Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy zaczynała w połowie lat 80., nie dało się jej porównać z nikim. Wygolona na łyso irlandzka dziewczyna, w której głosie słyszano tony anielskie i diabelskie, a w tekstach piosenek wybrzmiewały osobiste i zbiorowe traumy, była wyzwaniem rzuconym nie tylko muzycznemu światu. Dokument „Nothing Compares” to więcej niż filmowa biografia. Jest historią współczesnej czarownicy, wielokrotnie palonej na stosie, podsycanym przez moralne oburzenia i medialne skandale. Dzisiaj, gdy tamto wzmożenie opadło i wiele faktów ujrzało światło dzienne, słynny performens w studiu NBC, gdzie wokalistka porwała zdjęcie Jana Pawła II, nabiera zupełnie innej wagi. A film Kathryn Ferguson pozwala lepiej zrozumieć tę, która już trzydzieści lat temu odważyła się złamać niejedno tabu. Na przykład tuszowanie wieloletnich przestępstw irlandzkiego Kościoła wobec kobiet i dzieci.
- „NOTHING COMPARES” – reż. Kathryn Ferguson. Prod. Wielka Brytania/Irlandia 2022. CANAL+ online.
Ta sama Sinéad, ofiara kościelnych nadużyć, walcząca potem o kobiece prawa reprodukcyjne, odmówiła dokonania aborcji, kiedy szefowie wytwórni odradzali jej macierzyństwo u progu wielkiej kariery. Była wszak buntowniczką prawdziwą, niekoncesjonowaną.
Przede wszystkim jednak artystką daleką od wszelkiego gwiazdorstwa, nieśmiałą elficą, zamieniającą się na scenie w lwicę i kobrę – parafrazując nazwę jej debiutanckiej płyty. Nagranej zresztą w wieku zaledwie 21 lat, pełnej lirycznych szeptów i gniewnych krzyków, celtyckich zaśpiewów i punkowej energii. Dla dziewczyn dorastających (jak niżej podpisana) przy „Mandince”, „Jerusalem” czy „Troy” stanowiło to doświadczenie wręcz formacyjne. Nie mówiąc o następnym albumie, z przebojem „Nothing Compares 2U”, do którego nawiązuje tytuł tego filmu.
CO OBEJRZEĆ W WEEKEND: Nowości na VOD poleca co tydzień Anita Piotrowska, krytyczka filmowa „Tygodnika” >>>
Reżyserka często oddaje głos dzisiejszej O`Connor – jeszcze sprzed niedawnej tragedii, jaką było samobójstwo jej syna. Nie zagłębia się także w temat konwersji Sinéad na islam. Dużo ciekawsze wydaje się podglebie, z jakiego wyrosła: patologiczny dom, lata spędzone w zakonnej instytucji opiekuńczej, przeprowadza z Dublina do Londynu i przede wszystkim nieustająca walka o siebie. Począwszy od wizerunku, który miał być zaprzeczeniem „towaru”, a który od początku wywoływał niechęć i agresję. Bo wydawał się za mało swojski i dziewczęcy. Odbierano go jako zwykłą prowokację, bagatelizując to, o czym z takim zaangażowaniem śpiewała: rasizm, problem irlandzki, niesprawiedliwe wojny.
Choć gromadziła tłumy na stadionach, szybko okazało się, że na rynku muzycznym nie ma miejsca dla pyskatej geniuszki. I nie trzeba być wojującym feministą, żeby zobaczyć, iż płeć Sinéad O'Connor miała ogromny wpływ na odbiór jej osoby. Bezkompromisowość w show-biznesie nigdy się za bardzo nie opłacała, a szczególnie w wydaniu kobiecym. Łączenie sztuki z ostrym aktywizmem psuło nie tylko pejzaż globalnej rozrywki, ale i obraz łagodnej kobiecości. W tym sensie zamilknięcie na lata jednego z najmocniejszych głosów muzycznych z przełomu wieków wydaje się symboliczne.
- „OPOWIEDZ NAM, IGGY” – reż. Sophie Blondy. Prod. Francja 2022, CANAL+ online.
Dla porównania, na tej samej platformie można obejrzeć znacznie słabszy, typowo telewizyjny dokument o Iggym Popie. „Nieustraszony”, „gość nie z tego świata”, „wojownik”, „prorok” – mówią o nim tuzy ze świata kina i muzyki (m. in. Johnny Depp, Béatrice Dalle, John Waters, Denis Lavant czy Debbie Harry).
Lecz choć bohater „Opowiedz nam, Iggy” również nieźle potrafi krzyczeć (już od 50 lat!) i nikt tak jak on nie rozbiera się na scenie, to jego wolność, odwaga, artystyczna uczciwość bledną wobec tego, co w dużo krótszym czasie udało się O'Connor. I za co przyszło jej zapłacić ogromną cenę. „Świat nie był na nią gotowy” – ktoś mówi w filmie o niej, ale czy dzisiaj rzeczywiście jest? Finał, z mocnym polskim akcentem, przynosi gotową odpowiedź. A dlaczego w „Nothing Compares” nie usłyszymy rzeczonego hitu i nawet w tytule dokumentu został on przycięty, to już zupełnie inna opowieść.