Dwa złote do szczęścia

Czy istnieje jakieś lepsze życie i jakieś gorsze życie? Jedni są godni szacunku, a drudzy nie? Chyba nie jestem człowiekiem awansu. Nie chcę, żeby ktokolwiek musiał awansować.
[ fotografia ]

05.03.2024

Czyta się kilka minut

Maciej Jakubowiak, Kraków, 28 lutego 2024 r. // Fot. Jacek Taran
Maciej Jakubowiak, Kraków, 28 lutego 2024 r. // Fot. Jacek Taran

Urszula Honek: Właśnie wydałeś „Hankę. Opowieść o awansie”. Wyobrażałeś sobie, co powiedziałyby bohaterki Twojej książki – mama Hanka i babcia Albina – gdyby żyły i mogły ją przeczytać?

Maciej Jakubowiak: Z Albiną poszłoby łatwiej. Pewnie powiedziałaby coś takiego: „Maciuś, to jest wielkie osiągnięcie, bardzo jestem z ciebie dumna, ale czy ktoś będzie chciał czytać taką książkę? Czy to jest naprawdę interesujące? I może lepiej, żebyś jednak nie mówił takich rzeczy o swojej mamie?”. A co powiedziałaby Hanka? Nie wiem. Tej książki nie napisałbym, gdyby żyła.

Dlaczego?

Hanka nie żyje od jedenastu lat, to prawie jedna trzecia mojego życia. Na bliskich często patrzymy z perspektywy ich końca, a gdyby nowotwór nie zjadł Hanki tak szybko, to starzałaby się, była coraz mniej sprawna fizycznie i intelektualnie, musiałbym się o nią przez wiele lat troszczyć i pewnie patrzyłbym na jej życie zupełnie inaczej, z innej perspektywy. Może mielibyśmy szansę odbyć rozmowy, które sprawiłyby, że nie musiałbym o niej pisać.

Masz poczucie, że nie znałeś Hanki?

Sporo wiedziałem, jasne, ale wielu rzeczy nie. Najmniej znałem tę wersję jej życia, kiedy jeszcze nie była mamą. Hanka, jak na tamte czasy, późno wyszła za mąż, urodziła pierwsze dziecko po trzydziestce. To chyba było najsilniejsze cięcie, które oddzieliło ją od sfery marzeń. Prawdę mówiąc, po urodzeniu dzieci zaczął się chyba najgorszy etap w jej życiu, co oczywiście zbiegło się też z latami 80. i transformacją. Kiedy po jej śmierci porządkowałem z rodzeństwem mieszkanie, zdałem sobie sprawę, że była jakaś Hanka, która nie była mamą, miała swoje życie i o coś w tym życiu chodziło. To był pierwszy moment, gdy pomyślałem, że muszę się temu przyjrzeć.

Jakaś rzecz po niej szczególnie to sprawiła?

Zdjęcia z młodości. Byli na nich ludzie, których nie znałem, jacyś mężczyźni ją obejmowali, a ona wydawała się zadowolona. Nie znałem jej z tej strony, miałem jedynie szczątkową wiedzę o tym etapie jej życia. Nie opowiadała o swoich byłych chłopakach. Trochę mówiła o sporcie, że trenowała, ale też oględnie. A kiedy zrobiłem kwerendę, okazało się, że skakała znacznie dłużej, niż sądziłem. Choć najwyżej mogła skoczyć metr pięćdziesiąt pięć.

I przez całe życie Hanka obwiniała o to Albinę – swoją matkę.

Miała do niej żal, że Albina nie chciała się zgodzić na przeprowadzkę do innego miasta, kiedy Hankę chcieli zwerbować działacze klubu Górnik Zabrze. Pewnie Hanka myślała, że sama też odpowiada za swoje niepowodzenie, bo zwyczajnie nie może skoczyć wyżej? To nie była prawda. Pisano o tym sążniste artykuły w prasie: całe pokolenie dziewczyn nie potrafiło przekroczyć pewnego pułapu ze względu na błędy szkoleniowe na wczesnym etapie. Zawodniczkom po prostu brakowało odpowiedniej techniki. Po 1964 roku żadna polska zawodniczka nie skakała wzwyż na igrzyskach olimpijskich aż do roku 1980.

Może podobnie było z innymi rzeczami, które Hance nie wychodziły? Myślała sobie, że chodzi o jej wady, a to nie były jej wady. Nie poszła na studia, ale dzieci z rodzin takich, jak jej rodzina, rzadko zdobywały wyższe wykształcenie. Nie radziła sobie z pieniędzmi, kiedy samotnie wychowywała trójkę dzieci, ale przecież nie miała sobie z czym radzić, i to polskie państwo trzeba by raczej obwiniać, że nie zapewniało jej wsparcia.

Mamy dwa obrazy Hanki: zrekonstruowany przez Ciebie obraz ambitnej sportowczyni i Hanki leżącej na kanapie. Gdyby nie książka, być może zostałby Ci tylko ten drugi obraz.

Rzeczywiście, najlepiej zapamiętałem to leżenie na kanapie, z jej ostatniego etapu życia. Kiedy przeszła na emeryturę, próbowała łapać się różnych rzeczy, ale nic z tego nie wychodziło. Jasne, miała co robić, bo najpierw pomagała przy wnuczce, potem umarł jej ojciec, później matka, a na końcu sama zachorowała. Ale kiedy nie mogła już pracować, nic już właściwie nie trzymało jej w ryzach, leżała przed telewizorem, najpierw masowo czytała harlequiny, później przerzuciła się na seriale i w kółko oglądała seriale „CSI: Kryminalne zagadki”.

Przecież to nie mogła być tylko kanapa.

Kiedy pracowałem nad książką, moja siostra przekazała mi listy od Hanki. To niesamowity dokument. Hanka była urzędniczką i produkowała różne dokumenty, ale chyba nigdy nie pisała nic swojego. Te listy to jedyne pisane świadectwo, jakie po niej zostało. Podczas ich lektury przypomniałem sobie rzeczy, o których wolałbym zapomnieć. Hanka potrafiła być okropną osobą: nierozumiejącą, niecierpliwą, nieustannie denerwowała się na bliskich, też na swoje dzieci. Kibicowała różnym moim ambicjom, a jednocześnie je krytykowała. Robiła wszystko, żebym mógł się uczyć, i pomagała mi w najróżniejszych rzeczach, ale jak robiłem te najróżniejsze rzeczy, to mi wyrzucała, że całymi dniami siedzi sama w domu, że z nią nie rozmawiam albo że łapię wszystkie sroki za ogon. A potem zaczęła jeszcze powtarzać swoje: „Wyżej srasz, niż dupę masz”. To wszystko bywało bolesne.

Może zacząłeś być dla niej z innego świata. Awansu właśnie. Ale najpierw w Waszej rodzinie awansowała Albina, matka Hanki.

To był awans znacznie bardziej spektakularny niż mój czy Hanki. To Albina była prawdziwą kobietą awansu. Wyszła ze skrajnej biedy w małopolskiej wsi i dotarła do stabilnego drobnomieszczańskiego życia w górnośląskim miasteczku. Albina pewnie wyobrażała sobie, że w dużej mierze to jej zasługa, bo była pracowita i oszczędna. A tak naprawdę była po prostu uczestniczką wielkiego procesu toczącego się w latach 50. i 60., czyli industrializacji i ściągania siły roboczej ze wsi. Nie było w tym nic wyjątkowego, tego samego doświadczyły wtedy miliony osób. W końcu zamieszkała w Żorach, gdzie powstały nowe bloki dla pracowników kopalni, w której pracował jej mąż, Marian. Ale pewnie, że była oszczędna, tego jej nie można odmówić. Chowała pieniądze w szafie.

Jak ją jeszcze pamiętasz?

Miała taki tik: bez przerwy nerwowo ruszała żuchwą, nie umiała usiedzieć w jednym miejscu, przebierała nogami. Cały czas była w ruchu. Podawała jedzenie, herbatki, mandarynki z puszki, kanapeczki. Jak skończyła serwować obiad, zaczynała podawać kolację. Jako dziecko od najwcześniejszych lat musiała ciężko pracować i to jej zostało na całe życie.

Kiedy ona miałaby się zastanowić nad tym, co się właściwie wydarzyło w jej życiu? Oczywiście wtedy było sporo opowieści awansowych, ale w gruncie rzeczy one wszystkie były inteligenckie. Albinę nie za bardzo interesowało, co warszawskie elity kulturalne miały do powiedzenia o takich ludziach jak ona.

Potem przyszły lata 90., w których dorastałeś, a wraz z nimi bieda: doświadczenie wielu osób w tamtym czasie.

Tak. Nagle nikt już nie mówił o żadnych klasach społecznych, o ludziach z awansu. To jest niesamowite, jak Hanka i Albina gładko weszły w tę indywidualistyczną narrację lat 90. Pewnie uważały, że są kowalkami swojego losu, a przecież miały wszelkie powody, by uznać, że jednak nie. O tym właśnie piszę w książce: o tych wszystkich procesach, które ukształtowały ich – i nie tylko ich – życie, choć rzadko zdawały sobie z tego sprawę. W ten sposób chciałem też w pewnym sensie usprawiedliwić Hankę. To taki najprostszy społeczny odruch, że gdy ktoś, z kim się przyjaźnimy, zrobi coś niefajnego, to opowiadamy o wszystkich trudnych uwarunkowaniach, które do tego doprowadziły. Ale jeżeli kogoś nie lubimy, jeżeli jest poza granicami naszej wspólnoty, wtedy łatwiej go potępiamy.

Wiele było takich matek, jak Twoja.

Może nie zawsze sobie radziły, ale się starały. Może było biednie, ale robiły wszystko, żebyśmy nie chodzili głodni. Wierzę, że ludzie raczej są dobrzy i w odpowiednich warunkach robią najlepsze rzeczy. Hanka na pewno nie chciała być matką, która nieustannie na nas krzyczy. Widziałem ją jako choleryczkę, która sama nie wie, czego chce, ale ona siebie jako rozumiejącą, opiekuńczą matkę. I kiedy chciała po prostu pogadać ze swoimi dziećmi, ale znowu zaczynała się z nimi kłócić, to pewnie sama nie wiedziała, dlaczego tak często wybucha. W książce spróbowałem więc ją usprawiedliwić i opowiedzieć o wszystkim, co jej nie wychodziło, ale też o tym, co jej się udawało.

Poruszasz w książce wiele trudnych wątków. Przyznajesz, że byliście biedni. Wstydziłeś się tego? I kiedy poczułeś, że to, co macie, jest niewystarczające?

Kiedyś pewnie się wstydziłem. Teraz nie sądzę, żeby ktokolwiek powinien się wstydzić własnej biedy. I ja bardzo długo nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że jesteśmy biedni. Choć czasem się z nią zderzałem. Pamiętam takie zdarzenie: kiedy skończyłem gimnazjum i miałem iść do liceum, przeholowałem z internetem, Hanka nie miała jak zapłacić za rachunek, więc nam odcięli telefon. Czasem więc chodziłem do kafejki i przez internet poznałem dziewczynę, która też zaczynała naukę w tym samym liceum. Dużo gadaliśmy i chyba zacząłem się trochę zakochiwać. Pewnego dnia sięgnąłem po drobne, które zawsze leżały na lodówce, i powiedziałem mamie, że wychodzę. Musiała mieć je policzone, bo wstała, zapytała, gdzie są dwa złote, i kazała mi je zwrócić, bo inaczej nie będziemy mieli co zjeść na kolację.

Oddałeś?

Oddałem, pobiegłem do pokoju i się rozpłakałem. Właśnie przede wszystkim dlatego, że bardzo nie chciałem przyznać, że jesteśmy biedni. Hanka w końcu przyniosła mi te dwa złote i powiedziała, żebym poszedł do kafejki, że ona jakoś to załatwi. Nie myślałem wtedy, co właściwie zrobiła, żeby mieć pieniądze na kolację. Pewnie poszła do sąsiadów albo do babci pożyczyć, albo zastawiła coś w lombardzie. Myślę, że mama nieraz miała z tyłu głowy myśl, skąd weźmie na kolejny obiad i czy wystarczy jej do końca miesiąca. Myślała o tym wszystkim, o czym ja nie musiałem.

Kiedy pisałem książkę, trafiłem na raport dotyczący ubóstwa i jego skutków. Z badań wynikało, że kiedy w obecności osób, które doświadczają ubóstwa, wspomina się o jakichś nieplanowanych wydatkach, ich współczynnik inteligencji momentalnie spada o 13-14 punktów. Hanka nieustannie musiała się martwić o pieniądze i nie miała nawet czasu by być lepszą wersją siebie.

Czujesz się człowiekiem awansu?

Niewątpliwie prowadzę zupełnie inne życie niż moja mama i babcia. Może gdyby żyły, trudno byłoby nam się nawet dogadać – to częsty motyw opowieści o awansie. Doświadczyłem niedostatku i niepewności. Bardzo ciężko pracowałem, żeby pokonać trudne uwarunkowania, a one pozostawiły we mnie różne nerwice. Towarzyszy mi na przykład permanentne poczucie niepewności. Bo jeżeli kiedyś czegoś nie miałem, a potem udało mi się to zdobyć, to czemu los nie miałby się znowu odwrócić?

A teraz co myślisz?

Cały ten mój niby awans sprawił, że w ogóle mi się nie podoba hierarchia społeczna, która sprawia, że jest on konieczny. Bo co: istnieje jakieś lepsze życie i jakieś gorsze życie? Jedni są godni szacunku, a drudzy nie? O jednych się pisze książki, a o innych się nie pisze książek? Chyba jednak nie jestem człowiekiem awansu. Nie chcę już awansować, nie chcę, żeby ktokolwiek musiał awansować. Chciałbym za to, żeby do radia zapraszano czasem po prostu matkę samotnie wychowującą dzieci, żebyśmy zaczęli bardziej szanować sprawy i ludzi niewidocznych. Za takie rzeczy nie dostaje się nagród literackich, a ja bym chciał, żeby każdy człowiek mógł dostawać nagrody.

Ale na studia poszedłeś, zrobiłeś doktorat. W dzieciństwie ciągnęło Cię do czytania i inteligenckiej prasy.

Jasne, sporo czytałem, bo książki po prostu były w domu, to nie było nic nadzwyczajnego. Pamiętam, jak czytałem „Władcę Pierścieni”, równolegle z kolegą z mieszkania wyżej. Jak chcieliśmy pogadać, stukaliśmy w kaloryfery, i jak czytaliśmy Tolkiena, to co chwilę coś omawialiśmy. Pukam więc raz do niego, wychylamy się przez okna, i ja krzyczę: „Czytałeś już ten kawałek? Frodo nie żyje!”. Już w liceum zacząłem regularnie czytać prasę. W „Polityce” przeczytałem felieton Jerzego Pilcha, który wspominał swoje czasy w „Tygodniku Powszechnym”, więc zacząłem kupować „Tygodnik Powszechny”. Matko! Stałem z tymi wielkimi płachtami na przystanku w Rybniku, wiatr wiał, nie dało się tego czytać! Wtedy jeszcze sięgałem do działu Wiara, bo przeżywałem zwrot religijny i chciałem zostać księdzem, ale na szczęście po paru latach mi przeszło. Marzyłem wtedy, żeby pisywać do „Tygodnika Powszechnego” erudycyjne eseje. I widzisz – to się akurat udało.

Niedawno wróciłem do gry w hokeja. Trenowałem przez chwilę, kiedy byłem dzieciakiem, ale teraz z jakiegoś powodu znowu to pokochałem. I odkryłem, że wielką frajdę może sprawiać mi coś, w czym nigdy nie będę już dobry.

Jeździsz czasami do rodzinnych Żor? Pamiętam, że po żorskim festiwalu literackim, z którego wracaliśmy razem, pokazałeś mi rodzinny blok. Twoja książka nie była jeszcze wydana. Bardzo mnie to wtedy wzruszyło.

Po śmierci mamy sprzedaliśmy mieszkanie, ale czasem odwiedzam jej sąsiadów. Chciałbym wejść do mieszkania, w którym się wychowałem, ale to już niemożliwe. Nie odwiedzę też mieszkania dziadków. I właściwie nie ma już tamtych Żor, które pamiętam. Miasto bardzo się zmieniło. Kiedy mama zachorowała, często u niej bywałem. Nauczyłem się wtedy dzwonić do niej codziennie, a nigdy wcześniej to mi się nie zdarzało. Zrobiłem prawo jazdy i kupiłem samochód, żeby bywać u niej możliwie często. Robiłem mamie zakupy i gotowałem, ale ona była w trakcie chemioterapii i wybrzydzała jak małe dziecko. Nic jej nie smakowało. Bardzo się wtedy na nią wkurzałem. Nikt mi nie powiedział, że to jest najczęstszy skutek chemioterapii i że są na to jakieś sposoby.

Literatura faktu i eseje, poezja, powieści i opowiadania. Recenzje nowości wydawniczych i rozmowy z twórcami.

Pamiętasz ostatnie dni Hanki?

Kiedy mama trafiła do szpitala po raz ostatni i już było wiadomo, że umiera, to przez tydzień siedzieliśmy w jej mieszkaniu: ja, moja żona i brat. Odwiedzaliśmy ją dwa lub trzy razy dziennie. Dbaliśmy o wszystko. Chcieliśmy być przy niej w chwili śmierci, ale nikt ze szpitala do nas nie zadzwonił na czas. Dopiero o siódmej nad ranem dostałem telefon, że mama zmarła trzy godziny wcześniej. Żałuję i nie umiem sobie wybaczyć, że mnie nie było przy niej. Byliśmy tuż obok, mogliśmy w każdej chwili tam pójść, ale nie dostaliśmy tej szansy.

Masz jakąś najważniejszą scenę z Waszego wspólnego życia?

Mam jeden obraz w głowie: siedzę na fotelu w dużym pokoju, nogi trzymam wyciągnięte na drugim fotelu, na prawo ode mnie stoi ława, a za tą ławą jest kanapa, na której leży Hanka. Na ławie dwa talerze kanapek. Jeden z najtańszą pasztetową, a drugi z serem, rzodkiewką i ogórkiem. Oglądamy jakiś serial. Tak to wyglądało. Oglądaliśmy telewizję i gadaliśmy o różnych rzeczach.

Pooglądałbyś sobie jeszcze, prawda?

Pooglądałbym, no pewnie. Zapytałbym Hankę o wiele rzeczy. Ale jestem ateistą i wiem, że już sobie nie pogadamy. Nawet sobie nie wyobrażam, że kiedyś się jeszcze spotkamy. Choć może nie jestem jednak taki zupełnie konsekwentny, bo przecież odwiedzam jej grób. Leży z Albiną i Marianem w jednej mogile. Nie mam tam żadnego dobrego rytuału do odprawiania, więc staję nad grobem i coś tam do nich mówię. Potem stukam obrączką w nagrobek i odchodzę. Tyle mi pozostało. Hanka z jakiegoś dziwnego powodu uwielbiała cmentarze i bardzo dbała o groby bliskich. Teraz moja kolej.

Maciej Jakubowiak (ur. 1987) jest eseistą, redaktorem wicenaczelnym magazynu „Dwutygodnik”. Autor książek „Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata” oraz „Nieuchronny plagiat”. Publikuje również w „Tygodniku Powszechnym”.


„Nieuchronny plagiat. Prawo autorskie w nowoczesnym dyskursie literackim” to opowieść (akademicka, ale nie hermetyczna) o tym, jak oryginalność stała się prawem. Literackim, estetycznym, ale przede wszystkim tym najdosłowniejszym, skodyfikowanym w ustawach i konwencjach. A jednocześnie to historia nieustannych wątpliwości, czy oryginalność w ogóle jest możliwa.

„Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata” to próba zrozumienia, dlaczego apokaliptyczne opowieści, tyle razy niesprawdzone, nie tracą mocy przekonywania. Gęsty splot tekstów literackich i filozoficznych, filmów, seriali, gier komputerowych układa się w opowieść o tym, co się dzieje z nowoczesnym marzeniem o postępie, kiedy wywraca się ono na nice.

„Hanka. Opowieść o awansie” to historia jednej zwyczajnej rodziny, babki, matki i syna, splatająca się z wielkimi procesami historycznymi i społecznymi, które radykalnie zmieniają ludzkie życie. Przez tę mieszankę eseju, (auto)biografii i literackiej fikcji nieustannie przeplata się pytanie o to, co właściwie znaczy „lepsze życie”?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Fotoreporter i dziennikarz, fotoedytor „Tygodnika Powszechnego”. Jego prace publikowane były m.in w „Gazecie Wyborczej”, „Vogue Polska”, „Los Angeles Times”, „Reporter ohne Grenzen”, „Stuttgarter Zeitung”. Z „Tygodnikiem” współpracuje od 2008 r. Jest też… więcej
Autorka tomów poezji „Sporysz”, „Pod wezwaniem” i „Zimowanie” oraz zbioru opowiadań „Białe noce”. Laureatka m.in. Nagrody im. Adama Włodka oraz Nagrody im. Stanisława Barańczaka w ramach Poznańskiej Nagrody Literackiej. Nominowana do Nagrody Literackiej… więcej
Eseista, redaktor wicenaczelny magazynu „Dwutygodnik”. Autor książek „Hanka. Opowieść o awansie” (Czarne, 2024), „Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata” (Czarne, 2021) oraz „Nieuchronny plagiat” (Wydawnictwo IBL PAN, 2017). Jego teksty można też znaleźć w „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Dwa złote do szczęścia