Grzech lekki, ciężki, śmiertelny – jak się w tym połapać?

Z jednej strony zanika poczucie grzechu, z drugiej wielu katolików dotykają uciążliwe skrupuły. Jak mierzyć życie sztywnym podziałem na grzech ciężki i lekki?

13.12.2023

Czyta się kilka minut

Spowiedź w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, Kraków, kwiecień 2023 r.   / fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Spowiedź w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, Kraków, kwiecień 2023 r. / fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl

„Wierni zobowiązani są do uczestniczenia w Eucharystii w dni nakazane, chyba że są usprawiedliwieni dla ważnego powodu (np. choroba, pielęgnacja niemowląt) lub też otrzymali dyspensę od ich własnego pasterza. Ci, którzy dobrowolnie zaniedbują ten obowiązek, popełniają grzech ciężki” – głosi Katechizm Kościoła Katolickiego. „W praktyce nauczania – pisał w 2005 r. o. Dariusz Kowalczyk, jezuita, w miesięczniku „W drodze”  – utożsamiono grzech ciężki z grzechem śmiertelnym”. Grzechem śmiertelnym jest ten, który „dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą” – pisze Jan Paweł II w adhortacji „Reconciliatio et paenitentia”. Materia poważna, inaczej ciężka, jest, według Katechizmu, uściślona przez dziesięć przykazań. Grzech śmiertelny, „jeśli nie zostanie wynagrodzony przez żal i Boże przebaczenie, powoduje wykluczenie z Królestwa Chrystusa i wieczną śmierć w piekle” (KKK). 

Skrupuły

Ktoś z zewnątrz, opierając się jedynie na danych statystycznych, mógłby więc zadać pytanie: skoro od 2013 r. odsetek uczestniczących w niedzielnej mszy wynosi poniżej 40 proc. zobowiązanych do tego katolików i sukcesywnie spada (poza niewielkim wzrostem w latach 2017-2018, w 2021 r., czyli w okresie pandemii, było to jedynie 28,3 proc.) – to jaki jest los i sytuacja pozostałych 60 proc.? W diecezji szczecińsko-kamieńskiej w 2019 r. podczas dorocznego liczenia w niedzielnej mszy uczestniczyło 23,3 proc. zobowiązanych wiernych. Zatem, hipotetycznie: gdyby nazajutrz wszyscy mieszkańcy diecezji zginęli w wyniku naturalnej katastrofy lub ataku jądrowego, czy to oznacza, że ponad 76 proc. katolików w tej diecezji czekałoby potępienie wieczne?

Takie pytanie mogłoby wydawać się naiwne lub nieżyczliwe, gdyby nie fakt, że podobne wątpliwości i niejasności dręczą wielu katolików. W 2008 r. polscy jezuici uruchomili serwis pod nazwą „Rozmawiamy o wierze” (dziś już nieaktywny). Wierni mogli tam zadać zakonnikom z Towarzystwa Jezusowego każde pytanie, które ich nurtowało. Spora część zadawanych pytań odnosiła się do tego, czy ktoś już popełnił grzech, czy jeszcze nie, i czy popełniony grzech jest śmiertelny, czy nie. – Bardzo często dzieje się tak, że ludzie przychodzą do konfesjonału z przeświadczeniem, że popełnili grzech ciężki, czyli śmiertelny, a w istocie tego grzechu w ogóle nie było, lub jest to grzech lekki. Wtedy moim obowiązkiem jest zdjęcie tego ciężaru z ludzkiego sumienia. Częściej widzę skłonność do dodawania sobie obciążenia niż do zrzucania z siebie winy – mówi mi ks. Damian Wyżkiewicz CM, filozof i teolog, duszpasterz młodzieży i katecheta. 

Zanik poczucia grzechu

Z drugiej strony dużo mówi się w Kościele o zaniku poczucia grzechu – to zjawisko podkreślał także papież Franciszek, przypominając kilkakrotnie (np. w styczniu 2020 r. podczas mszy w Domu Św. Marty) o grzechu króla Dawida. Nawiązał on romans z Batszebą, żoną Uriasza, jednego z najdzielniejszych żołnierzy. Król, dowiedziawszy się, że Batszeba po nocy spędzonej z nim zaszła w ciążę, wysłał Uriasza na pewną śmierć. „Są grzechy – mówił Franciszek – w które człowiek wpada powoli, w duchu światowości. To duch świata prowadzi cię do zrobienia tych rzeczy, jakby były normalne”. Wielkim niebezpieczeństwem jest według Franciszka „normalizacja” grzechu i znieczulenie sumień. Króla Dawida z błędu wyprowadził prorok Natan. „Niech Pan obdarzy nas łaską, posyłając do nas zawsze jakiegoś proroka – może to być sąsiad, syn, matka, ojciec – który wymierzy nam policzek, gdy wpadniemy w poczucie, że wszystko jest dozwolone” – spuentował papież. W 2014 r. przypomniał wygłoszone 68 lat wcześniej słowa Piusa XII: „[Być może] dzisiaj największym grzechem jest to, że ludzie utracili poczucie grzechu”.

Między obciążaniem siebie nadmierną winą a całkowitą utratą poczucia grzechu jest duży obszar niewiedzy. Ks. Damian Wyżkiewicz: – Główną przyczyną jest mała wiedza katechetyczna – mówi. – Ludzie bardzo często sugerują się rachunkami sumienia dostępnymi w modlitewnikach czy w internecie. Nie mają kontaktu z kierownikiem duchowym, który mógłby im wyjaśnić te kwestie. Bywa, że czują się winni czegoś, co nie ma nic wspólnego z ich czynami, na przykład rozwodu rodziców. 

Początki rozróżnień

Przekonanie o gradacji grzechów obecne było już wśród pierwszych chrześcijan. W 16 i 17 wersecie 1 Listu św. Jana czytamy: „Jeśli ktoś spostrzeże, że brat popełnia grzech, który nie sprowadza śmierci, niech się modli, a przywróci mu życie; mam na myśli tych, których grzech nie sprowadza śmierci. Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono. Każde bezprawie jest grzechem, są jednak grzechy, które nie sprowadzają śmierci”. Grecki oryginał mówi dosłownie o tym, że istnieje „grzech ku śmierci”. Podział na grzech, który sprowadza śmierć, i ten, który jej nie sprowadza, nie został przez autora listu jednoznacznie wyjaśniony i powoduje trudności interpretacyjne do dziś. W 1997 r. ks. prof. Jan Załęski w „Studia Theologica Varsaviensia” pisał: „Nie bardzo wiadomo, co autor natchniony chciał przez to powiedzieć. Dlatego pewnie niektórzy uczeni szukali rozwiązania na drodze najłatwiejszej, tzn. uznając ten tekst za nieautentyczny”. Według ks. Załęskiego rozróżnienie u św. Jana nie jest równoznaczne ze współczesnym podziałem na grzechy powszednie i śmiertelne.

Wielu interpretatorów wskazywało raczej, że Janowi chodzi nie tyle o materię grzechu, co o stosunek doń samego grzesznika. W takiej sytuacji „grzech ku śmierci” byłby takim, który jest popełniany ze świadomością, zatwardziałością i pragnieniem trwania w nim, lub też grzechem polegającym na odrzuceniu wiary w Chrystusa w ogóle. Podobne myślenie o grzechu pojawia się w „Pasterzu” Hermasa, jednym z najstarszych dzieł chrześcijańskich (ok. 140-150 r.): „Ci, którzy wpadli w ogień i się palą, tymi są ci, którzy ostatecznie zbuntowali się przeciw Bogu i już nie wstąpiła myśl do ich serca, aby się nawrócić z powodu ich pożądliwości, chciwości i niegodziwości, według której postępowali”. A zatem grzech sprowadzający śmierć w myśleniu wczesnych chrześcijan jest przede wszystkim grzechem grzesznika zatwardziałego, niedopuszczającego myśli o zmianie swojego postępowania. 

Szczególnie poruszającą dla zaangażowanych katolików cechą grzechu śmiertelnego jest stwierdzenie, że wyłącza on grzesznika ze wspólnoty z Chrystusem i prowadzi do potępienia. Rozważając tę kwestię, warto jednak zauważyć, że wśród pierwszych chrześcijan dominowało przekonanie, że po chrzcie gładzącym grzechy pokuta możliwa jest tak naprawdę jedynie raz w życiu. Jak podkreśla ks. Jan Dohnalik w rozmowie z Sebastianem Dudą i Zbigniewem Nosowskim w „Więzi” (nr 4/2017), mniej więcej do VI wieku „po najcięższych grzechach chrześcijanin wchodził na drogę publicznej jednorazowej pokuty, która miała bardzo poważny charakter, trwała długo i dopiero na jej końcu było możliwe pełne pojednanie ze wspólnotą”.

O początkach rozróżnienia na grzech powszedni i śmiertelny rozmawiam z teologiem Sebastianem Dudą. – W II-III wieku, w dobie prześladowań chrześcijan, pojawiały się bardzo duże praktyczne problemy z tzw. lapsi, błądzącymi, czyli chrześcijanami, którzy po chrzcie odwrócili się od chrześcijaństwa, na przykład składając ofiarę pogańskim bogom, czyli de facto dokonali apostazji – mówi Duda. 

Hermas, autor cytowanego „Pasterza”, głosił przekonanie, że apostata może zostać rozgrzeszony, ale tylko raz, zaś synod w Elwirze (ok. 306 r.) ustalił, że osobie, która ponownie odeszła od chrześcijaństwa, nie można udzielić komunii nawet na łożu śmierci (podobne obostrzenie zostało zastosowane wobec gwałcicieli dzieci). Nauka na temat grzechu kształtowała się jednak i zmieniała w następnych stuleciach. W systematyczny sposób opisał ją św. Augustyn w „Państwie Bożym” i w innych pismach. W „Wierze i uczynkach” wymienia wprost trzy grzechy śmiertelne – należą do nich rozpusta, bałwochwalstwo i morderstwo (De fide et operibus, 19, 34), jednak i one mogły zostać „wyleczone przez pokorną pokutę”. 

Narodziny spowiedzi

Powtarzalna, wielokrotna spowiedź weszła w praktykę życia Kościoła około VI wieku. Nadal jednak pokuta za najcięższe grzechy trwała niejednokrotnie latami. Przez wiele wieków funkcjonowały w Kościele taryfikatory wskazujące precyzyjnie wymiar pokuty za dany grzech. – W Polsce chyba najbardziej spektakularnym przykładem była pokuta dla Bolesława Krzywoustego za przyczynienie się do śmierci swojego brata Zbigniewa – mówi Duda. –  Odbywał przez kilka lat pielgrzymki, udzielał jałmużny i nie był dopuszczany do sakramentów. 

Praktyka spowiedzi usznej kształtowała się po XII wieku. Ks. Stanisław Adamiak we wspomnianej „więziowej” rozmowie mówi jednoznacznie: „Linia zmian w formach pokuty jest przez całą historię wyraźna: Kościół właściwie cały czas stara się być coraz łagodniejszy. (...) Kolejne pojawiające się spory prawie zawsze kończyły się jeszcze większym rozszerzeniem granic miłosierdzia”. – Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej – mówi Duda. – Niemal każdy grzech może zostać odpuszczony w konfesjonale.

Do 2015 r. prawo zdjęcia ekskomuniki z osoby, która popełniła aborcję, mieli jedynie biskupi, spowiednicy przez nich wyznaczeni oraz diecezjalni penitencjarze. W 2016 r. papież Franciszek udzielił władzy rozgrzeszania z aborcji bezterminowo wszystkim kapłanom. 

Niestety, błędy w potocznym myśleniu rozpowszechniane są przez media. Klaudia Majewska z „Dziennika Bałtyckiego” grzmi w tytule: „Za takie grzechy nie dostaniesz rozgrzeszenia w kościele. Popełniłeś grzech śmiertelny lub ciężki? Sprawdź kościelną LISTĘ” (z 19 listopada 2023 r.). Artykuł jest pełen kardynalnych błędów teologicznych. „Grzechy – nie tylko dla wierzących – to występki przeciwko obowiązującym normom. Część z nich jest lekka, inne kwalifikują się do kategorii ciężkich, czy wręcz śmiertelnych” – pisze autorka. „Te lżejsze odpuścić nam może kapłan podczas spowiedzi świętej. Są jednak grzechy, za które nie dostaniemy rozgrzeszenia!”. Stwierdzenie to sugeruje, jakoby penitent nie mógł otrzymać rozgrzeszenia za grzech śmiertelny, a jedynie za lekki, co jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła. A to tylko jedna z wielu mylących lub wprost fałszywych informacji z artykułu. – W encyklice „Veritatis splendor” (z 1993 r.) Jan Paweł II rozprawia się z popularnymi wówczas błędami teologicznymi, każącymi dzielić grzechy na powszednie, śmiertelne i do tego jeszcze dodawać trzecią warstwę – grzechy ciężkie. To wadliwy podział – mówi mi Agata Rujner, doktor teologii moralnej z Akademii Katolickiej w Warszawie. – Grzechy dzielą się na powszednie i śmiertelne. Można mówić o materii ciężkiej. 

Skoro materia ciężka jest, jak głosi Katechizm, określona przez dziesięć przykazań, to czy jest możliwy jakiś grzech niedotyczący przykazań w ogóle? Augustianin o. Wiesław Dawidowski: – Grzechy powszednie to na przykład te, które dotyczą postanowień, które mają nas duchowo zintegrować i przyczyniać się do tego, co nazywamy wzrostem świętości. Będzie nim na przykład zaniedbanie w modlitwie. W konfesjonale najczęściej mam do czynienia z tą kategorią. 

Z jednej strony mamy do czynienia z podziałem grzechów na dwie kategorie, z drugiej – Katechizm wskazuje także, iż „ciężar grzechów może być większy lub mniejszy: Zabójstwo jest czymś poważniejszym niż kradzież”, a np. przemoc wobec rodziców jest poważniejsza niż przemoc wobec obcej osoby. Z drugiej strony, zwłaszcza w codziennym nauczaniu Kościoła, można odnieść wrażenie „zero-jedynkowości” mówienia o grzechu – albo prowadzi on do potępienia i zabiera człowiekowi łaskę Bożą (grzech śmiertelny) albo nie (grzech powszedni). Grzechy seksualne wg św. Tomasza są zaś ex genere suo grave, czyli poważne (śmiertelne) z samej swojej natury. Z drugiej strony Akwinata dodawał, że nie są one najgroźniejsze dla człowieka, gdyż u ich podłoża stoją silne naturalne popędy osłabiające wolę. O wiele groźniejsze są grzechy duchowe, jak np. pycha.

Jak pogodzić te dwie perspektywy ze sobą – perspektywę długotrwałej drogi do świętości poprzez upadki i wzloty z perspektywą „zero-jedynkowości” grzechu? – Kiedyś w przypadku samobójców mówiono, że ten grzech jest na pewno dobrowolny, i samobójców nie chowano w poświęconej ziemi. Jednak wzrasta nasza wiedza, także dotycząca zachowań nawykowych, trudności psychicznych, które ograniczają świadomość i dobrowolność grzechu – wyjaśnia Agata Rujner. – Sam Katechizm mówi wyraźnie, że np. w przypadku masturbacji wina moralna może być z różnych powodów, np. niedojrzałości, znacząco zredukowana.

O. Dawidowski dodaje: – Bywa taka skłonność, by jako grzech śmiertelny traktować każdy akt nieuporządkowania seksualnego, z masturbacją włącznie. Miałbym co do tego bardzo mocne opory. W jednym przypadku masturbacja jest doświadczeniem dojrzewania seksualnego młodego człowieka, w innym – jest to rzeczywiście jakieś chorobliwe nieuporządkowanie seksualne. W każdym z tych przypadków będziemy stosowali nieco inną miarę.

Niezastąpiona rola sumienia

Aby ustrzec się zarówno od nadmiernego obciążania siebie winą, jak i całkowitego zaniku poczucia grzechu, konieczne jest więc odwołanie się do własnego rozumu i sumienia. – Papież Franciszek w niejednym dokumencie mówi, zwłaszcza do biskupów, że przez wiele lat próbowaliśmy zastępować ludziom sumienie – tłumaczy Agata Rujner. 

W praktyce ów rys jurydyczny i myślenie zero-jedynkowe często skupia się na grzechach, które w potocznym rozumieniu są najczęściej rozpoznawane jako ciężkie (np. grzechy seksualne czy nieobecność na mszy). Rzadziej jako grzech śmiertelny jesteśmy skłonni traktować np. zatrudnianie pracownika na czarno lub wstrzymywanie wypłaty jego wynagrodzenia – a zgodnie z tradycją Kościoła jest to poważne uchybienie. 

Istotą rzeczy w myśleniu o grzechu powinno być więc skupienie na dobru, które niszczymy lub które zaniedbujemy. – Dziś, po II Soborze Watykańskim, jesteśmy w miejscu, w którym przypominamy potrzebę odkrywania chrztu i skupiania się na dobru, a niekoniecznie na poszczególnych kazusach. Rozważania z cyklu „Czy już popełniłam grzech?”, „Ile mi wolno, a ile nie wolno?” pokutują do dziś. Świadomość  grzechu w chrześcijaństwie była od początku. Jednak w centrum nie był grzech, a Chrystus, który z grzechu wyzwala – mówi Agata Rujner. – Greckie słowo hamartia, tłumaczone jako „grzech”, w ścisłym sensie etymologicznym oznacza chybienie celu. Chcę trafić w środek tarczy, ale nie zawsze tam trafię. Istotą rzeczy jest to, byśmy tę tarczę, ten cel – czyli dobro, świętość – mieli cały czas przed oczami. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Grzesznik na manowcach