Nowy sezon „Rojsta”: klimat w roli głównej

Dopóki trzymamy się nieodległej przeszłości, odpowiednia dbałość o detal może albo zachwycić, albo pogrążyć produkcję. A ponieważ „Rojst” jest serialem nastroju, precyzja ma znaczenie.

27.02.2024

Czyta się kilka minut

Filip Pławiak w "Rojst Millenium" / fot. ROBERT PAŁKA / materiały prasowe Netflix
Filip Pławiak w „Rojst. Millenium” / fot. ROBERT PAŁKA / materiały prasowe Netflix

Jest takie zdjęcie Krzysztofa Zielińskiego z cyklu „Hometown”, przedstawiające widok na jedną z centralnych ulic niewielkiego miasteczka w szczycie najbardziej przygnębiającej polskiej pogody: z pozostałościami brudnego śniegu, warstwą wodnistego błotka rozsmarowanego po polbruku, fasadami kamienic, o których mówi się czasem obrazowo „liszajowate”. Całość nurza się w widocznym powietrzu – z fotografii niemal czuć zasiarczony muł węglowy i palone odpadki. W tej scenerii złożonej z licznych odcieni kolorów butwienia, rozkładu i mokrego brudu widzimy jedną spieszącą się kobietę i drugą, która przystanęła na chwilę pod tablicą z zupełnie innej bajki: oto ułożony z lampek, kolorowy napis „WITAMY ROK 2000”. 

Zieliński wykonał to zdjęcie w Wąbrzeźnie, ale równie dobrze mogłaby to być inna miejscowość w Polsce tamtego czasu, położona na ziemiach zachodnich i północnych: Żagań, Choszczno, Kluczbork, Szczecinek. Albo fikcyjne miasteczko z serialu Netfliksa „Rojst”, którego trzeci i – zgodnie z zapowiedziami – ostatni sezon rozgrywa się właśnie na przełomie tysiącleci. „W tym wietrze syfu z listopada”, by pożyczyć sobie wers z piosenki Kultu z 1998 r.

– To powrót do nastroju z pierwszego sezonu: wilgoć, beton, mgła, rozpad. Przedmilenijna wizja rozpadającego się świata, w którym coś się kończy, choć nie wiadomo, czy na zawsze – mówi reżyser serialu, Jan Holoubek.

W hotelowym piekiełku

Seriale kryminalne z regionalnym kolorytem to ostatnio polska specjalność: w „Odwilży” wręcz równoprawnym bohaterem można nazwać Szczecin, „Klangor” odmalowuje nastrój Pomorza Zachodniego, a „Kruk” czerpie ze skojarzeń z Podlasiem. Jednak to „Rojst” chyba najbardziej spośród nich jest produkcją opartą na nastroju budowanego świata. Nie chodzi jedynie o lokalizację, a ducha „tamtych Polsk”.

Mówią o nich architektura, faktury lamperii, barwy i światło wnętrz, samochody na czarnych tablicach (z rejestracjami zaczynającymi się od litery T, choć takich nie było ani w Tarnowie, ani w Tarnobrzegu). Zgadywanie położenia budynków czy wyłapywanie detali (ewentualnie znajdowanie wtop scenograficznych – ta dziedzina również ma swoich zapaleńców) to element frajdy wliczony w całe filmowe doświadczenie. Podobnie jak zreinterpretowane, zdefragmentowane („zrojstowane”) wersje przebojów z epoki w wykonaniu Moniki Brodki. Po przebojach takich jak „Wszystko czego dziś chcę” Izabeli Trojanowskiej i „Ostatnim” Edyty Bartosiewicz, w milenijnej części padło na „List” zespołu Hey z 1999 r. (w duecie z Yannem).

Ale też „Rojst” to specyficzny serial klimatów epoki, bo każdy z jego sezonów przypada na ciężki, gęsty moment w historii. Taki, w którym spiętrzenie problemów rozkłada i przygważdża. Taki, w którym wydaje się, że nie ma z tych problemów wyjścia – jak z bagiennej metafory, która od początku ustawia klimat produkcji.

Akcja pierwszego sezonu, zrealizowanego jeszcze dla platformy Showmax, rozgrywała się w połowie lat 80., a intryga mogła przywodzić na myśl zapomnianą historię z „Ekspresu Reporterów”. Nie mogę być wobec niego w pełni obiektywna z powodu zaangażowania na bardzo wczesnym etapie pracy, ale także dlatego, że nad mrocznym wiaduktem i w krytym azbestem bloku spędziłam kilka wczesnodziecięcych lat. Tamten sezon rozgrywał co prawda znane i lubiane skojarzenia ze schyłkowym PRL, czyli szarość blokowisk w kontraście z dewizowym luksusem hotelowego „piekiełka”, ale uzupełniał je o specyficzny, przyklapnięty koloryt drugoligowego miasta wojewódzkiego.

Akcję kontynuacji, „Rojst 97” (zrealizowanej już dla platformy Netflix), osadzono, owszem, w lecie, ale element dezintegracji skutecznie wniosły niedawne ślady powodzi. Mocniej wybrzmiało też miejsce jako bohater: choć fikcyjne, bezimienne miasto ewidentnie przynależy do tej zaniedbanej, opuszczonej Polski, tej przeklętej przez swoją poniemiecką prowizoryczność. Góra dawno spisała ją na straty, więc władzę nad przestrzenią dzierży oddolny rozkład, a nad społecznością – pozaprawne układy, wzajemne kwity na siebie, dawne lojalności i szantaże.

Obserwujemy więc przygraniczny, przedunijny świat szemranych biznesmenów, subkulturowych dzieciaków, bazarowego handlu i entuzjastów amfetaminy, rezydujących w opuszczonych ośrodkach wypoczynkowych i efektownych, choć podupadłych wnętrzach dawnych kamienic, a obok nich - wnętrza rodem z amerykańskiego filmu familijnego – w końcu świeżo wykluta polska klasa średnia też chciała pić na śniadanie sok pomarańczowy.

Tomasz Schuchardt i Michalina Łabacz w serialu „Rojst. Millenium”

Kawiarenka w supermarkecie

„Rojst. Millenium” kontynuuje i podbija te wątki. Serialowa rzeczywistość to dziwny stan przejściowy – nie tylko dlatego, że wszyscy nerwowo czekają na efekty pluskwy milenijnej, czyli zapowiadanej globalnej awarii systemów komputerowych po zmianie daty. Polska, świeżo przecież zaproszona do NATO, tkwi pod wieloma względami w poczekalni.

– Zdałem sobie w którymś momencie sprawę, że chociaż rok 1999 przyszedł zaledwie dziesięć lat po zmianie ustroju, to mieliśmy wrażenie, jakby wydarzył się bardzo dawno temu. Jakbyśmy byli już bardzo zachodni – wspomina scenarzysta serialu, Kasper Bajon. – Tymczasem wszystko docierało do nas przez filtr i przyswajaliśmy to po swojemu. Kiedy byłem młodszy, nie mogłem zrozumieć, dlaczego znajomi z Włoch nie znosili Berlusconiego, skoro dla mnie to był gość, który dał mi kreskówki na Polonii 1. Ten nasz kontakt z Zachodem był bardzo wybiórczy.

W serialu atrakcją miasta nie jest już bazar, lecz supermarket. W przestrzeniach po zamkniętych zakładach przemysłowych rozgaszczają się nowe biznesy, kawiarenki internetowe. To trochę świat z surowców wtórnych, świat z demobilu. Kluczowy dla jednego z wątków opowieści jest motyw baru ze stojącym przed nim samolotem. Na przełomie tysiącleci widywano takie atrakcje przy drogach krajowych.

– To typowo polska pomysłowość. Postawić stary samolot i zrobić w nim restaurację – śmieje się Holoubek.

Tyle że teraz drogi krajowe tracą na znaczeniu, a wraz z nimi motele i knajpy, w których w swoim czasie zapewne dobito niejednego nielegalnego interesu. W końcu legendarnie dziurawe drogi, o których melodię powtarzano przez całe lata 90., przegrywają dzisiaj z autostradami.

Strzelanina w Parolach

Ale w serialu zmiana warty następuje przede wszystkim w świecie zbrodni. Na miejsce starej gwardii przychodzą nowe twarze biznesu specjalizujące się w wymuszeniach i szantażach, bez PRL-owskich pretensji do elegancji i prestiżu, a przede wszystkim bez skrupułów (niespodzianką w obsadzie jest fakt, że jednemu z takich bohaterów wyrazistego oblicza dostarcza raper i gospodarz internetowego talk show, Wini).

Z każdym sezonem zresztą „Rojst” staje się drastyczniejszy; tu bezpardonowość, ale też wszechobecność przemocy każe znów zastanowić się nad pracą pamięci. O ile u progu millenium rok 1989 wydawał się nierealnie odległy, o tyle podobnie może być teraz z uświadomieniem sobie, jak zwyczajnym składnikiem życia na przełomie wieków była brutalność.

– Miałem wtedy szesnaście, siedemnaście lat, zaczynała się epoka hip-hopu, a kiedy człowiek jest w swoim „primie”, to wszystko wydaje się fajne – mówi Kasper Bajon. – Ale był to jednocześnie brutalny, niebezpieczny czas. Krojenie czy dziesiona [rozbój – przyp. OD] to były zjawiska na porządku dziennym. Mnie też zdarzało się wracać bez butów z placu Bankowego, bo ktoś mi je po prostu zabrał. Ówcześni gangsterzy nie przypominali tych z „Ojca chrzestnego”. Mój syn i jego koledzy słuchają dzisiaj Molesty i bardzo są tym składem zafascynowani, ale zupełnie nic nie rozumieją – dodaje.

Jan Holoubek, który kończył wówczas studia i próbował stawiać pierwsze zawodowe kroki w pogrążonej w sporym kryzysie polskiej kinematografii, kojarzy ten okres z nieustannym uczuciem niepewności i rozchwiania.

– Zakładaliśmy, że chcemy opowiedzieć o szczytowym momencie zbrutalizowania się polskiego społeczeństwa. O kulminacji dzikiego kapitalizmu. Ten sezon faktycznie jest bardziej drastyczny od reszty, ale nie ma tam nic, co nie mogłoby wydarzyć się w rzeczywistości. Prawdą były wojny gangów, Pruszków, Wołomin, „Ośmiornica”, „Obcinacze palców”, prawdą był handel kobietami – mówi reżyser.

Pojawia się zatem w serialu gang sutenerów porywających kobiety pod pretekstem ogłoszeń o pracę, powracający refren ówczesnych kronik kryminalnych – podobnie jak wewnętrzne wojny w przestępczości zorganizowanej. Niektóre sceny, choć mogą wydawać się zbyt filmowe i spektakularne jak na polskie realia, mają faktyczne precedensy w wydarzeniach z przełomu tysiącleci: strzelanina w Parolach czy słynna akcja policyjna w Magdalence, szturm na zabarykadowany i zaminowany przez przestępców dom.

– Myślę, że wielu ludzi tę wiedzę wyparło, o tym po prostu się nie pamięta. A 1999 rok to przecież premiera „Długu” Krzysztofa Krauzego – wspomina Bajon.

W milenijnym sezonie nie tylko w świecie przestępczym nadchodzi nowe. Pojawia się ono również po stronie prawa. Nowy rozdział symbolizuje prokurator – deklarujący patriotyczną misję „biało-czerwonego millenium” i realizujący własny wariant tego, co później nazwano polityką historyczną. Prokurator zastępuje bohatera poprzednich dwóch sezonów, który jedną nogą stał jeszcze mocno w minionym systemie.

Kino Ognisko w Legnicy

Jednym z kluczy dotychczasowych sukcesów serialu był z pewnością dobór miejsc niosących odpowiedni ładunek skojarzeń z przeszłością, a jednocześnie nieopatrzonych za sprawą innych filmów. W pierwszym sezonie udało się to dzięki pokazaniu azbestowych bloków (Katowice Zadole), przed którymi parkuje charakterystyczna zastava redaktora Wanycza, albo dworca w Raciborzu. Dawny Dom Partii w Częstochowie, efektowny, choć nieco ponury gmach, zmienił się  z kolei w komendę policji.

Z sezonu na sezon przed poszukiwaczami lokacji staje jednak coraz trudniejsze zadanie, bo nasze otoczenie ekspresowo się przeobraża. Wszyscy pragną nowego, a przeszłości najłatwiej szukać na starych nagraniach VHS. W Polsce kostki betonowej, sklepów franczyzowych, blachodachówki i ogrodzeń panelowych (tak wszechobecnych, że wkradły się nawet do „Rojsta 97”, co wypatrzy czujne oko), skażone powietrze nie opada już aż tak gęsto na termomodernizowane fasady, a błoto pochodzi nie z podwórek-klepisk, lecz spod kół SUV-ów. Wąbrzeźno Krzysztofa Zielińskiego również zmieniło odcień – z burego na morelowy. Żyjemy w coraz bardziej schludnym i aseptycznym krajobrazie, który unowocześnia się jak może. Jak w takiej sytuacji realizować film o czasach transformacji?

Otóż na potrzeby „Rojsta. Millenium” ekipa podróżowała od Świdnicy po Częstochowę, niespodziewany skarbiec ówczesnej architektury.

– Brałem udział w poszukiwaniu lokacji – opowiada Holoubek. – Trudno skompletować obiekty do opowieści z epoki, bo nawet w mniejszych ośrodkach przeszliśmy sporą przemianę. W „Heweliuszu”, nad którym obecnie pracujemy, ślad dawnego warszawskiego Ursynowa znaleźliśmy dopiero w Zgorzelcu. To szpagat, ale dzięki podróżom po Częstochowie, Raciborzu, Zabrzu czy Świdnicy poznaję Polskę poza Saską Kępą.

– Łatwiej dzisiaj znaleźć lata 80. niż 90. – przypuszcza Kasper Bajon. – Wielką płytę już oswoiliśmy, a obiektów z lat 90. wciąż chętnie się pozbywamy, traktujemy po macoszemu. One oczywiście były „specyficzne”, ale dobrze byłoby tak całkowicie o nich nie zapominać – przyznaje.

Swoją trudną, lecz fascynującą urodę ma okazję zaprezentować w serialu Legnica, z legendarnym kinem Ognisko na czele. Równolegle bowiem z wydarzeniami roku 1999 płynie tu retrospektywna narracja o latach 60., dopowiadająca wydarzenia z przeszłości bohaterów.

Filmowanie tej najbardziej fotogenicznej z dekad musi być czystą frajdą, co widać na ekranie.

– Mogliśmy pobawić się konwencją, bo to czasy już tak odległe, że więcej wiemy o nich z kina i popkultury niż bezpośredniego doświadczenia. Margines umowności staje się większy. A z deficytem wiedzy wzrasta poczucie wolności – mówi Bajon.

Przystanek Woodstock

Dopóki jednak trzymamy się nieodległej przeszłości, odpowiednia dbałość o detal może albo zachwycić, albo pogrążyć produkcję. A ponieważ „Rojst” jest serialem nastroju, precyzja ma znaczenie. Nie chodzi jedynie o przestrzenie i przedmioty, ale i muzykę, bo zarzucano już realizatorom produkcji nadmierną obecność muzyki lat 80., która w nowej Polsce uchodziła po prostu za obciach.

Dobrym przykładem jest tu postać nastolatki Wandy, którą celnie uczyniono fanką rocka. Obok techno to właśnie rock zagospodarowywał emocje młodzieży z zachodnich województw, stając się niebawem domem Przystanku Woodstock. Nowym wyzwaniem stał się wreszcie internet i telefonia komórkowa, których pionierski etap w Polsce trzeba było odtworzyć.

– Na szczęście nasz rekwizytor ma hopla na tym punkcie! Przywozi nam sprzęt i oprogramowanie, jakiego wtedy używano. Nad tą stroną pracujemy zespołowo, gadżetami zajmuje się cały sztab ludzi, ale każdy z ekipy dorzuca swoje pomysły i kiedy komuś coś się przypomni, staramy się to pokazać na ekranie – wyjaśnia Holoubek.

Bajon dodaje, że osobiście zależało mu, by napomknąć o grach RPG, które faktycznie zdobywały wówczas sporą popularność:

– Nie mogliśmy oczywiście dosłownie użyć nazwy najpopularniejszej wówczas gry Warhammer, ale będzie coś o Magii i Mieczu – śmieje się.

Nastrój to sprawa ulotna, subiektywna, ale próba odtworzenia go wymaga godzin pracy, dziesiątek rąk i kilometrów jazdy. To wspólna praca nad kluczowym i wszechobecnym bohaterem opowieści.

– Klimat jest dla mnie w tym serialu chyba ważniejszy od fabuły – wyznaje Holoubek, a Bajon dodaje: – Dla mnie był zawsze jednym z głównych bohaterów „Rojsta”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Klimat w roli głównej