Donald Trump to współczesny Nelson Mandela. Przynajmniej według Trumpa

Naczelny populista przyrównuje się do najsławniejszego więźnia politycznego ostatnich dekad i upiera się, że przyświecają mu te same cele i ideały. Nie on jeden.
w cyklu STRONA ŚWIATA

27.10.2023

Czyta się kilka minut

Zwolennicy byłego prezydenta USA Donalda Trumpa przed jego wystąpieniem w Derry.  New Hampshire, 23 października 2023 r. JOSEPH PREZIOSO / AFP / East News
Zwolennicy byłego prezydenta USA Donalda Trumpa przed jego wystąpieniem w Derry. New Hampshire, 23 października 2023 r. JOSEPH PREZIOSO / AFP / East News

„Mogę być Nelsonem Mandelą, nie mam nic przeciwko temu, bo tak jak on robię to wszystko dla Sprawy” – ogłosił w poniedziałek na wiecu wyborczym najgorliwszy wyznawca prawicowego populizmu Donald Trump, były prezydent Ameryki, który w przyszłorocznych wyborach zamierza pomścić przegraną z 2020 roku i znów wprowadzić się do Białego Domu. „Wszystko co robię, robię dla Sprawy”.

Ile w tym porównaniu prawdy, oceńcie Państwo sami. Nelson Mandela na początku lat 60.  został skazany na dożywocie za walkę z apartheidem, ustrojem rasowej segregacji wyniesionej do rangi ustroju państwa w rządzonej przez białą mniejszość Republice Południowej Afryki. Apartheid, idea osobnego istnienia rozmaitych grup rasowych i narodowościowych, błyskawicznie wyrodził się w rasową dyskryminację, a RPA w policyjne państwo, strzegące dominacji białych. Mandela zaś, osadzony na wyspie skazańców Robben, stał się symbolem niezłomnej walki z uciskiem i wierności wyznawanym ideałom.

Pod koniec lat 80., wraz z upadkiem komunizmu, zbankrutował również apartheid. Uwolniony w 1990 roku z więzienia Mandela zwyciężył cztery lata później w pierwszych wyborach w RPA, w których głos wszystkich obywateli liczył się tak samo, i został pierwszym czarnoskórym prezydentem kraju. W 1993 roku przyznano mu Pokojową Nagrodę Nobla (wspólnie z ostatnim białym prezydentem RPA, Frederikiem de Klerkiem). 

Symbolem jego panowania stała się Komisja Prawdy i Pojednania Narodowego, będąca próbą rozliczenia z przeszłością. Mandela złożył urząd po pierwszej, pięcioletniej prezydenckiej kadencji. Nie dał się namówić na drugą, tłumacząc, że ma już 81 lat i stery państwa powinni przejąć od niego młodzi. Umarł w 2013 roku, przeżywszy 95 lat.

Mandela z Nowego Jorku

Donald Trump był prezydentem USA w latach 2017-2021. Pokonany w wyborach, nie uznał swojej przegranej, a na początku stycznia 2021 roku jego fanatyczni zwolennicy przypuścili szturm na Kapitol. Były prezydent został oskarżony o podburzanie do rebelii, a prokuratura prowadzi w tej sprawie śledztwo. Na Trumpie ciąży też prawie setka innych zarzutów – m.in. o nadużywanie władzy, ale także fałszowanie ksiąg rachunkowych.

Trump twierdzi, że wszystkie kierowane przeciwko niemu oskarżenia mają podtekst polityczny, a ich celem jest wykluczenie go z wyścigu o prezydenturę. Były prezydent ponownie ubiega się o nominację Partii Republikańskiej i uchodzi w tym wyścigu za faworyta. Przeszkodzić mogą mu w zasadzie wyłącznie prokuratorzy.

„To okropni, okropni ludzie i jeszcze niszczą nasz kraj. Zajmują się wyłącznie tymi, którzy kwestionują wyniki ostatnich wyborów. Nie ścigają natomiast tych, którzy tamte wybory oszukali. Tamci są wolni, nikt nie czyni im żadnych problemów. Ale spróbuj tylko podważyć wynik tamtych wyborów, a będą cię ścigać jak na polowaniu. Musimy ocalić Amerykę przed tymi faszystami i szaleńcami – powiedział Trump na wiecu w miasteczku Derry w stanie New Hampshire. – Mogę być Nelsonem Mandelą, nie ma sprawy”.

Oprócz słów o Mandeli Trump podzielił się ze swoimi wyznawcami opiniami o świecie i życiu. Nie szczędził krytyki swojemu pogromcy Joe Bidenowi. Poza tradycyjnymi zarzutami o nieudolność oskarżył urzędującego prezydenta, a także Nikki Haley, swoją konkurentkę w walce o republikańską nominację, że chcą sprowadzić do Ameryki palestyńskich uchodźców i przerobić amerykańskie miasta na „nową Strefę Gazy, jaskinię dżihadystów”. O Bidenie powiedział też, że z pewnością jest opłacany przez irańskich ajatollahów i że gdyby w Białym Domu rządził on, Palestyńczycy nigdy nie zaatakowaliby Izraela, a Rosja Ukrainy. Wychwalał też premiera Węgier Viktora Orbána jako „przywódcę Turcji” i „potężnego władcę, którego stać na to, by przyjaźnić się zarówno z Rosją, jak Chinami i który nie wpuszcza do własnego kraju terrorystów”. Trump chwalił Węgra zwłaszcza za niedawny wywiad dla prawicowego amerykańskiego dziennikarza, w którym Orban przekonywał, że jeśli chcemy pokończyć wojny w Ukrainie i Strefie Gazy, powinniśmy zwrócić się o pomoc do Trumpa, bo „tylko on może ocalić zachodni świat”. „Wiele w tym prawdy” – zgodził się Trump, a zgłaszając się do amerykańskich prawyborów napisał: „Wybierzcie mnie na prezydenta, a wszystkie wasze problemy zostaną rozwiązane”.

„Ktoś, kto ma czelność przyrównywać się do Mandel, daje tylko dowód, że z całą pewnością nie może się mu równać – skomentowała amerykańska pisarka i prawniczka Jill Filipovic. – Dla któregokolwiek prezydenta podobna wypowiedź oznaczałaby kłopoty, ale nie dla Trumpa. Dla niego to coś powszedniego, a dla jego wyznawców wszystko, co mówi, jest prawdą objawioną. On sam powiedział kiedyś, że mógłby zastrzelić kogoś na środku Piątej Alei, a i tak nie straciłby poparcia. Odkąd stracił prezydenturę, podważa wiarę w Amerykę i demokrację, uważa, że został przez nie oszukany i pokrzywdzony. Niepokoić powinno nas, że tak wielu amerykańskich wyborców ufa człowiekowi, któremu zależy wyłącznie na sobie i który swoje własne dobro ceni ponad wszystko”.

Mandela ze Strefy Gazy

Julius Malema był dziewięciolatkiem, kiedy Mandela, po 27 latach więzienia, wychodził na wolność. Urodził się za późno, by wziąć udział w wyzwoleńczej walce, nie zdążył na rewolucję i nigdy tego losowi nie darował. 

Zapisał się do Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), partii Mandeli, ale zrobił to w czasach, gdy niedawny jeszcze ruch wyzwoleńczy był już partią rządzącą. Tęsknotę za rewolucją, na którą się spóźnił, nadrabiał radykalizmem poglądów i brawurą. Mandela nauczał o wybaczeniu i zgodzie, a Malema nawoływał do nacjonalizacji ziemi, kopalń i banków, wywłaszczenia białych i zemsty na Afrykanerach, którzy stworzyli apartheid. „Zabij Bura! Zabij farmera!” – śpiewał na wiecach dawną, partyzancką pieśń. Szybko zdobył rozgłos, szybko awansował w partii, został nawet szefem jej „młodzieżówki”. Przegrywał w sądach procesy o rasizm i nawoływanie do rasowych pogromów, a partyjne trybunały karały go za warcholstwo, bo nie przebierając w słowach wytykał starszym towarzyszom, że uwłaszczyli się na rewolucji.

Mając powyżej uszu pyskacza i jego niewyparzonej gęby, koledzy w 2012 roku wyrzucili go z partii. Obrażony Malema oświadczył, że nie potrzebuje niczyjej łaski i założył własne ugrupowanie – Ruch Bojowników o Wolność Gospodarczą, która już w swoich pierwszych wyborach w 2014 roku zebrała ponad 6 proc. głosów i zajęła trzecie miejsce.

Malema postanowił zyskać poparcie czarnej biedoty, niezadowolonej z rządów ANC, ale sprzeciwiającej się także białym i czarnym liberałom z Sojuszu Demokratycznego. Dziś ma 42 lata, dorobił się na polityce i od lat żyje jak panisko, opływając w luksusy i niczego sobie nie odmawiając. W polityce wciąż jednak przywdziewa maskę rewolucyjnego przywódcy, do parlamentu przychodzi wraz ze swoimi posłami w robociarskich, czerwonych drelichach, nawołuje do buntu, wzywa na barykady, obiecuje sprawiedliwość i wszystko, co jego wyborcy mogliby sobie tylko zamarzyć.

W ostatnich wyborach, w 2019 roku, jego Bojownicy zdobyli już prawie 11 proc. głosów. Malema przechwala się, że w przyszłorocznych, majowych wyborach zwyciężą i przejmą władzę. Mało kto daje temu wiarę, choć wielu politycznych wróżów przepowiada, że tracący z roku na rok poparcie ANC tym razem nie zdobędzie tylu głosów, by rządzić samodzielnie, a opozycyjna koalicja może odsunąć go od władzy. 

Malema, któremu pewności siebie nigdy nie brakowało, już dziś zapowiada, że gdy tylko Bojownicy obejmą rządy w kraju, natychmiast zamkną ambasadę Izraela i zabronią sprzedaży w RPA wszelkich towarów z Izraela. „Nie możemy oddychać tym samym powietrzem, co zabójcy niewinnych ludzi. Państwo izraelskie jest terrorystą i nie ma żadnego szacunku dla ludzkiego życia. Nigdy i za nic nie powinniśmy z nim cokolwiek wspólnego” – głosił podczas niedawnego marszu protestacyjnego przed ambasadą Izraela w Pretorii, zapewniając, że za wroga uważa państwo Izrael, ale nie ma nic przeciwko samym Żydom.

Zapowiedział, że pod jego rządami RPA zatroszczy się, by palestyńskiemu Hamasowi nigdy „nie zabrakło broni, by walczyć o wolność swojego narodu”. „Słyszę, że rozmaici głupcy opowiadają, że walki Hamasu nie wolno porównywać do walki, jaką prowadziliśmy my, pod przywództwem Mandeli, z apartheidem – powiedział Malema. – Bzdura! Byli jak Hamas, który powinien dalej walczyć i zabijać za wolność. Mandela zrobiłby to samo”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej