Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Proces ten przypomina nieco to, co dzieje się na palecie malarskiej. Rozsmarujemy trochę cynobru po Azji Środkowej i dociągniemy go pędzlem do placka sjeny palonej na Syberii... i już mamy pięknego, ceglastego neandertalczyka. To takie przestrzenno-czasowe mieszanie się genów należących do różnych podjednostek gatunku Homo sapiens.
W minionym tygodniu genetyk Ryan Bohlender ogłosił na spotkaniu American Society of Human Genetics, że do wyjaśnienia mieszanki genetycznej mieszkańców Melanezji potrzebna jest dodatkowa, nieznana wcześniej składowa. Tego, co siedzi w materiale genetycznym wyspiarzy z okolic Nowej Gwinei (to tam pracował nasz świetny antropolog Bronisław Malinowski, autor „Życia seksualnego dzikich”), nie da się więc wyjaśnić, odwołując się do znanych podgatunków Homo sapiens. Może być to ślad zupełnie nowego, nieznanego gatunku człowieka.
Warto podkreślić, że rzecz rozgrywa się na gruncie genetyki, a nie paleontologii. To nie są nowe kości, tylko nowe proporcje genów. Dzięki starannemu wydrapywaniu DNA ze skamieniałości udało się uzyskać sekwencje genetyczne dwóch wymarłych podgatunków człowieka: neandertalczyków i denisowian. Dziś rutynowo już sprawdza się, jaki jest udział „ich” genów w genotypie danej populacji ludzi. W opublikowanym niedawno potężnym badaniu genetycznym 142 grup z całego świata wykazano, że, przykładowo, Polacy mają w sobie średnio 1,9 proc. genów neandertalskich (nieco powyżej średniej) i zaledwie 0,1 proc. genów denisowian (w normie). Nawiasem mówiąc, w raporcie Bohlendera podano, że przeciętny udział genów neandertalczyków w genach Homo sapiens sapiens to 2,8 proc., a więc z tymi szacunkami trzeba się obchodzić ostrożnie.
Tutaj mamy do czynienia z mieszanką genetyczną, której nie da się „ulepić” ze znanych genotypów. Mogłoby się wydawać, że nowe gatunki odkrywa się, grzebiąc w ziemi. Ale skoro można dziś stwierdzić obecność mordercy na miejscu zbrodni po wykryciu tam jego DNA, to czemu właściwie nie mielibyśmy odkrywać nowych gatunków, przyglądając się genom? ©