Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Pan poprowadzi nas ku śmierci i zmartwychwstaniu Kościoła” – mówił do uczestników synodu dominikanin o. Timothy Radcliffe, podczas trzydniowych rekolekcji poprzedzających obrady „synodu o synodalności”. Te słowa najlepiej oddają nastroje towarzyszące obradom: przerażenie jednych, nadzieję drugich.
O formach Kościoła, z którymi najwyższy czas się pożegnać, mówił też – w przemówieniu inauguracyjnym – papież Franciszek. Odejść ma Kościół sztywny – broniący się przed światem i patrzący wstecz; letni – poddający się modom i płynący z prądem; zmęczony – skupiony na samym sobie. Szanse na zmartwychwstanie ma Kościół synodalny: otwarty, słuchający, włączający tych, którzy czują się zmarginalizowani albo wykluczeni, dbający o innych, nie o siebie.
Co to oznacza w praktyce? Jakich zmian można się spodziewać? Kard. Grzegorz Ryś, z którym rozmawiałem na trzy dni przed rozpoczęciem synodu, nie wie, co mogą przynieść trzytygodniowe obrady. – Będziemy się słuchać – odpowiada. – Będziemy szukać odpowiedzi na wiele pytań: począwszy od tego, czym ma być synodalny Kościół, skończywszy na kwestii, czy synodalność wymaga zmian strukturalnych. To bardzo ważne pytanie – dodaje. – Bo dotyczy sposobu wykonywania władzy w Kościele. Na razie pozostaje otwarte.
Słuchanie, które wszyscy uważają za najważniejszą zasadę synodu, nie będzie łatwe. „Możemy mieć pokusę, by ściągnąć ogień z nieba na tych, z którymi się nie zgadzamy” – przestrzegał o. Radcliffe, zachęcając do powściągania emocji, wzajemnego szacunku i całkowitej szczerości. Jego nauki były połączeniem rekolekcji z terapią grupową i spotkaniem integracyjnym. Ich celem było stworzenie z 364 nieznających się osób – różniących się wiekiem, pochodzeniem, mentalnością, a przede wszystkim poglądami na kwestię kluczową, jaką jest wizja Kościoła – grupy, która będzie w stanie zgodnie i konstruktywnie pracować przez najbliższe trzy tygodnie. A także przygotowanie jej na trudności i konflikty, których uniknąć się nie da.
Nowa teologia
Gorącą atmosferę, jaka towarzyszyła przygotowaniom do synodu (rozbudzane oczekiwania i lęki), podgrzały dodatkowo, na dzień przed jego rozpoczęciem, decyzje prefekta Dykasterii Nauki Wiary, kard. Victora Emanuela Fernándeza, o publikacji papieskich odpowiedzi na zgłaszane przez konserwatywnych kardynałów „dubia” (wątpliwości) w kilku newralgicznych sprawach doktrynalnych. Na niektóre z tych pytań Franciszek nie udzielał odpowiedzi od lat, teraz – u progu synodu – przy pomocy nowego prefekta (objął stanowisko we wrześniu) postanowił jasno zakomunikować, w jakim kierunku zmierza jego „reinterpretacja” doktryny Kościoła (komunia dla małżeństw niesakramentalnych, dopuszczenie dyskusji teologicznej na temat święceń kobiet czy możliwości błogosławienia par homoseksualnych, o ile nie będzie sprawiało wrażenia błogosławieństwa dla małżeństw). Priorytet miłosierdzia nad przepisem prawa oraz uznanie sumienia (duszpasterzy i wiernych) za najwyższe kryterium etyczne – obecne od początku w jego nauczaniu – nabrały bardzo konkretnego wymiaru, co z pewnością znajdzie odzwierciedlenie w synodalnych dyskusjach.
Nawet jeśli mało kto się spodziewa podejmowania przez to gremium decyzji o znaczeniu doktrynalnym.
– O tym w ogóle nie ma mowy – mówił mi trzy dni temu kard. Grzegorz Ryś, dodając jednak, że zmiany w teologii, do których być może dojdzie, nie są tożsame ze zmianami doktryny. – Nowe spojrzenie teologiczne jest potrzebne, bo musi dotrzymać kroku zmianom duszpasterskim, niewątpliwie najbardziej koniecznym.
Chrześcijaństwa nie da się oswoić, udomowić, unieszkodliwić. Bo chrześcijaństwo jest trudne
Cena kościelnej rewolucji
Jaką rolę w gorących, jak się można spodziewać, debatach duszpasterskich i teologicznych odegrają świeccy, po raz pierwszy uczestniczący w synodzie biskupów na równych prawach z duchownymi? Kard. Ryś jest przekonany, że ich obecność na sali obrad będzie miała duże znaczenie. – Synod to wzajemne słuchanie się. I nie chodzi mi tylko o to, że biskupom stale będzie towarzyszyć świadomość, że są słuchani przez świeckich – osoby „z innego świata”. Gdy się uważnie słuchamy, jeden głos może zmienić myślenie całego zgromadzenia. Głos w dyskusji, nie w głosowaniu.
Przypomina też, że udział świeckich w synodzie, traktowany przez wszystkich jako wydarzenie bez precedensu, nie jest całkowicie nieznaną nowinką: pół wieku temu świeccy głosowali na równych prawach z duchownymi na synodzie archidiecezji krakowskiej. – Kard. Wojtyła dostał na to zgodę od Pawła VI i nie sądzę, by musiał o nią toczyć jakąś wyjątkową wojnę w Watykanie – dodaje kard. Ryś. – To był oczywiście inny synod, ale jeśli szukamy precedensów, to przynajmniej „Tygodnik Powszechny” powinien o tamtych wydarzeniach przypomnieć. Aktywność świeckich w Kościele nie bierze się z mandatu hierarchii, ale z mocy chrztu – dodaje. – Mówił to Sobór Watykański II, a dzisiejsza decyzja papieża Franciszka jest pogłębieniem tamtej nauki.
Odniesień do Vaticanum II z pewnością będzie podczas tego synodu więcej. Do wydarzeń sprzed 60 lat odwołał się też papież w przemówieniu inauguracyjnym, przypominając, że Kościół musi otwierać się na „nowe drogi apostolstwa”, dostosowane do wymogów teraźniejszości i zmieniających się warunków i form życia. Choć zapominać nie można, że „soborowa rewolucja Ducha” odnowiła oblicze Kościoła, ale też doprowadziła do trwających do dziś podziałów, a nawet schizmy.
Co przyniesie kobietom synod
Kościół się zatrzymał
Szkoda, że Sobór Watykański II nie posłużył za przykład jawności obrad i rzetelnej polityki informacyjnej. Decyzją papieża Franciszka na tegorocznym synodzie obowiązuje zasada milczenia (nie nazywana formalnie „tajemnicą papieską”, ale w rzeczywistości niczym się od niej nieróżniąca).
„Synod to słuchanie, do czego potrzebna jest cisza i chwila zatrzymania się w biegu” – tłumaczył papież w pierwszym wystąpieniu podczas obrad (wyjątkowo dostępnym dla mediów). Prosił też dziennikarzy, by zatrzymali się choć na chwilę, aby więcej słuchać, a mniej mówić. Być może w ten sposób – tłumaczył Franciszek – uda się przekazać opinii publicznej prawdziwą ideę synodalności.
Nie ukrywał, że nakaz milczenia wziął się z przykrych doświadczeń poprzednich synodów: w 2015 roku obrady dotyczyły życia rodzinnego, ale zdominowane zostały przez dyskusje o komunii rozwiedzionych, w roku 2019 synod amazoński sprowadzono do tematu viri probati oraz celibatu księży.
Dziennikarze zapewne nie są bez winy – wykonując swoją pracę popełniają błędy, z których są zresztą szybko rozliczani przez czytelników. Choć każdy z nas, obecnych na obu ostatnich synodach, doskonale pamięta, że alarmistyczny ton relacji narzucali sami kardynałowie i biskupi (nie wszyscy, oczywiście, ale wszystkim znani), przedstawiając synodalne debaty jako próby zmiany nauczania Kościoła i odejścia papieża Franciszka od stanowiska poprzedników. Nietrudno się domyślić, że także w tym roku staną się oni dla dziennikarzy – pozbawionych rzetelnych informacji – źródłem plotek i fake newsów.
Kościół się zatrzymał – mówił papież na pierwszej sesji synodu. Trudno zaprzeczyć.
Tekst aktualizowany 4 października o godz. 18:10