Tęsknimy za szkołą

Niemal w całej Europie w ostatnich miesiącach szkoły były zamknięte. Czas na wyciąganie wniosków i bilans strat. Również tych, które ponieśli uczniowie.
z Barcelony

15.06.2020

Czyta się kilka minut

Nauczycielki z podstawówki w Barcelonie napominają sześciolatki Wendy i Oumou, aby nie przytulały się podczas powitania w pierwszy dzień po otwarciu szkoły. 8 czerwca 2020 r. / EMILIO MORENATTI / AP / EAST NEWS
Nauczycielki z podstawówki w Barcelonie napominają sześciolatki Wendy i Oumou, aby nie przytulały się podczas powitania w pierwszy dzień po otwarciu szkoły. 8 czerwca 2020 r. / EMILIO MORENATTI / AP / EAST NEWS

Belgijskie szkoły zaczęto stopniowo otwierać w połowie maja. Wprawdzie uczą się jeszcze nie wszystkie klasy i nie we wszystkie dni tygodnia, przed wejściem uczniom sprawdzana jest temperatura, klasy są podzielone na mniejsze, na przerwach obowiązuje dystans… To namiastka normalności. Dla wielu dzieci – także radość z kontaktu z rówieśnikami.

To również próba generalna przed jesienią. Bo nikt nie wie, czy i kiedy szkoły zaczną funkcjonować tak jak przed pandemią. Belgia jest jednym z krajów najbardziej przez nią dotkniętych. Liczba zmarłych w przeliczeniu na milion mieszkańców jest tu największa w Europie: na początku czerwca wynosiła 817 (podczas gdy w Hiszpanii 580, w Wielkiej Brytanii 567, we Włoszech 553, we Francji 441, a w Szwecji 435).

Teraz Belgia powoli się otwiera. Popierając decyzję o powrocie do szkół, tutejsi pediatrzy stwierdzili, że ryzyko dla dzieci jest niewielkie, i podkreślili, że „edukacja jest podstawowym prawem każdego dziecka, a szkoła odgrywa w tym kluczową rolę”. Do szkół wróciły też dzieci w Danii, Niemczech, Finlandii i częściowo Anglii (jednym z czterech krajów Zjednoczonego Królestwa). Nie obyło się jednak bez dyskusji (w Niemczech starli się w niej wirusolodzy) oraz kontrowersji (w Anglii przeciw otwarciu szkół ostro protestowały związki zawodowe i niektóre miasta). Także Finowie otworzyli szkoły, choć do wakacji były tylko dwa tygodnie. Uznali jednak, że warto sprawdzić, jak dzieci przetrwały lockdown. W Hiszpanii regionom pozwolono już otworzyć szkoły, ale normalnych zajęć nie będzie do jesieni. We Włoszech szkoły pozostaną zamknięte do września.

Wszędzie, bez względu na przyjętą strategię, przychodzi czas na refleksję, jakie skutki miał dla dzieci czas kwarantanny i zamknięcia.

Choćby jeden dzień

– Na początku mój syn cieszył się, że zostaje w domu, był pełen energii i pomysłów, jak twórczo spędzać czas – opowiada „Tygodnikowi” Nathalie, która mieszka pod Brukselą. – Ale to przecież 15-letni chłopak! Szybko zaczął tęsknić za kolegami, trudno było mu planować samodzielną pracę, pilnować terminów, zrozumieć instrukcję, opanować nowy materiał – wylicza matka. – Koniec kwietnia to był już trudny czas, dopadł go brak motywacji. Miał dość uczenia się samemu.

Ula mieszka w 40-tysięcznym Vilvoorde w północnej Belgii. Jej dzieci są młodsze, mają 9 i 12 lat, ale ich emocje były podobne. – Na początku cieszyły się, że nie muszą chodzić do szkoły, choć były też przestraszone całą sytuacją – mówi „Tygodnikowi” Ula. – Nauka w domu nie była prosta. Dzieci dostały plan pracy i dużo nowych tematów do przerobienia. Wprawdzie nauczyciel był dostępny, jeśli miały pytania, ale obawiam się, że będą miały braki z materiału, który przerabiały w domu.

Ula mówi też o problemach zapewne znanych rodzicom w innych krajach: dzieci chodziły późno spać, spędzały dużo czasu przed telewizorem, sporo grały na komputerze i telefonie – szczególnie gdy pracujący w domu rodzice potrzebowali spokoju.

– Bardzo też tęsknią za przyjaciółmi. Nie mogli się doczekać powrotu do szkoły – mówi Ula. – Córka wróciła dwa tygodnie temu, ma zajęcia dwa razy w tygodniu. Syn wraca wkrótce.

W Belgii otwarcie szkół rozłożono w czasie, różne decyzje mogły też podjąć rządy regionalne (w regionie flamandzkim, walońskim i stołecznym brukselskim). Najpierw wróciła pierwsza, druga i szósta klasa. Na początku czerwca – przedszkolaki. Reszta później. Powrót nie jest obowiązkowy – rodzice mogli postanowić, że wolą, aby dzieci zostały jeszcze w domu.

Syn Nathalie pójdzie do szkoły tylko raz, a lekcje zdalne będzie mieć do końca roku szkolnego. W jego szkole nie było możliwe otwarcie z zachowaniem rygorów sanitarnych, ale dyrektor chciał, by każdy z uczniów zjawił się w niej chociaż raz. W przypadku syna Nathalie tego dnia zaplanowano dwie godziny wychowawcze, podczas których mieli rozmawiać o ostatnich miesiącach, a także matematykę, łacinę, fizykę i dwie godziny zajęć sportowych.

Logowanie

Ten jeden dzień w szkole jest ważny, bo w Belgii – podobnie jak w Polsce – kontakt z niektórymi uczniami był ostatnio trudny. Choć problem z dostępem do laptopa i internetu zwykle szybko rozwiązywano, wyzwaniem okazało się dotarcie do wszystkich uczniów.

Lieve uczy w podstawówce w 40-tysięcznym Dilbeek niedaleko Brukseli. Opowiada, że przejście na nauczanie zdalne było wielką zmianą i dla nauczycieli, i dla uczniów. Ci ostatni zwykle radzili sobie, potrafili się skupić i cieszyli namiastką kontaktu z kolegami. – Po lekcji pozwalaliśmy im ze sobą pogadać. Również kontakt z nami, nauczycielami, był krótszy i rzadszy, ale bardziej intensywny – mówi Lieve „Tygodnikowi”. – Codziennie wrzucaliśmy też coś na szkolnego Facebooka, nagrywaliśmy filmiki. Uczniowie mieli co robić.

Ale część uczniów – Lieve ocenia, że w jej szkole to 10 proc. – nigdy nie zalogowała się w systemie. – Choć dzwoniliśmy, a nawet chodziliśmy do ich domów – zaznacza.


Czytaj także: Mniej to nowe więcej - rozmowa z Igą Kazimierczyk


Chantal, nauczycielka z 30-letnim stażem, miała podobne problemy. Co więcej, uczy w szkole w Brukseli, w której większość uczniów nie mówi w domu po flamandzku (ocenia się, że w całej Flandrii takich uczniów jest 15 proc.).

– Na początku obdzwaniałam rodziców wszystkich moich dzieci raz w tygodniu, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku, czy nie potrzebują pomocy. Musieliśmy też zadbać, by każdy uczeń miał dostęp do internetu oraz laptopa z kamerą i mikrofonem. Pomagaliśmy założyć adres mailowy, uczyliśmy rodziców i uczniów, jak logować się na lekcję – wspomina Chantal. – Potem dzwoniłam od razu, gdy ktoś się nie logował. Jeśli był to kłopot techniczny, umawiałam się na inny termin i przerabiałam materiał indywidualnie. Muszę przyznać, że udało mi się utrzymać prawie wszystkich uczniów z mojej klasy!

Chantal ma powody do dumy, ale nie ukrywa, że było ciężko: – Bywało, że nie dostawałam z powrotem zadań. Bywało, że rodzice nie rozumieli moich maili i dzieci musiały je im tłumaczyć z flamandzkiego. Ktoś powie, że to szkoła powinna tłumaczyć je na język rodziców. Ale to niewykonalne, bo to wiele języków: francuski, angielski, arabski, turecki… Dlatego byłam szczęśliwa, gdy wszyscy uczniowie logowali się na moich lekcjach.

Byłem tu, jak się masz?

Już wiele lat temu w Gandawie, ćwierćmilionowej stolicy prowincji Flandria Wschodnia, rozpoczęto projekt brugfiguren. Jak wskazuje nazwa, chodziło o zbudowanie „mostu” (po flamandzku brug) między dziećmi z zagrożonych środowisk a szkołą. Dziś każda szkoła publiczna w mieście ma swego brugfiguur: to szkolny asystent pracujący z rodzinami.

Teraz projekt dodatkowo zaprocentował: asystenci odegrali w Gandawie kluczową rolę w docieraniu do uczniów, którym groziło wypadnięcie z systemu. – Oni znają uczniów, ich sytuację i mają już jakąś relację z rodziną, zdobyli jej zaufanie. Łatwiej było im pukać i pytać, co się stało i jak pomóc – mówi „Tygodnikowi” Wim Van Lancker, socjolog z Uniwersytetu w Leuven, zajmujący się ubóstwem i wykluczeniem.

Brugfiguren dzwonili więc do rodziców, a gdy trzeba było, jechali. Jeśli nikt nie otwierał, zostawiali na progu materiały do nauki i karteczkę: „Hej, byłem tu, jak się masz? Możemy porozmawiać?”. „To taki znak życia” – mówił jeden z nich.

Choć czasem nawet oni byli bezradni. „Co z tego, że uczeń dostał od szkoły laptop, gdy w domu prąd jest na licznik przedpłatowy i matka musi wybierać: włączyć pralkę czy podładować komputer dziecka?” – zauważała dyrektorka szkoły zawodowej w Gandawie, jedna z bohaterek artykułu o brugfiguren w dzienniku „De Standaard”.

– Laptop jest oczywiście niezbędny w zdalnym nauczaniu i we Flandrii była akcja przekazywania ich potrzebującym, ale to nie załatwia wszystkiego – potwierdza Van Lancker. – Potrzebne jest też ciche miejsce do nauki, stabilny internet i umiejętność obsługi narzędzi elektronicznych, z których korzystają szkoły. Uczeń mógł dostać laptop, ale potrzebował pomocy w poruszaniu się po platformach edukacyjnych. No i były takie podstawowe sprawy jak to, że w domach brakowało książek, a biblioteki były zamknięte.

W czterech ścianach

„Cześć Juanma, co stanie się z tymi wszystkimi dziećmi, które nie mają komputera ani tabletu, żeby odrabiać zadania domowe, a ich rodzice stracili pracę?” – pyta hiszpańskiego polityka 11-letnia Alba w spocie przygotowanym przez Save the Children.

Według danych zebranych przez tę organizację, w Hiszpanii aż 15 proc. zagrożonych ubóstwem rodzin nie ma dostępu do internetu. Jeśli to rodzina imigrantów, ten odsetek jest dwukrotnie większy. Zresztą w takiej sytuacji, nawet gdy jest dostęp do sieci, dzieci rzadko mają możliwość korzystania z komputera. Zwykle używają telefonu, którym muszą dzielić się z pozostałymi członkami rodziny. Dla wielu z nich brak szkoły – w jej fizycznym sensie – oznacza koniec nauki w ogóle.

Dlatego już pod koniec marca rząd centralny dostarczył potrzebującym ponad 20 tys. kart SIM i dwa tysiące tabletów. Pomogły też rządy regionalne, prywatne firmy, a nawet niektórzy nauczyciele, którzy z własnej kieszeni sfinansowali naukę ambitnym uczniom. Pomoc dotarła jednak tylko do części rodzin, które dotyka problem tzw. wykluczenia cyfrowego.

11-letnia Alba, jak i inne dzieci biorące udział w kampanii, w rękach trzyma fotografię. To zdjęcie z dzieciństwa posła, któremu przed chwilą zadała pytanie. Zostało poddane przeróbce graficznej: na twarzy małego Juanmy Moreno widać ochronną maskę. Zarówno jemu, jak i innym politykom, których tego typu podobizny pojawiły się w internecie, ma to pomóc w wyobrażeniu sobie, jak wyglądałoby ich dzieciństwo w czasie pandemii.

Bo ogłoszona ścisła kwarantanna oznacza nie tylko zajęcia online, ale też odosobnienie i brak kontaktu z rówieśnikami oraz nauczycielami. Sytuacja trudna dla wszystkich, ale dla niektórych szczególnie. „Utrata tych kilku miesięcy może mieć ogromny wpływ na rozwój” – mówi dziennikowi „El País” Mentxu Ochoa, wicedyrektorka stowarzyszenia pomagającego osobom z autyzmem. Niektóre z „jej” dzieci z powodu tak drastycznej zmiany musiały wrócić do brania leków, które wcześniej udało im się odstawić.

Dla innych dzieci zamknięcie oznacza jeszcze coś innego: dzielenie czterech ścian z agresorem. W ostatnich miesiącach aż połowa połączeń wykonanych przez dzieci na telefon zaufania fundacji ANAR dotyczyła przemocy w domu. Brak szkoły pozbawił je także poczucia bezpieczeństwa lub szansy na zjedzenie ciepłego posiłku.

„Nie zapominajcie o dzieciach” – mówi pod koniec maja w hiszpańskim parlamencie Andrés Conde, dyrektor generalny hiszpańskiego Save the Children.

Luka edukacyjna

Pandemia wyostrza problemy obecne już wcześniej. Jeszcze przed kryzysem Hiszpanię zaliczano do krajów z największą liczbą dzieci zagrożonych ubóstwem w Unii Europejskiej. Również w Belgii czy Wielkiej Brytanii epidemia „tylko” unaoczniła zjawiska, o których było wiadomo, np. to, że równość szans edukacyjnych jest fikcją.

Opublikowany pod koniec maja raport brytyjskiego Instytutu Studiów Fis- kalnych (IFS) nie pozostawia wątpliwości: w Anglii, której dotyczyło badanie, kwarantanna pogłębi przepaść między uczniami dobrze sytuowanymi a tymi z biednych rodzin. Ci pierwsi uczestniczyli w zdalnej edukacji o jedną trzecią dłużej niż ci drudzy. Także 64 proc. z nich otrzymało aktywną pomoc od nauczycieli – w porównaniu z 47 proc. tych najuboższych. To w szkołach publicznych. W prywatnych rozdźwięk jest większy: tu 82 proc. uczniów otrzymuje aktywną pomoc.

A zaznaczyć trzeba, że na Wyspach to szkołom pozostawiono decyzję co do sposobu kontynuowania nauki. W efekcie tylko 33 proc. najuboższych uczniów w angielskich państwowych podstawówkach mogło korzystać ze zdalnych lekcji i tylko 11 proc. z wideoczatu z nauczycielem. W prywatnych podstawówkach było to odpowiednio 51 proc. i 27 proc., a w prywatnych szkołach średnich jeszcze więcej.

W raporcie IFS czytamy też, że prawie 60 proc. ubogich uczniów nie ma w domu własnego miejsca do nauki. Z kolei w Belgii dotyczy to 12 proc. wszystkich uczniów.

Szczegóły obrazu mogą się różnić zależnie od kraju, ale trend jest ten sam: w przypadku uczniów, którzy mieli gorsze szanse edukacyjne, kwarantanna zostawia poważniejszy ślad.

Kryzys sanitarno-społeczny

– Pandemia będzie mieć skutki krótko- i długoterminowe. Pierwsze odczujemy wkrótce i będzie to kryzys ekonomiczny, co odbije się na sytuacji dzieci. Wychowywanie się w ubóstwie ma olbrzymi wpływ na szanse dziecka – mówi Wim Van Lancker.

A skutki długoterminowe? – Przepaść edukacyjna między dziećmi z uboższych domów a resztą zwiększa się zwykle podczas wakacji. Dla dzieciaków z klasy średniej podczas wakacji nauka wcale się nie kończy: często jadą na wakacje za granicę, zwiedzają, spotykają nowych ludzi. Ich rówieśnicy z ubogich rodzin zostają w domu, ich edukacja się przerywa. Teraz od kilku miesięcy jedna grupa się uczy, a druga nie. Przepaść między nimi będzie rosnąć, to wiemy na pewno. Nie wiemy tylko, jak bardzo – ocenia Van Lancker.

Socjolog zwraca uwagę, że tych kilka miesięcy luki edukacyjnej może wpłynąć na życie dzieci: na szansę ukończenia szkoły, zdobycia zawodu. – Bez wykształcenia jako dorośli będą mieć niskopłatne prace, więc dalej będą żyć w ubóstwie. Błędne koło. To, co uważamy teraz za kryzys zdrowotny, w istocie jest też kryzysem społecznym, z długofalowymi skutkami.

Dotyczy to wielu krajów. Hiszpańscy uczniowie już dziś przodują w Europie pod względem przedwczesnego kończenia nauki. Teraz zjawisko może się pogłębić: z chwilą, gdy rodzice tracą pracę, dorastające pokolenie może czuć się w obowiązku, by wspomóc rodzinny budżet – porzucając szkołę. Dlatego Andrés Conde podkreśla, że najbardziej potrzebującym rodzinom potrzebna jest szeroko zakrojona pomoc. Pierwszy krok w tym kierunku Hiszpania wykonała uchwalając niedawno minimalny dochód gwarantowany dla najbiedniejszych.

– Nie ma jeszcze danych, ile dzieci ucierpiało w wyniku zamknięcia szkół, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy już teraz podejmować kroków, by niwelować negatywne skutki – zgadza się Van Lancker. – Chodzi nie tylko o wsparcie finansowe dla rodzin, ale też o takie kwestie, jak zadbanie o otoczenie, gdzie dzieci spędzają czas, o place zabaw, o ich zdrowie. Także psychiczne, bo kwarantanna wpłynęła na nie również pod tym względem.

Najmłodsi mają głos

Pod koniec maja Komisja ds. Praw Dzieci we Flandrii opublikowała raport oparty na ich doświadczeniach epidemii. Dzieci w wieku od ośmiu do siedemnastu lat opowiadały, że bały się zachorować, albo że zachoruje ktoś bliski; mówiły o nudzie i samotności; o przemocy, której doświadczyły albo którą widziały w rodzinie (połowa ankietowanych przyznała, że w domu częściej dochodzi do awantur). Aż 70 proc. młodszych dzieci i 45 proc. nastolatków przyznało, że tęskni za szkołą.

Flandryjska komisja ma nadzieję, że raport będzie brany pod uwagę przez rząd podczas dalszego „odmrażania”.

Van Lancker: – Rzeczywiście, podczas wychodzenia z kwarantanny coraz więcej uwagi poświęca się w Belgii potrzebom dzieci. Otwiera się miejsca dla nich ważne: szkoły, place zabaw, organizacje sportowe. W ten sposób również te dzieci, które nie mieszkają w domu z ogrodem, mogą wyjść i bezpiecznie bawić się na zewnątrz.

Socjolog uważa, że otwarcie szkół było ważne także dlatego, gdyż dla dzieci to, poza innymi czynnikami, miejsce kontaktów społecznych: – Dzięki temu można było też sprawdzić, czy wszystkie wróciły do szkół – dodaje. – Kogo brakuje, do którego domu trzeba iść i pytać, co się dzieje.

W Hiszpanii większość zajęć wciąż prowadzona jest online. To oznacza, że dla nauczycieli – takich jak Elena, która pracuje w podstawówce w Saragossie – każdy dzień to maraton.

Elena codziennie sprawdza około stu zadanych prac. Jednocześnie przygotowuje kilka miniwykładów na kolejne lekcje – nie tylko dla swoich uczniów, ale dla całego rocznika (nauczyciele dzielą się tematami, dzięki temu wszystkie klasy mają ten sam materiał). Ustawia kamerę, kartkuje notatki: dzisiaj fotosynteza. Jak tylko nagra film, będzie musiała jeszcze wszystko dobrze opisać i opracować kilka zadań sprawdzających wiedzę.

Z uczniami widzi się raz w tygodniu, na wideokonferencji. Uważa, że to niezwykle ważne: nie dla weryfikowania wiedzy, lecz po to, aby sprawdzić, jak się mają. I żeby dać im szansę, aby mogli chwilę ze sobą w grupie porozmawiać.

Czekając na drugą falę

Jak szkoła będzie wyglądać jesienią? Czy tak jak przed pandemią? Tak jak teraz?

We Flandrii na razie planuje się organizowanie letnich szkół, by pomóc uczniom w nadrabianiu zaległości. W Finlandii planowanie idzie dalej: rozważa się, jak umożliwić połowie uczniów naukę zdalną, a połowie naukę w szkole – na wypadek, gdyby jesienią nastąpiła druga fala epidemii. W ten sposób można utrzymać dystans w klasach bez zamykania szkół.

W Hiszpanii natomiast, prócz planowania kolejnego roku szkolnego z zachowaniem bezpieczeństwa sanitarnego, zaczynają się rozmowy nad reformą systemu. Ministerstwo edukacji chce, by szkoła była bardziej nowoczesna, zdigitalizowana, aby uwzględniała różne potrzeby uczniów.

„To pierwsze światowe laboratorium innowacji edukacyjnej” – mówił edukator Alfredo Hernando podczas internetowego seminarium nad szkołą przyszłości. Hernando jest pełen entuzjazmu: wierzy, że teraz może dojść do zmian, które w normalnych warunkach zajęłyby lata: „Mam taką wizję, że uczniowie wracają do szkoły, która jest zupełnie pusta. Wtedy wszyscy razem zadają sobie pytanie: czego w tym czasie nam brakowało, czego realnie w tym budynku potrzebujemy?”.

Jaka będzie ta nowa szkoła? Elena mówi, że jej uczniowie są gotowi na wszelkie zmiany. Nauczycielka z Saragossy wciąż nie może wyjść z podziwu, jak szybko jej dzieci przyzwyczaiły się do nowych warunków, jak potrafiły być odpowiedzialne.

Elena ma wrażenie, że jedyną rzeczą, której wyraźnie brakuje jej uczniom, jest bezpośredni kontakt: – Nawet w weekend piszą, że za nami tęsknią. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2020