Kobieta z prowincji. Rozmowa z Juli Zeh

Miejskie, akademickie, lewicowe środowisko zmierza w stronę egocentryzmu, co sprawia, że rozmowa z nimi jest męcząca, a oni sami są wyprani z resztek dystansu i poczucia humoru – twierdzi Juli Zeh.

23.07.2023

Czyta się kilka minut

Juli Zeh. Poczdam, 27 kwietnia 2023 r.  / SOEREN STACHE / DPA / AFP / EAST NEWS
Juli Zeh. Poczdam, 27 kwietnia 2023 r. / SOEREN STACHE / DPA / AFP / EAST NEWS

Czy przy pomocy literatury możemy zmieniać świat na lepsze? Juli Zeh, niemiecka pisarka, prawniczka i polityczka, autorka wydanej niedawno u nas powieści „Wśród sąsiadów”, jest pod tym względem sceptyczna. Choć w swoich książkach drobiazgowej analizie poddaje zarówno relacje międzyludzkie, jak i problemy polityczne i ekonomiczne współczesnych Niemiec, to jednak w rozmowie z „Tygodnikiem” przyznaje, że w powieści nie da się rozstrzygać konfliktów: – Dzięki literaturze możemy jedynie zrozumieć, o co tak naprawdę się spieramy – twierdzi. Tylko tyle albo aż tyle.

Jej powieści, szczególnie te napisane z panoramicznym rozmachem, przypominają socjologiczne laboratorium. Ich ramą, zazwyczaj subtelnie zaznaczoną, jest sytuacja rozprawy sądowej. Jako pisarka i prawniczka (specjalizuje się w prawie międzynarodowym, jest także honorowym sędzią Sądu Konstytucyjnego Brandenburgii) Juli Zeh lubi zacierać granice między tymi dwoma porządkami, sugerując, że muszą się one uzupełniać i testować własną wiarygodność oraz wytrzymałość.

Witamy na prowincji

– Dzisiejsze czasy cechuje mocny powrót chrześcijańskiej świadomości religijnej. To zapewne odpowiedź na coraz częstsze w kulturze i debacie publicznej apokaliptyczne wizje przyszłości – mówi Zeh.


PAN WRZĄTEK. MACIEJ SIEŃCZYK TO ARCYMISTRZ KOMIKSU

Na spotkaniu autorskim spytano Sieńczyka, skąd wziął pomysł na opowieść o człowieku, który dla złagodzenia cierpienia kociąt chodził wokół nich, by pchły przeskoczyły na jego łydki. Tak, to był sam Sieńczyk >>>>


Jakie są tego skutki?

– Coraz silniej formułowane są wszelakie osądy moralne, a co za tym idzie – coraz większa jest potrzeba dążenia do osobistego oczyszczenia, prowadzenia życia w poczuciu niezachwianej słuszności własnych działań i poglądów. Pod tym względem określiłabym te czasy mniej jako nihilistyczne, a bardziej jako neo­religijne – dodaje.

Ta polaryzacja, którą doskonale znamy z własnego podwórka, stała się tematem dwóch ostatnich powieści Zeh, czyli „Witamy w Unterleuten!” i „Wśród sąsiadów”. Akcja jednej i drugiej rozgrywa się w podobnych do siebie (a nawet sąsiadujących ze sobą) małych miasteczkach na brandenburskiej prowincji, mniej więcej godzinę drogi samochodem od Berlina.

Cisza, spokój, przyroda – ale już na pierwszy rzut oka widać, że miejsca te dalekie są od idylli, o jakiej fantazjuje wielkomiejska klasa średnia. Głębokie spory i urazy sięgają tam jeszcze czasów NRD, a na nie nakładają się kolejne, których źródłem są pogłębiające się podziały ekonomiczne, a także narzucane z Berlina i Brukseli decyzje administracyjne.

W „Witamy w Unterleuten!” osią sporu są farmy wiatrowe. Część mieszkańców kategorycznie sprzeciwia się obecności monstrualnych, głośnych i szpecących krajobraz konstrukcji, inni z kolei widzą w nich okazję zarobku, byle oczywiście stanęły z dala od ich domów. Rusza więc skomplikowana machina intryg, w którą zaangażowanych jest kilkunastu bohaterów powieści. Co ciekawe, Zeh w kolejnych rozdziałach zmienia perspektywę, z której śledzimy ten biurokratyczno-socjologiczny kryminał – w ostateczności poznajemy punkt widzenia każdej z postaci.

Różni się rozłożenie akcentów, ale sama sceneria społeczno-ekonomiczna jest dla polskiego czytelnika aż nadto znajoma. Mamy tu więc lokalnego biznesmena, który w nie do końca uczciwy sposób (tak przynajmniej twierdzi część mieszkańców) uwłaszczył się w 1990 r. na państwowym majątku, wójta niewzruszenie trwającego na swoim stanowisku od kilku dekad, wielu robotników i rolników, którzy do tej pory nie odnaleźli się w kapitalistycznej rzeczywistości, milionera z „zachodu” kupującego ziemię pod wiatraki jako kolejną z wielu inwestycji, a także młodych berlińczyków, których marzenia o życiu na wsi są brutalnie weryfikowane przez lokalne realia społeczne. W pozornie sennym Unterleuten wrze, a ostateczna i dla wielu katastrofalna konfrontacja jest nieunikniona.

Niezadowoleni i wykluczeni

– Dlaczego piszę o prowincji? Po pierwsze, sama mieszkam w małej miejscowości w Brandenburgii, dobrze więc znam to środowisko. Po drugie, wieś jest ­mikrokosmosem, gdzie jak w soczewce skupiają się wszystkie współczesne problemy. Życie w wielkim mieście jest bardziej płynne, można w nim bez problemu zmienić mieszkanie, pracę, znajomych, jeśli coś się komuś nie podoba. To sprawia, że ludzie stają się bardziej drażliwi i mniej tolerancyjni. Na prowincji jest inaczej, ludzie często nie mają wyboru i muszą się pogodzić z rzeczywistością, w której żyją – odpowiada na pytanie, które słyszy od zawsze.

Choć Zeh nie przyznaje tego wprost, z jej powieści przebija wyraźna sympatia (tak mało popularna wśród miejskiej inteligencji) dla tych zaściankowych, a momentami wręcz egzotycznych z perspektywy Berlina miejsc. Więcej nawet – widać tu także zrozumienie dla wielu postaw i poglądów, wrzucanych zazwyczaj do jednego worka, oznaczonego etykietką „postenerdowski konserwatyzm”.

Zdaniem Zeh powody narastającego niezadowolenia mieszkańców niemieckiej prowincji, które często przekłada się choćby na głosowanie na AfD, są w wielu przypadkach prozaiczne: kiepska jakość usług publicznych (np. brak komunikacji publicznej czy trudny dostęp do opieki zdrowotnej), pogarszająca się sytuacja gospodarcza wielu regionów, a do tego pogardliwy (często też coraz mniej zrozumiały) język elit z całego właściwie politycznego spektrum.

Znów brzmi to bardzo znajomo: – Wzrost popularności prawicowych populistów, nie tylko w Niemczech, wynika z tego, że od kilku dekad żyjemy pod presją ciągłych zmian. To wyzwanie, z którym nie wszyscy dobrze sobie radzą. Wiele osób lęka się, że to wszystko zmierza w złą stronę. Problem polega na tym, że każdy, kto wyrazi wobec tego swój sprzeciw albo obawę, jest natychmiast piętnowany jako „nazista” i wykluczany z debaty publicznej. A to tylko pogłębia podziały i wzajemne niezrozumienie, czasem rodzi nawet agresję.


EWA LIPSKA: KOŃCZĘ Z POEZJĄ

Sama przestałam się już mieścić w ascetycznej formie wiersza. Ale liryka kocha sytuacje ekstremalne, wiec liczba poetów na świecie na pewno nie zmaleje >>>>


Zeh, która jest aktywna politycznie i należy do partii SPD, krytykuje także samą lewicę: – Ludziom mieszkającym na prowincji i zmagającym się z podstawowymi problemami życiowymi coraz trudniej odnaleźć się w języku współczesnej lewicy, która stała się z jednej strony bardzo akademicka, z drugiej zapomniała, że istnieją inne niż wielkomiejski style życia.

Wioskowy naziol

Tę gorzką diagnozę najlepiej widać w ostatniej powieści autorki, czyli „Wśród sąsiadów”. Jej bohaterka, Dora, jest trzydziestoparolatką z Berlina, pracującą w branży reklamowej. Gdy wybucha pandemia, nie wytrzymuje życia w klaustrofobicznym, pogrążonym w lockdownie mieście i przeprowadza się do ­Bracken, małej miejscowości w Brandenburgii. Bez samochodu, nie znając nikogo, zaczyna po omacku mapować lokalne relacje sąsiedzkie. Za płotem mieszka Gote, „wioskowy naziol”, jak sam się przedstawia. I to właśnie z nim – wyborcą AfD, myśliwym, do tego rzucającym na prawo i lewo mocno niepoprawnymi politycznie żartami – Dora w ciągu kilku miesięcy nawiązuje szczególną, niezwykle głęboką przyjaźń.

I nie chodzi o to, że ludzie z Bracken są inni, niż stereotypowo zakładają to lewacy z Berlina – wręcz przeciwnie, często bywają dokładnie tacy, a przy okazji czerpią dużą radość z bycia wcieleniem mrocznych fantazji mieszczuchów. Oczywiście przy bliższym poznaniu wszystko okazuje się bardziej skomplikowane i mniej oburzające (z perspektywy Dory). Wspólnota, którą tworzą mieszkańcy miasteczka, jest dużo bardziej inkluzywna i zniuansowana, a Dora szybko znajduje w niej swoje miejsce.

Pandemia, która właśnie się rozkręca, odgrywa w powieści bardzo ważną rolę. To pod wieloma względami bezprecedensowe wydarzenie. Obok oczywistych konsekwencji uaktywniło także nowe podziały społeczne i spowodowało radykalizację niektórych postaw indywidualnych. Najżarliwsi uczestnicy sporów o noszenie maseczek, zachowywanie dystansu czy potem o obowiązek szczepień oczywiście odwoływali się do rozmaitych, dobrze już znanych wartości polityczno-ideologicznych. Jednak dramaturgia towarzysząca nieznanemu zagrożeniu sprawiła, że dawne spory nabrały nowego fanatyzmu, a sama komunikacja społeczna (jeszcze bardziej niż do tej pory zakleszczona w internecie) pobiła nowe rekordy egzaltacji.

Na początku powieści Dora rozstaje się ze swoim partnerem, typowym samozwańczym covidowym szeryfem, który całe dnie spędza na karceniu tych, którzy do pandemii nie podchodzą z należytą (czytaj: taką jak on sam) powagą (Dora powiedziałaby – z histerią).

– To miejskie, akademickie, lewicowe środowisko zmierza w stronę egocentryzmu, co sprawia, że rozmowa z nimi jest męcząca, a oni sami są wyprani z resztek dystansu i poczucia humoru. Wielu uważa się za centrum świata i inwestuje ogromne pieniądze w rozwój zawodowy, fizyczny i moralny. Wierzą, że przyszłość zależy od tego, co jedzą lub gdzie robią zakupy. Aczkolwiek to tylko mentalność, a więc coś, co może się w przyszłości zmienić – twierdzi Zeh.

Pokój za wszelką cenę

Kryzysy społeczno-polityczne, których doświadcza dziś Zachód, są dla Zeh czymś naturalnym, wynikającym z samej natury demokracji, a nie, jak twierdzi wielu, przejawem jakiejś zapowiadającej jej rychły koniec aberracji: – Ważne jest, abyśmy znów nauczyli się ze sobą rozmawiać w sposób dorosły. To, jak obecnie prowadzone są dyskusje publiczne, często nie jest godne demokracji.

Często zabiera także głos w debacie politycznej jako sędzia i prawniczka, zazwyczaj krytykując lokalnych i zagranicznych polityków za wykorzystywanie sytuacji kryzysowych do ograniczania lub zawieszania praw jednostki. Na początku XXI wieku ostro sprzeciwiała się narracji o globalnej wojnie z terroryzmem, w ramach której powstawały ustawy zwiększające możliwości inwigilacji ­obywateli. Później krytykowała pomysł paszportów biometrycznych, a w czasie pandemii wprowadzanie, jej zdaniem, ­chaotycznych i w wielu przypadkach kontrskutecznych lockdownów.


LITERACI DO ALGORYTMÓW

W ciągu ostatniej dekady dochody pisarzy w Stanach Zjednoczonych spadły aż o 40 proc. Pojawienie się sztucznej inteligencji może sprawić, że spadek będzie się pogłębiał >>>>


W 2002 r. wydała głośny i tłumaczony na wiele języków esej reporterski „Cisza jest dźwiękiem”, będący zapisem jej podróży po Bośni kilka lat po zakończeniu wojny. Ten pierwszy od zakończenia II wojny światowej duży konflikt zbrojny w Europie, gdy trwał, budził u wielu obywateli Zachodu przerażenie swoją brutalnością, jednocześnie wytrącając ich z poczucia bezpieczeństwa i przekonania o stabilności świata (a przynajmniej jego europejsko-atlantyckiej części). Jednocześnie, zdaniem Zeh, lęk ten wraz z nastaniem pokoju błyskawicznie się ulotnił. „Cisza jest dźwiękiem” to przede wszystkim głos sprzeciwu wobec tej przywracającej dobre samopoczucie zbiorowej amnezji.

Przeszło rok temu, kilka tygodniu po rozpoczęciu pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, Zeh podpisała list otwarty do kanclerza Olafa Scholza, nawołujący do jak najszybszego zakończenia wojny, nawet za cenę ustępstw wobec brutalnego agresora. Ten kontrowersyjny apel, który odbił się szerokim echem w całym, nie tylko literackim świecie, uzasadniany był ryzykiem niekontrolowanej eskalacji konfliktu, z doprowadzeniem do III wojny światowej włącznie.

Na autorkę, zresztą nie pierwszy raz w jej karierze, posypały się słowa krytyki, choć w samych Niemczech było ich najmniej. Tłumaczy: – Niemcy znajdują się w innej sytuacji historycznej i moralnej niż pozostałe kraje europejskie czy USA. Z wojny w byłej Jugosławii można się wiele nauczyć – także o wojnie w Ukrainie. Na przykład tego, że zakończenie wojny jest możliwe tylko za cenę bolesnych, również moralnie, kompromisów.

I dodaje: – Pokój jest jednym z najważniejszych warunków postępu ludzkości i konstruktywnej drogi ku przyszłości; nigdy nie powinniśmy zapominać o tej prostej mądrości.

O co się spieramy?

Wiele głosów polemicznych wobec niej było bardzo emocjonalnych, jednak w tym kontekście, szczególnie w przypadku samych ofiar wojny, również jest to uzasadnione. Zeh z pewnością zdawała sobie z tego sprawę, podpisując ten list, przez co ta decyzja może być odczytywana także jako akt wiary w fundamentalną rolę i znaczenie debaty publicznej.

Dla Zeh polityka i prawo, a także wartości, w ramach których one funkcjonują, nie różnią się w zasadniczy sposób od literatury. W obu przypadkach chodzi bowiem o budowanie opowieści, przy pomocy których możemy sobie i innym tłumaczyć chaotyczny i skomplikowany świat. Spór na gołe fakty, do tego unurzane w ideologicznym sosie, nie może niczego zmienić na lepsze – pogłębia jedynie wzajemną niechęć i niezrozumienie. Idee, poglądy i postawy tylko przepuszczone przez filtr opowieści, gdzie pojawiają się setki wcześniej niedostrzeganych niuansów, dzięki którym słabnie siła wstępnych uprzedzeń i temperatura emocji, zyskują społeczną realność.

Literatura nie ma nas pogodzić, zdaje się twierdzić Zeh od samego początku swojej kariery literackiej, nie ma nawet bezpośrednio pomagać w rozwiązywaniu konfliktów – ma nam jedynie pomóc uświadomić sobie, o co właściwie się spieramy. ©

Juli Zeh WŚRÓD SĄSIADÓW, przeł. Dariusz Guzik, Sonia Draga, Katowice 2023

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Kobieta z prowincji