Sinéad O’Connor: Dusza obnażona

Niepoważna, nieprzewidywalna, dziwaczna i na dodatek brzydka – czarownica. Tę młodą, łysą wersję o wielkich, wrażliwych oczach łatwiej było znosić.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Sinéad O’Connor w Vogue Theatre, Vancouver, Kanada, 1 lutego 2020 r. / Andrew Chin / Getty Images

5 czerwca 1993 r. Sinéad O’Connor ma wystąpić w Dublinie na koncercie Peace Together, by wraz z innymi artystami wesprzeć działania na rzecz pokoju w Irlandii Północnej. Nie zjawia się na scenie. Tydzień później wykupuje stronę reklamową w „The Irish Times”, na której zamieszcza długi tekst – rodzaj wiersza. Zaczyna go tak: „Nazywam się Sinéad O’Connor. Uczę się kochać siebie. Zasługuję. Zasługuję na to, by być traktowana z szacunkiem. Zasługuję na to, by nie traktowano mnie jak śmiecia. Zasługuję na bycie wysłuchaną. Jestem częścią rasy ludzkiej. Zasługuję, by mnie nie ranić. Nazywam się Sinéad O’Connor. Jestem kobietą. Mam coś do zaoferowania”.

26 lipca 2023 r. świat obiega wiadomość: Sinéad O’Connor nie żyje. Wielu się smuci, niektórzy komentują: to była kwestia czasu. Dziennikarz muzyczny Roman Rogowiecki w TVN24 mówi, że choć w muzyce rockowej kontrowersje są mile widziane, w jej przypadku „gatunkowo było to zbyt ciężkie”. „Nie mogła znaleźć swojego miejsca w życiu i to nie służy jednak dobrze muzyce. Show biznes jednak wymaga pewnej dyscypliny (...) a tu, kiedy mamy do czynienia z kimś, kto nie wie nawet, jak się nazywa, co chwila zmienia swoje nazwiska, zmienia swoją wiarę, swoje podejście do świata, do wszystkich ma jakieś pretensje. No, nie da się z tym być w show biznesie”.


SZEPT I KRZYK

 

Jej życiorys to historia uciszania i znikania. U szczytu sławy, w pełni artystycznych możliwości, choć przecież nie na dobre. Dokument o Sinéad O'Connor jest także próbą zasłużonej rehabilitacji artystki >>>>


Świat przypomina zdarzenia z jej burzliwego życia. Najczęstsze odwołania: buntowniczy wizerunek sceniczny, gdy ogoliła głowę w odpowiedzi na sugestie wytwórni, by wystylizowała się na bardziej kobiecą. I publiczne podarcie wizerunku Jana Pawła II jako protest w imieniu ofiar kościelnej pedofilii, który w 1992 r. zszokował, naraził ją na ostracyzm i utrudnił dalszą karierę.

Osoba publiczna

Jednym z formacyjnych doświadczeń dorastania w końcówce lat 80. XX w. była muzyka, poznawana głównie za pośrednictwem audycji w Trójce. „Nagle odkryliśmy Sinéad O’Connor. Warto było. Płyta »The Lion and the Cobra« jeszcze z 1987 r. była znakomita, za dwa lata mieliśmy »I Do Not Want What I Haven’t Got« z »Nothing Compares 2 U«, a potem... lepiej nie pisać” – notował Marek Niedźwiecki w „Liście przebojów Programu Trzeciego”. „Nothing Compares 2 U” przez kilka tygodni utrzymywało się na szczycie listy. Głos jak diament, który tnie skałę, i sukces przypominający lot w kosmos, w tempie, w jakim łatwo się spalić przy wejściu w stratosferę.

Wedle samej Sinéad, w autobiografii „Wyznania” słychać dwa głosy: jeden sprzed antypapieskiego protestu w 1992 r. i ten, który pojawił się później. „Pierwszy należy do ducha, drugi do żywej kobiety”. A to dlatego, że dokończenie książki po przywołaniu tamtych zdarzeń okazało się na tyle trudne, że zdołała to zrobić dopiero po czterech latach leczenia w ośrodkach zdrowia psychicznego.

„Nie daję sobie rady z codziennym byciem »Sinéad O’Connor«. Wskutek »bycia sławną« zrobiłam się uwrażliwiona i pełna obaw. Zgubiłam siebie. Nie mogę śpiewać, dopóki nie będę gotowa znów być sobą. Oto, jak możecie mi pomóc: proszę, przestańcie mnie ranić. Mówić o mnie podłe rzeczy. Jestem osobą publiczną od 20. roku życia. Ciągle bardzo smutnym dzieckiem. Tyle że wtedy mogłam śpiewać, bo się nie bałam” – wyznawała w całokolumnowym manifeście sprzed 30 lat.

Gdy świat dowiaduje się, że ma taki skarb w zanadrzu, powinien nań chuchać i dmuchać.

Dorosłe dziecko

„Stałam się »sławna« przypadkiem – pisze Sinéad w „The Irish Times”. – Wśród nas jest wielu takich jak ja. To ich ból, który słyszą i widzą również we mnie, sprawia, że zareagowali na taki czy inny mój utwór albo mój głos. Reprezentuję całą grupę Dorosłych Dzieci, które straciły dzieciństwo. Stanowimy 99 proc. ludzkiej rasy, czy tego chcecie, czy nie. Bardzo cierpimy. Jeśli nasz ból ma zostać uleczony, musimy go wyrazić, inaczej nadal będziemy kierować go przeciw sobie, jak robimy, aż staje się autodestrukcyjny”.


KORA JEST NA DZIŚ

 

Dlaczego wciąż wraca z taką siła? Pięć lat po śmierci jej biografia staje się bestsellerem, siła – źródłem inspiracji >>>>


To odwołanie do teorii amerykańskiego psychologa i pisarza, Johna Bradshawa, którego bestsellerowe książki skupiały się na temacie „wewnętrznego dziecka”. Bradshaw dowodzi, że wiele rodzin celowo zawstydza swoje potomstwo, by je kontrolować. Wskutek tego dzieci tracą kontakt ze sobą i niosą „toksyczny wstyd” przez całe życie.

„Dorosłe dzieci to dorośli, w których żyje dziecko z zamordowaną duszą. Prawdziwa jaźń zostaje zerwana i muszą wytworzyć sobie fałszywą” – pisze Bradshaw. Wylicza wszystkie kompulsywne i uzależniające zachowania, od alkoholu, narkotyków, seksualności, jedzenia, pracy, a nawet sławy i opinii publicznej, które według niego są elementami „pedagogiki wstydu”, opartej na przemocowych zachowaniach rodziców: karach cielesnych, zaprzeczaniu uczuć, łamaniu dziecięcej woli.

Pasuje jak ulał do Sinéad, która dzieciństwo ma koszmarne. Rodzina wojskowych po mieczu i kądzieli. Irlandzka klasa średnia. Dziewczynka, urodzona w 1966 r., jest środkowa, między siostrą a bratem. Kiedy ma 9 lat, ojciec odchodzi od matki. Jest drugim w historii Irlandii mężczyzną, któremu sąd przyznaje opiekę nad dziećmi. Mieszkają z nim i macochą, ale po sześciu miesiącach Sinéad zatęskni za matką i wraca do niej. W podstawówce zazdrości innym dziewczynom, gdy patrzy, jak matki obejmują je i przechadzają się z nimi wokół szkoły. Odkąd skończy 6 lat, niczym irlandzka siostra Geniusi/Aurelii z „Opium w rosole” Małgorzaty Musierowicz puka do domów innych mieszkańców Glenageary z pytaniem, czy może zostać ich dzieckiem.


L.U.C.: RAPERZY NA ROWERY

 

ŁUKASZ ROSTKOWSKI (L.U.C.): Przez wiele lat tak dużo pracowałem, że nie byłem nawet w stanie wydawać pieniędzy. Nie było kiedy, tylko koncert za koncertem. Teraz myślę raczej o barierkach dla dziecka, zupełnie inna skala >>>>


Z tą różnicą, że Sinéad nie jest karana wyłącznie milczeniem. Nauczycielki dopytują, skąd tyle sińców na nogach dziewczynki. I choć ona sama zaprzecza, domyślają się, że to jej matka tłucze małą wszystkim, czym popadnie. Kiedy starszy brat ucieka z domu, matka szantażuje go, że jeśli nie wróci, posadzi w samochodzie Sinéad na fotelu pasażera i ruszy pod prąd, żeby zrobić jej krzywdę. Pogróżkę spełni. Na szczęście ulica jest akurat pusta.

Łysy punk

W 1985 r. Marie O’Connor sama zginie w wypadku samochodowym. Córka będzie wstrząśnięta, podczas pogrzebu postanowi, że wypali tyle papierosów, ile się da, żeby jak najszybciej wysłały ją do mamy. Ale wtedy ucieka przed przemocą do ojca. Na krótko, bo za kradzieże i wagarowanie spędzi dwa lata w szkole z internatem w Dublinie dla dziewczyn z problemami. Wpada na kradzieży pary złotych butów dla przyjaciółki, która chciała je założyć na koncert; ale kraść nauczyła ją matka.

Ojciec wyśle ją do lepszej, wręcz ekskluzywnej szkoły, prowadzonej przez kwakrów. Chce, żeby córka wyszła na prostą, tymczasem Sinéad woli włóczyć się po klubach muzycznych Dublina i przestawać z punkami, z którymi grywa w pierwszych zespołach. Kiedy zgodzi się wyjąć z nosa kolczyk, który sobie zafundowała, ojciec pozwala jej zostać w mieszkaniu i opłaca czynsz. Na rachunki musi zarobić sama.

Zanim nagra pierwsze demo i jej kariera muzyczna błyskawicznie przyspieszy, pracuje w pizzerii, gdzie kelnerki dla przyciągnięcia męskiej klienteli stylizują się na francuskie pokojówki albo noszą obcisłe koszulki z pretensjonalnymi hasłami. Nic dziwnego, że gdy sama może decydować, co włożyć na scenę, wybiera skórzaną kurtkę, czarną spódnicę tutu i martensy. I goli głowę.

Niektórzy będą potem kwestionować jej radykalne diagnozy, według których wszystkie problemy na świecie, w tym konflikt w Jugosławii, będzie miał źródło w znęcaniu się nad dziećmi przez opiekunów. Choć to, co mówi, jest zgodne z wypowiedziami psychologów zajmujących się dziecięcą traumą: zarówno szerszy system społeczny, jak i tragiczne wydarzenia na świecie odzwierciedlają to, co dzieje się w systemie rodzinnym.

Uzdrowiona

W tekście dla „The Irish Times” Sinéad pisze, że dorastała bez poczucia własnej wartości, zaufania, szansy na zachowanie intymności, co wciąż wpływa na nią – zarówno produktywnie, jak i destrukcyjnie. „Dlatego nie wystąpiłam w sobotę...” – usprawiedliwia nieobecność na koncercie Peace Together. Wyznaje, że trudno jej być sobą, okazywać uczucia. „Gdybym tylko mogła zwalczyć głosy moich rodziców i bardziej wierzyć w siebie, wtedy byłabym zdolna naprawdę śpiewać, czego pragnę bardziej niż wszystkiego innego w życiu. Uzdrowienie zawsze było moim jedynym celem. Używałam mojego głosu w różny sposób. To moje życie. Jedyna rzecz, jaką przedkładam nawet nad swego syna”.

O publikacji mówi cała Irlandia. Wielu jest zdumionych, inni czują się oburzeni, oskarżają o ekshibicjonizm i egoizm: owszem, każdy czasem czuje się podobnie niezrozumiany, ale nie publikuje w związku z tym całostronicowych reklam w wysokonakładowej gazecie! Słuchacze dzwoniący do programu w RTE Radio 1, którego gościem jest Sinéad, dają upust emocjom. Pewien bezrobotny, który oszczędzał długo na bilet, by zobaczyć ją na żywo, jest wściekły, że młoda kobieta dysponująca takim talentem i pieniędzmi nie może wziąć się w garść chociaż na tyle, by dotrzymać zobowiązań. Inny sugeruje, że wiersz-manifest Sinéad ze wzmianką o tym, że głos jest ważniejszy dla niej od własnego dziecka, i gorzkimi refleksjami na temat rodziny to kolejna forma prowokacji wobec chrześcijan: „Sama przyznałaś, że konsultowałaś się z psychiatrą, a więc to było wcześniej ukartowane. Chodzi o to, żeby obrazić mnie i innych”. „Nie zachowujesz się jak chrześcijanin – odparowuje Sinéad. – Chrześcijaństwo oznacza bezwarunkową miłość”.

Nawrócona

Na wieść o śmierci Presleya mała Sinéad zanosi się od płaczu. Bardzo kochała Elvisa, ale kocha też Boga. Modli się do niego, a on zsyła jej różne rzeczy. Wkrótce pokocha też Dylana, kiedy usłyszy, jak śpiewa do dziewczyny, że ta nie musi już płakać. Brat zabrania jej dotykać adapteru podczas swojej nieobecności, więc wypatruje w oknie jego powrotu, marząc o chwili, kiedy znów będzie mogła posłuchać „Baby, Stop Crying”.


GITARA, ŹRÓDŁO OGNIA

 

Sakralny, duchowy, etniczny jazgot gitar i łomot bębnów był jak plemienne wycie, jak podróż do źródeł czasu. Zmysłowy wymiar koncertów sprawiał, że gitara stawała się kluczem do wrót ostateczności >>>>


Już w dzieciństwie czyta teksty religijne, szukając prawdy o Bogu. Na pierwszą pielgrzymkę jedzie do Lourdes. Ma obsesję tego miejsca, ze względu na drugie imię – Bernadette – i świętą wodę z tamtejszego sanktuarium, która, jak wierzy, wyleczyła jej kurzajkę na nodze. W chwilach, gdy matka tłucze Sinéad bez opamiętania, małą przychodzi czasem pocieszyć Jezus, czasem Duch Święty.

Biją ją też siostry zakonne. „Po niczym innym nigdy już nie doświadczyłam i prawdopodobnie już nie doświadczę takiej paniki, strachu oraz udręczenia” – powie magazynowi „Rolling Stone” o pobycie w azylu prowadzonym przez zakonnice.

W autobiografii wspomina stare, niedołężne kobiety, odizolowane w „nieoficjalnym szpitalu” na ostatnim piętrze domu, gdzie siostry wysyłają uczennice za karę, zabraniając odzywać się do staruszek. I ciężarną koleżankę z pokoju obok, której od razu po urodzeniu odebrano dziecko. Tylko jedna zakonnica jest dobra. Kupuje jej pierwszą gitarę i nuty z muzyką Boba Dylana, w nadziei, że muzyka powstrzyma ją od kradzieży.

Religijne uniesienia od początku przeplatają się z seksem. Dylana nazywa w myślach Mężczyzną z Libanu, który jest czuły i kocha dziewczynki. Chciałaby zasypiać na jego piersi. Jako nastolatka durzy się w mormonach – wędrujący po ulicach Amerykanie próbujący nawrócić Irlandczyków wydają się jej ideałem męskości. Dlatego dziewictwo straci właśnie z Amerykaninem, kelnerem. Kiedy on dowie się, że ma 14 lat, prawie dostanie zawału. Był przekonany, że ma 18, bo tak mu powiedziała i zmylił go ostry makijaż.

Fascynują ją też rastafarianie, potem mówi, że jest chrześcijanką, by publicznie prosić o ekskomunikę. Studiuje teologię, wydaje płytę we współpracy z zakonnikami – śpiewa na niej tradycyjne irlandzkie teksty. W 1999 r. zostaje matką Bernadettą Marią, duchowną Ortodoksyjnego Irlandzkiego Kościoła Katolickiego i Apostolskiego. Islam zostawia sobie na koniec, bo sama miała uprzedzenia wobec tej religii. „Słowo »nawrócenie« odnosi się do idei, że gdybyś studiował Koran, zdałbyś sobie sprawę, że byłeś muzułmaninem całe swoje życie i nie zdawałeś sobie z tego sprawy. To właśnie mi się przydarzyło” – wyzna w programie „The Late Late Show”, już jako Shuhada, muzułmanka w hidżabie.

Bezceremonialna

Radykalna szczerość sama w sobie jest samobójcza. Wiedzą o tym wszyscy, którym Sinéad jest bliska z jeszcze jednego powodu: też zmagają się na co dzień z własnym zdrowiem psychicznym albo towarzyszą w tych zmaganiach innym. Świadomi, że nie da się całkowicie ustrzec przed cierpieniem kogoś, kto otwiera się przed obcymi niezależnie od okoliczności, jakby był pozbawiony warstwy ochronnej, a potem z tego samego powodu przeżywa to wszystko w dwójnasób. Tyle że w jej przypadku dzieje się to na oczach całego świata.

Artysta, współczesny odpowiednik błazna, ma co prawda przyzwolenie, by obnażać duszę, lecz gdy robi to za pośrednictwem sztuki, w tekstach utworów, w książkach, ewentualnie w wywiadach, jak w programie Oprah Winfrey z 2007 r., kiedy pierwszy raz opowiedziała o swojej chorobie publicznie. Tymczasem Sinéad, wyrażając bezceremonialnie, co myśli w danym momencie, kontestuje akceptowalne społecznie kanały autoekspresji. I właśnie sposób, w jaki to robi, budzi jednocześnie w obserwatorach ciekawość i irytację podszytą zażenowaniem. Wielu irytuje też bezkompromisowość świętej prowadzonej na stos, z jaką Sinéad wyraża swoje przekonania.

Rozliczne próby samobójcze, otwarte dzielenie się intymnymi aspektami życia w mediach społecznościowych, kontrowersyjne i często sprzeczne wypowiedzi, wreszcie samobójcza śmierć najstarszego syna Shane’a, po którego stracie – jak przyznawała – wciąż nie może dojść do siebie. Przywołując tę codzienność drugiej połowy życia Sinéad w programie po jej śmierci Rogowiecki wyraża między słowami coś, co myślało wielu: niepoważna, niezrównoważona kobieta. Nieprzewidywalna, dziwaczna i na dodatek brzydka – czarownica. Tę młodą, łysą wersję o wielkich, wrażliwych oczach łatwiej było znosić. W rockowym świecie rozliczne wybryki mężczyzn nie budzą aż takich emocji, podobnie jak w starożytnej Grecji, gdy przypisywano je tylko jednej płci, tłumacząc dusznością maciczną wskutek absencji seksualnej – zresztą czyż sama Sinéad nie potwierdziła tego jakąś dekadę temu ogłoszeniem zamieszczonym w internecie, gdzie napisała, że „desperacko poszukuje mężczyzny z powodu głodu seksu”? A krótko potem strofowała piosenkarkę Miley Cyrus za brak skromności na scenie. Wariatka, sama prosząca się o kłopoty.


MARIA PESZEK: DAM WAM SPOKÓJ

 

Byłam pyszna krzycząc, że wystarczy przestać wierzyć w Boga, żeby odzyskać siebie >>>>


W podkaście nagranym dla jednej ze stacji radiowych w 2021 r. przy okazji promocji „Wspomnień” powie, że jest jak raperzy, głoszący niewygodną prawdę, ale nawet oni nie chcą, by dziewczyny były sobą, ona zaś, w odróżnieniu od nich, wyraża wszystko poprzez siebie. „Nikt nie chce kobiecego gniewu. Nikt nie chce, żeby kobiety rządziły światem”.

Szczęśliwa

Dla prasy była łakomym kąskiem na długo przed pojawieniem się plotkarskich portali. Normą jest przedstawianie jej jako skandalistki, ekscentryczki ze skłonnościami do samodestrukcji, czy wręcz wariatki. Choć w miarę upływu czasu wiele jej wypowiedzi, odrzucanych jako zbyt radykalne, okazało się proroczą i nader trzeźwą oceną rzeczywistości.

Bywają wyjątki. Brytyjski magazyn „The Gentlewoman”, będący odtrutką na miałkość większości „pism kobiecych”, w 2012 r. zamieszcza tekst oparty na rozmowie, jaką z Sinéad przeprowadza dziennikarka Sheryl Garratt. „Są bardzo ze mnie zadowoleni, bo nadaję się do gazet, jestem barwną postacią” – mówi Sinéad o dziennikarzach. Pozuje do zdjęć ilustrujących tekst w strojach od Margieli, opowiada o tym, jak córka próbuje przekonać ją do noszenia szpilek i jak czuła się, występując na czerwonym dywanie podczas amerykańskiej premiery filmu „Albert Nobbs”, do którego napisała piosenkę. „Można mnie lubić lub nie, ale przynajmniej nie jestem sztuczna – opowiada. – To jedyna rzecz, której nie da się mi zarzucić. A dla wokalistki to rzecz kluczowa. Uczę śpiewu nastolatków i zawsze powtarzam im, że to pierwsza lekcja, którą muszą sobie przyswoić. Pieśniarze, których kochamy, to ci, których rozpoznajemy od razu, gdy tylko otworzą usta, od pierwszej wyśpiewanej sylaby, bo są w stu procentach sobą”.


DAVID BOWIE: NAJBARDZIEJ CHCIAŁBYM BYĆ REKWIZYTEM

 

Zanim przyszła nuda, Bowie poczuł ekscytację pewną ideą. Jak to zwykle u niego, ideą wyrafinowaną ponad możliwości intelektualne sporej części jego fanów >>>>


Choć opowiada, jak po wieloletniej terapii wreszcie znalazła odpowiedniego specjalistę, zajmującego się traumami dzieciństwa, i twierdzi, że zmieniło to jej życie, dorzuca też mądrości jakby żywcem wzięte z poradników poppsychologii, o tym, że szczęście jest stanem przyrodzonym każdemu i że każdego dnia, wstając rano, można wybrać, czy chce się czuć źle, czy dobrze. „Kiedy mówiono mi to w młodości, myślałam, że jest wiele spraw, z powodu których mogę się smucić. Ale teraz myślę inaczej”.

I może w tym miejscu postawmy kropkę, mając nadzieję, że chociaż chwilowo bywała dzięki temu nastawieniu naprawdę szczęśliwa.

Korzystałam z wypowiedzi Sinéad O’Connor zamieszczonych w „The Irish Times”, „The Gentlewoman” i „The Guardian” (tłumaczenia własne) oraz z jej autobiografii „Wspomnienia” (Wydawnictwo Agora, 2021, tłum. Katarzyna Mojkowska).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Dusza obnażona