Kard. Ryś: Kościół różnych prędkości

Kard. Grzegorz Ryś, uczestnik synodu o synodalności: Kościół opiera się na zasadach, które wynikają z objawienia. Trzeba je dobrze opisywać i w ich ramach otwierać przestrzenie dla wszystkich. Równość nie polega na tym, że wszyscy mogą to samo.

08.11.2023

Czyta się kilka minut

Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów w Auli Pawła VI.  Watykan, 18 października 2023 r. / ANGELO CARCONI / EPA / PAP
Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów w Auli Pawła VI. Watykan, 18 października 2023 r. / ANGELO CARCONI / EPA / PAP

Zuzanna Radzik: Synod polegał głównie na słuchaniu. Co Ksiądz Kardynał usłyszał? 

Kard. Grzegorz Ryś: Wiele. Synod naprawdę był przestrzenią powszechnego spotkania. Czterokrotnie zmienialiśmy grupy i za każdym razem to było 8-10 nowych, bardzo różnorodnych osób. Mam wcześniejsze doświadczenie synodu o młodzieży, ale tam było więcej spotkań plenarnych i mało czasu w jednej, mniejszej grupie. 

Co daje ta różnorodność?

To ważne doświadczenie, być może szczególnie cenne dla nas, Europejczyków, bo mamy europocentryczną wizję Kościoła. W grupie dyskusyjnej spotykały się osoby świeckie, konsekrowane, ale też biskup czy kardynał, a do tego dochodziła różnorodność geograficzna. Katolicy z Hongkongu czy z Korei inaczej podchodzą do pytań i do rozwiązań. To nakazuje też pewną wrażliwość, kiedy rozmawiamy o ważnych tematach. 

Ważnych, czyli jakich?

Synod dotyczył synodalności i będzie dalej dyskusją na ten temat. Czym innym jest rozmowa o synodalności w europejskim Kościele, gdzie żyjemy sobie jak u Pana Boga za piecem i rozważamy rozmaite teoretyczne kwestie. A czym innym jest rozmawianie o synodalności na przykład z katolikami z Syrii albo Libanu lub Ukrainy, którzy doświadczają wojny i to jest ich największa troska. Jeśli synodalność oznacza skupienie na każdym człowieku, to – konsekwentnie – nie można uciekać od sytuacji, w której ten człowiek się znajduje. W każdym konkretnym kontekście może w danej chwili oznaczać co innego. Inaczej robimy z synodalności jakiś rodzaj ideologii.

W Kościołach Europy jest kryzys, tylko inny. 

Jasne, ale to jest jednak różny poziom kryzysów. W tym nie ma żadnego oceniania, każdy ma swoje wyzwania, swoje krzyże. Natomiast dobrze nam robi nie konfrontacja, tylko świadomość zupełnie różnych perspektyw. 

Czego nowego doświadczył Ksiądz Kardynał przez ten miesiąc? 

Bardzo ważnym, nowym doświadczeniem na tym synodzie były wspólne rekolekcje. Po tych trzech dniach byliśmy zupełnie innym zgromadzeniem. Już w czasie rekolekcji pracowaliśmy w grupach, co zapowiadało, jak będzie wyglądał synod. Uczyliśmy się metody konwersacji w Duchu Świętym. Z początku towarzyszył nam strach i dystans. Myślę, że Duch Święty próbował budować z nas wspólnotę zgromadzoną wokół istotnych pytań, na które razem spróbujemy szukać odpowiedzi. Nikt do końca nie wiedział, co z tego wyniknie. Myślę, że dzięki temu na synodzie spotkaliśmy się w innym rozumieniu siebie nawzajem. Jeśli ktoś myślał, że rekolekcje i liczne modlitwy to zasłona dymna, za którą odbywa się gra interesów, to się głęboko mylił. 

Jednak ta ludzka i polityczna strona zgromadzenia też istnieje. Trzysta kilkadziesiąt osób z miliarda trzystu milionów katolików obraduje nad synodalnością, a większość z nas nie rozumie, czym ona ma być. 

Niezupełnie się zgadzam. Synod trwa od 2021 r., konsultacje odbyły się w parafiach i diecezjach, czasem w naprawdę małych grupach. W naszej diecezji pracowało 300 grup synodalnych, w które zaangażowało się blisko 7 tysięcy osób. Z tego powstawała synteza, która jakoś uczestniczyła w syntezie krajowej, a ta znów w kontynentalnej. To był narastający proces. Teraz na sesji synodu rozważaliśmy pytania, które powstały w efekcie całego procesu konsultacyjnego. Więc to nie jest tak, że zgromadzeni na sesji synodu rozmawiali sobie o czymś, o czym reszta świata nie ma pojęcia. 

Po syntezach diecezjalnych i krajowych widać, że nie wszyscy rozumieli, co robią. Nie wszyscy wierzyli w ten proces.  

Nie rozmawiamy o rzeczywistości idealnej. Gdy mówię, że w Archidiecezji Łódzkiej w tym synodzie brało udział 7 tysięcy osób, to dobrze wiem, że to brzmi imponująco, ale nie jest imponujące. Na milion trzysta tysięcy katolików (tylu liczy moja diecezja) uczestnicy synodu to kropla w morzu potrzeb. Są to jednak ludzie, którzy chcieli się spotkać. Niektórzy mówili, że po raz ostatni próbują rozmawiać w Kościele, a niektórzy mówili, że po raz pierwszy ktoś ich o coś spytał w Kościele. Tego nie wolno przegapić. To zebranie synodu w Rzymie nie wzięło się znikąd. Natomiast w pełni się zgadzam, że ludzie mają prawo nie wiedzieć, co to jest synodalność, i kompletnie nie rozumieć tego tematu. To nasza wina, bo rozmawiamy językiem, który jest niezrozumiały i hermetyczny. 

To nie jest kwestia języka. 

Język jest miarą uważności. Jeśli rozmawiam z człowiekiem i widzę, że nie rozumie, to powinienem szukać spotkania na poziomie języka. 

Tak, ale jest też taka grupa ochrzczonych – sama się do niej zaliczam – dla której to kwestia zaufania. Nie wierzymy, że Kościół jest gotów na prawdziwe słuchanie i partycypację. 

To są dwie rzeczy. Nie jest tak, że jeśli Kościół nie zrobi tego, o czym mówisz, to znaczy, że cię nie posłuchał. To jest duże uproszczenie. Wolę siedzieć przez miesiąc przy okrągłym stole z pięcioma grupami różnych ludzi i szukać wspólnie rozeznania co do pytań i być może będzie tak, że to rozeznanie nie będzie wcale po mojej myśli. To nie oznacza, że nie jestem wysłuchany. Przeciwnie, to znaczy, że słuchamy się nawzajem i próbujemy jeszcze usłyszeć nie tylko, co przez każdego przy stole mówi Duch Święty, lecz także co mówi razem w tej grupie. 

Nie wierzę wciąż w to nawrócenie Kościoła na słuchanie. 

Gdy brałem udział w synodzie o młodzieży, to na dwa miesiące przed synodem każdy z nas miał wysłać swoje wystąpienie nawiązujące do dokumentu roboczego. Dostawaliśmy odpowiedź: będzie ksiądz biskup przemawiał w trzecim tygodniu synodu. I wygłaszało się tę swoją napisaną wcześniej mowę. Teraz przed przyjazdem znane były tylko pytania. Praca w grupie polegała na tym, że każdy najpierw mówił przez cztery minuty, jakie w danej sprawie ma własne doświadczenie, które przynosi ze swojego Kościoła. I po tych 11 wypowiedziach następowała kilkuminutowa cisza, żeby każdy uświadomił sobie, co usłyszał od innych.

A potem?

Druga runda, tylko teraz o tym, co usłyszałem. Bez możliwości dodania tego, co ja jeszcze myślę, bo nie starczyło mi przedtem czasu. Powiedzenie, co usłyszałeś od innych, jest już trudniejsze, a potem jest kolejne 5 minut ciszy i refleksja nad tym, co z tego wynika, w czym się ze sobą różnimy i jakie z tego wynikają pytania, co w tym mówi Duch Święty? W oparciu o to pisaliśmy tekst, który potem sekretarz odczytywał w 3 minuty na zebraniu ogólnym. Na tym nie koniec, bo potem słuchasz raportów kilku innych grup (takich jak twoja) i głosów z sali. Następnie spotykacie się znów i zaczyna się od nowa ten sam proces z uwzględnieniem wszystkiego, co usłyszeliśmy z pozostałych grup i całej plenarii. Dopiero wtedy powstaje ostateczny tekst. Za każdym razem to jest przejście od „ja” do „my”. 

Czyli w porównaniu z poprzednim synodem przeżyliście metodologiczną rewolucję?

Skończył się taki synod, na którym każdy wygłaszał swoją przygotowaną wcześniej kwestię, przekonany o tym, że jest ważne, co on powie na tym synodzie. Nikt, kto siedział na tej sali, nie powie, że to był zmarnowany czas i że nie słuchaliśmy siebie nawzajem. To było naprawdę intensywne, każdego dnia osiem godzin słuchania! Wszyscy, którzy byli w środku tego procesu, mają przekonanie, że synodalność jest możliwa. 

To jest bardzo piękne, ale bardzo ekskluzywne doświadczenie, które ma teraz te trzysta kilkadziesiąt osób. Gdzie Ksiądz Kardynał widzi przestrzenie smakowania synodalności i takiego wysłuchania w polskim Kościele? 

Jesteśmy zdeterminowani, żeby to przenieść w lokalne doświadczenie. Jednym z ważniejszych tematów dyskusji było, czy jeśli się nawrócimy na synodalny Kościół, to potrzebujemy nowych struktur i instytucji, czy ożywienia istniejących. W mojej archidiecezji trwa właśnie dwuletni „synod” parafialny. Różnie to oczywiście przebiega, gdzieś się zaczął, gdzie indziej nie, a są też parafie, gdzie nikt jeszcze nie wie, jak zacząć. Powinna go prowadzić rada parafialna, wobec czego na ponad 200 parafii chyba w 90 powstały z tej okazji rady parafialne. Czyli obligatoryjność jednak działa, ale też uruchomiliśmy tym proces, w którym rada parafialna ma istotne zadanie i jest niezbędna. 

A czy na poziomie episkopatu dałoby się wprowadzić synodalność, dzięki której biskupi również słuchają, a nie tylko mówią?

To jest ogromne zagadnienie dotyczące tego, jak ze sobą w praktyce poukładać synodalność, kolegialność i hierarchiczność. Biskup jest członkiem kolegium biskupów, a poza tym jest głową lokalnego Kościoła, którego ciało jest ożywiane przez Ducha Świętego, w każdym członku od momentu chrztu. Jak stworzyć takie struktury, żeby mogli się wypowiedzieć wszyscy, którzy tworzą ten lokalny Kościół? Jak sprawić, żeby Konferencja Episkopatu nie była jedynym ciałem, które jest istotne w rozeznawaniu decyzji?

Czyli jest jeszcze wiele pytań. 

Zapisałem sobie w czasie sesji synodu pytanie: Jaka jest różnica między wędrowaniem razem, a przymusem do wędrowania razem? Możemy wszystkie te pytania stawiać i ten synod chyba temu tak naprawdę służył. Synteza oddaje zasadniczo wszystkie pytania i stan debaty. Pokazuje, że na jeden temat padały cztery różne wypowiedzi. 

Jak w tej różnorodności realnie możemy podejmować jakieś decyzje i czy jest gotowość, żebyśmy podejmowali decyzje w różnych prędkościach?  

Zgoda na te różne prędkości jest oczywista. Dlatego, że w różnych miejscach Kościoła niektóre tematy w ogóle jeszcze nie istnieją, za to istnieją inne. Są też takie miejsca Kościoła, gdzie rozwiązania oczywiste w Europie są nie do przyjęcia z powodu racji kulturowych. W innych roztropność każe nauczyć się cierpliwości we wprowadzaniu samego tematu, a co dopiero rozwiązań. 

Czyli będzie diakonat kobiet w Amazonii, a u nas nie? 

Diakonat kobiet to jest zupełnie inna kwestia i tu wystarczy poczytać syntezę. Przekłada się ona zasadniczo na dwa poważne pytania. Pierwsze jest takie, w jaki sposób była rozumiana posługa diakonisy w starożytnym Kościele. 

I już dwie komisje historyczne nie były w stanie tego ustalić. 

To nieprawda. Jesteśmy w stanie ustalić to oraz w jaki sposób ta posługa funkcjonuje dalej, np. w niektórych wschodnich Kościołach. Muszę powiedzieć, że biskupi wschodni, i to zarówno katoliccy, jak i prawosławni, nie odnajdują się tutaj w naszych interpretacjach. 

Wiemy, jak było w historii. Było różnie, zależnie od czasu i miejsca.            

Pytanie zawsze będzie takie, czy w którymkolwiek momencie posługa diakonatu dla kobiet miała charakter święceń.

Ale to tak naprawdę nie rozmowa o historii, tylko o Kościele dziś. Wróciliśmy na soborze do diakonatu mężczyzn, który nie istniał jako diakonat stały przez wiele lat, po to, żeby odpowiedzieć na duszpasterskie potrzeby Kościoła. 

Nie wróciliśmy do diakonatu stałego dla mężczyzn dlatego, że takie były potrzeby. Mam w swojej archidiecezji 16 diakonów stałych, zaraz będę miał kolejnych dziesięciu i ta liczba będzie rosła. Nie dlatego potrzebuję diakonów stałych, że nie mam księży i że są takie potrzeby Kościoła. To jest niewłaściwe patrzenie na Kościół. Natomiast różnica między diakonem stałym a diakonisą jest taka, że diakon przyjmuje święcenia diakonatu. 

Natomiast różnica między mną a moim kolegą, który może zostać stałym diakonem, jest czysto biologiczna. 

Uzasadnienie jest takie, że jest siedem sakramentów, a nie dziewięć. Jest jeden sakrament święceń. Nie ma teologicznego argumentu za tym, by ktoś, kto przyjął święcenia diakonatu, nie mógł przyjąć święceń kapłańskich. 

Zgadzam się. Nie ma też przekonującego teologicznego uzasadnienia, żeby ktoś nie mógł przyjąć święceń, bo jest kobietą. 

Pewnie się tutaj nie zgadzamy, ale w piękny sposób. Staram się słuchać papieży i na ten moment jestem na etapie Jana Pawła II, który o święceniach kobiet powiedział, że...  

Obecny papież z kolei powiedział, odpowiadając na dubia, że na temat święceń kobiet można rozmawiać. To postęp od czasów Jana Pawła II.

Toteż rozmawiamy i tłumaczę, jaka jest w tej chwili argumentacja. Jest jeden sakrament święceń i jeśli na ten moment jesteśmy na tym stanowisku, że święcenia kapłańskie może przyjąć mężczyzna, to mocą tej jedności sakramentu święceń nie widać, w jaki sposób diakonat mogłaby przyjmować kobieta. 

Czyli zmarnowaliście czas, rozmawiając na synodzie o diakonacie kobiet, i zmarnowały go kobiety, które mówiły o tym w konsultacjach synodalnych.

Nie sądzę. Według syntezy jest otwarta przestrzeń do rozmowy i rozeznawania. Mam troszkę więcej wiary w ten Kościół niż ty. Na plenarii profesor Renée Köhler-Ryan z Australii powiedziała: Jeśli wam się wydaje, że moja godność zależy od tego, czy będę mogła być diakonem, czy prezbiterem, to mnie obrażacie. I to był bardzo mocny głos. Chciała pokazać, że kluczem do uznania godności kobiety nie jest wymienność funkcji. Niesamowite było to, że to był właśnie głos kobiety. 

Czy dzięki temu głosowi czujecie się rozgrzeszeni z systemowej mizoginii w Kościele? Na razie synteza synodalna nawet nie używa słowa równość, tylko mówi o chęci promowania dialogu kobiet i mężczyzn bez subordynacji, wykluczania i konkurencji. 

Nie czujemy się rozgrzeszeni, tylko chcemy powiedzieć, że niekoniecznie równości w Kościele służy klerykalizacja kobiety. Klerykalizm jest największą możliwą karykaturą Kościoła. Słowo równość nie padło, bo nie trzeba mówić o rzeczach oczywistych.  

Równość płci nie jest oczywista w Kościele. 

Ważne jest pytanie o to, jaki obszar podejmowania decyzji i odpowiedzialności w Kościele nie jest związany ze święceniami. Jeśli ten obszar konkretnie opiszemy, to nie widać powodów, żeby kobieta nie mogła mieć tu pełnej odpowiedzialności. To robi papież Franciszek, mianując kobiety na podsekretarzy. To jest urząd, który zwykle był związany z godnością biskupią i kiedyś nominacja na niego zapowiadała sakrę biskupią. 

To taki przełom, jakby kobieta została wiceministrem. To nie skala zmiany na te czasy. 

Kościół ma swoje zasady, których nie da się przekroczyć. Trzeba wyznaczyć, które wynikają z objawienia. Nie można go uzdrawiać, kwestionując te zasady. Trzeba je dobrze opisywać i w ramach tego, jaka jest ta kościelna konstytucja, otwierać przestrzenie dla wszystkich. Natomiast równość nie polega na tym, że wszyscy mogą to samo. 

Przynajmniej nie w Kościele. 

Równość polega na komplementarności. Robię rzeczy, których ktoś inny nie robi, a nie robię rzeczy, które ktoś inny robi. Nie chodzi tylko o płeć. Jest komplementarność między świeckimi i duchownymi we wszystkich możliwych wymiarach. Powiedziałbym, że tak samo, jak w tym wypadku, o którym rozmawiamy, jest i jej nie ma. Komplementarność świeckich i duchownych jest bardzo trudna do przeprowadzenia i do życia nią. 

Trudna do doświadczenia również. 

Rozmawiamy o tym Kościele, jaki ma być, a my się na niego ciągle nie potrafimy otworzyć.  Wracała mi w czasie synodu myśl, że Pan Jezus daje nam jakąś formę Kościoła, której my stawiamy opór. Tak, rozmawiamy o idealnym Kościele. Znaczy, próbujemy opisać to, jaki ten Kościół po Bożemu ma być. I na szczęście też chyba na tym synodzie było widać, jakimi postawami temu Kościołowi – który jest łaską Boga, obietnicą Boga, darem Boga – my stawiamy opór. Na ile my się na ten obraz Kościoła rzeczywiście nawrócimy. Bo jak się na niego nie nawrócimy, to nic z tego nie będzie.  

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Kościół różnych prędkości