Wybory Daszyńskiego

Kim był człowiek, który zadał śmiertelny cios komunizmowi w Polsce, i to zanim jeszcze – sto lat temu – zaczęła się wojna z bolszewikami?

18.03.2019

Czyta się kilka minut

Podczas walk nad Nidą Legiony zatrzymały rosyjską ofensywę. Od prawej: Józef Piłsudski, Ignacy Daszyński i Mariusz Zaruski. Listopad 1914 r. / ZBIORY MARIUSZA KOLMASIAKA / EAST NEWS
Podczas walk nad Nidą Legiony zatrzymały rosyjską ofensywę. Od prawej: Józef Piłsudski, Ignacy Daszyński i Mariusz Zaruski. Listopad 1914 r. / ZBIORY MARIUSZA KOLMASIAKA / EAST NEWS

Czołowa postać Polskiej Partii Socjalistycznej, w 1918 r. premier Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej, a potem także marszałek Sejmu (w latach 1928-30) – nawet jak na realia pierwszej połowy XX w. oraz standardy II Rzeczypospolitej był wyjątkowy. Wytrawny i klasyczny polityk parlamentarno-gabinetowy, był zarazem – gdy wymagały tego okoliczności – politykiem na wskroś plebejskim: dobrze czuł się podczas wieców i w bezpośrednich kontaktach z ludźmi. Dziś to może oczywiste, ale na przełomie wieków XIX i XX wielu socjalistycznych inteligentów gardziło vox populi, wierząc, że „duch dziejów” sam przyzna im rację. On był człowiekiem i słowa, i czynu.

„Mówca pyszny, wielka swada, godzinami płynnie gada – tak Ignacego Daszyńskiego charakteryzował popularny krakowski dwutygodnik satyryczny „Diabeł”. – Frazesowicz i orator, przy tym pyszny agitator – drwiąc z wyborów idiotyzmu, w strunę dmie patriotyzmu. I wygłasza prawdę czystą, że Mickiewicz socjalistą!”.

Długo oczekiwany pomnik

„Mandatu poselskiego nie traktował jako ukoronowania swych zasług – wspominał po latach swojego ojca Adam Próchniak. – Był to dla niego teren walki, do której rzucił się z całym zapałem i z całą siłą swego gorącego temperamentu. Było to przypięcie mu ostróg rycerskich, w których mógł stanąć do wielkiego boju. Wydostawał się ze świata małych utarczek (...) na pole potężnych walk politycznych, dla których był stworzonym”.

I jeszcze jeden cytat. „Był to wulkan tryskający lawą słów (...). Ładował się tłumem, jak akumulator, aby na odwrót puścić prąd w pierwotne źródło własnej energii” – tak pisarz i aktor Zygmunt Nowakowski potwierdzał wiecowe przymioty przyszłego marszałka Sejmu.

Po upadku PRL i komunizmu – gdy był na cenzurowanym – trzeba było czekać w III Rzeczypospolitej aż 29 lat na państwowe i godne uhonorowanie Daszyńskiego. Dopiero w setną rocznicę odzyskania niepodległości, 11 listopada 2018 r., na warszawskim placu na Rozdrożu odsłonięto jego długo oczekiwany pomnik.

„Cieszę się, że Jego pomnik staje dzisiaj w prestiżowym miejscu stolicy, niedaleko pomników marszałka Józefa Piłsudskiego, Ignacego Jana Paderewskiego, Romana Dmowskiego i Wincentego Witosa – pisał prezydent Andrzej Duda w liście do organizatorów i uczestników uroczystości. – Brakowało dotąd tego właśnie upamiętnienia, aby oddać cześć wszystkim głównym budowniczym dzieła wolności sprzed stu lat i wszystkim niepodległościowym nurtom”. I tak historia zatoczyła koło: Daszyński powrócił na należne mu miejsce w polskiej historii XX w.

Socjalizm w powstańczej tradycji

Przez długie lata pracowitej politycznej kariery uchodził za jeden z symboli niepodległościowego socjalizmu i polskiego parlamentaryzmu. Zdolności, dorobek i przywódcze talenty wyniosły go do roli jednej z najważniejszych postaci polskiego życia politycznego w pierwszych czterech dekadach XX w.

Urodził się w 1866 r. w Zbarażu na Podolu (wtedy Austro-Węgry, dziś Ukraina), w rodzinie ziemiańskiej. Jako uczeń gimnazjum w Stanisławowie uległ fascynacji literaturą romantyczną i powstańczymi tradycjami. Pod wpływem starszego brata Feliksa zetknął się po raz pierwszy z ideami socjalistycznymi.

Dla jego pokolenia socjalizm był antytezą popowstaniowego marazmu i receptą na rzeczywiste upodmiotowienie warstw plebejskich, zepchniętych dotychczas w polskiej historii do roli wielomilionowego wprawdzie, lecz milczącego statysty. „To właśnie socjalizm – twierdził Daszyński – dzięki połączeniu programu radykalnych reform społecznych i programu odbudowy państwa polskiego, był rzeczywistym kontynuatorem tradycji powstańczych”.

Z czasem miał stać się współtwórcą – i najwybitniejszym przywódcą – Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej Galicji i Śląska Cieszyńskiego. To ona w przededniu I wojny światowej sprawowała „rząd dusz” w galicyjskich środowiskach robotniczych. I w dużej mierze to jego zasługą było, że galicyjscy socjaliści opowiedzieli się wyraźnie po stronie obozu irredenty, tworzącego się w latach poprzedzających Wielką Wojnę wokół Józefa Piłsudskiego, a następnie wspierali na różne sposoby tworzenie organizacji paramilitarnych.

Starszy strzelec, lat 48

„Niepodobna utrzymać tezy, że socjalista polski może walczyć o wszystkie wolności polityczne, ale nie śmie walczyć o niepodległość swego narodu” – głosił Daszyński.

W sierpniu 1914 r. również on, choć liczył sobie wtedy już niemal 48 lat, założył na krótką chwilę mundur strzelecki: przez kilka dni, od 8 do 14 sierpnia, został zastępcą komisarza wojskowego w Miechowie; był też komisarzem Polskiej Organizacji Narodowej. W ten nieco symboliczny sposób oddał swoje zdolności i wpływy na usługi obozu niepodległościowej lewicy. Zresztą nie był wyjątkiem: w tamtym czasie do tego zalążka polskiego wojska poszło wielu socjalistycznych parlamentarzystów, na czele z późniejszym premierem Jędrzejem Moraczewskim (był saperem) i wybitnym prawnikiem Hermanem Liebermanem (za bitwę pod Kostiuchnówką na Wołyniu latem 1916 r. został odznaczony Krzyżem Walecznych).


Czytaj także: Remigiusz Okraska o lewicowych początkach polskiej niepodległości


W pierwszym okresie wojny Daszyński pracował w strukturach Naczelnego Komitetu Narodowego: polityczno-wojskowej reprezentacji galicyjskich Polaków, nadzorującej Legiony. Odsunął wówczas na bok polityczne spory dzielące go z galicyjskimi konserwatystami i wespół z nimi prowadził zabiegi na rzecz Legionów u władz austriackich w Wiedniu.

W drugiej części wojny – podobnie jak cały obóz lewicy niepodległościowej – w sposób coraz bardziej stanowczy występował przeciwko polityce Niemiec i Austro-Węgier. W październiku 1918 r., w imieniu polskich posłów do parlamentu austriackiego oświadczył, że wszyscy Polacy zgodnie oczekują odbudowy własnego państwa, złożonego z ziem trzech zaborów.

Śmiertelny cios w komunizm

Miesiąc później – 7 listopada 1918 r. – Daszyński stanął na czele pierwszego polskiego rządu, który powstał bez wiedzy i zgody okupantów. Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, bo tak nazywał się kierowany przez Daszyńskiego gabinet, utworzono w Lublinie – przejęcie władzy w tym mieście od Austriaków było jednym z pierwszych sukcesów Wielkiego Powstania Listopadowego, jak wydarzenia z jesieni 1918 r. nazwał Tadeusz A. Olszański [patrz „TP” 46/2018 – red.] – ale rościł on sobie pretensje do rozciągnięcia władzy na całym terytorium ­zamieszkanym przez ludność polską. W tekście proklamacji gabinetu stwierdzano: „Państwo polskie, obejmujące sobą wszystkie ziemie, zamieszkałe przez lud polski, z własnym wybrzeżem morskim, stanowić ma po wszystkie czasy Polską Republikę Ludową”.

Historia tego rządu liczy sobie zaledwie kilka dni, jednak ogłoszony przez niego Manifest wywrzeć miał – jak się potem okazało – przemożny wpływ na kształt odradzającej się Polski.

To rząd Daszyńskiego jako pierwszy proklamował republikański charakter państwa; w Manifeście zapowiedziano nowoczesne ustawodawstwo socjalne, z ośmiogodzinnym dniem pracy na czele. Wreszcie, to kierowany przez niego „efemeryczny gabinet” (jak mawiali oponenci) zapowiedział, że Polska – jeśli ma przetrwać – musi się oprzeć na najszerszych masach społecznych, przede wszystkim więc na ludziach żyjących z własnej pracy. O jej kształcie zadecydować miał zaś Sejm, wybrany w powszechnych i równych wyborach.

Z perspektywy czasu można powiedzieć, że to właśnie ten rząd był akuszerem młodej polskiej demokracji, a także ważnym ogniwem w postawieniu skutecznej tamy przeciw wszelkim tendencjom rewolucyjnym w ówczesnej Polsce. Późniejsze fiasko propagandy Włodzimierza Lenina podczas wojny polsko-bolszewickiej – a zaczynała się ona sto lat temu, wiosną 1919 r. – miało genezę właśnie w mądrej polityce „rządu lubelskiego”.

Wypada zgodzić się z późniejszymi słowami innego działacza PPS Mieczysława Niedziałkowskiego, który stwierdził, że to „w Lublinie 7 listopada 1918 roku zadano cios śmiertelny komunizmowi w Polsce”.

Jak Demostenes i Cyceron

W dziejach parlamentaryzmu II Rzeczypospolitej Daszyński odegrał rolę wybitną.Gdy odradzała się Polska, miał już za sobą ponad 20-letni staż pracy w wiedeńskiej Radzie Państwa – w 1897 r. został po raz pierwszy wybrany do austriackiego parlamentu, gdzie pełnił funkcję przewodniczącego klubu Związku Posłów Socjalno-Demokratycznych; zasiadał w nim aż do 1918 r. W Sejmie, wybranym po raz pierwszy w styczniu 1919 r., należał więc do najbardziej doświadczonych parlamentarzystów.

Imponował jednak nie tylko znajomością procedur i parlamentarnych zwyczajów, lecz przede wszystkim kunsztem, jaki prezentował przy okazji swych wystąpień. Jego przemówienia były małymi dziełami sztuki: pomiędzy racjonalne argumenty wplatał ironię i dowcip, a na rzucane przez politycznych przeciwników złośliwe komentarze zawsze miał błyskotliwą ripostę.

„Na trybunę wszedł wysoki pan – wspominał pierwsze wystąpienie w Sejmie publicysta Bernard Singer – ubrany na czarno, o siwych włosach, bystrym wzroku, długich rękach i rozpoczął swą mowę kilkoma zdaniami wypowiedzianymi cicho. Głos rósł i wibrował różnymi tonami. W kilku zdaniach był wzburzony i rzucał gromy basem, który brzmiał jak uderzenie bębna, drwił z przeciwnika, a tony Mefista z »Fausta« było słychać w przemówieniu. Rytmicznie pracowały długie ręce. Demostenes, Cicero, klasyczni polscy aktorzy, to wszystko jednoczył Daszyński w geście, w dźwięku i w słowie”.

Wicepremier roku 1920

Przez pierwszą dekadę niepodległości Daszyński był jednym z przywódców ruchu socjalistycznego – zwykle krytycznego wobec porządków, jakie zapanowały w odrodzonym państwie, niecofającego się jednak przed kompromisem, gdy stawką była jego stabilność.

Gdy Armia Czerwona zbliżała się pod Warszawę i Lwów, a zmęczone wojnami – trwającymi wszak nieprzerwanie już od sześciu lat – i dramatycznym odwrotem w tamtych letnich miesiącach 1920 r. społeczeństwo potrzebowało nowego impulsu, który wlałby w serca wiarę w zwycięstwo, Daszyński objął tekę wicepremiera w rządzie obrony narodowej ludowca Wincentego Witosa.

Symptomatycznym było, że to właśnie dwaj politycy reprezentujący chłopów oraz robotników mieli w kolejnych miesiącach ponosić polityczną odpowiedzialność i kierować obronnymi wysiłkami społeczeństwa. Okoliczności zwycięstwa 1920 r. utwierdziły Daszyńskiego w przekonaniu, że jedynie demokracja – jako ustrój umożliwiający silne związanie z państwem najszerszych warstw plebejskich – stanowi najlepszą gwarancję trwałości Rzeczypospolitej.

Marszałek przeciwko Marszałkowi

Po zamachu majowym w 1926 r. przyszło mu wybierać – między wiernością ideałom demokracji a lojalnością wobec Piłsudskiego, którego dotąd darzył nie tylko głębokim sentymentem z czasów konspiracyjnej PPS, ale też przyjaźnią (Piłsudski z nielicznymi był po imieniu, a właśnie z Daszyńskim był na „ty”; z kolei żona Marszałka była matką chrzestną jednej z córek Daszyńskiego). Daszyński opowiedział się po stronie demokracji.

W 1928 r. objął fotel marszałka Sejmu i bronił – w sposób pełen taktu i moralnego dostojeństwa – godności poniewieranego przez piłsudczyków parlamentu. Choć nie miał szans w tej walce, to swoją postawą dał świadectwo wartościom, jakie niosą demokracja i parlamentaryzm.

W okresie, gdy piastował ten urząd, miał miejsce epizod, który na kolejne lata uczynił z niego moralnego przywódcę i symbol dla obozu opozycji przeciw Piłsudskiemu. 31 października 1929 r. miała zostać otwarta budżetowa sesja Sejmu. Aby ją przeprowadzić bez protestów opozycji, a także pokazać swą siłę, na krótko przed rozpoczęciem obrad do gmachu parlamentu wkroczyło kilkudziesięciu uzbrojonych oficerów – mieli być „wsparciem” dla Piłsudskiego, przemawiającego w imieniu premiera Kazimierza Świtalskiego (formalnie Marszałek stał jedynie na czele resortu spraw wojskowych).


Czytaj także: Edward Abramowski, rewolucjonista moralny


Mimo nacisków i nerwowej sytuacji, Daszyński odmówił otworzenia sesji sejmowej. Doszło do ostrej wymiany zdań z Piłsudskim. Daszyński kategorycznie stwierdził, że „pod bagnetami, karabinami i szablami Izby Ustawodawczej nie otworzy!”.

To kolejna filmowa scena z dziejów II RP, nieraz porównywana do innej dramatycznej sytuacji: słynnego non possumus, które prezydent Stanisław Wojciechowski postawił Piłsudskiemu w maju 1926 r. na moście Poniatowskiego. Historyk Janusz Osica napisał, że „Daszyński umiał przegrywać. Przegrywał stylowo i pięknie, co my, Polacy, kochamy najbardziej”.

Pamiętniki na cenzurowanym

Autorytet, który zdobył swoim sprzeciwem wobec Piłsudskiego sprawił, że zaczęto widzieć w nim polityka, który mógłby objąć urząd prezydenta po odsunięciu od władzy obozu sanacyjnego. Ale ten scenariusz już się nie ziścił. Wkrótce po tzw. procesie brzeskim, w którym przed sądem stanęli opozycyjni politycy i który był ciosem dla ówczesnej polskiej demokracji, Daszyński podupadł na zdrowiu. Wycofał się z życia politycznego. Zmarł w 1936 r. – prawie półtora roku po odejściu Piłsudskiego, swego przyjaciela i przeciwnika.

Pozostawił, prócz spuścizny politycznej, także dwutomowe „Pamiętniki”. Ich dalsze dzieje pokazują jak ich autor był traktowany w komunistycznej PRL. Na fali popaździernikowej „odwilży”, władze zdecydowały się w 1957 r. na publikację „Pamiętników” (w skromnym nakładzie 5 tys. egzemplarzy). Ale już rok później zorientowały się, jaki popełniły błąd: decyzją KC PZPR (a więc podjętą na najwyższym szczeblu) postanowiono o ich ograniczonym rozpowszechnianiu, gdyż „autor w ordynarny sposób spotwarzał KPP [Komunistyczną Partię Polski; w istocie służącą sowieckiemu wywiadowi – red.] i Związek Radziecki”.

Realizując tę decyzję, szef wydawnictwa Książka i Wiedza Juliusz Burgin zalecił, by część nakładu rozprowadzić w sposób kontrolowany (wśród partyjnych aktywistów i zaufanych historyków ruchu robotniczego), a resztę „spisać na straty i zmagazynować”. Dopiero w 2017 r. nakładem Muzeum Historii Polski ukazało się pierwsze naukowo opracowane wydanie tych „Pamiętników”.

Pogrzeb jak manifestacja

Tamtej jesieni roku 1936, w dzień pogrzebu Daszyńskiego, wstrzymano pracę w wielu fabrykach w całej Polsce. Kondukt pogrzebowy zmienił się w jedną z najpotężniejszych manifestacji, jakie oglądał międzywojenny Kraków (polityk spoczął na krakowskich Rakowicach).

„Nie ma dziś w Polsce instancji – notowała wówczas Maria Dąbrowska – która by mogła powziąć uchwałę: »Ignacy Daszyński dobrze się swym życiem zasłużył narodowi«. Lecz uchwałę taką piszą niewidzialnie a trwale serca wielkiej rzeszy polskiego ludu, który miał w nim zawsze niestrudzonego i najlepszej wiary obrońcę”. ©

Autor pracuje w Muzeum Historii Polski, a w Muzeum Powstania ­Warszawskiego prowadzi cykl „Warszawa dwóch Powstań”. Wydał książki: „Rewolucja permanentna Lwa Trockiego” oraz tom rozmów „Piłsudski (nie)znany. Historia i popkultura”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2019