Episkopat do wymiany. Kto przejmie władzę w polskim Kościele?

Ignacy Dudkiewicz, autor książki „Pastwisko”: Najważniejsze wyzwanie czekające dziś biskupów wyraża się w słówku „mniej”. Mniej władzy, mniej księży, mniej pieniędzy, mniej wpływów politycznych, mniej autorytetu.

12.03.2024

Czyta się kilka minut

Biskupi w drodze na uroczystości 1050-lecia Chrztu Polski na Ostrowie Lednickim, kwiecień 2016 r. // Fot.  MARCIN MAZUR / EPISKOPAT.PL / MATERIAŁY PRASOWE
Biskupi w drodze na uroczystości 1050-lecia Chrztu Polski na Ostrowie Lednickim, kwiecień 2016 r. // Fot. Marcin Mazur / Episkopat.pl / Materiały prasowe

Z TEGO WYWIADU DOWIESZ SIĘ:

  • Czy w polskim Kościele zaczyna się właśnie nowa epoka
  • Dlaczego lepiej być proboszczem niż biskupem
  • Jak brzmi przepis na polskiego hierarchę
  • Z czym zmierzą się wyłonieni w czwartkowych wyborach przywódcy KEP – i czy zdają sobie z tego sprawę...
  • Czytaj więcej o wyborach w Episkopacie>>>

Zuzanna Radzik: Kto przejmie władzę w episkopacie?

Ignacy Dudkiewicz: Jest mi to obojętne. Oczywiście będę śledził i analizował wybory do prezydium Konferencji Episkopatu Polski jako analityk i publicysta, bo to istotne postacie życia publicznego. Jednak jako katolik nie czekam z drżeniem serca, kogo wybiorą.

Istotnymi postaciami życia publicznego biskupi są pojedynczo czy jako kolektyw?

To zależy, czy w perspektywie ogólnopolskiej, czy lokalnej. Są biskupi kompletnie nierozpoznawalni, którzy są ważnymi aktorami lokalnego życia społecznego. Zresztą większość z nich jest nierozpoznawalna w skali kraju, zwłaszcza pomocniczy i emeryci. Trudno jednak myśleć o instytucji hierarchicznej, nie zastanawiając się, kto zostaje biskupem. Sposób, w jaki biskupi budują relacje z księżmi i reagują na rzeczywistość społeczną, przekłada się na funkcjonowanie wspólnoty wiernych.

Wraz z odejściem poprzedniego prezydium kończy się epoka?

W Kościele rzadko można mówić o zmianach epoki, tu dominują długie procesy. Ta zmiana będzie jednak głębsza niż poprzednia, bo dotąd przewodniczącym zostawał dotychczasowy zastępca. Gdy kard. Glemp odchodził po wielu latach, jego następcą został wiceprzewodniczący abp Michalik. Następcą abp. Michalika po 10 latach został jego wiceprzewodniczący, czyli abp Gądecki. Po raz pierwszy tak nie będzie. Biskupi mogą dokonać politycznej kalkulacji, że lepiej, by przewodniczącym był ktoś odbierany jako sympatyczny, z kim np. Szymon Hołownia może porozmawiać. Jeśli wybiorą kogoś z opcji innej niż dotąd dominująca, to powodem może być bezradność wobec zmian, które są konieczne, a których kompletnie nie umieją się podjąć. Obstawiam, że nie mają diagnozy kryzysu, więc się na to nie zdecydują.

Naprawdę mogą wybrać kogoś z bezradności?

Tak powoływali abp. Wojciecha Polaka na delegata episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży. Nie było innych chętnych, kolejni kandydaci odmawiali. Abp Polak był jedynym, który się zgodził. Skądinąd największym argumentem przeciwko niemu było jego prymasostwo: niektórzy obawiali się, że ta funkcja nada zbyt wysoką rangę sprawie.

Żegnając odchodzącą ekipę porozmawiajmy o tym, jak zostanie zapamiętana. Abp Stanisław Gądecki, przewodniczący.

Został metropolitą poznańskim w specyficznym momencie. Kryzysowo zastępował odwołanego abp. Juliusza Paetza i nie poradził sobie z tą sytuacją. Paetz przez lata omijał zakazy, a Gądecki nie reagował, nie przepraszał i nie przyznawał, że Paetz był winny. Na koniec prawie dopuścił do pochowania go w katedrze. I jeszcze ukarał tych, którzy go za to krytykowali.

A rola w episkopacie?

Abp Gądecki miał być człowiekiem środka: ekumenista, wykształcony jako biblista, zaznajomiony z dialogiem międzyreligijnym. Ale instytucja go wessała. Nie był w stanie nadawać tonu, a podążanie za większością było jedynym sposobem na utrzymanie konsensusu i jedności, do których był przywiązany.

Kontrapunktem jest wiceprzewodniczący, wyrazista postać.

Abp Marek Jędraszewski nie zajmował się jednaniem, tylko dzieleniem, atakowaniem, rozgrywaniem, wciąganiem Kościoła w politykę partyjną i bardzo bieżącą. Miał być najważniejszym łącznikiem Kościoła z rządem PiS, ale nie wiem, czy mu się to udało. Konkurencja w postaci o. Tadeusza Rydzyka była silna, a dla biskupów niewygodna, bo nawet popierający jego media nie byli zadowoleni, gdy osobą, z którą dogaduje się władza, jest jakiś zakonnik, a nie któryś z nich.

Jędraszewski też jest związany ze sprawą Paetza.

I jej dziedzictwo obciąża go znacznie bardziej niż Gądeckiego. Był biskupem pomocniczym Paetza, łamał sumienia księży. Bronił go później przez lata publicznie, choć początkowo miał słuszny odruch zareagowania. Ale też przez lata łączyła go z Paetzem bliska, osobista znajomość. Zresztą dziś wielu biskupów w Polsce próbuje wyrzec się przyjaźni z Paetzem.

Ciekawe, że odchodzący skład łączy ta skandaliczna historia.

Wiele rozmów do mojej książki „Pastwisko” zaczynałem pytaniem, kto rządzi Kościołem w Polsce. O. Paweł Kozacki, teraz były, wówczas obecny prowincjał dominikanów, odpowiedział krótko: koledzy nuncjusza Kowalczyka. Sam Józef Kowalczyk był wychowankiem i protegowanym Paetza. Gdy Wojtyła został papieżem, Paetz był już najistotniejszym Polakiem w strukturach watykańskich, więc – i przed, i po 1978 r. – wprowadzał w nie wielu polskich księży: Dziwisza, Kowalczyka, Rakoczego, Jędraszewskiego. Odchodzenie tego pokolenia przyjaciół Paetza to też jakaś zmiana.

Bp Artur Miziński, sekretarz. Ważna część tego odchodzącego układu władzy, a niekoniecznie znana.

W roli sekretarza przyjął zupełnie inny tryb funkcjonowania niż jego poprzednicy, tacy jak Polak, Libera, Pieronek, którzy byli bardziej aktywni publicznie. To sprawny organizator i prawnik, który zaszył się w gabinecie. Dzięki temu, że redagował ostateczne wersje dokumentów, potrafił namieszać, np. przy powstawaniu i wyborze władz Fundacji Świętego Józefa, zajmującej się wsparciem dla ofiar pedofilii. Z protokołów wynikało coś innego, niż większości biskupów wydawało się, że głosowali. Podlegała mu też polityka komunikacyjna (w tym rzecznicy: ks. Paweł Rytel-Adrianik i ks. Leszek Gęsiak), której jakości w ostatnich latach nie warto komentować.

Rozmawiałeś z nim o władzy?

Niestety nie. Odmawiając mi wywiadu do książki, napisał: „Po rozważeniu pańskiej prośby pragnę powiadomić, że podjąłem decyzję o przyjęciu powściągliwej postawy w kwestii naszego spotkania”. To bardzo wielopoziomowe „nie”.

To może zacznijmy od początku: skąd się biorą biskupi?

Przepis na biskupa jest taki: seminarium lub kuria, z odrobiną doświadczenia w duszpasterstwie. Dobrze, jakby kochał Jana Pawła II i Stefana Wyszyńskiego, a jednocześnie patrzył z sympatią na niektóre ruchy papieża Franciszka, np. dosyć życzliwie mówił o synodalności. Ale też nie za bardzo chciał zmian.

Kiedyś doświadczenie w seminarium lub kurii było rozstrzygające. Za papieża Franciszka przesunięto akcenty i ceni się kandydatów, którzy byli duszpasterzami. Nasi obecni biskupi w większości nie mają tego doświadczenia, nigdy nie byli wikarymi, a jeżeli, to przez rok zaraz po święceniach, zanim zaczęli kościelne kariery. To się trochę zmienia, taki abp Adrian Galbas był wikarym, proboszczem i prowincjałem w zakonie, bp Robert Chrząszcz z Krakowa był wiele lat proboszczem w Rio de Janeiro. Brak doświadczenia duszpasterskiego jest jednym ze źródeł problemów w myśleniu biskupów o Kościele.

Droga do bycia ordynariuszem wiedzie przez nominację na biskupa pomocniczego.

Najczęściej biskup dostaje takiego pomocniczego, jakiego chce, w ten sposób reprodukując swoje preferencje. Dlatego kandydatura bp. Chrząszcza, który spędził wiele lat poza diecezją krakowską, jest widziana jako ciche wotum nieufności wobec metropolity tego miasta. Czasem kandydatów biskup wskazuje jednoosobowo, czasem konsultuje z niewielkim gronem. W Warszawie kard. Nycz rozesłał natomiast wśród kleru anonimową ankietę, w której były nazwiska wszystkich księży w diecezji spełniających wymogi na biskupa. Ponoć nominacje pomocniczych Warszawy pokrywają się z wynikami tej ankiety. Była jeszcze droga desantu z Rzymu na Polskę, gdy Benedykt XVI „czyścił” Watykan z Polaków. Wtedy wielu obejmowało diecezje bez żadnego doświadczenia duszpasterstwa w Polsce.

Wspominasz, że księża nie chcą zostawać biskupami.

Widać to w skali świata, nie tylko w Polsce. Wiemy z oficjalnych danych ogłaszanych przez Watykan, że odmawiają, a o takich sytuacjach w Polsce dowiadujemy się z przecieków i świadectw. Atrakcyjność urzędu biskupiego przez ostatnie 30 lat radykalnie spadła. Spójrzmy z perspektywy księdza, który ma 50 lat i wie, że miałby jeszcze 25 lat być czynnym biskupem w czasie niepewności i zmian w funkcjonowaniu Kościoła. Widzi, jak wyglądają zaciągi do seminariów, widzi powolne łączenie parafii. Widzi, że jest mniej pieniędzy, mniej wiernych, mniej księży. To wszystko będzie rodziło wielkie strukturalne, administracyjne i duszpasterskie problemy. Obserwuje, że jego głos ma coraz mniejsze znaczenie.

Czyli księża nie są żądni biskupiej władzy?

Nawet cynicy zaczynają kalkulować, że może wygodne probostwo jest lepszą kościelną karierą. Sympatyczniejszą, mniej eksponowaną, mniej narażoną na krytykę. Mniej narażoną na podejmowanie trudnych decyzji w sprawach, z którymi naprawdę nie będzie wiadomo, co zrobić. W perspektywie ćwierćwiecza, które taki ksiądz miałby spędzić na biskupim urzędzie, te problemy będą nabierały znaczenia. To jest po prostu coraz trudniejsza rola, co wprost mówią sami biskupi.

Któryś przyznał Ci to wprost?

Bp Szymon Stułkowski, z którym rozmawiałem do książki, mówił, że poważnie rozważał odmowę. Abp Galbas też to przyznawał. Czasami jednak to dobrze, że ludzie odmawiają. Stułkowski ostatecznie się zgodził, bo „odmowa byłaby dezercją”, ale zastanawiam się, czy jednak nie bywa instynktem samozachowawczym albo realną oceną własnych możliwości. W swoich wspomnieniach abp Kowalczyk, wieloletni nuncjusz, opowiadał, jak Jan Paweł II go poprosił, żeby objął tę funkcję po wyborach w 1989 r. Kowalczyk miał powiedzieć: „Ojcze Święty, to są dla mnie Himalaje!”. To była trzeźwa ocena, bo kompletnie do tej funkcji nie dorósł. Jeśli jakiś ksiądz czuje, że dla niego bycie biskupem w obecnej sytuacji społecznej to są Himalaje, powinien dać sobie spokój. Niewielu jest w stanie wchodzić na ośmiotysięczniki.

Jak byś opisał ośmiotysięcznik, który stoi przed potencjalnym nowym prezydium? Jakie czekają ich wyzwania?

Pierwsze wyraża się w słówku „mniej”. Czyli mniej władzy, mniej księży, mniej pieniędzy, mniej wpływów politycznych, mniej autorytetu.

Już w tych pięciu latach?

To widać z roku na rok. Jeśli chodzi o mniejszy wpływ na politykę, to już zdarzały się sytuacje, gdy abp Gądecki ostro krytykował władze PiS w sprawie zmian podatkowych dla księży wynikających z Polskiego Ładu czy w sprawie pandemicznego zamykania kościołów. Odbijał się od ściany. Rządzący wiedzieli, że mają w ręku wszystkie karty, a biskupi i tak będą ich popierać. Ta nowa rzeczywistość to wyzwanie, z którą zmierzą się nowe władze episkopatu, zwłaszcza że zmienił się rząd.

Już wcześniej zdarzyło się to w sprawie uchodźców.

W mniejszym stopniu dotknęło to Gądeckiego, ale Nycz, Polak czy Zadarko wprost usłyszeli, że nie ma potrzeby, żeby Kościół się zaangażował w tę sprawę.

Co jeszcze czeka Kościół?

Przemoc seksualna wciąż jest wyzwaniem. Będą się pojawiali kolejni poszkodowani nieletni, ale obstawiam, że ruszy też sprawa przemocy seksualnej w zakonach i wobec kleryków. Pewnie jeszcze kilku biskupów dosięgną kary, czekają nas kolejne dziennikarskie i historyczne śledztwa, ma powstać niezależna komisja ds. badania archiwów. To jest gigantyczne wyzwanie na najbliższe pięć lat, bo dotyczy sposobu pełnienia funkcji przez Życińskiego, Macharskiego, Wojtyłę, Wyszyńskiego, Strobę, Kominka, Tokarczuka, Dąbrowskiego... Wszystkich historycznych biskupów, lubianych i nielubianych. Potencjalne trzęsienie ziemi.

Coś jeszcze?

Wyzwaniem będzie ustosunkowanie się do powolnych, ale jednak dziejących się zmian w globalnym Kościele. Poprzednie prezydium było zupełnie na marginesie tych dyskusji. Dawało do zrozumienia, że nas w Polsce nie interesują żadne nowinki ani zmiany.

Podtytuł Twojej książki o władzy w polskim Kościele mówi, że rządzą nim przeszłość, bezwład i strach. Jak rządzi historia?

Nie zmierzyliśmy się z jej trudnymi elementami, czarnymi kartami z czasów komunizmu i co najmniej dwuznaczną rolą w czasach transformacji ustrojowej. O historii Kościoła w Polsce ludowej mówimy zbiorem mitów: że naród zawsze był z Kościołem, a Kościół zawsze przeciw komunie, nie dogadywał się z władzą i był w opozycji. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Do tego układ polsko-watykański, który powstał po 1978 r., nabierał znaczenia, im bardziej słabł sam Jan Paweł II, a ten układ umeblował polski Kościół na dekady. Co ściśle łączy się z bezwładem, bo przez lata funkcjonując w cieniu potężnych postaci, kard. Wyszyńskiego i Jana Pawła II, biskupi ograniczali się do roli przekaźników papieskiego nauczania. Niektórzy wciąż to robią.

Z historii zrodził się więc bezwład. Czym on jest?

Wyrósł na przekonaniu, że mamy polskiego papieża, mnóstwo księży i ogólnie jest dobrze. Skutkiem jest kompletny brak wizji i nieodnajdywanie się w tematach, o których dyskutuje globalny Kościół. To również duże stężenie klerykalizmu, bo jeżeli cały czas mówisz, że Kościół to Wyszyński lub Jan Paweł II, a miarą sukcesu jest liczba księży, to mówisz klerykalnymi kategoriami.

A strach?

Jako strach opisuję mechanizmy przemocy i samotność księży. Stawiam tezę, że bycie księdzem w Polsce jest zawodem wysokiego ryzyka kryzysu psychicznego. Pod tym względem koszmarna jest sytuacja wikarych. Za mało w Kościele rozmawiamy o tym, jak bardzo są narażeni na przemoc ze strony proboszczów, biskupa i kurialistów. Mówimy o absolutnym poczuciu zależności młodego księdza, bo wiele zależy od tego, do jakiej parafii go poślą i czy trafi na przemocowca, czy proboszcza, który będzie go wspierał. Czy będzie to biedna wioska i będzie biedny jak jego parafianie, czy zamożna dzielnica miasta. Wśród księży jest duże finansowe rozwarstwienie i żadnego sposobu rekompensowania tych różnic. To tworzy okropne mechanizmy karierowiczostwa i manipulacji.

A czego boi się biskup, który ma zapewniony wikt i opierunek do końca życia?

Ich milczenia nie da się uzasadnić. Nie żyją w braku wolności i możliwości. Dobrym przykładem jest kard. Nycz, który kiedyś walczył o bycie przewodniczącym episkopatu, ale już od 10 lat wiadomo, że nim nie będzie. Jako metropolita jednej z najważniejszych diecezji w Polsce mógłby nadać jej kształt.

Rozumiem, że biskupi nie mogą zmienić nauczania, ale mogą wiele zrobić w już dostępnych ramach, np. stworzyć oficjalne duszpasterstwo dla osób LGBT+ i zrobić porządek z finansami. Oberwą? Oczywiście, ale nie można tłumaczyć przywódców wspólnoty lękiem przed tym, że koledzy biskupi nie będą ich lubić.

Ten brak wzajemnej krytyki to strach czy umowa?

Abp Galbas powiedział mi wprost, że kiedy zostawał biskupem, to w czasie szkolenia dla biskupów z funkcjonowania episkopatu, o tym, jakie są rady i komisje, bp Miziński, sekretarz KEP, mocno podkreślał, że to, co jest na obradach, nie powinno wychodzić na zewnątrz: że nie krytykujemy się nawzajem i ważne jest wrażenie jedności między biskupami. Krytyka zdarza się niezwykle rzadko. Abp Polak po filmie Sekielskich złożył doniesienie na bp. Janiaka do Watykanu, a sam został za to skrytykowany np. przez bp. Deca. Z kolei bp Greger skrytykował liturgiczne innowacje kard. Rysia. Teraz z kolei kilku biskupów pomocniczych skrytykowało komunikaty w sprawie rezygnacji abp. Dzięgi. Tyle.

Czy biskupi są grupą trzymającą władzę?

Paradoksalnie biskupi mają zarówno dużo władzy w Kościele, jak i mało. Mają realną, prawno-kanoniczną i wzmocnioną ugruntowanymi praktykami władzę nad księżmi. Nad wikarymi ich władza jest potężna i niekontrolowana. Nad proboszczami ograniczona, choć w praktyce istotna.

Trzeba jednak zauważyć, że oni nie tylko rządzą, ale też są rządzeni, z jednej strony przez własne ograniczenia i korporacyjne mechanizmy, z drugiej przez własnych księży, których oporu się obawiają. Kiedyś z pomocą kard. Nycza w 2015 r. kilka organizacji próbowało wejść do parafii z programem o migrantach i uchodźcach. Kardynał ogłosił to na spotkaniu wszystkich proboszczów. Udało się tylko w kilku parafiach, choć wola biskupa była wyrażona wprost.

Nie mógł im kazać?

Władza biskupa jest ograniczona, a proboszcz ma stosunkowo silną pozycję względem biskupa i proboszczowie to wiedzą. Nie jest łatwo go odwołać i może długo się bronić, jeżeli nie zgodzi się na zmiany. Zdarza się, że biskupi rezygnują z konfrontacji w poczuciu, że mogą przegrać w Watykanie.

Jakie biskupi mają znaczenie dla przyszłości chrześcijaństwa w Polsce?

Ludzie widzą biskupów i utożsamiają ich postawę z Kościołem jako takim, zniechęcają się i odchodzą nie tylko z Kościoła, ale też od chrześcijaństwa. Gdy zaangażowanie polityczne czy ukrywanie przestępstw przez jednych nie spotyka się z żadną reakcją pozostałych, to nie dziwię się, że ludzie to ekstrapolują na Kościół jako taki. Jednak bardzo bym chciał, żeby to miało mniejsze znaczenie. Musimy skończyć z klerykalnym modelem, w którym kasta wybranych ma decydować o chrześcijaństwie, Ewangelii i sposobie jej interpretacji.

To jaka jest przyszłość?

Dopuszczam możliwość, którą wskazała jedna z moich rozmówczyń, Edyta Przykaza, że w którymś z polskich biskupów pewnego dnia obudzi się Oscar Romero. Jego też uważano za człowieka nijakiego, zachowawczego, bezpiecznego dla władzy i status quo w Salwadorze. A później stał się wielkim orędownikiem sprawiedliwości, obrońcą uciśnionych i głosicielem Ewangelii.

Romero ostatecznie poniósł męczeńską śmierć. Polscy biskupi tyle nie ryzykują, bo nie rządzi nami brutalna junta. Jeżeli ten „Romero” się w kimś obudzi, to zauważymy, że ten ktoś zaczął być biskupem na miarę czasów. Póki to się nie wydarzy, a może nie wydarzyć się wcale, to po tych czterech latach pracy nad książką o władzy w Kościele w Polsce biskupi interesują mnie jako publicystę, ale jako katolik nie czekam na ich zdanie w żadnej sprawie.

Można być katolikiem obojętnym na biskupów?

Niczego od nich nie chcę. Jeżeli ktoś poszukuje nadziei dla chrześcijaństwa w Polsce w budynkach episkopatu albo biskupich kuriach i pałacach, to mogę mu chyba tylko zacytować klasyka: „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”. Ostatecznie w tym piekle Dantego bardzo wielu było biskupów, papieży i duchownych wysokiego szczebla.

Ignacy Dudkiewicz // Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl / materiały prasowe

IGNACY DUDKIEWICZ jest filozofem, bioetykiem, działaczem społecznym, publicystą i dziennikarzem. Redaktor naczelny „Magazynu Kontakt”. 27 marca ukaże się jego książka „Pastwisko. Jak przeszłość, strach i bezwład rządzą polskim Kościołem”.


Jak pracuje episkopat

Krajowe konferencje biskupów mają – w świetle nauczania Soboru Watykańskiego II – wnosić wkład w „poczucie kolegialności” biskupów (z których każdy w swojej diecezji ma władzę w pełni autonomiczną). Najważniejsze decyzje KEP podejmuje podczas zebrań plenarnych, zwoływanych zazwyczaj dwa razy do roku. Obrady prowadzi wybierany na pięcioletnią kadencję przewodniczący KEP (lub jego zastępca), który też w imieniu Konferencji kontaktuje się ze Stolicą Apostolską. Prymas (arcybiskup gnieźnieński) ma obecnie wśród polskich biskupów pierwszeństwo jedynie honorowe; po kadencji kard. Józefa Glempa funkcje prymasa i przewodniczącego KEP rozłączono. Sprawami organizacyjnymi związanymi z działalnością Konferencji zajmuje się sekretarz generalny (jest odpowiedzialny m.in. za sporządzanie dokumentów).

W okresie między zebraniami plenarnymi kluczową rolę odgrywa Rada Stała, którą tworzą: z urzędu przewodniczący, jego zastępca i sekretarz generalny (czyli Prezydium), prymas i kardynałowie oraz ośmiu biskupów z wyboru. Rada przygotowuje zagadnienia na zebrania plenarne, pilnuje wykonania decyzji KEP i koordynuje prace Komisji, może też zabierać głos w sprawach publicznych.

Biskupi tworzą zhierarchizowane sekcje zajmujące się szczegółowymi kwestiami. Są nimi komisje (m.in. Nauki Wiary, Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Duchowieństwa – naśladujące strukturę dykasterii watykańskich), rady (m.in. Apostolstwa Świeckich, Ekumenizmu, Rodziny) i zespoły (m.in. Apostolstwa Trzeźwości, Ekspertów KEP ds. Bioetycznych, ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja).

Maciej Müller

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Episkopat do wymiany