Liberia: wygrana po dogrywce

Obiecywał, jak to polityk, wszystko: że wypleni korupcję, pobuduje drogi, szpitale i szkoły, naprawi gospodarkę, rozliczy winnych wojennego koszmaru. Trzeba przyznać, że szczęście mu nie sprzyjało. A jeszcze bardziej nie sprzyjało i nie sprzyja Liberii.
z cyklu STRONA ŚWIATA

13.10.2023

Czyta się kilka minut

Wybory w Liberii, 10 października 2023 r. Fot. GUY PETERSON / AFP / East News

Odkąd w Liberii skończyła się barbarzyńska wojna z przełomu wieków i prezydentów wybiera się tam w wolnych elekcjach, żadnemu przywódcy nie udało się odnieść zwycięstwa już w pierwszej turze. Dogrywka czeka też zapewne George’a Weah, który zanim został prezydentem, zapisał się w dziejach jako najlepszy piłkarz, jakiego wydała Afryka.

Wojny z przełomu wieków

Liberyjską wojnę z lat 1989-2003 i jej bliźniaczkę z sąsiedniego Sierra Leone (1991-2002) zgodnie uznano za najkrwawsze i najbardziej barbarzyńskie konflikty zbrojne z przełomu stuleci. W pięciomilionowej Liberii zginęło co najmniej ćwierć miliona ludzi, w sześciomilionowym Sierra Leone – sto tysięcy. Prawie milion zostało okaleczonych wskutek tortur i odniesionych na wojnie ran. Połowa ludności w obu krajach stała się wojennymi uciekinierami. Podczas wojen dopuszczono się wszystkich możliwych zbrodni, z ludożerstwem włącznie.

Za człowieka, który je wywołał i który był ich największym beneficjentem, uważa się Charlesa Taylora, który wpadł na pomysł, by wzniecić wojnę domową w Liberii i przejąć w niej władzę, a potem wywoływać wojny u sąsiadów, grabić ich i w ten sposób zbijać majątek. Liberyjską wojnę wygrał, a jako jej zwycięzca w 1997 r. został wybrany na prezydenta kraju. Wywołał też wojnę w Sierra Leone i obłowił się, plądrując tamtejsze kopalnie diamentów. 

Planował już nowe wojny u kolejnych, bogatszych sąsiadów – w Gwinei chciał łupić kopalnie boksytów, w Wybrzeżu Kości Słoniowej – plantacje kakao. Nie zdążył, bo sąsiedzi skrzyknęli się przeciwko niemu, poparli jego rodzimych wrogów, a ci wywołali w 2003 r. nową wojnę domową i Taylor musiał ratować się ucieczką z kraju.

Schronienia udzieliła mu Nigeria, ale przyparta do muru przez Zachód wydała zbiega międzynarodowemu trybunałowi, który w 2012 r. skazał 75-letniego dziś Taylora na 50 lat więzienia jako zbrodniarza wojennego i ludobójcę. Wyrok odsiaduje w Wielkiej Brytanii.

Atleta kontra Cioteczka Helenka

Po ucieczce Taylora w Liberii w 2005 r. urządzono pierwsze od czasów wojny wolne wybory. Wygrała je Ellen Sirleaf-Johnson i jako pierwsza kobieta w Afryce w 2006 r. objęła stanowisko przywódczyni państwa. Wyborcze zwycięstwo odniosła jednak dopiero po dogrywce, a pierwszą rundę przegrała z George’em Weah, uwielbianym w Liberii atletą, które sportowe sukcesy były dla rodaków w wojenny czas jedyną pociechą i powodem do dumy. 

A mieli z czego być dumni! Weah, który wyrósł w slumsach Monrovii, zachwycał swoją grą w najlepszych drużynach we Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii, a w 1995 r. jako pierwszy (i do dziś jedyny) afrykański piłkarz został okrzyknięty najlepszym futbolistą na świecie i przyznano mu Złotą Piłkę. Weah grał też w narodowej drużynie Liberii, płacił za jej podróże i hotele, a nawet ją trenował. W 2002 r. niewiele brakowało, by kierowana przez niego reprezentacja awansowała do finałowego turnieju o piłkarskie mistrzostwo świata, rozgrywanego w Japonii i Korei Południowej.

Rozkochani w piłkarzu Liberyjczycy już wtedy gotowi byli powierzyć mu swój los, wierząc, że odmieni go w cudowny sposób. Pierwszą rundę wygrał Weah, ale nie zdobył ponad połowy głosów, koniecznej do zwycięstwa. W dogrywce uzyskał jeszcze więcej głosów, prawie 40 proc. (w pierwszej rundzie – 28 proc), ale Sirleaf-Johnson zdobyła wszystkie pozostałe i to ona zajęła prezydencki fotel.

Dogrywka była także konieczna sześć lat później (w 2020 r. prezydencką kadencję skrócono z sześciu do pięciu lat), w 2011 r., by ubiegająca się o reelekcję Ellen Sirleaf-Johnson została ogłoszona zwyciężczynią. Wygranej w pierwszej rundzie nie zapewniła jej nawet przyznana tuż przed wyborami Pokojowa Nagroda Nobla.

Czas piłkarza

W 2017 r., gdy po drugiej i ostatniej kadencji Sirleaf-Johnson składała prezydenturę, George Weah ponownie postanowił spróbować swoich sił w wyborach. Pierwszą rundę znów wygrał, ale i tym razem nie zdobył wymaganej większości głosów. Ogłoszono dogrywkę, którą tym razem jednak wygrał i został prezydentem.

Liberyjczycy nie oczekiwali już od niego cudu, ale wciąż wiązali z jego rządami wielkie nadzieje. Sam je rozbudzał, obiecując, jak to polityk, w kampanii wyborczej wszystko, co chcieli usłyszeć: że wypleni korupcję, pobuduje drogi, szpitale i szkoły, naprawi gospodarkę, rozliczy winnych wojennego koszmaru.

Trzeba przyznać, że szczęście mu nie sprzyjało. A jeszcze bardziej nie sprzyjało i nie sprzyja Liberii. Po makabrze i zniszczeniach wojennych spadła na nią nowa plaga, epidemia eboli, która w latach 2013-16 spowodowała śmierć kolejnych czterech tysięcy ludzi i sparaliżowała gospodarkę kraju. Na prezydenturę George’a Weah przypadła zaś nowa epidemia, covidu, a także napaść Rosji na Ukrainę i wywołana nią drożyzna paliw i żywności. Nic więc dziwnego, że ubiegając się o drugą kadencję były piłkarz przekonywał rodaków, iż potrzebuje więcej czasu, by spełnić obietnice złożone, gdy ubiegał się o pierwszą.

Weah, dobiegający powoli sześćdziesiątki, twierdzi zresztą, jak to polityk, że nie ma sobie wiele do zarzucenia, a podczas pierwszej kadencji spisał się świetnie. Zwolennicy wyliczają jego sukcesy: nowe drogi, elektryfikacja wielu wsi i slumsów, szkoły, darmowe studia na państwowych uczelniach. No i pokój, który utrzymuje się w kraju, mimo że siły pokojowe ONZ, które pilnowały porządku, wyjechały z Liberii już w 2018 r., zaraz na początku rządów George’a Weah.

Krytycy twierdzą jednak, że osiągnięcia te to zbyt mało, by piłkarz miał dalej trzymać w rękach stery państwa. Zarzucają George’owi Weah, że za jego panowania połowa Liberyjczyków klepie biedę, młodzi nie mają pracy, a korupcja, którą obiecywał zwalczyć, stała się jeszcze większą plagą. Podczas jego prezydentury Liberia spadła w rankingu Transparency International o 22 pozycje, ze 120. (na 180 miejsc) na 142. Nawet życzliwi Liberii i jej prezydentowi Amerykanie (Liberia, pierwsza w Afryce republika, została założona przez w 1822 roku przez abolicjonistów jako kraj dla uwalnianych w USA czarnoskórych niewolników, a w 1847 roku ogłosiła niepodległość) w zeszłym roku wpisali na czarną listę łapówkarzy kilku dygnitarzy z rządu George’a Weah z szefem jego gabinetu na czele.

Przeciwnicy kręcą nosem, że Weah nie chce sobie robić wrogów i nie przykłada się do walki z korupcją, nie walczy z nią tak, jak walczył o piłkę na boisku. I że w ogóle nie podchodzi do rządzenia krajem z takim sercem jak do futbolu, z którym pożegnał się dopiero pięć lat temu, gdy już jako prezydent zagrał w pokazowym meczu przeciwko drużynie Nigerii. W zeszłym roku wyjechał na prawie dwa miesiące w zagraniczną podróż, której trasę ustalono tak, by był w Katarze akurat, gdy rozgrywano tam finałowy turniej o mistrzostwo świata w piłce nożnej (jego syn, Timothy, miał wystąpić w nim w drużynie USA).

Wytykają mu także, że nie rozliczył winnych wojny domowej z przełomu wieków. Weah odpowiada, że oglądając się wciąż wstecz, do niczego się nie dojdzie, ale niezręcznie mówić mu o rozliczeniach, kiedy jego zastępczynią jest Jewel Taylor, była żona Charlesa Taylora, która rozwiodła się z nim, gdy stracił prezydenturę i uciekł z kraju. W staraniach o prezydenturę w 2017 r. wspierał piłkarza także dawny watażka Prince Yormie Johnson, dziś senator i kaznodzieja, a niegdyś oprawca i okrutnik, który w 1990 roku torturując i zabijając wziętego do niewoli prezydenta Samuela Doe, dał początek wojennemu chaosowi i bezprawiu, w jakim pogrążyła się Liberia. Dziś Prince Yormie Johnson popiera najgroźniejszego rywala George’a Weah i zapowiada, że osobiście rozwali łeb każdemu, komu przyjdzie do głowy sądzić dawnych partyzanckich komendantów.

Znów dogrywka

Głównym konkurentem prezydenta-piłkarza jest ten sam co sześć lat temu Joseph Boakai, były wiceprezydent, zastępca Ellen Sirleaf-Johnson. Już w 2017 r. zwolennicy George’a Weah przezywali Boakaia „Śpiochem”, bo zdarzało mu się przysypiać podczas państwowych uroczystości. Dziś Boakai dobiega osiemdziesiątki i Liberyjczycy uważają, że jest za stary na prezydenta. Sądzą tak zwłaszcza młodzi, którzy stanowią dwie trzecie ludności kraju (ponad 60 proc. ludności jest poniżej 25 roku życia).

„Jestem z nich najlepszy” – mówił o swoim konkurentach George Weah na ostatnim wiecu wyborczym w Monrovii. Rywali miał aż 19, w tym dwie kobiety. Mimo marnej codzienności, a także rozczarowania przywódcami i polityką, frekwencja we wtorkowych wyborach dopisała wyjątkowo. Jak wysoka była, a przede wszystkim – kto zwyciężył, nie dowiemy się jednak prędko.

Marne drogi i ulewy, które spowodowały powodzie, sprawiły, że wybory w wielu regionach trzeba było przedłużyć, i w rezultacie, gdy w stolicy zaczęto już liczyć głosy, w wielu hrabstwach jeszcze głosowano. Jeśli zgodnie z liberyjską tradycją wyborczą w pierwszej rundzie żadnemu z pretendentów znów nie uda się zebrać ponad połowy głosów, w listopadzie trzeba będzie urządzić dogrywkę, w której wystartuje już tylko dwóch najlepszych, a zwycięzca zostanie prezydentem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej