Mistrz krykieta i generałowie, czyli wybory w Pakistanie

Iman Chan, były premier i bożyszcze pakistańskiej ulicy, wygrał wybory parlamentarne z 8 lutego, ale nie wróci do władzy. Obejmą ją jego rywale, którzy choć wybory przegrali, mają poparcie wojska, twórcy królów w Pakistanie.
w cyklu STRONA ŚWIATA

16.02.2024

Czyta się kilka minut

Zwolennicy byłego premiera Pakistanu Nawaza Sharifa oczekują na ogłoszenie wyniku wyborów. Lahore, Pakistan, 9 lutego 2024 r. / fot. Betsy Joles / Getty Images
Zwolennicy byłego premiera Pakistanu Nawaza Sharifa oczekują na ogłoszenie wyniku wyborów. Lahaur, Pakistan, 9 lutego 2024 r. / Fot. Betsy Joles / Getty Images

Dwa lata temu Imran Chan został odsunięty od władzy wskutek przegłosowanego w parlamencie wotum nieufności. I żadną pociechą nie był fakt, że znów zapisał się w historii jako pierwszy pakistański premier, który stracił władzę w ten sposób.

Poza władzą stracił także wolność, bo nowy rząd wystąpił przeciwko niemu z litanią oskarżeń: od korupcji przez nadużywanie władzy po ujawnianie najtajniejszych sekretów państwa. Do aresztów i więzień trafiły tysiące zwolenników Imrana Chana i działaczy jego Ruchu na rzecz Sprawiedliwości, którzy na wieść o aresztowaniu przywódcy wszczęli uliczne rozruchy, a nawet atakowali wojskowe sztaby i koszary.

Latem Imranowi Chanowi wymierzono pierwsze wyroki – łącznie skazano go na ponad 30 lat więzienia i dożywotnio odebrano prawo do sprawowania urzędów publicznych. Nie mógł więc wystartować na czele swojej partii w lutowych wyborach, by odzyskać władzę i wziąć odwet na prześladowcach. Niedługo przed wyborami komisja wyborcza, powołując się na haczyki proceduralne, odmówiła Ruchowi na rzecz Sprawiedliwości prawa udziału w wyborach pod swoją nazwą i jako partii politycznej, a także odebrała mu partyjny symbol – kij do krykieta, znak firmowy Imrana Chana, który zanim został politykiem, rozkochał w sobie Pakistan jako kapitan drużyny krykieta, która w 1992 roku zdobyła Puchar Świata.

Punkty zapalne i przemilczane części świata. Reporter, pisarz i były korespondent wojenny zaprasza do autorskiego cyklu. Czytaj w każdy piątek! 

Przed wyborami wojskowi, którzy rządzili Pakistanem przez połowę jego niepodległego bytu i przywykli uważać się za gospodarzy pakistańskiego państwa, przykazali miejscowym dziennikarzom, by relacjonując kampanię wyborczą, nie wspominali nazwy partii Imrana Chana, a jego imię – jedynie w kontekście procesów sądowych, jakie go czekają.

Generałowie nie docenili potęgi mediów społecznościowych i rozczarowania młodzieży (połowa 250-milionowej ludności) elitami politycznymi i polityką w starym stylu. Dopiero w dniu wyborów kazali wyłączyć internet, w którym skrzykiwali się zwolennicy Imrana Chan i gdzie prowadzili kampanię. Ale było już za późno.

Kiedy podliczono głosy, okazało się, że w nowym 264-osobowym parlamencie najwięcej mandatów zdobyli niezależni posłowie, z których aż 93 jest w rzeczywistości zwolennikami Imrana Chana lub działaczami jego Ruchu na rzecz Sprawiedliwości. Pakistańskie prawo stanowi jednak, że misji tworzenia rządu nie powierza się posłom niezależnym, lecz partii, która ma najliczniejszą w parlamencie reprezentację. Tak oto nowym rządem pokierują nie zwycięzcy wyborów, tylko ich pokonani wrogowie.

Powrót premiera

Pakistańska Liga Muzułmańska zdobyła w wyborach 75 mandatów: za mało, by zwyciężyć, za mało, by samodzielnie sprawować władzę. Nie powiódł się więc wielki, triumfalny powrót Nawaza Szarifa, trzykrotnego już premiera kraju, który zamierzał zostać szefem rządu po raz czwarty.

Zwykle władzę odbierali mu wojskowi, którzy uznawali, że dawny faworyt stawał się zanadto krnąbrny, za bardzo starał się uwolnić z krępujących go więzów. Teraz czwarte premierostwo miał otrzymać z rąk i z błogosławieństwem generałów.

W 2017 roku stracił władzę po kolejnym skandalu finansowym, w którym znów grał główną rolę. Został skazany na więzienie, wykluczony, jak dziś Imran Chan, z życia publicznego. Od więziennej celi uratowali go Saudyjczycy, dobrodzieje Pakistanu, którzy przekonali generałów z Rawalpindi, by pozwolili Nawazowi Szarifowi wyjechać z kraju na wygnanie. Pakistański premier spędził je w Londynie, gdzie mieszkał przez ostatnie cztery lata z córką Miram, polityczną dziedziczką podobnie jak on skazaną i wykluczoną z polityki. Wrócił z wygnania jesienią, a ledwie postawił nogę na pakistańskiej ziemi, sądy w Islamabadzie unieważniły wszystkie wydane wcześniej przeciwko niemu wyroki. Uznano to za dowód, że 74-letni Nawaz Szarif pogodził się z wojskowymi, a generałowie zgodzili się nie tylko, by wrócił do kraju, ale żeby nim rządził.

W 2018 roku generałowie zastąpili go Imranem Chanem, który w tamtym czasie uchodził za ich ulubieńca. Niepozbawiony charyzmy populista nie miał żadnego doświadczenia w polityce i wojskowym wydawał się doskonałym materiałem na marionetkę. W dodatku, podobnie jak oni, sprzeciwiał się dalszym rządom wielkich politycznych rodów Szarifów, kaszmirskich magnatów hutniczych z Lahore i Bhuttów, posiadaczy ziemskich z Sindhu, panujących na zmianę w Islamabadzie.

Jeśli nawet Imran Chan przyjął pomoc wojskowych – czemu gorąco zaprzecza – to ani myślał słuchać ich rozkazów. Z każdym rokiem rządów wybijał się coraz bardziej na niezależność, aż w końcu próbował awansować swoich faworytów na dowódcze stanowiska w armii. Skończyło się to rozpadem partii Imrana Chana, dezercjami jego posłów, aż w końcu znalazł się w parlamencie w mniejszości i stracił władzę.

Wszystko w rodzinie

Wynik lutowych wyborów w Pakistanie wydawał się tak oczywisty, że nazywano je koronacją, a nie elekcją. Koronowany na premiera miał zostać Nawaz Szarif, premier z lat 1990-1993, 1997-1999 i 2013-2017. Po wygnaniu z kraju jego partią i rodzinnymi interesami kierował młodszy brat, 72-letni Szahbaz, który za panowania Nawaza wsławił się trzykrotnymi, dobrymi rządami w rodzinnej prowincji Pendżab, najludniejszej i najbogatszej w kraju. Po upadku rządu Imrana Chana Szahbaz przewodził gabinetowi koalicyjnemu, który go zastąpił.

Niespodziewane zwycięstwo wyborcze niezależnych posłów od Imrana Chana i marny wynik Ligi Muzułmańskiej popsuły plany generałów i Nawaza Szarifa. Koronację trzeba było odwołać. Okazało się, że niechęć Pakistańczyków do skompromitowanego polityka jest równie wielka jak ich tęsknota za Imranem Chanem. Co więcej, aby w ogóle rządzić, Liga Muzułmańska musiała znaleźć sobie koalicjantów, a znany z kłótliwości i wybuchowego charakteru Nawaz Szarif niezbyt się nadaje na szefa koalicyjnego rządu.

Rad nierad pożegnał się – przynajmniej na razie – z myślą o piątym premierostwie i zgodził się, by szefem koalicyjnego rządu, po raz drugi, został jego brat, Szahbaz, znany z pracowitości i ugodowości. Młodszy z Szarifów bez większego trudu namówił do koalicji trzecią na wyborczej mecie (54 posłów; do koalicji przystąpiło jeszcze kilka mniejszych ugrupowań) Partię Ludową rodu Bhutto, niegdyś rywala, a od niedawna partnera do władzy. Dzisiejsi przywódcy rodu, Bilawal Bhutto Zardari, 35-letni syn Benazir Bhutto (pani premier z lat 1988-1990 i 1993-1996, zabita w zamachu w 2007 roku) i wnuk Zulfikara Alego (prezydent w latach 1971-1973 i premier 1973-1977, obalony przez wojsko i stracony w 1979 roku) oraz jego ojciec Asif Ali Zardari (prezydent z lat 2008-2013, wdowiec po Benazir) weszli do koalicji Szahbaza Szarifa z lat 2022-2023, a Bilawal był w jego rządzie ministrem dyplomacji.

Bilawal przymierzał się ponoć już teraz do roli premiera koalicyjnego rządu, ale ostatecznie zrezygnował, a nawet w ogóle wolałby wspierać jedynie mniejszościowy gabinet Szahbaza, ale nie zasiadać w nim i nie ponosić odpowiedzialności za jego ewentualne niepowodzenie. Bilawal targuje się z Szarifami i chce ponownej prezydentury dla ojca.

Zdaniem pakistańskich dziennikarzy Bilalwal i jego ojciec przymierzają się już do kolejnych wyborów, planowanych na 2029 rok, w których, jeśli nic się nie zmieni, Imran Chan znów nie będzie mógł uczestniczyć, a Szarifowie będą bronić władzy, co jeszcze nikomu w Pakistanie się nie udało (żaden premier nie dotrwał do końca kadencji).

Wyścigu z przeszkodami ciąg dalszy

Problemów nowy rząd będzie miał bez liku. Sposób przeprowadzenia wyborów i wykluczenie z nich najpopularniejszego polityka kraju i jego partii jeszcze długo kłaść się będą cieniem na wiarygodności nowych władz i ich prawowitości (Imran Chan zapowiada skargi do sądów i twierdzi, że popierani przez niego niezależni kandydaci zdobyli aż 180 mandatów).

Pakistańska gospodarka znajduje się w opłakanym stanie, a przed bankructwem ocaliły ją w zeszłym roku tylko pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W tym roku nowy premier będzie musiał zawrzeć nową ugodę, a spełniając warunki MFW, wprowadzać oszczędnościowe reformy i zaciskać rodakom pasa, co grozi ulicznymi buntami.

Nowy premier nie będzie już mógł liczyć na niezawodnych jeszcze nie tak dawno przyjaciół. Amerykanie, odkąd wycofali się z Afganistanu, nie przejmują się już jak kiedyś losem Pakistanu. Chińczycy robią tylko to, co się im opłaca, i pilnują, by wierzyciel spłacał długi w terminie. Saudyjczycy zajęci są wielką modernizacją swojego królestwa, a za ważniejszego dla nich partnera w interesach w Azji uważają Indie, pakistańskiego wroga.

Afganistan, odkąd władzę przejęli tam w 2021 roku wspierani przez Pakistan talibowie, przysparza tylko dawnym dobrodziejom kłopotów. Schronienie i pomoc na afgańskiej ziemi znajdują pakistańscy talibowie, którzy próbują wzniecić zbrojne powstanie w Pakistanie, nad afgańską granicą. Zbrojne bunty podnoszą Beludżowie i Pasztunowie z afgańskiego i irańskiego pogranicza.

Zresztą sprawy wojny i bezpieczeństwa, a także polityki zagranicznej generałowie uważają za zastrzeżone dla wojska i nie pozwolą cywilnemu premierowi, żeby się w nie zanadto wtrącał. Słaby cywilny rząd, którego prawowitość będzie podważana, będzie odpowiadał generałom, bo całkowicie go od nich uzależni.

Wojny i susza sprawiły, że nad Sudanem, Etiopią i całym Rogiem Afryki znów zawisła groźba klęski głodu

Na terenach objętych walkami przestało działać trzy czwarte szpitali i przychodni, a ludzie umierają na choroby, które w czas pokoju nie zagrażałyby ich życiu. Drogi są nieprzejezdne, żołnierze ograbiają karawany z żywnością: czy w tych warunkach można udzielić skutecznej pomocy humanitarnej?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej