Quo vadis, ministrze Sienkiewicz? Historia politycznego wypalenia

Bartłomiej Sienkiewicz wydarł media publiczne z rąk PiS i złożył dymisję z funkcji ministra kultury. Teraz chce odejść na „cmentarzysko politycznych słoni”, czyli do Parlamentu Europejskiego. Oto jak wypala ludzi polska polityka.

07.05.2024

Czyta się kilka minut

Bartłomiej Sienkiewicz. Kraków, 9 marca 2024 r. // Fot. Artur Barbarowski / East News
Bartłomiej Sienkiewicz. Kraków, 9 marca 2024 r. // Fot. Artur Barbarowski / East News

Jak to się stało, że subtelny intelektualista i przenikliwy doradca, gdy obejmuje funkcje wykonawcze, działa niczym krewki szlachciura z powieści pradziadka? I w ogóle: co wejście w politykę robi z ludźmi pełnymi niegdyś młodzieńczego idealizmu?

– Bartłomiej Sienkiewicz to postać jak z lubianego przezeń Johna le Carrégo. Nawet jak sięga po brudne metody, a w służbach specjalnych trudno tego uniknąć, kierują nim motywy patriotyczne – opowiada jeden z jego dawnych znajomych. Ale przypomina, że niejedna z misji opisywanych przez angielskiego prozaika i byłego szpiega kończyła się klęską.

To by się zgadzało: pierwszą rządową pracę Sienkiewicza zwieńczyła katastrofa z 2014 r., kiedy przylgnęły doń pochodzące z nagranej potajemnie rozmowy sformułowania o „państwie teoretycznym” i „kamieni kupie”. Wszystko, co robił w obecnym gabinecie Tuska, miało zaprzeczyć tamtym słowom, ale mimo wykonania głównego zadania, czyli odcięcia PiS od mediów publicznych, znów pokazał, że funkcje wykonawcze są raczej nie dla niego.

Afera taśmowa mnie przeorała

Czerwiec 2014 r. W tygodniku „Wprost” ukazuje się zapis nagranej w 2013 r. w restauracji Sowa i Przyjaciele rozmowy Marka Belki z Bartłomiejem Sienkiewiczem. Treść jest kompromitująca nie tylko na poziomie werbalnym. Skandaliczna jest ta dotycząca transakcji, którą ówczesny szef MSW proponuje prezesowi NBP – poluzowanie finansowe ze strony banku, żeby Platforma Obywatelska mogła coś dać wyborcom przed kolejną kampanią. Belka nie mówi nie, ale żąda dymisji ministra finansów Jacka Rostowskiego. Gdy taśmy są publikowane, Rostowski faktycznie już nie jest ministrem.

Ciężar polityczny samej rozmowy przykrywa niejasne okoliczności dokonania nagrania i tego, kto za nim stoi. Jednak fakt, że dał się podejść w ten sposób, ośmiesza szefa MSW i nadzorcę służb specjalnych. Tym bardziej że podlegające mu ABW wkracza do redakcji „Wprost”, by na życzenie prokuratury przejąć pozostałe taśmy. Jako minister jest skończony, choć Donald Tusk opiera się żądaniom jego natychmiastowej dymisji. Dojdzie do niej dopiero we wrześniu, kiedy dotychczasowy premier otrzyma nominację na szefa Rady Europejskiej i nastąpi rekonstrukcja rządu.

Sienkiewicz nie ukrywa, że otrzymał wówczas potężny cios. „No dobrze, oddam satysfakcję tym, którzy to zrobili. Afera taśmowa mnie przeorała. Jako polityka, osobę publiczną. Także w tym sensie, że odarła mnie z prywatności, z poczucia bezpieczeństwa, z godności. Ale też sporo nauczyła. Pozwoliła popatrzeć na wiele spraw z innej perspektywy. Przetestowała granice mojej odporności” – pisał po latach w książce „Państwo teoretyczne”.

– Afera taśmowa go zmiażdżyła. Upubliczniono rolę, w której prywatnie czuł się najlepiej i rzeczywiście był w niej doskonały: błyskotliwy rozmówca i pasjonat polityki oraz koneser owoców morza i dobrych alkoholi w jednym. Ale w analityczną warstwę taśm mało kto się wczytywał, zostało pławienie się we władzy i rzucanie mięsem. To musiał być dla niego szok – mówi jego dawny znajomy.

– A przecież obaj panowie, zamiast się spotykać w jakichś pakamerach, mogli się spokojnie umówić u jednego lub drugiego w gabinecie – dziwi się były współpracownik Sienkiewicza ze służb.

Znajomi opowiadają, że od tamtej pory stał się przewrażliwiony na punkcie inwigilacji. Gdy się z kimś umawiał w publicznym miejscu, najpierw robił trasę sprawdzeniową, czy nikt go nie śledzi. Przeszedł wszak szkolenie w ośrodku wywiadu w Kiejkutach.

Bartłomiej Sienkiewicz i Radosław Sikorski w drodze na pierwsze posiedzenie rządu Donalda Tuska. Warszawa, 13 grudnia 2023 r. // Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

Walec nie dyskutuje z asfaltem

Trudno się więc dziwić, że w 2023 r. to Bartłomiej Sienkiewicz dostał jedno z najtrudniejszych zadań, związanych z uderzeniem w PiS.

Po pierwsze, miał z tą partią rachunki, bo nie było wątpliwości, że partycypowała w wykreowaniu afery taśmowej. Po drugie, chciał udowodnić, że nie jest urzędnikiem nieudolnym, któremu wszystko, czego dotknie, rozsypuje się w rękach. Takim, który potrafi jedynie doradzać.

To zresztą był ważny komponent afery taśmowej. Minister Sienkiewicz nie przestał funkcjonować jako analityk-doradca. Przyznaje to w książce „Państwo teoretyczne”: „Całe życie byłem analitykiem, czyli kimś, kto z tytułu mówienia prawdy, czyli tego »jak jest«, pobiera wynagrodzenie i czerpie satysfakcję zawodową. (…) To, że byłem przez lata nieformalnym doradcą Donalda Tuska opierało się na jego przekonaniu, że niezależnie jak bolesna może być prawda, nie zawaham się jej ujawnić. W finale analityk został ministrem. To, co mówiłem podczas podsłuchanej rozmowy, pomijając formę, brało się ze zwykłego nawyku nazywania rzeczy po imieniu”.

Radykalizm sądów i języka, którymi są wyrażane, to znak rozpoznawczy Sienkiewicza. Jeszcze w czasach, gdy był szefem MSW, szerokim echem odbiły się jego słowa pod adresem kiboli: „Idziemy po was”. Gdy sąd w końcu zarejestrował likwidatorów TVP i Polskiego Radia, skomentował to frazą „Walec nie dyskutuje z asfaltem”.

– Uwielbia jazdę po bandzie. Gra va banque, licząc na to, że przeciwnik się ugnie – mówi jego bliski znajomy. Czy zawsze był taki? W autobiograficznej książce „Onegdaj w Krakowie”, napisanej wspólnie z żoną, Bereniką Kluczykowską-Sienkiewicz, przyznaje, że twardość i zdecydowanie kształtowały w nim górskie wspinaczki: „Prawdę powiedziawszy, to nie seks ani metryka urodzenia i nie narodowe powstania zrobiły ze mnie mężczyznę, ale dopiero ten sport”.

Odkąd został ministrem kultury, a zwłaszcza w okresie podejmowania radykalnych decyzji w sprawie mediów publicznych, komunikował się z otoczeniem głównie za pomocą wpisów w mediach społecznościowych. Nawet jego koledzy z PO przyznawali, że z nikim nie rozmawia, nic nie konsultuje. Jedyną okazją do przedstawienia swoich racji było styczniowe głosowanie nad wotum nieufności. Z trybuny sejmowej uzasadnił swoje decyzje względami moralnymi, przypominając, że to media rządzone przez PiS przyczyniły się do śmierci Pawła Adamowicza czy syna Magdaleny Filiks. Posłowie zauważyli, że minister ma przy sobie woreczek z białym proszkiem. Zapytany o jego zawartość, odpowiedział w swoim stylu: „Żułem kości swoich wrogów”.

Nauczyłem się żyć poza mgłą

Ważnym etapem w politycznej edukacji Sienkiewicza była działalność w powstałym w latach 80. pacyfistycznym i antykomunistycznym ruchu Wolność i Pokój, stworzonym głównie przez działaczy Niezależnego Związku Studentów z lat 1980-81, do których sam się zaliczał. Bywał zatrzymywany przez milicję i karany grzywną. W WiP nie odgrywał jednak większej roli – symboliczne jest to, że spóźnił się na podpisanie deklaracji założycielskiej i jego nazwisko dopisano ręcznie.

– W tamtych czasach był kompletnie zdominowany przez Rokitę. Jak Rokita chciał, by ktoś skoczył po piwo, wołał Sienkiewicza, a ten w podskokach realizował zlecenie – opowiada współpracownik z tamtych czasów. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy Jan Rokita był nadzieją na nową jakość w polskiej polityce jako rzadki okaz państwowca z intelektualnym sznytem.

Kluczowy był jednak czas współtworzenia nowych służb specjalnych III RP.  Polecony przez Rokitę, Sienkiewicz był jednym z pierwszych, którzy w 1990 r. wchodzili wraz z Krzysztofem Kozłowskim do rządzonego przez gen. Kiszczaka MSW. Miał legitymację UOP numer 3, co pokazywało jego pozycję w nowych służbach – nr 1 miał Kozłowski, a nr 2 jego zastępca i następca Andrzej Milczanowski.

Jak tam trafił? W książce napisanej z żoną przytacza anegdotę o kobiecie uznanej przez niego za czarownicę, która poradziła mu, by natychmiast uciekał z mieszkania na krakowskim Rynku, gdzie z okien widać było głównie smog lub mgłę. „Dwa lata później od jednego z ministrów rządu Mazowieckiego dostałem propozycję fascynującej i niebezpiecznej pracy w Warszawie. Mimo zaklęć najdroższych mi kobiet, Narzeczonej i Mamy, zdecydowałem się wyjechać. Było fascynująco, nie było niebezpiecznie (poza jednym incydentem). Powoli nauczyłem się żyć poza mgłą” – pisał.

W książce „Czterech” – w której dziennikarz Grzegorz Chlasta rozmawia właśnie z Sienkiewiczem, a także z Piotrem Niemczykiem i Wojciechem Brochwiczem (czwartym bohaterem jest zmarły w czasie jej tworzenia Konstanty Miodowicz) – wyjaśnia, że poszedł do służb po przygodę. Pojawia się jednak też poważniejszy argument, który stanie się chyba najpoważniejszą przesłanką działalności publicznej Sienkiewicza: „Kierowałem się przekonaniem, które w pewnym sensie rządziło znaczną częścią mojego dojrzałego życia, że podstawowym wyzwaniem Polaków, czyli Nemezis, jest Rosja. Uważałem, że jeśli ktoś chce zrobić coś dobrego dla Polski, powinien śledzić Nemezis, czy zbliża się, czy oddala. Prawdę mówiąc, po to poszedłem do służb, z tego też zrodził się Ośrodek Studiów Wschodnich”.

W książce pojawia się również wyjaśnienie, co to za niebezpieczny incydent miał miejsce w czasie pracy Sienkiewicza w UOP. Chodziło o to, że krótko po weryfikacji byłych esbeków jeden z negatywnie zweryfikowanych wpadł z bronią do hotelu MSW, gdzie mieszkali wtedy „nowi”, i zażądał od recepcjonistki numerów pokojów Brochwicza i Sienkiewicza, którzy mu „zrujnowali życie”.

Jeśli straciliśmy państwo

– Sienkiewicz nie jest gliniarzem. Myślę, że właśnie dlatego zapłacił wysoką cenę za bycie szefem MSW. Glina nie dałby się podsłuchać – opowiada dziś Chlasta. – Jest intelektualistą, z którym przyjemnie się rozmawia i którego się dobrze czyta. Polecam np. jego opowieść o Janie Prosperze Witkiewiczu i przemianie tego człowieka w carskiego szpiega o życiorysie tak barwnym jak Lawrence z Arabii. Ciekawe, że sięga to historycznych, jeszcze studenckich zainteresowań Sienkiewicza, który zajął się dalszymi losami spiskowców opisanych przez Mickiewicza w „Dziadach”. Witkiewicz był jednym z nich. „Niezwykła biografia młodocianego zesłańca, a później rosyjskiego oficera i tajnego agenta, dopełnia się poza narodowymi desygnatami” – napisał o nim w „Tygodniku Powszechnym” w tekście „Ciemne światło”.

Książki to kolejny ważny punkt jego formacji. W tekstach wspomnieniowych przyznaje, że bycie prawnukiem Henryka w szkole bywało dla niego przekleństwem. Jego stosunek do twórczości pradziadka jest ambiwalentny.

„Sienkiewicz jako opowieść o dumie z I Rzeczypospolitej, która w gruncie rzeczy była gigantyczną katastrofą cywilizacyjną i polityczną, która nas skazała na 123 lata niewoli, Sienkiewicz rozumiany jako zakochanie się w republikanizmie szlacheckim, będącym rodzajem sznura na szyi i niewolnictwa, regresem w stosunku do tej Europy, do której chcieliśmy należeć, a już od połowy XVII wieku nie należeliśmy – tak rozumiany Sienkiewicz wywołuje mój bunt. Bo ja, proszę pana, jestem od czubka głowy do pięt stańczykowski: nie dawne mity i nie męczeństwo buduje przyszłość wolnych ludzi, tylko troska o to, co przed nosem i teraz, rodzaj codziennej zapobiegliwości. Jeżeli straciliśmy państwo, to przez własne słabości i zaniechania, a nie przez obce potęgi. One skorzystały tylko z faktu, że sami nie potrafiliśmy być silni” – opowiadał Chlaście.

Polską historię czytał inaczej na długo przed tym, jak stało się to modne. Dlatego tak ważne było dla niego ukazanie się „Fantomowego ciała króla” Jana Sowy i jej późniejszych kontynuacji spod znaku „historii ludowej”. Stąd też ostatnia nominacja Adama Leszczyńskiego na stanowisko szefa Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej.

Największy wpływ na Sienkiewicza miały jednak lektury Conrada, z którym też jest zresztą spokrewniony – przez matkę, z domu Korzeniowską. Swoją pierwszą firmę doradczą nazwał Othago, co nawiązuje do nazwy statku, którym Korzeniowski dowodził jako kapitan. Nawet kiedy pisał w „Tygodniku” o książkach le Carrégo (w artykule „Twarze tajnych służb”), portretując świat, w którym „nic nie jest jednoznaczne, do końca prawdziwe, aksjologicznie słuszne, zwątpienie walczy o lepsze z obowiązkiem, a wierność sobie pasuje się ze zdradą” – w tle było przekonanie, że „miłośnicy Conrada odnajdą u le Carrégo znajomy ton”.

Dziękuję za przypomnienie o tamtych czasach

Jak twierdzi jeden ze znajomych, Sienkiewicz ma jednak słabość do patriotycznej ornamentyki i symboli – tak można tłumaczyć np. jego wsparcie dla idei odbudowy Pałacu Saskiego. „Jestem dumny z tego, że jestem byłym wysokim oficerem, że tworzyłem fundamenty pod niepodległą Polskę, budując instytucje chroniące państwo – perorował nie bez patosu w Sejmie, reagując na to, że pisowscy propagandyści często mówią o nim per „podpułkownik”. – I powiem wam, panie i panowie, tak: dziękuję wam za przypomnienie mi o tamtych czasach, tamtych zasadach – gdzie rygor służby, obowiązku wobec ojczyzny był najwyższym prawem”.

W UOP współtworzył struktury tej instytucji, m.in. Biuro Analiz i Informacji, które miało zajmować się białym wywiadem. Sam stanął na czele innej komórki – Biura Koordynacji i Prognoz. Tu jednak dała o sobie znać słabość Sienkiewicza w „urzędniczeniu”.

– Biuro w ogóle nie rozwinęło skrzydeł, bo choć powołane było do koordynacji, szefowie innych służb woleli uderzać od razu do zwierzchników Bartka. Poza tym po raz pierwszy wykazał się fatalną ręką do ludzi. Zatrudnił jakichś dziwnych typów, w tym regularnego wariata, którego potem nie mogliśmy się pozbyć – opowiada kolega ze służb.

Jeszcze pracując w UOP (do 2002 r., czyli do końca formalnego istnienia Urzędu, był doradcą Zarządu Wywiadu) współtworzył Ośrodek Studiów Wschodnich i został jego wicedyrektorem. Głównym celem OSW było zdobywanie wiedzy i przygotowywanie analiz na temat krajów sąsiadujących z Polską na wschodzie. Zwłaszcza o „Nemezis”, czyli Rosji.

– Wyjątkowo inteligentny, potrafił skomplikowany problem opisać w dwóch zdaniach. W Ośrodku dużo pracował, sprawdzał pisane analizy, można się było od niego dużo nauczyć – mówi polski dyplomata, przez jakiś czas związany z OSW.

Po wyborach w 1997 r. Sienkiewicz został jednym z doradców marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego. To właśnie Płażyński był w 2001 r. jednym z trzech współzałożycieli PO, udziałem przy tworzeniu której Sienkiewicz się do dziś szczyci. W Platformie długo nie wychodził jednak poza rolę organizatora zaplecza eksperckiego. To dzięki niemu w orbitę tej partii trafili tacy ludzie jak również związany z OSW Jacek Cichocki, a ostatnio Andrzej Domański.

Złożona sieć kontaktów

Ważnym segmentem jego działalności po odejściu ze służb było doradztwo gospodarcze. Znajomość spraw wschodnich wykorzystywał jako ekspert spółek Skarbu Państwa. Nie wszystkie jego przewidywania były trafione. W 2011 r. prognozował np., że w ciągu dwóch lat nastąpi całkowity krach finansowy.

Niedawno minister aktywów państwowych Borys Budka ujawnił, że Orlen pod kierownictwem Daniela Obajtka zlecił inwigilację Sienkiewicza. Dokument powstały w jej trakcie nazywa go „szarą eminencją”, opierającą się na „złożonej sieci kontaktów personalnych”, prowadzącą „arystokratyczny styl życia (drogie restauracje, drogie buty i garnitury, markowe alkohole)”. „Nawiązana przez Sienkiewicza w 2003 r. współpraca z ORLENEM przyniosła mu w latach 2004-2013 blisko 7,5 mln zł dochodu, a współpraca założonej przez niego spółki Sienkiewicz i Wspólnicy z innymi spółkami skarbu państwa przyniosła w latach 2009-2012 ponad 2,1 mln zł zysku netto” – wskazuje ujawniony dokument.

To niejedyny przypadek czarnego PR wobec działalności eksperckiej Sienkiewicza. Mateusz Bajek, w przeszłości związany z jego firmami, opowiada np. o ofensywie propagandy rosyjskiej, która w latach 2014-15, po zajęciu Krymu i wybuchu wojny w Donbasie zaczęła mówić, że spółki Sienkiewicza stały za wysyłaniem do Donbasu najemników, a nawet haubic i transporterów opancerzonych.

– Wymieniano akcje zbrojne, w których ci nasi najemnicy mieli ginąć – mówi. – Ataki trwały około dwóch lat, a telewizja rosyjska na początku 2015 r. pojawiła się nawet w siedzibie firmy i pytała, czy wysyłamy nazistów do Donbasu, by mordowali rosyjskie dzieci.

Część znajomych nie ma o analizach Sienkiewicza wysokiego mniemania, ale od jego byłego współpracownika z firmy doradczej słyszę, że dzięki jednej z nich instytucjom państwowym udało się uniknąć wydatków rzędu kilkudziesięciu milionów złotych.

Biedny, pogubiony, nierozpoznający siebie naród

Jego diagnostyczne wpadki łatwo dostrzec, bo przez lata publikował swoje teksty na łamach „Tygodnika Powszechnego”. W 2000 r. np. nie widział niczego złego w lokowaniu Ukrainy w rosyjskiej strefie wpływów („Pochwała minimalizmu”).

Jednak jego poglądy najlepiej oddaje tytuł tekstu publikowanego w „TP” w 2012 r., „Ambaras z polskością”, nominowany do nagrody Grand Press. W książce „Czterech” ubolewał, że Polacy dadzą się złapać na każde kłamstwo polityczne, bo „biednemu, pogubionemu, nierozpoznającemu siebie narodowi na peryferiach Europy, który przez ostatnie sto lat był przedmiotem najdzikszych eksperymentów, można sprzedać wszystko”.

Uważał zresztą, że „sprzedać wszystko” można także ludziom stojącym po jego stronie politycznego sporu. Dlatego pewnie były wiceminister kultury i poseł PiS Jarosław Sellin zapamiętał inny jego tekst: – W 2010 r., po katastrofie smoleńskiej określił skandaliczne zachowania wobec ludzi modlących się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, takie jak sikanie do zniczy czy ustawianie krzyża z puszek po piwie Lech, jako „wybryki wielkomiejskiej tłuszczy”. Daleką drogę przeszedł od tego czasu.

Jeszcze przed ich upadkiem

Po latach doradzania, w 2013 r. Sienkiewicz przeszedł na stronę aktywnej polityki. Dlaczego się na to zdecydował, sugeruje w książce „Państwo teoretyczne”: „Polska to cmentarzysko strategii. Żadna nie przetrwała upadku politycznego swoich twórców, a niekiedy umierała cichutko jeszcze przed ich upadkiem”. Decyzja nie była jednak dobra.

– On nie potrafi odróżnić spraw ważnych od mniej ważnych – tak wieloletni współpracownik Sienkiewicza tłumaczy, dlaczego ten dobry doradca i świetny analityk kiepsko radzi sobie jako urzędnik.

Chociaż do wybuchu afery taśmowej jego dorobek jako ministra nie był zły. Dawny znajomy Sienkiewicza ze służb zwraca np. uwagę, że bardzo polepszył koordynację działań związanych z rosnącą luką VAT. Pod jego naciskiem zmieniono głównego inspektora informacji finansowej.

Po aferze taśmowej znalazł się na marginesie, miał nawet kłopoty finansowe. Rękę wyciągnął do niego w 2019 r. ówczesny lider PO Grzegorz Schetyna, proponując kandydowanie do Sejmu z trudnego dla partii regionu świętokrzyskiego. W wyborach odniósł sukces, ale później działał na obrzeżach klubu parlamentarnego: – Nie był lubiany, zachowywał się jak zblazowany bufon, traktujący innych z góry – wspomina jego kolega z ław poselskich.

Usiłował jednak zaistnieć, czego przejawem było kandydowanie na szefa PO w styczniu 2020 r. Deklarował, że choć należy do niej od niedawna, to partia jest jego „jedyną miłością polityczną od 18 lat”. W swoim programie akcentował konieczność powrotu do liberalizmu. Krytykował też porozumienie z lewicą w wyborach do PE w 2019. Dostał najmniejsze poparcie – 2,5 proc. Do głównego nurtu wrócił z powrotem Donalda Tuska do PO, w połowie 2021 r. Stał się jednym z najbliższych współpracowników starego/nowego lidera.

Czy Tusk ma do niego słabość? Znajomi Sienkiewicza sugerują, że premier odnalazł w nim bratnią duszę, docenił intelektualny sznyt dyskusji przy cygarach i alkoholu. Potrzebował takich partnerów również w przeszłości, by później bez sentymentów się ich pozbywać.

Mocny zawodnik czyści

O tym, że w razie wyborczego zwycięstwa w 2023 r. Sienkiewicz weźmie na siebie misję czyszczenia mediów publicznych, mówiło się od dawna. Tusk wiedział, że jego podwładny będzie działał zdecydowanie. Po aferze taśmowej miał osobiste powody, żeby nie zrobić „ani kroku wstecz”.

Z tą nominacją wiąże się zabawne nieporozumienie: Sienkiewicz był przymierzany na stanowisko ministra aktywów państwowych, bo kierownictwo PO było przekonane, że to MAP nadzoruje spółki medialne. Dopiero jak się zorientowano, że to zadanie resortu kultury, zmieniono mu przydział.

Trzeba przyznać, że się wywiązał: błyskawicznie dokonał zmian we władzach TVP i Polskiego Radia. Z początku jego działania nie miały podstaw prawnych, ale weto prezydenta umożliwiło mu rozpoczęcie procesu likwidacji tych instytucji. Mimo że i tu pojawiły się zarzuty łamania prawa, sądy finalnie zarejestrowały wyznaczonych przez niego likwidatorów.

Jarosław Sellin zwraca uwagę, że w ciągu czterech miesięcy urzędowania Sienkiewicza z jego resortu nie wyszła żadna konstruktywna propozycja, nie powołano żadnej instytucji kultury, nie złożono żadnego projektu ustawy: – Tylko czystki i rozliczenia.

Inaczej ocenia Sienkiewicza jego zastępczyni, Joanna Scheuring-Wielgus z lewicy. Nazywa go „mocnym zawodnikiem o literackim umyśle” i zwraca uwagę, że jedną z pierwszych decyzji Sienkiewicza było obniżenie poziomu decyzyjności. Z naszych informacji wynika, że resortem steruje dawny działacz małopolskiej PO i b. dyrektor Teatru Bagatela Andrzej Wyrobiec, który może zostać jego następcą. Duże wpływy mają też dyrektorzy departamentów – Hanna Wróblewska i Piotr Rypson. Role są podzielone: odwołany z Muzeum Narodowego za czasów Piotra Glińskiego, Rypson pała żądzą zemsty, zaś Wróblewska, dawna dyrektorka Zachęty, która w czasie rządów PiS była wicedyrektorką Muzeum Getta Warszawskiego, działa na te tendencje tonizująco.

Wielka Pułapka

Po czterech miesiącach pracy Sienkiewicz zwołał konferencję prasową, podczas której ogłosił odwołanie mianowanych w czasach PiS szefów czterech placówek kulturalnych, w tym PISF. Decyzje tłumaczył zarzutami formalnymi wobec dotychczasowych dyrektorów i koniecznością odpolityczniania instytucji kultury.

Jednak jego poprzednik, Piotr Gliński, przekonuje, że to nie odpolitycznianie, ale upolitycznianie „à rebours”, w dodatku na granicy prawa. Np. sztuczne łączenie niepasujących instytucji po to tylko, żeby się pozbyć ich szefów, jak przy połączeniu Instytutu Adama Mickiewicza z Biurem Niepodległa.

Co ciekawe, Sienkiewicz był wrogiem upartyjniania państwa: „Kiedyś PiS przegra wybory, zostawiając następcom Wielką Pułapkę w postaci państwa wypranego z autonomiczności wobec tej partii. Zamiast rozpocząć to samo, co PiS – wszechogarniającą czystkę, której nieuchronnym efektem będzie dalsze osłabianie państwa – można stworzyć zupełnie nową strukturę i pokazać nowe podejście do relacji państwo-obywatel. Tam, gdzie złamano prawo, powinny być wyciągnięte konsekwencje – pisał w „Państwie teoretycznym”. – Ale uniknięcie Wielkiej Pułapki to nie wejście w buty PiS i analogiczne zdemolowanie państwa pod hasłem rozliczenia poprzedników, lecz ucieczka do przodu, tworzenie nowej rzeczywistości. To przyszłość jest najcenniejszą walutą polityki, a nie przeszłość”.

Przyszłość jego samego nie leży już jednak w resorcie kultury: podał się do dymisji i ogłosił zamiar kandydowania do Parlamentu Europejskiego. Wiele wskazuje na to, że taki był plan od początku – miał wykonać czarną robotę i wyjechać do Strasburga. Tyle że, jak przekonują niektórzy, wyraźnie polubił, może nie tyle pracę w resorcie, co udział w premierach i bywanie na salonach. Stąd w marcu sugerował, że traktuje ewentualny start jako złożenie broni – w swoim stylu nazwał Parlament Europejski „cmentarzyskiem politycznych słoni”. Czy liczył, że jednak zostanie, tyle że Tusk miał w tej sprawie inne zdanie?

– Nie wierzę. Bartek od początku chciał kandydować do PE. On jest patentowanym leniem, a tam może nic nie robić, sączyć koniaczek i patrzeć, jak duża kaska sama spływa – mówi jego wieloletni współpracownik. Choć może nie o lenistwo chodzi, a wypalenie długą walką o odzyskanie twarzy.

Dla porządku dodajmy, że są i tacy, którzy widzą inny scenariusz: – Jestem przekonana, że będzie w przyszłości siedział – mówi Joanna Lichocka z PiS. Jeśli uważa się go bowiem za największego wroga PiS, to nie tylko ze względu na osobistą determinację Sienkiewicza, ale także przekonanie władz opozycyjnej partii, z jej prezesem na czele, który o byłych agentach wie jedno.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Z wykształcenia biolog, ale od blisko 30 lat dziennikarz polityczny. Zaczynał pracę zawodową w Biurze Prasowym Rządu URM w czasach rządu Hanny Suchockiej, potem był dziennikarzem politycznym „Życia Warszawy”, pracował w dokumentującym historię najnowszą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Quo vadis