. głoduje (patrz raport IPC Famine Review Committee z 18 marca tego roku).

Wydarzenie wyjątkowe

Wojna pozostaje przy tym daleka od zakończenia. Hamas przetrzymuje ok. 130 uprowadzonych (zakłada się, że jedna czwarta z nich może już nie żyć). Izrael zaś konsekwentnie anonsuje inwazję lądową na południowy skrawek Gazy, gdzie oprócz jej mieszkańców schroniło się niemal milion uciekinierów z północy Strefy.

Na dodatek, w miarę trwania izraelskiej operacji jej deklarowane cele stają się coraz bardziej odległe. Prócz odzyskania zakładników i pokonania Hamasu, obejmują już bowiem także „deradykalizację” mieszkańców Strefy, o której skali, zakresie i harmonogramie decydować ma, naturalnie, sam Izrael. „Dopiero kiedy Hamas zostanie zniszczony, Gaza zdemilitaryzowana, a społeczeństwo palestyńskie rozpocznie proces deradykalizacji, Gaza będzie mogła zostać odbudowana, a perspektywy pokoju na Bliskim Wschodzie staną się rzeczywistością” – zapowiada premier Netanjahu.

Jednak nawet uwzględniając skalę dramatu, który rozgrywa się na Bliskim Wschodzie od pół roku, atak na pracowników World Central Kitchen jest wydarzeniem wyjątkowym. Z polskiej perspektywy głównie dlatego, że został w nim zabity nasz obywatel. Jest to jednak także kolejna sytuacja – m.in. po zastrzeleniu przez izraelskich żołnierzy trzech uprowadzonych Izraelczyków – pokazująca, jak operacja w Gazie jest prowadzona.

Na porządku dziennym

Wówczas, w połowie grudnia 2023 r., izraelscy żołnierze otworzyli ogień do mężczyzn, którzy zbiegli z niewoli Hamasu i próbowali przedrzeć się do swoich jednostek. Byli półnadzy, mieli podniesione ręce, białą flagę i krzyczeli po hebrajsku, kim są. Ale zostali wzięci za Palestyńczyków i zastrzeleni.

Gdyby istotnie byli Palestyńczykami, zostaliby – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa – policzeni między terrorystów i zapomniani. W tym przypadku jednak sprawy nie dało się zataić. A okoliczności zdarzenia postawiły pod znakiem zapytania to, czy Izrael stosuje – zgodnie z własnymi wielokrotnymi zapewnieniami – podstawowe zasady prawa konfliktów zbrojnych. Choćby tę, że nie zabija się ludzi, którzy się poddają.

Podobnie jest tutaj. Gdyby w trzech autach World Central Kitchen siedzieli pracownicy miejscowi, Izrael mógłby pomówić ich o związki z Hamasem, a nawet zdezawuować w ten sposób całą organizację (tak jak robi z UNRWA – agencją ONZ działającą na rzecz Palestyńczyków od 1949 r.). Także gdyby do ataku doszło w innym miejscu, Izrael tłumaczyłby zapewne, że celem byli bojownicy Hamasu kryjący się wśród infrastruktury cywilnej. Biorąc zaś pod uwagę, że w Gazie nie ma zagranicznych mediów, teorie te trudno byłoby zweryfikować.

To nie są abstrakcyjne rozważania. W ten sposób przechodziliśmy dotąd do porządku dziennego nad śmiercią 175 miejscowych (palestyńskich) pracowników ONZ, mimo że organizacje międzynarodowe informowały o powtarzających się atakach. Po ostrzelaniu konwoju WCK sekretarz generalny organizacji Lekarze bez Granic stwierdził, że absolutnie odrzuca sugestie, jakoby był to przypadek i jednostkowy incydent. W jego ocenie ataki na pracowników organizacji humanitarnych czy opieki zdrowotnej, dziennikarzy i personel ONZ mają charakter celowego schematu.

Izrael musi wytłumaczyć

W tym przypadku żadna z powyżej wspomnianych opcji nie wchodzi w grę.

World Central Kitchen jest organizacją, którą Izrael uznaje. Wśród zabitych jest jeden Palestyńczyk, a resztę ofiar stanowią Polak, Australijka, Amerykanin i trzech byłych brytyjskich wojskowych (tworzyli zespół – nieuzbrojony – ochraniający konwój np. sprzed splądrowaniem).

Izrael musi więc wytłumaczyć światu, jak mogło dojść do czegoś, do czego dojść nie miało prawa. Co będzie trudne biorąc pod uwagę, że izraelski dron atakował trzy samochody WCK jeden po drugim, na odcinku ponad półtora kilometra nadmorskiej drogi. Atakował kilka razy, dopóki wszyscy pasażerowie nie zostali zabici. Pojazdy były przy tym oznakowane, a czas i trasa przejazdu skoordynowane z armią izraelską.

W tej sytuacji nie ma wytłumaczenia, które stawiałoby Izrael w dobrym świetle. Niezależnie od tego, czy operator drona wiedział, kogo atakuje, czy tego nie wiedział, czy też zaledwie sądził, że wie. Jak stwierdził w rozmowie z CNN Barak Ravid – jeden z najbardziej wpływowych izraelskich dziennikarzy – „nazywanie tego wydarzenia »błędem« jest niedopowiedzeniem stulecia”.

Zwłaszcza że – w opinii Ravida – nie jest to jednostkowy przypadek: „Powodem, dla którego o nim mówimy, jest to, że chodzi o WCK, bardzo znaną organizację pozarządową. Ale takie przypadki zdarzają się w Gazie co kilka dni”. W rzeczywistości bowiem, jak uważa Ravid, oficjalne deklaracje dowództwa izraelskiej armii co do przestrzegania przez nią prawa konfliktów zbrojnych mają niewiele wspólnego z tym, jak ta wojna jest prowadzona.

Miesiące ludobójczej retoryki

Wiele wskazuje zatem na to, że atak na pracowników WCK nie jest anomalią, lecz próbką tego, jak wojna w Gazie wygląda na co dzień.

Wniosku tego trudno uniknąć tym bardziej, że do ataku doszło po miesiącach ludobójczej retoryki ze strony izraelskiego establishmentu („ludzkie zwierzęta”, „w Gazie nie ma niewinnych” etc.). Po setkach filmików na TikToku, na których żołnierze celebrują wysadzanie Gazy w powietrze albo pozują ze zwłokami. Po doniesieniach izraelskich mediów o ustanawianiu w Gazie „stref śmierci”. Po systematycznym atakowaniu infrastruktury cywilnej na podstawie słabych dowodów. A także po przeciekach, że cele atakowane w Gazie hurtowo identyfikują algorytmy sztucznej inteligencji, niepoddane kontroli człowieka.

Wreszcie po wynikach kolejnych sondaży opinii publicznej w Izraelu, które pokazują, że nawet po sześciu miesiącach wojny los cywilów w Gazie nadal niemal nikogo tam nie interesuje.

W tym kontekście obstawanie przy opinii, że armia Izraela jest „najbardziej moralną armią na świecie”, której tylko czasem zdarzają się wypadki przy pracy, nabiera cech parareligijnego aktu wiary, z którym nie sposób polemizować.

Bez pomysłu politycznego

To prawda: niezależnie od tego, co sądzi się o polityce Izraela wobec Palestyńczyków przed 7 października 2023 r., trudno wyobrazić sobie państwo, które na podobny atak nie odpowiedziałoby zbrojnie. Poza Iranem i jego regionalnymi sojusznikami trudno też znaleźć kogoś, kto by Hamas popierał czy usprawiedliwiał. Ale stosowanie wyłącznie ślepej i zmasowanej siły militarnej bez jakichkolwiek pomysłów politycznych na zmianę warunków, w których Hamas powstał i wyrósł, to pomysł na usunięcie nowotworu wraz z jego nosicielem.

To zaś nie tylko nie może się udać, ale jest receptą na dalszą destabilizację Bliskiego Wschodu i wzmocnienie Iranu. Bo mało co jest dla Teheranu tak skutecznym paliwem ideologicznym, jak wiecznie nierozwiązana kwestia palestyńska. W ten sposób, zamiast być częścią rozwiązania, polityka izraelska jawi się coraz bardziej jako część problemu.

Tłumaczenie Jerozolimy, że „zawieszenie broni trwało do 6 października” i że złamał je Hamas, jest prawdziwe tylko w połowie. Bez egzekucji na 770 izraelskich cywilach oraz zabicia 380 żołnierzy i policjantów tej wojny faktycznie by nie było. Ale rzeczywistość sprzed 7 października jest rzeczywistością utrzymywanej od niemal 60 lat okupacji i kolonizacji Zachodniego Brzegu oraz permanentnego oblężenia Gazy. O ich zakończeniu niemal nikt w Izraelu nie tylko na poważnie nie myślał, ale nawet niemal już o tym nie rozmawiał, gdyż stan istniejący był zwyczajnie zbyt wygodny.

Konfrontacja strategiczna

Atak na konwój WCK nie jest jedynym ważnym wydarzeniem ostatnich dni. Również 1 kwietnia armia izraelska zaatakowała irański konsulat w Damaszku, zabijając 16 osób, w tym generała Mohammada Rezę Zahediego i sześciu innych oficerów związanych z elitarnymi jednostkami Al-Quds (odpowiadają za prowadzenie działań poza granicami Iranu). Zahedi, który nadzorował operacje w Syrii i Libanie, to najwyższy rangą irański wojskowy zabity od czasu amerykańskiego ataku na gen. Kasema Sulejmaniego w styczniu 2020 r. 

Zniszczony w izraelskim ataku rakietowym konsulat Iranu w Syrii, Damaszek, 1 kwietnia 2024 r. // Fot. Firas Makdesi / Reuters / Forum

Atak na konsulat to kolejna odsłona strategicznej konfrontacji między Izraelem a Iranem, w ramach której Teheran z pomocą sojuszników (libański Hezbollah, reżim w Damaszku, ugrupowania szyickie w Iraku, Huti w Jemenie) osacza państwo żydowskie.

Nie ma wątpliwości, że to Iran jest w tym układzie – przynajmniej na poziomie tzw. dużego obrazka – stroną ofensywną. Jednocześnie jednak Teheran działa w sposób wykalkulowany, systematyczny i długofalowy, dążąc (jak dotąd) raczej do uzyskania strategicznej i psychologicznej przewagi w regionie niż do konfrontacji wojennej na dużą skalę. Ataków dokonuje zaś głównie rękami organizacji sojuszniczych.

Logikę tę zastosował również po ataku Hamasu, który – co do skali i efektów – był dla Teheranu zaskoczeniem. Po 7 października proirańska „oś oporu” (głównie Hezbollah i Huti) zaczęła wprawdzie ostrzały Izraela, które spowodowały ewakuację ok. 100 tys. mieszkańców północnej części tego kraju, ale jednocześnie, biorąc pod uwagę znaczący potencjał militarny samego Hezbollahu, ich intensywność jest ograniczona. Iran kilka razy sygnalizował przy tym w ostatnich miesiącach niechęć do dalszej eskalacji.

Izrael rzuca wyzwanie Iranowi?

Izrael reaguje zaś w sposób coraz bardziej asymetryczny. Walcząc z Hezbollahem, atakuje coraz dalej w głąb libańskiego terytorium. Coraz częściej bierze też na cel przedstawicieli Iranu (głównie na terenie Syrii). Ostrzał konsulatu w Damaszku wpisuje się w tę logikę. Ale ze względu na rangę ofiar i fakt, że zaatakowano placówkę dyplomatyczną, stanowi też ostentacyjną eskalację.

Celów tego działania może być kilka. Jeden z nich to wysłanie sygnału, że za działania jego sojuszników pociągany do odpowiedzialności będzie sam Teheran, a cena egzekwowana przez Izrael będzie rosnąć.

Biorąc jednak pod uwagę, że nawet śmierć wysokich rangą oficerów nie zmieni irańskich kalkulacji – o czym Izrael doskonale wie – intencją może być też sprowokowanie Teheranu do działań bezpośrednich. Tym samym zaś do wyjścia poza – niewygodny dla Izraela – schemat wojny zastępczej. Izrael może też liczyć, że Iran odpowie wznowieniem (zawieszonych w styczniu) ataków na siły USA w regionie, co zmusiłoby Stany do reakcji.

Narastanie konfrontacji izraelsko-irańskiej umożliwiłoby też premierowi Netanjahu odwrócenie uwagi opinii publicznej – tej własnej i tej międzynarodowej – od coraz bardziej problematycznej wojny w Gazie. I przekierowanie jej na walkę z Iranem, o której mówił przez większość swojej politycznej kariery.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
MAREK MATUSIAK jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich imienia Marka Karpia, koordynatorem projektu Izrael-Europa. Wcześniej pracował w polskich placówkach dyplomatycznych w Tbilisi i Stambule, był również wiele razy obserwatorem wyborów m.in. na Ukrainie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Ślepa siła