Ocala Bóg, nie cierpienie

Naśladowanie Jezusa nie prowadzi do cierpiętnictwa.

26.03.2024

Czyta się kilka minut

Kopia obrazu "Opłakiwanie Chrystusa" Andrei Mantegni przenoszona z Wielkopolskiego Centrum Onkologii do klasztoru oo. franciszkanow, Poznań, Wielka Sobota, kwiecień 2022 r. // Fot. Łukasz Gdak / East News
Kopia obrazu „Opłakiwanie Chrystusa" Andrei Mantegni przenoszona z Wielkopolskiego Centrum Onkologii do klasztoru oo. franciszkanów. Poznań, Wielka Sobota, kwiecień 2022 r. // Fot. Łukasz Gdak / East News

Podczas Wielkiego Postu często przywołuje się słowa Jezusa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8, 34). Czy warunkiem chrześcijańskiego życia jest bezwarunkowa akceptacja cierpienia? Czy zbawienie jest nagrodą za solidnie wycierpiane życie w imię Jezusa? Czy język oryginalny daje nam możliwość zrozumienia tego zdania inaczej? Sprawdźmy to.

Dystans do siebie

Pierwszym warunkiem pójścia za Jezusem jest „zaparcie się samego siebie”. W języku greckim wyraża to czasownik aparneomai, który w formie podstawowej arneomai spotkamy u Marka w 14, 68, gdzie czytamy, że Piotr „zaparł się” Jezusa. Według prof. Mattea Grillego („L’impotenza che salva”, Bologna 2009), przedrostek ap- może zmieniać znaczenie czasownika w zależności od kontekstu, w jakim się pojawi, ale i bez tego przedrostka czasownik ten nie musi być tłumaczony jednoznacznie negatywnie. Można go np. rozumieć jako umiejętność dystansowania się wobec siebie samego i własnego ego, albo w sposób pozytywny: aby móc w wolności podjąć bardziej świadomą decyzję o pójściu za Jezusem.

Wiedząc, że starożytni nie posiadali terminologii psychologicznej, którą tak szeroko posługuje się dziś społeczeństwo zachodnie, można się tu nawet pokusić o próbę szerszego tłumaczenia czasownika aparneomai jako wewnętrznej pracy nad sobą w celu nabierania dojrzałego i zdrowego dystansu wobec siebie. Praca ta jest zwykle trudnym i wymagającym procesem, jednak różnym od zapierania się siebie, które w powszechnym tłumaczeniu jest rozumiane w sposób cierpiętniczy i wrogi wobec siebie samego.

Krzyż czy pal

Drugim warunkiem pójścia za Jezusem jest „wzięcie swojego krzyża (gr. stauros)”. Na tamte czasy było to nowe wyrażenie, które w literaturze judaistycznej nie pojawiło się nigdy wcześniej. Greckie słowo stauros oznacza również „pal”, a dyskusja na temat tego, czy Jezus umarł na krzyżu, czy na palu, co jakiś czas na nowo rozgrzewa zwolenników i przeciwników jednego lub drugiego tłumaczenia. Skoro z tekstów biblijnych nie można jednoznacznie dać odpowiedzi na pytanie, jak umarł Jezus, najwyraźniej nie ma to aż tak wielkiego znaczenia dla rozumienia naszego zbawienia. Autorów Nowego Testamentu mniej interesował opis tego, jak dokładnie wyglądał stauros Jezusa, a bardziej –  jakie miał on znaczenie dla tych, którzy chcieli Go naśladować.

Nowotestamentalni pisarze zwykle szukali odpowiedzi o znaczenie wydarzeń z życia Jezusa, sięgając do świętych pism. Jeśli stauros był palem, mogli nawiązać do miedzianego węża, którego Mojżesz umieścił właśnie na palu i ustawił w obozie Izraelitów, aby ocalić od śmierci ludzi ukąszonych przez jadowite węże (Lb 21, 9). Do tego wydarzenia odnoszą się słowa Jezusa z Ewangelii Jana: „A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego” (J 3, 14).

Jeśli stauros był krzyżem, autorzy ewangelii mogli pisać teksty, mając w pamięci Księgę Ezechiela – czytamy w niej o ocalałych w Jerozolimie, którzy zostali naznaczeni znakiem na czole (Ez 9, 4. 6). „Znak” po hebrajsku to taw, które jest również jedną z hebrajskich liter. W starym alfabecie hebrajskim taw to dwie przecinające się kreski, czyli krzyż. (Litery hebrajskie zmieniały wygląd na przestrzeni wieków i dziś  taw przypomina z wyglądu krzesełko). Czym był miedziany wąż na palu? Czym było taw dla Ezechiela? Czy były to znaki cierpienia? Bynajmniej, były to znaki ocalenia. Prawdopodobnie każdy uczeń Jezusa, który znał Księgę Liczb lub Ezechiela, mógł w ich świetle ze znakiem stauros skojarzyć ocalenie, a nie cierpienie – tym razem przychodziło ono do nich przez Jezusa.

Nie bez znaczenia dla wyboru krzyża jako tłumaczenia słowa stauros mogłoby być również to, że po grecku Chrystus rozpoczyna się na literę chi, która składa się z dwóch przecinających się belek: X. A wracając do omawianego tu zdania z Ewangelii Marka – wzięcie „swojego” krzyża oznaczałoby, że przyjęcie stauros Jezusa jest decyzją osobistą.

Konsekwencje dla duchowości

Dlaczego tyle się rozwodzić nad pozornie prostymi w tłumaczeniu słowami? Ponieważ wybór interpretacji, jaką daje nam wieloznaczność rozumienia czasownika aparneomai i rzeczownika stauros, ma poważne konsekwencje dla chrześcijańskiej duchowości. W zależności od tłumaczenia tekst albo będzie formować duchowość cierpiętniczą, czyli uwznioślającą i romantyzującą cierpienie (w tym wrogość wobec siebie samego), albo będzie formować uczniów Jezusa potrafiących w sposób dojrzały spojrzeć na swoje życie z dystansu, aby móc przyjąć Boże ocalenie i tam, gdzie to możliwe, cierpienie koić, nie uszlachetniać.

Temat krzyża i cierpienia prowokować może kolejne pytanie. Skoro krzyż jest znakiem ocalenia jako takiego, a nie cierpienia, w takim razie co nas zbawia, jeśli nie cierpienie?

Najzwyczajniej decyzja Boga, że człowiek, mimo grzechu i nieprawości, nie będzie przez Niego potępiony. Ta decyzja jest niezmienna i nieodwołalna (Rz 11, 29), czego ostatecznym słowem i potwierdzeniem miało być to, co się wydarzyło Jezusowi w ostatnią Paschę, jaką spędził na ziemi. Jeśli cierpienie miałoby zbawiać człowieka, to im więcej cierpienia, tym więcej zbawienia. Tymczasem Jezus nie prowokował nikogo do zadawania Mu większego bólu od tego, jakiego doznał, a nawet pozwolił to cierpienie koić i łagodzić – nie protestował, kiedy Szymon z Cyreny wziął krzyż, a Weronika otarła Mu twarz.

Nie ma sensu doszukiwać się tajemnej mocy fizycznego cierpienia Jezusa na krzyżu, ponieważ siła zbawienia nie czerpie z bólu. Jest wręcz odwrotnie – cierpienie jest stanem, w którym Bóg wystawił siebie samego na próbę, bo ma ono siłę łamać wolę i zmieniać decyzję. Uświadamia to trwoga, jaką Jezus przeżywał, gdy modlił się w ogrodzie oliwnym. Być może dlatego Jezus uczył swoich uczniów modlić się do Ojca „nie wprowadzaj nas w próbę” (tradycyjnie tłumaczone jako „nie wódź nas na pokuszenie”), ponieważ jedyną próbę odnośnie do zbawienia przejść miał sam Bóg w osobie Jezusa.

Skoro cierpienie nie ma magicznej mocy zbawiania, to z tej perspektywy nie ma również sensu pytać w chrześcijaństwie o współodkupienie, ponieważ decyzję o zbawieniu człowieka mógł podjąć tylko Bóg i tylko On mógł ją potwierdzić, wystawiając na próbę… siebie samego. Człowiek, mając wolną wolę, może tę decyzję Boga albo przyjąć, albo odrzucić, ale w żaden sposób nie może jej zmienić.

Jezus się spierał

Spór o znaczenie słów „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” to dobry przykład tego, jak może wyglądać przejście od tekstów ewangelii do Ewangelii, czyli Dobrej Nowiny. Nie chodziłoby tu o to, która interpretacja jest prawdziwa, bo w zasadzie każda jest prawdziwa, jeśli mieści się w tym, jakie możliwości otwiera sam tekst. Jednak nie każda interpretacja tekstu którejkolwiek z czterech ewangelii (lub jakiegokolwiek innego tekstu biblijnego) jest z automatu treścią Dobrej Nowiny. Wejście w debatę, a nawet spór o rozumienie tekstów biblijnych można śmiało nazwać „naśladowaniem Jezusa”, ponieważ znaczna część mów Jezusa to prowadzone przez Niego spory dotyczące rozumienia Pism. Jeśli któraś z interpretacji przynosi cierpienie lub nawet śmierć, nie ma ona wiele do czynienia z Ewangelią przez wielkie „E”. Zatem naśladować Jezusa to również prowadzić ożywiony spór o to, która interpretacja niesie Dobrą Nowinę.

Zbliżają się święta wielkanocne, czyli chrześcijańska pascha, która nawiązuje nie tylko do śmierci i zmartwychwstania Jezusa, ale także do wspomnienia wyjścia Izraela z niewoli w Egipcie. Słowo „Egipt” w języku hebrajskim oznacza miejsce ciasne i wąskie – takimi mogą być również biblijne interpretacje niosące niesprawiedliwość, wykluczenie i cierpienie całym grupom ludzi. Z pomocą Bożą, z takich nieszczęśliwych interpretacyjnych miejsc można również wyjść – „jeśli kto chce”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Ocala Bóg, nie cierpienie