Notoryczni debiutanci

Kursy kreatywnego pisania przynoszą wiele porad dla początkujących twórców. Szczególnie ciekawą sugestią jest ta, która zaleca napisanie drugiej książkiprzed pierwszą. Tę strategię wcieliła w życie Harper Lee.

09.10.2023

Czyta się kilka minut

Harper Lee / Capital Pictur / EAST NEWS

W niepublikowaniu kryjesię cudowny spokój”, powiedział w wywiadzie dla „New York Timesa”J.D. Salinger. W tym samym wywiadzie autor najsłynniejszej amerykańskiej powieści, „Buszującego w zbożu”, przyznał, że kocha pisać, ale zamierza robić to tylko dla siebie – publikowanie nazwał okropną ingerencją w prywatność.

Po swojej pierwszej genialnej książce, wciąż sprzedającej się w liczbie paruset tysięcy egzemplarzy rocznie, spod jego pióra wyszły nieliczne opowiadania, z których jedynie część ujrzała światło dzienne. Taka próba zatrzymania dla siebie stanu pisania pozbawionego oceny zdarza się jednak w historii literatury rzadko. Częściej „autorzy jednego przeboju” to ci, których kolejne utwory okazały się słabsze od tego niosącego sławę, więc świat puścił je w niepamięć.

Niektórym, jak Borysowi Pasternakowi, który za swoją jedyną powieść, „Doktora Żywago”, otrzymał Nagrodę Nobla, możliwość stworzenia kolejnych fabuł nie była dana. Gdyby historia obeszła się z nim łaskawiej, być może zdołałby powtórzyć sukces swojego powieściowego debiutu – nagonka polityczna ZSRR przyczyniła się jednak do jego śmierci zaledwie trzy lata po premierze „Doktora Żywago”.

Z kolei Emily Brontë, podobnie jak Salinger, ceniła sobie prywatność i była niechętna publikacjom, jak również ujawnianiu swojej tożsamości – „Wichrowe wzgórza” zostały pierwotnie opublikowane pod męskim pseudonimem. Tak samo jak Pasternak nie miała jednak szans, by napisać coś więcej: zmarła przedwcześnie w wieku zaledwie 30 lat.

Syndrom drugiej książki

Istnieje parę mitów związanych z pisaniem książek. Mój ulubiony, o XIX-wiecznym rodowodzie, chętnie wyzyskiwany przez kinematografię, ukazuje pisarza – raczej mężczyznę – jako niedojdę niezdolną do wykonania najprostszych przyziemnych czynności. Inne z chętnie powtarzanych wyobrażeń o pisaniu nadają szczególną wagę drugiej książce. Podczas gdy błyskotliwy debiut mógł być dziełem przypadku, kolejne utwory już nie.

Dlatego też zwykło się uważać, że to druga książka jest – jeśli nie najważniejszą – to przynajmniej równie ważną jak debiut publikacją w karierze. Takie postawienie sprawy ma z kolei swoje konsekwencje, które zostały zebrane pod nazwą Syndromu Drugiej Książki (po angielsku Second Novel Syndrom, w skrócie SNS). Ów syndrom oznacza przede wszystkim niemożność poradzenia sobie z presją wokół kolejnego dzieła prowadzącą do twórczej blokady.

Autorzy i autorki doskonałych debiutów, próbując przeskoczyć poprzeczkę umieszczoną wysoko przez swoje pierwsze dzieło, utykają w literackim czyśćcu, w którym żadna myśl nie jest dostatecznie oryginalna, a żadna fraza wystarczająco dobra, by przelać ją na papier. Stąd już tylko krok do pozostania autorem jednego przeboju (po angielsku One-Hit Wonder, w skrócie OHW) i dwa kroki od konieczności udzielenia negatywnej odpowiedzi na pytanie stawiane ochoczo przez krytykę: czy twórca posiada w sobie więcej niż jedną opowieść.

Na szczęście pisanie drugiej książki ma także swoje zalety – pozwala bazować zarówno na doświadczeniu tworzenia pierwszego utworu, jak i czerpać siłę z pozytywnych opinii na jego temat. Tak było w przypadku Barbary Sadurskiej i Łukasza Barysa, którzy podobnie jak ja, w 2022 r. opublikowali swoje drugie książki. Autorka doskonale przyjętej „Mapy”, uhonorowanej jednym z najważniejszych laurów dla debiutantów – Nagrodą Gombrowicza, zwraca uwagę na to, że pozytywny odbiór pierwszej książki zrodził presję, aczkolwiek – gdyby nie on, kolejny utwór nigdy by nie powstał. Nad „Czarnym hetmanem” Sadurska pracowała prawie dwa lata. Z kolei Łukasz Barys, nagrodzony Paszportem „Polityki” w wieku zaledwie 24 lat za swój prozatorski debiut „Kości, które nosisz w kieszeni”, docenia, jak wiele nauczył się w trakcie pisania pierwszej książki, co pozwoliło mu sprawnie (w pół roku!) ukończyć drugą.

Syndrom Harper Lee

Zagraniczne strony kursów Creative Writing przynoszą wiele ciekawych porad, jak uporać się ze słynnym SNS. Powtarza się w nich konieczność posiadania planu i szkicu fabuły, jak również wypracowanie we własnej psychice rozmaitych murów i zapór, które nie pozwolą, by strach przed zaprzepaszczeniem tego, co udało się osiągnąć w debiucie, przelał się górą i sparaliżował początkującego twórcę.

Szczególnie ciekawą sugestią jest przechytrzenie samego siebie i napisanie drugiej książki przed pierwszą. Trudno odmówić temu myśleniu logiki: trzymanie w szufladzie książki gotowej do publikacji zaraz po debiucie gwarantuje, że będzie ona wolna od presji i jakichkolwiek innych konsekwencji zaistnienia na literackiej scenie.

Tę strategię wcieliła w życie Harper Lee, choć taka kolej rzeczy była raczej dziełem przypadku niż planu. W 1960 r. mająca 34 lata Lee opublikowała swoją pierwszą książkę. Rok później otrzymała za „Zabić drozda” Nagrodę Pulitzera, po dwóch latach – do kin weszła ekranizacja jej debiutu w reżyserii Roberta Mulligana, z Gregorym Peckiem w roli adwokata Atticusa Fincha, ojca głównej bohaterki, czyli Skauta. Po tym oszałamiającym sukcesie Lee wycofała się z życia literackiego i opublikowała później zaledwie trzy szkice – nic więcej.

W jedynym zarejestrowanym wywiadzie z pisarką i jednym z ostatnich, jakich kiedykolwiek udzieliła, Harper Lee mówi, że sukces „Zabić drozda” był dla niej więcej niż zaskoczeniem: był niczym „uderzenie w głowę całkowicie zwalające z nóg”. W trakcie rozmowy z Royem Newquistem przeprowadzonej w 1964 r. zdradza, że pracuje nad kolejną książką – co się z nią jednak stało, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że dwa lata przed śmiercią w 2015 r. Lee zgodziła się na publikację dzieła, które jej agent odnalazł w domu pisarki, w Monroeville.

Powieść „Idź, postaw wartownika” powstała tak naprawdę przed „Zabić drozda”, i do pewnego stopnia opowiada tę samą historię, jednak z innej perspektywy czasowej – Skaut jest tu już dorosła i wraca w rodzinne strony do schorowanego ojca, by przypomnieć sobie dzieciństwo w Maycomb. Opublikowana po 55 latach leżenia w szufladzie druga książka była w rzeczywistości powstałą wcześniej wprawką do tej, która przyniosła Lee sławę.

Syndrom wiecznego debiutanta

„Większość pisarzy nie lubi pisać, wręcz nienawidzi”, mówi w wywiadzie Lee. „Robią to pod wpływem przymusu, który jest udziałem każdego artysty, ale siedzenie i próbowanie przełożenia myśli na sensowne zdanie nie przynosi im żadnej przyjemności. Ale ja to lubię. Lubię pisać. Czasami obawiam się, że może lubię to aż za bardzo. Kiedy zanurzam się w pracę, nigdy nie chcę jej kończyć. To powód, dla którego zdarza mi się przez wiele dni nie wychodzić z domu”.

Czy prawdziwą przyczyną, dla której Lee i Salinger nie zdołali ukończyć kolejnych powieści, był SNS, tego się już nie dowiemy. Jeśli wierzyć ich słowom, zarówno J.D. Salinger, jak i Harper Lee, która miała ambicję zostać „Jane Austen południowej Alabamy”, odnajdywali przyjemność w możności pracy nad utworem, niekoniecznie w jego ukończeniu i opublikowaniu. Nawet jeśli nie miało to związku z presją, jaka ciążyła na nich po sukcesie pierwszej książki, z pewnością pozwalało im nie oglądać się na krytykę i wymogi wydawniczego rynku. Oraz zachować wolność i swobodę pisania, jakie daje praca nad debiutem.

Z moich rozmów z koleżankami i kolegami po piórze wynika, że choć presja i trema związane z tworzeniem kolejnego utworu są realną kwestią, to sama koncepcja syndromu drugiej książki, a nawet i debiutu jako wejścia z przytupem na literacką scenę, wydaje się zagadnieniem raczej sztucznym. Do każdej kolejnej książki siada się jako debiutant, za każdym razem mierząc się z tą samą bielą kartki i własnymi demonami w głowie.

Jak zauważa Łukasz Barys, na naszym rynku wydawniczym każdy, poza może paroma największymi gwiazdami, jest wiecznym debiutantem. Każda książka każe się mierzyć z tym samym wysokim progiem wejścia, a żadna liczba wcześniejszych publikacji nie gwarantuje poczytności kolejnej. Dreszczyk emocji i duża dawka niepewności w naszych warunkach są gwarantowane przy każdej premierze. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Notoryczni debiutanci