Do trzech razy sztuka

Czesi przeżywają covidowe déjà vu. Podobnie jak rok temu, w kraju obowiązuje ścisły lockdown. Ale życie z brytyjską mutacją wygląda inaczej niż wtedy – dziś to epidemia na sterydach.
z Pragi

22.03.2021

Czyta się kilka minut

Jeden z mobilnych zespołów Czeskiego Czerwonego Krzyża, które wspomagają personel medyczny w najbardziej obciążonych szpitalach. Praga, 2021 r. /  / CZESKI CZERWONY KRZYŻ
Jeden z mobilnych zespołów Czeskiego Czerwonego Krzyża, które wspomagają personel medyczny w najbardziej obciążonych szpitalach. Praga, 2021 r. / / CZESKI CZERWONY KRZYŻ

Nie pomacham już panu Seidlowi. W domu opieki dla seniorów w praskich Holešovicach znów wykryto przypadki koronawirusa – nikt z zewnątrz nie ma wstępu. Obiady, które roznoszę seniorom w ramach sąsiedzkiej pomocy, wręczam teraz przy wejściu opiekunce. Otwiera drzwi w pełnym rynsztunku: z maską, przyłbicą, rękawiczkami, ochraniaczami na buty i peleryną, dodatkowo uzbrojona w spryskiwacz ze środkiem dezynfekcyjnym.

Wirus dopadł także pana Seidla, wątłego mężczyznę koło siedemdziesiątki. Na szczęście w minioną środę otrzymałam wiadomość, że wyzdrowiał. Ale jeszcze długo nie zobaczy nikogo poza opiekunkami w kosmicznych strojach, nie usłyszy dobrou chuť (smacznego), rzucanego z bezpiecznej odległości.

Negatywne emocje

Izolacja, frustracja, niepewność – wszystko to sprawia, że coraz więcej czeskich seniorów ma myśli samobójcze. Kateřina Bohatá, kierowniczka bezpłatnej infolinii dla seniorów Elpida, zauważyła tę tendencję jeszcze w październiku ubiegłego roku.

– Rzucił nam się w oczy znaczny wzrost intensywnych negatywnych emocji oraz poczucia bezsilności i frustracji – mówi mi dzisiaj Bohatá. – Wcześniej, ubiegłej wiosny, seniorzy mówili nam, że boją się nieznanego wówczas wirusa. Teraz ich lęki są bardziej zróżnicowane, dotyczą niepewności jutra. Zastanawiają się, czy przeżyją pandemię.

Także długotrwała rozłąka z bliskimi sprawia, że niektórzy seniorzy tracą motywację do życia. – Jedna pani stwierdziła, że nie widzi sensu dalej walczyć z rakiem, skoro i tak od pół roku nie widziała się z wnuczkami. Wcześniej perspektywa ich odwiedzin dawała jej siłę – mówi Bohatá.


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


W takiej sytuacji nawet ograniczony kontakt z drugim człowiekiem podnosi samotnych seniorów na duchu. Kateřina Bohatá: – Jeżeli wiemy, że obok nas mieszka starsza osoba, warto zapukać i zapytać, co u niej słychać, i upewnić się, czy czegoś nie potrzebuje. Nawet gdyby to miała być rozmowa przez zamknięte drzwi, ze względów bezpieczeństwa. To bardzo pomaga. Bo wtedy taka osoba ma poczucie, że nie jest sama.

Trzy doby na dyżurze

„Czeskie społeczeństwo przypomina dziś pogrążonego w śpiączce pacjenta, u którego podtrzymywane są tylko podstawowe czynności życiowe – pisze we wstępniaku Eryk Tabery, redaktor naczelny popularnego tygodnika „Respekt”. – Ale jesteśmy w drodze do wyzdrowienia. Nawet jeśli teraz na to nie wygląda”.

Fakt, droga to wyboista, a Czechy poruszają się po niej w ślimaczym tempie. We wtorek 16 marca znów przybyło 14 tys. nowych zakażeń (uwzględniając liczbę ludności to tak, jakby w Polsce było ich ok. 55 tys.). Od wielu tygodni jest to wartość stała: plus minus kilkanaście tysięcy nowych zakażeń dziennie. Od początku całkowitego lockdownu, czyli od 1 marca, codziennie umiera ok. 200 chorych. Rekordowa jak na Czechy jest liczba hospitalizowanych: w połowie ubiegłego tygodnia 9 tys. osób (to tak, jakby w Polsce było ich ok. 35 tys.; w połowie minionego tygodnia w polskich szpitalach przebywało prawie 22 tys. hospitalizowanych).

W dziesięciu najbardziej obciążonych szpitalach działają specjalne mobilne zespoły Czerwonego Krzyża. Mają odciążać personel medyczny: monitorują stan pacjenta, zapobiegają odleżynom, pomagają w korzystaniu z toalety i w spożywaniu posiłków. I rozmawiają – personel medyczny nie ma na to czasu. Każdy zespół pracuje przez 72 godziny – po czym do szpitala przyjeżdża następna czteroosobowa ekipa.

Rząd nałożył obowiązek pracy na studentów ostatnich lat studiów medycznych, a także na uczniów trzeciej i czwartej klasy medycznych szkół średnich oraz ostatnie roczniki szkół wyższych przygotowujących do zawodów okołomedycznych. Jednak w szpitalach wciąż brakuje ludzi. Dlatego od 4 marca hejtmani (odpowiednik wojewodów) i burmistrz Pragi mogą – pod pewnymi warunkami – powoływać do pracy w szpitalach publicznych lekarzy i ratowników medycznych, którzy pracują w prywatnych placówkach. Choć w ostatnich dniach dynamika rozprzestrzeniania się wirusa uległa stabilizacji – jak widać, na bardzo wysokim poziomie – to szpitale wciąż są przepełnione. W Pradze przybyło wprawdzie covidowych łóżek, ale niemal wszystkie są zajęte. Podobnie jest w regionach.

O sytuacji w jednym ze szpitali w Brnie opowiada mi tamtejszy pielęgniarz: – W ciągu ostatniego miesiąca mamy do czynienia ze wzrostem liczby prób samobójczych wśród pacjentów. Dwoje się podpaliło, jeden postrzelił się w głowę, a na innym oddziale dwóch wyskoczyło z okna. W dwóch przypadkach chodziło o problemy psychiczne. Dlaczego pozostali próbowali się zabić? Tego nie wiemy, nie prowadzimy śledztwa.

Sputnik dzieli polityków

Jiří Štefánek, lekarz pierwszego kontaktu, wirtualnie wzdycha na swojej stronie na Facebooku: „To typowe dla Czech. Rząd ogłosił z wielką pompą, że lekarze pierwszego kontaktu będą szczepić od 1 marca. Ale zapomniał dodać, że nie ma wystarczająco dużo szczepionek. Zgodnie z oczekiwaniami wybuchło zamieszanie: pacjenci masowo zgłaszają się na szczepienie do naszej przychodni. Dzwonią nawet ci, którzy są umówieni w ośrodku szczepień. Bo słyszeli, że w przychodni szczepią, to po co mają gdzieś niepotrzebnie jechać”.

Na tym tle trwają spory o szczepionki: prezydent Miloš Zeman naciska na ministra zdrowia Jana Blatnego, aby Państwowy Instytut Kontroli Leków zatwierdził – na wyjątkowych zasadach – rosyjską szczepionkę Sputnik V. Blatný nalega, żeby czekać, aż uzyska ona akceptację Europejskiej Agencji Leków. Zeman ripostuje, że minister będzie mieć na sumieniu śmierć ludzi, i chce jego odwołania.

Blatný nie jest osamotniony w swojej argumentacji. Również wirusolog Libor Grubhoffer, szef Centrum Biologicznego Czeskiej Akademii Nauk, radzi, aby się wstrzymać. Przypomina, że Rosja w przeszłości miała problemy z czystością swoich szczepionek. „Dlatego potrzebna jest nie tylko niezależna weryfikacja preparatu, ale też kontrola produkcji, na co Rosja niechętnie zezwala” – mówił Grubhoffer w wywiadzie dla „Respektu”.

Niektórzy przeciwnicy Sputnika widzą w nim narzędzie do szerzenia rosyjskich wpływów. Bo Rosja eksportuje szczepionkę za granicę, choć zaszczepiła dopiero nikły odsetek własnej populacji (obie dawki otrzymało 1,7 mln ze 145 mln Rosjan). Słowacki minister spraw zagranicznych uważa, że Rosja używa szczepionki w wojnie hybrydowej: „To narzędzie polityczne, które dzieli nas w kraju i za granicą. Bo przedstawia Unię Europejską jako partnera, który zawodzi”. Na Słowacji, gdzie sytuacja epidemiczna także jest zła, dokonany potajemnie zakup Sputnika kosztował ministra zdrowia stanowisko. Chwieje się koalicja rządowa.

Prezydent Zeman najwyraźniej sądzi inaczej. Podobno wysłał list do prezydenta Putina z prośbą o dostarczenie szczepionek, ale treść listu jest nieznana – nie przeszedł on standardowej drogi przez MSZ i czeską ambasadę w Moskwie. Zeman nie komentuje publicznie swojego posunięcia, a prezydencki rzecznik milczy.

Przestaliśmy przeklinać rząd

Minister Blatný uważa, że tempo szczepień w Czechach jest zbliżone do tego w krajach sąsiednich – jak Polska, Niemcy czy Słowacja.

W Czechach jednak, jak słyszymy, przechowywane są zasoby szczepionek, których nikt nie używa. Nie wiadomo, o ile dawek może chodzić. Na początku problem tkwił w dystrybucji szczepionki AstryZeneki. – Ona została opóźniona, ponieważ poszukiwano dystrybutora – tłumaczy mi Ruth Tachezy, wirusolożka i kierowniczka katedry genetyki i mikrobiologii na wydziale nauk przyrodniczych Uniwersytetu Karola. – Ze szczepionką konsorcjum Pfizer/BioNTech tych problemów nie było, bo firma sama rozwozi swój produkt.

System dystrybucji AstryZeneki jest poza tym całkowicie nieefektywny – tak uważa również Michal Bláha, który odpowiada za organizację ośrodków szczepień w regionie środkowoczeskim. „Zamówienia zbierane są za pomocą maila. Następnie wszystkie dane umieszczane są w Excelu i wysyłane do dystrybutora” – mówił Bláha w wywiadzie radiowym. Ta manualna praca ma spowalniać proces o trzy-cztery dni.

Do tego wysoki odsetek seniorów nie zgadza się na szczepienie preparatem AstryZeneki. W regionie środkowoczeskim dotyczyło to nawet 40 proc. osób. „Seniorzy przeczytali w internecie, że szczepionka AstryZeneki jest niebezpieczna” – mówił Bláha.

Ruth Tachezy nie widzi powodów, aby odmawiać szczepienia się AstrąZenecą: – Wyniki badań klinicznych wykazują, że nie należy spodziewać się większej liczby skutków ubocznych u osób starszych ani zmniejszonej skuteczności szczepionki. Sytuacja epidemiczna w Czechach jest poważna. Trzeba się zaszczepić jak najszybciej. Zwłaszcza że coraz szybciej rozprzestrzeniają się nowe warianty wirusa.

Niektórzy są zmęczeni chaosem wokół szczepień. W Dobřichovicach pod Pragą mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Stworzyli własne centrum szczepień: pierwsze w Czechach, które powstało bez pomocy państwa. Ośrodek jest zarejestrowany u lokalnego dentysty i otrzymuje dostawy przez regionalnego koordynatora szczepień. „Przestaliśmy przeklinać rząd i marudzić, że w kraju nic sprawnie nie działa. Wzięliśmy się do pracy” – opowiadał w radiu przedsiębiorca Jiří Geissler, który wpadł na pomysł utworzenia ośrodka.

Niech zamkną nas wszystkich!

Już na kilka dni przed wprowadzeniem lockdownu wirusolożka Tachezy podkreślała, że całkowite zamrożenie gospodarki i zamknięcie szkół oraz przedszkoli to jedyne rozwiązanie, aby „nie przedłużać covidowej agonii”. Mimo początkowych sprzeciwów – m.in. ze strony ministra przemysłu, handlu i transportu Karla Hav- líčka – pod koniec lutego, tuż przed wygaśnięciem stanu wyjątkowego, klamka zapadła. Od początku marca Czesi znów powinni zaszyć się w domach.

Jednak część wciąż chodzi do pracy. W praskiej firmie zajmującej się technologią ruchu kolejowego nie ma mowy o home office, jak mówi mi tamtejsza księgowa: – Szef nam chyba nie ufa, trzeba przychodzić. Chociaż jest coraz więcej zakażonych.

Kobieta wzdycha: w jej biurze nikt nie nosi maseczki. W fabrykach, które nie zostały zamknięte, także nie zawsze – jak wynika z opowieści, którą reporterka Markéta Kutilová zacytowała na Facebooku: „Na hali jest nas ponad 200. Tam nosimy maseczki. Ale potem idziemy do stołówki, gdzie nikt ich nie nosi. Tak czy inaczej często musimy zdejmować te szmaty, bo noszenie ich podczas 12-godzinnej zmiany jest prawie niemożliwe. Po zmianie wracam do domu, gdzie dzieci siedzą zamknięte z żoną-pielęgniarką, która dostaje zasiłek pielęgnacyjny. Przydałaby się w szpitalu, ale co ma zrobić? Wiele jej koleżanek siedzi w domu [z dziećmi] na zasiłku”. I dalej: „Już nic nie rozumiem i nikomu nie ufam. Wszystkie dzieciaki siedzą teraz w domu, a ich rodzice spacerują między setkami ludzi: czy to w biurze, w sklepach, na poczcie. Niech nas zamkną wszystkich, byle to się skończyło!”.

Dzieci tego pracownika fabryki nie mogą nawet pojechać do babci, bo mieszka w innym powiecie. Od 1 marca Czesi nie mogą przekraczać granic swoich powiatów (chyba że wiąże się to z dotarciem do pracy). Bywa, że prowadzi to do sytuacji absurdalnych. Niektórzy muszą jechać 20 km dalej do sklepu albo nie mogą pójść na działkę po ziemniaki, ponieważ wiązałoby się to z przekroczeniem granicy powiatu.

Wspomniana już księgowa miała ostatnio taki problem: jej partner, który pracuje jako strażak w Pradze, zapomniał z domu portfela. Nie mogła podjechać z ich domu (mieszkają już w kraju środkowoczeskim) do stolicy, bo była sobota, dzień wolny od pracy. Przekazanie portfela odbyło się z asystą granicznego patrolu policyjnego.

Humor na ciemną godzinę

Obostrzenia spotykają się dziś z większym zrozumieniem niż jeszcze w połowie lutego – tak wynika z badań „Życie podczas pandemii” (od roku prowadzi je regularnie grupa naukowców z PAQ Research i IDEA AntiCovid). Miesiąc temu za ograniczeniem spotkań do dwóch osób opowiadało się 42 proc., dziś jest to 57 proc. Godzinę policyjną popiera teraz co drugi ankietowany, w lutym było to 38 proc. Pytanie tylko, jak długo taki trend się utrzyma. Jeden z naukowców, socjolog Daniel Prokop, obawia się, że gdy za kilka tygodni okaże się, iż skala pandemii zmniejszyła się tylko nieznacznie, opór wobec restrykcji będzie rosnąć.

Jego przejawy widać tu i tam. Niektórzy jeżdżą na nielegalne wyprawy na ryby albo na wycieczki za miasto. Taśmy, które okalają place zabaw, leżą pozrywane na ziemi, a dzieci szaleją na ślizgawkach, podczas gdy mamy łapią chwilę wytchnienia.

Do ograniczeń związanych z poruszaniem się Czesi podchodzą także z humorem. Na początku obecnego lockdownu w sieci pojawił się mem z Frodo i Samem. Bohaterowie „Władcy pierścieni” wędrują przez szczere pole. „Samie, dlaczego się zatrzymujesz?” – pada nagle pytanie. „Panie Frodo! To już inny powiat!”. ©

Tekst ukończono 17 marca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2021