Ten zakonnik sprawił, że ludzie o odmiennych wizjach Kościoła usiedli zgodnie do stołu

W ten sposób o. Timothy Radcliffe wpłynął na losy synodu.

15.10.2023

Czyta się kilka minut

Gentleman na synodzie
O. Timothy Radcliffe / YANNICK COUPANNEC / LEEMAGE / CORBIS / GETTY IMAGES

Będąc młodym prowincjałem odwiedziłem klasztor dominikanek, którego koniec był już bliski. Pozostały jedynie cztery stare zakonnice. Towarzyszył mi mój poprzednik, o. Piotr. Gdy przekazaliśmy mniszkom wiadomość, że przyszłość klasztoru wydaje się bardzo niepewna, jedna z nich powiedziała: »Ale Pan Bóg chyba nie pozwoli umrzeć naszemu klasztorowi, prawda?«. Ojciec Piotr odparł: »Skoro pozwolił swojemu Synowi umrzeć...«. Możemy jedynie się starać, by to, co umiera, nie umierało w rozpaczy, ale w nadziei, że daje miejsce dla czegoś nowego”.

To jedna z anegdot opowiedzianych przez o. Timothy’ego Radcliffe’a podczas synodalnych rekolekcji. 78-letni dominikanin, były generał zakonu, biblista, ceniony kaznodzieja i autor książek otrzymał zadanie przygotowania duchowo uczestników na trzytygodniowe obrady, które jeszcze zanim się zaczęły, zostały uznane za historyczne i rewolucyjne. Miał zatem przekonać do nich również tych, którzy pompatycznych epitetów nie lubią i do rewolucji nie tęsknią.

Papieski wybór był przemyślany i wyjątkowo trafiony.

„Pierwszego dnia panował między nami dość duży dystans. Drugiego dnia przywitaliśmy się jak grono dobrych znajomych. Trzeciego – mieliśmy poczucie, że tworzymy już nie jedną z grup językowych, lecz wspólnotę” – pisał na naszych łamach tydzień temu kard. Grzegorz Ryś.

Bo Timothy Radcliffe jest nie tylko błyskotliwym rekolekcjonistą, ale też doświadczonym coachem, umiejętnie motywującym słuchaczy, rozbudzającym ich potencjał i ukierunkowującym myślenie.

Angielski humor

– To serdeczny, życzliwy człowiek, który od razu skraca dystans, klepie po ramieniu – mówi mi o. Wojciech Giertych, dominikanin, teolog Domu Papieskiego, a w latach 1998-2001 członek Rady Generalnej Dominikanów, czyli jeden z najbliższych współpracowników ­Radcliffe’a. – Ma w sobie pewną nobliwość – dodaje. – Ale jest też obdarzony olbrzymim poczuciem humoru. Umie w każdej sytuacji dostrzec jakiś zabawny aspekt rzeczywistości.

„Jestem stary, biały, pochodzę z Zachodu i jestem mężczyzną. Nie wiem, co gorsze” – tymi słowami zaczął o. ­Radcliffe pierwszą rekolekcyjną naukę. Boomerski żart prowadził jednak do trafnego i już poważnego wniosku: „Każdy z tych aspektów mojej tożsamości ogranicza moje rozumienie. Proszę więc o wybaczenie za nieadekwatność moich słów. Wszyscy jesteśmy radykalnie niekompletni i potrzebujemy siebie nawzajem”.

Angielski humor raz po raz wprowadzał słuchaczy w stan niepewności, czy to aby na pewno żart, z którego można się śmiać. Na kongregacji generalnej, rozpoczynającej drugi tydzień synodu, ­Radcliffe mówił o problemie wykluczenia: „Wielu ludzi czuje się zepchniętych na margines w naszym Kościele, ponieważ przykleiliśmy im etykiety: rozwiedzeni i żyjący w nowych związkach, geje, poligamiści, uchodźcy, Afrykanie, jezuici”.

Semper fidelis

Urodził się w 1945 r. w Londynie, w arystokratycznej (on sam woli mówić „starej i szanowanej”) rodzinie, pochodzącej z Yorkshire.

„Przodkowie mojego ojca przeszli ponownie na katolicyzm około 200 lat temu” – opowiadał Guillaume’owi ­Goubertowi w wywiadzie rzece. „Od tego czasu większość moich krewnych żeniła się lub wychodziła za mąż za przedstawicieli rodów katolickich, które pozostawały wierne Kościołowi w czasach prześladowań”.

Wraz z czterema braćmi i siostrą wiódł beztroskie życie na wsi: „Nasza rodzina miała majątki ziemskie i poświęcała czas na tradycyjne angielskie rozrywki, jak krykiet, polowania i wyścigi”. Jego ojciec, ekonomista, był pierwszym z rodu ­Radcliffe’ów, którzy podjęli zarobkową pracę.

Wiara była częścią ich życia – zaprzyjaźnieni księża odprawiali w domu msze, a wszyscy męscy potomkowie oddawani byli w wieku 8 lat do benedyktyńskiej szkoły z internatem, położonej 250 mil od domu. Normalny świat poznał późno. Ludzi niewierzących spotkał dopiero, gdy rok przed wstąpieniem do zakonu podjął pracę w biurze. Biedę i bezrobocie zobaczył, gdy – będąc już w zakonie – pierwsze Boże Narodzenie spędzał w robotniczym domu jednego ze współbraci z Liverpoolu. „Zetknięcie z Anglią, o której istnieniu wcześniej nie wiedziałem, było dla mnie szokiem”.

Dwa pokolenia

– Zakonną formację odbywał w okresie wielkiego kryzysu – opowiada o. Giertych. – To były burzliwe lata dla zakonu.

Radcliffe złożył pierwsze śluby w 1966 r., gdy wszystkim wydawało się, że wskutek soborowych reform i społecznych przemian życie zakonne zacznie zanikać. Klasztory pustoszały, mnisi zrzucali habity – jedni odchodzili całkiem, inni zakładali dżinsy i czarne ­tiszerty. Francuscy dominikanie szli pracować do fabryk, angielskich uważano za marksistów.

Ukształtowały go dwie rewolucje – soborowa w Kościele i ’68 roku w społeczeństwie. Jako kleryk brał udział w protestach antynuklearnych, ku przerażeniu bliskich (on uważał, że nieposłuszeństwo wobec państwa jest częścią jego rodzinnej tradycji – katolicy od stuleci łamali angielskie prawo).

– Jeszcze w 1998 r., gdy go poznałem, sprawiał wrażenie hippisa: rozczochrane włosy, niewyprasowany habit... – wspomina o. Giertych. – Ale wbrew pozorom był bardzo uporządkowany i pracowity.

Na spotkaniu przedsynodalnym w Bolonii, w lutym tego roku, o. Timothy opowiadał o różnicy pomiędzy jego pokoleniem a dzisiejszymi, młodymi dominikanami.

„Dla nas, wychowanych w tradycyjnie religijnych rodzinach, odkryciem był sekularyzm i ateizm. Dla współczesnych młodych ludzi jest nim katolicyzm. To dwa zupełnie różne i przeciwne ­doświadczenia, ale przecież nie unieważniają się nawzajem. Moją największą ­radością jest, gdy widzę, jak młode pokolenia idą własną drogą, czasem przeciwną niż pokolenia ich ojców”.

Gay-friendly

Gdy Watykan poinformował, że o. ­Radcliffe będzie synodalnym „asystentem duchowym” i rekolekcjonistą, konserwatywna prasa wyciągnęła mu studencką rewoltę, lewicowe poglądy i otwartość na homoseksualistów. Etykietkę „gay-friendly” przyklejono mu na dobre w 1998 r., gdy jako generał zakonu opublikował list do braci otwarcie mówiący o problemach emocjonalnych zakonników. Był świadom, że ideał stawiany klerykom podczas zakonnej formacji jest nieosiągalny. O problemach z seksualnością mówił w sposób pozytywny, zachęcając nie tyle do walki z poruszeniami serca i ciała, co do przemieniania ich w uczucia wolne od grzechu pożądania.

Zakochanie się zakonnika, czy to w kobiecie, czy w mężczyźnie, traktował jako jedno z najważniejszych doświadczeń życiowych – owszem, związanych z kryzysem powołania, ale także z szansą rozwoju, jaką każdy kryzys niesie. Apelował do współbraci o wsparcie dla zakonników, którzy znajdują się w chwili próby. Nie dyskredytował ani nie potępiał osób homoseksualnych. Wyrażał nadzieję, że kapituła generalna podejmie dyskusję nad dopuszczaniem do ślubów wieczystych kandydatów świadomych swojej orientacji homoseksualnej, a chcących dochować czystości. „To nie my mamy Bogu mówić, kogo może czy nie powoływać do życia zakonnego”.

Katolik zasadniczy

Czy rzeczywiście – jak alarmowały konserwatywne środowiska – synodalny rekolekcjonista ma poglądy niezgodne z nauczaniem Kościoła?

– Na pewno jest w nim to, co nazywam zasadniczym rozumieniem katolicyzmu – mówi o. Giertych. – Studiował w Oksfordzie. Tamtejszy tutorialny system nauczania, oparty na lekturach, a nie słuchaniu wykładów, wyrobił w nim wielką kulturę intelektualną i teologiczną. A trudne zagadnienia próbuje przedstawiać w sposób miły i życzliwy, tak by zasady i doktryny nie łamały człowieka.

W marcu 2012 r. Timothy Radcliffe pisał: „Kościół katolicki nie sprzeciwia się małżeństwom homoseksualnym. Po prostu uważa je za niemożliwe... Małżeństwo opiera się na chwalebnym fakcie odmienności seksualnej i jej potencjalnej płodności. Bez tego nie byłoby życia na tej planecie, nie byłoby ewolucji, nie byłoby ludzi, nie byłoby przyszłości. Małżeństwo przybierało różne formy, od sojuszu klanów, przez wymianę narzeczonych, po współczesną romantyczną miłość. Dziś jesteśmy przekonani, że oznacza równą miłość i godność mężczyzny i kobiety. Ale wszędzie i zawsze opierało się na zjednoczeniu w różnicy mężczyzny i kobiety. Poprzez ceremonie i sakramenty nadaje się temu głębsze znaczenie, które dla chrześcijan obejmuje zjednoczenie Boga i ludzi w Chrystusie”

Klub gentlemanów

W 1988 r. o. Timothy został wybrany prowincjałem angielskich dominikanów, dość mocno w tym czasie podzielonych. To wtedy wymyślił i zastosował autorską metodę rozwiązywania problemów. Mając świadomość różnicy zdań w radzie prowincji, każde spotkanie rozpoczynał kolacją, potem proponował whisky, a cały wieczór mijał na opowiadaniu dowcipów i niezobowiązujących rozmowach o życiu prowincji. Nie podejmowano żadnych decyzji, ciesząc się jak najdłużej serdeczną, braterską atmosferą. Następnego dnia, gdy wszyscy czuli się już dobrze-rozumiejącą-się-grupą, współodpowiedzialną za prowincję i znającą jej problemy, podejmowano decyzje bez głosowania, na zasadzie konsensusu.

– Prowincja angielska funkcjonowała trochę jak klub gentlemanów – mówi o. Giertych. – To samo potem wprowadził do kurii generalnej. Co dla mnie było zaskoczeniem, bo widziałem, jak to wyglądało w Polsce. Zauważałem rzeczy, choćby drobne, które robią ogromną różnicę.

Radcliffe wprowadził zwyczaj zbierania się przy okrągłym stole (jak by nie patrzeć, angielskim wynalazku), by nikogo nie wyróżniać. Za każdym razem kto inny prowadził obrady, każdy mógł się wypowiedzieć, a żadna opinia, choćby wbrew zdaniu wszystkich, nie mogła być zlekceważona. Rozmowa trwała tak długo, aż osiągnięto porozumienie, co nie oznaczało zmiany poglądów kogokolwiek, lecz raczej uznanie, że różnimy się, ale rozumiemy i musimy dojść do konkluzji.

Dłuższe posiedzenia odbywały się dwa razy w roku i poświęcone były poważniejszym problemom. Poprzedzał je tygodniowy wyjazd nad jezioro Albano, do domu należącego do angielskiego kolegium.

– Przez ten tydzień nie załatwialiśmy niczego, tylko każdy opowiadał o swoim rejonie świata. Ja byłem doradcą ds. Europy Wschodniej, inny brat mówił o Afryce. Wszyscy mogli posłuchać, jak wygląda życie w innych częściach świata i jak różnie widziane są problemy z innych perspektyw. Było przy tym dużo śmiechu, serdeczności i wspólnej modlitwy – opowiada o. Giertych.

Zadziwiająca harmonia

Podobieństwa do obecnego synodu – zwłaszcza w elementach budujących atmosferę – są uderzające: uczestnicy obrad siedzą przy 35 okrągłych stołach, nie mają miejsc przypisanych na stałe, najważniejszą zasadą jest prawo każdej osoby do wypowiedzi, czemu ma towarzyszyć słuchanie i modlitwa, a nie polemika. Sekretariat synodu (i sam papież) podkreślają, że poznanie opinii innych osób jest ważniejsze od głosowań i uchwalania dokumentów („Uważne wysłuchanie drugiego człowieka wymaga czasu i musi odbić się na wydajności” – pisał Radcliffe; „Kościół to nie firma, w której liczy się wydajność” – mówił Franciszek).

Czy to znaczy, że papież lub sekretariat generalny ustalali metodę synodu na podstawie wskazówek o. Radcliffe’a? Tego udowodnić nie sposób. W zakonach od wieków funkcjonują podobne, demokratyczne zgromadzenia, zwane kapitułami. Odbywają się co kilka lat, uczestniczą w nich wszyscy zakonnicy lub wybrani przez nich delegaci, każdy ma prawo głosu podczas dyskusji i wyborów generała, prowincjała i rad – władz konstytucyjnych i kadencyjnych (w przeciwieństwie do diecezji, gdzie biskup zostaje narzucony z góry i rządzi kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat).

Franciszek, jako jezuita, dobrze te procedury zna. Ale zadziwiająca zgodność detali, a przede wszystkim samo zaproszenie angielskiego dominikanina, by w synodalną metodę i atmosferę wprowadził uczestników, pozwalają przypuszczać, że papież i jego współpracownicy dobrze znali osiągnięcia o. Radcliffe’a w dziedzinie zarządzania wspólnotą. O. Giertych podejrzewa, że kard. Bergoglio poznał dominikańskiego generała w czasie jego wizyt w Argentynie. Urząd przełożonego generalnego zakonu to także (albo przede wszystkim) podróże – odwiedzanie poszczególnych prowincji i klasztorów, spotkania z miejscowymi biskupami.

Głośne były też listy Radcliffe’a do zakonu (napisał ich czternaście) oraz wystąpienia na konferencjach przełożonych generalnych zakonów męskich („Życie konsekrowane i kultura współczesna”, „Tożsamość dzisiejszych zakonników”). Z pewnością papież zna też jego książki, przynajmniej te najbardziej popularne, napisane już po złożeniu urzędu generała („Po co być chrześcijaninem”, „Globalna nadzieja”, „Po co chodzić do kościoła”), bo mocno współbrzmią z wypowiedziami Franciszka i są źródłem cytatów i przykładów do jego przemówień (jak choćby niedawne porównanie synodu do orkiestry symfonicznej, w której każdy instrument odgrywa inną, ale równie ważną rolę, a zadaniem przełożonego – dyrygenta – jest troska o harmonię).

Wiadomo też, że niedługo po swoim wyborze Franciszek zaprosił dominikanina na prywatne spotkanie do Watykanu. Ich znajomość okazała się owocna.

Kościół nadziei

Zadanie powierzone przez papieża o. Radcliffe’owi nie było proste. Rekolekcjonista miał świadomość, że część uczestników synodu przyjeżdża do Watykanu, by walczyć – o zmiany (święcenia kobiet, błogosławienie gejów, rozgrzeszanie rozwodników) lub przeciwko nim. A druga część jest zmęczona i przerażona perspektywą, a jeszcze bardziej konsekwencjami tej walki. Od niego zależało, jak rozpocznie się i czym skończy najważniejsze wydarzenie pontyfikatu Franciszka.

Dzięki niemu blada i niewyraźna metoda funkcjonowania Kościoła, nazwana dwa lata temu przez Franciszka „synodalnością”, nabrała konkretów i kolorów. Ludzie o odmiennych wizjach Kościoła, dotąd patrzący na siebie z niechęcią, lękiem i podejrzliwością, usiedli razem do stołu, by się uważnie i życzliwie słuchać. Nieakceptowane poglądy przestały być ideologią – są tylko odmiennym zdaniem, z którym można się nie zgadzać, ale za którym widać twarz konkretnego, siedzącego obok człowieka.

Różnić się jest dobrze i pięknie – mówił dominikanin: „Różnica jest płodna. Każdy z nas jest owocem wspaniałej różnicy między mężczyzną i kobietą. Jeśli uciekniemy od odmienności, będziemy bezpłodni i bezdzietni w naszych domach i w naszym Kościele”. „Konflikt między Piotrem i Pawłem był fundamentem powstania Kościoła” – dodawał.

„Nie możemy stać się społeczeństwem facebookowych baniek, gdzie spotykamy się tylko z tymi, którzy myślą podobnie i podzielają te same slogany. Jezus spotykał się ze wszystkimi, miał zdumiewających i szokujących znajomych, z którymi jadał: prostytutki, celników, faryzeuszy. Jego przyjaźnie były niemożliwe, przekraczały granice”.

Po dwóch tygodniach synodu widać, że Timothy Radcliffe jest jego pierwszym zwycięzcą. Nauki przyniosły spodziewany skutek. Nawet kard. Gerhard Müller, dotąd krytyczny wobec wspólnych obrad biskupów ze świeckimi, przyznał, że spotkania przy okrągłych stołach „były dobre i napawają optymizmem”.

Angielskiemu kaznodziei udało się przekonać uczestników synodu, że ich obawy, spory i odmienne wizje są niczym wobec tego, co w Kościele najważniejsze i co jako jedyne scala go i łączy. Jego spokojny, zdystansowany, czasem żartobliwy ton łamał się, gdy opowiadał o spotkaniach z ludźmi doświadczonymi wojną, katastrofą humanitarną, tragedią osobistą, którzy od Kościoła oczekiwali tylko jednego – nadziei.

To jedyne, co Kościół ma i może dać współczesnemu człowiekowi: Słowo i Chleb życia.

Na przedsynodalnym spotkaniu w Bolonii o. Radcliffe mówił: „To nie będzie synod dogmatyczny, ale synod dla ludzi, którzy »w życia wędrówce, na połowie czasu, straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi, w głębi ciemnego znaleźli się lasu«. Dla tych, co chcą szukać ścieżki życia, by iść nią razem. Dokąd – nie wiadomo”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Gentleman na synodzie