Czy w rosyjskiej armii walczą Polacy? Jak polska mniejszość próbuje przetrwać w Rosji?

Jedni uciekają w wewnętrzną emigrację, inni stosują autocenzurę, jeszcze inni są gotowi na kolaborację. Jak trwająca już dwa lata rosyjska inwazja wpływa na życie kilkudziesięciu tysięcy Polaków, obywateli Federacji Rosyjskiej? Zapytaliśmy ich o to.

13.02.2024

Czyta się kilka minut

Jeniec z armii rosyjskiej (z lewej), który twierdzi, że jego „pradziadek był Polakiem”, i że chciałby „wyjechać do Polski”. Z prawej żołnierz ukraiński (z zakrytą twarzą). Kadr z filmu opublikowanego 8 lutego 2024 r. przez ukraińskie Siły Operacji Specjalnych. / Telegram: t.me/ukr_sof
Jeniec z armii rosyjskiej (z lewej), który twierdzi, że jego „pradziadek był Polakiem”, i że chciałby „wyjechać do Polski”. Z prawej żołnierz ukraiński (z zakrytą twarzą). Kadr z filmu opublikowanego 8 lutego 2024 r. przez ukraińskie Siły Operacji Specjalnych. / Telegram: t.me/ukr_sof

To nagranie pojawiło się w ukraińskim internecie pod koniec stycznia. Pozornie to film jakich wiele: wykonany przez kamerę drona na froncie w okolicy Awdijiwki, dokumentuje moment, gdy ukraiński bezzałogowiec atakuje pojedynczego żołnierza armii rosyjskiej.

Widzimy więc, jak dron zawisa nad zimową frontową scenerią. Zbliżenie: w dole widać żołnierza w hełmie i mundurze, który siedzi (lub klęczy) na śniegu. Widać jego twarz – żołnierz patrzy w górę, na drona. Spostrzegł go i bez wątpienia wie, co się zaraz stanie. Ale karabin ma przewieszony przez plecy, nie broni się. Składa ręce jak do modlitwy i wykonuje znak krzyża. W tym momencie dron zwalnia granat. Widzimy, jak spada i eksploduje. Tu film się urywa.

Na filmie widać, że żołnierz uczynił znak krzyża „po zachodniemu”. Otwartą dłonią, z lewej strony na prawą. Prawosławni robią to inaczej: łączą trzy palce i kreślą krzyż, zaczynając od prawego ramienia.

Kim był ten zabity? Katolikiem? Zmobilizowanym Polakiem, obywatelem Rosji?

Oczywiście, nie tylko prawosławni walczą w szeregach armii Putina – nie wszyscy obywatele Rosji i nie wszyscy etniczni Rosjanie należą do Cerkwi. Zabity mógł być ewangelikiem, wiernym jednego z licznych w Rosji Kościołów protestanckich. Mógł też być katolickim Rosjaninem. Istnieje jednak szansa, że mógł być także Polakiem.

Czy w Ukrainie walczą zmobilizowani rosyjscy Polacy? I jak wojna wpływa na sytuację polskiej mniejszości w Rosji, dwa lata od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji?

Aby odpowiedzieć na te pytania, rozmawialiśmy z Polakami z Rosji.

Kwestia (także) statystyki

Zacznijmy jednak od innego pytania: ilu ich jest?

Podczas przeprowadzonego w latach 2020-21 spisu powszechnego jedynie 22 tys. obywateli Federacji Rosyjskiej zadeklarowało polską narodowość. Jeszcze przed dwudziestoma laty było ich 70 tys. Polska społeczność w Rosji jest więc dziś grupą niewielką i kurczącą się w szybkim tempie. Oficjalnie stanowi niewiele więcej niż 0,01 proc. populacji Rosji.

Faktycznie liczba jej obywateli, którzy czują się Polakami, może być większa. Wprawdzie ostatni spis prowadzono, zanim zaczęła się pełnoskalowa inwazja, jednak już wcześniej relacje polsko-rosyjskie były złe, a propaganda Kremla traktowała Polskę jak wroga. Można sobie wyobrazić, że przyznanie się wobec ankietera do polskości nie było decyzją łatwą. Obecne realia „specjalnej operacji wojskowej” – jak Kreml nazywa wojnę – tym bardziej zniechęcają do deklaracji o polskim pochodzeniu.

Choć więc prawdopodobieństwo, że większa liczebnie grupa rosyjskich Polaków trafiła na front, wydaje się niskie ze względu na ich niewielką liczbę, to możliwość, iż dotknie to pojedyncze osoby, istnieje – wszystko kwestia statystyki.

Potwierdzać może to nagranie z frontu, które 8 lutego ukraińskie siły specjalne opublikowały na swoim kanale w Telegramie. Film pokazuje atak na rosyjski punkt umocniony. Atakujący biorą dwóch jeńców. Podczas rozmowy prowadzonej z jednym z nich w okopie przy papierosie jeniec mówi, że poszedł na wojnę, by uzyskać wolność; wcześniej siedział w łagrze. Chciał „wyjechać do Polski”, bo „pradziadek był z Polski”. Nie precyzuje, czy miał zamiar się poddać Ukraińcom, czy wyemigrować już po tym, jak „odsłuży” swoje na froncie.

Z punktu widzenia rosyjskiego prawa niemal każdy obywatel płci męskiej w wieku poborowym może zostać wezwany do armii po ogłoszeniu mobilizacji, niezależnie od identyfikacji narodowościowej. Wyjątek stanowią nieliczne „rdzenne ludy” odległych obszarów Rosji. Choć w teorii istnieje możliwość wnioskowania o odbycie cywilnej służby zastępczej, powołując się na przekonania religijne, w praktyce rosyjskie państwo utrudnia wybór tej ścieżki.

„Wielu wyjechało”

Ponadto liczbę rosyjskich Polaków można poszerzyć o tych, którzy poczuwają się do związków z polskością, choć nie na tyle, by deklarować polską narodowość w spisie.

Jak zauważa w rozmowie z „Tygodnikiem” Andrzej (to imię zmienione, mężczyzna prosił o anonimowość), polskość stanowi tu sposób na wyróżnienie się. Szczególnie, jeśli można to podbudować faktyczną genealogią: – Polskość to dla wielu przynależność do pewnego klubu, to coś oryginalnego. A nawet elitarnego.

Pytam, czy w takim szerokim kręgu rosyjskich Polaków i osób uczestniczących (z różnych motywacji) w życiu Polonii znane są przypadki aktywnego zaangażowania w rosyjski wysiłek wojenny. Innymi słowy: czy tamtejsi Polacy pojechali na front.

Rozmówcy „Tygodnika” o takich ludziach nie słyszeli. Także przeglądając pojawiające się w internecie nekrologi zabitych żołnierzy i doniesienia rosyjskich niezależnych mediów, trudno natrafić na jakiś trop. Owszem, zdarzają się polsko brzmiące nazwiska czy otczestwa (imiona odojcowskie). Ale to za mało, by stwierdzić narodowość na pewno.

– Wielu Polaków wyjechało z Rosji, jak tylko mogło. Inni zostali zmuszeni do wyjazdu – mówi „Tygodnikowi” kobieta (również prosiła o anonimowość; nadajmy jej imię Magdalena), pytana o postawę polskiej mniejszości po 24 lutego 2022 r.

Jako Polka z rosyjskim paszportem, Magdalena szczególnie mocno odczuwa pogorszenie się sytuacji rosyjskich Polaków w ciągu dwóch ostatnich lat: – Był przykład jednej kobiety, aktywnej w naszym polonijnym środowisku, która dostała wezwanie na policję, formalnie w roli świadka. Tam dali jej do zrozumienia, że powinna wyjechać z kraju.

Donosy

– Znam jednego Polaka, który popiera wojnę – stwierdza Magdalena i można wyczuć w głosie, że to przyznanie sprawia jej ból. – Jak on to tłumaczy? Bardzo prosto: że to prezydent wie lepiej. I że ci, którzy krytykują władzę, nie mają pojęcia, co się tak naprawdę dzieje.

– A więc pomimo stu lat postępu, mimo powszechnej edukacji, wracamy do lat 30. XX wieku i do czasów, kiedy to Stalin był nieomylnym ojcem narodu – komentuje Magdalena.

Z czasami stalinowskimi, zdaniem rozmówców, jest dziś jeszcze jeden punkt wspólny: donosicielstwo.

– Owszem, część Polaków popiera wojnę – twierdzi Andrzej, mówiąc o polskiej społeczności w Rosji. – A niektórzy na pewno donoszą na innych.

I on, i Magdalena uważają, że aktywność donosicielska torpeduje polonijną działalność.

Donosy mają podkopywać wzajemne zaufanie i zatruwać atmosferę w polskiej społeczności. W rozmowie z „Tygodnikiem” Andrzej przytoczył kilka sytuacji, w których spotkania bądź wydarzenia organizowane przez Polonię są zakłócane przez grupy rosyjskiej, „patriotycznej” młodzieży. I to często wtedy, gdy nie mają one charakteru publicznego. Andrzej uważa, że ktoś ze środowiska najprawdopodobniej uprzednio informuje władze.

„Boję się, mam dzieci”

– Ci ludzie przychodzą na spotkania polonijne, ubiorą się w stroje krakowskie, potańczą krakowiaka i pośpiewają „Płynie Wisła, płynie po polskiej krainie” – mówi nieco kpiąco rozmówca „Tygodnika”. – Potem jednak spotykamy się z nimi przy innej okazji i wtedy mówią, że Rosja to ich ojczyzna. I że rosyjscy żołnierze walczący na froncie to „nasi chłopcy”, trzeba więc im pomóc.

Wojna o istnienie Ukrainy trwa: mimo ofiar i zniszczeń, ukraińska armia i społeczeństwo stawiają opór Rosji. Jakie mają szanse? Co będzie dalej?

Magdalena mówi, że społeczność polonijna – przynajmniej w jej mieście, w europejskiej części Rosji – stanowiła wcześniej pewnego rodzaju grupę wsparcia, skupiającą osoby o podobnym światopoglądzie. Teraz jest inaczej.

– Staram się nie ukrywać moich poglądów, w tym tego, jak patrzę na wojnę – opowiada. – Otwarta krytyka oznacza jednak niebezpieczeństwo. Mój pracodawca, człowiek o europejskiej mentalności, ostrzegł mnie, że nie zdoła mnie ochronić, jeśli powiem coś nie po linii. A ja boję się stracić pracę, mam dzieci. Beze mnie mogą trafić do domu dziecka.

Nasi rozmówcy twierdzą, że organizatorzy polskich wydarzeń kulturalnych często spotykają się dziś z trudnościami np. przy szukaniu salek, które mogliby wynająć. Na wieść o tym, że to dla Polaków, właściciele nieruchomości odmawiają najmu. Albo informują na dzień przed wydarzeniem, że w całym budynku pękły rury i jest do remontu.

W polską społeczność w Rosji uderzyły też reperkusje w postaci utrudnień związanych z przekraczaniem granicy. Brak bezpośrednich połączeń lotniczych i praktyczne zamrożenie ruchu granicznego powodują, że członkowie rosyjskiej Polonii nie mogą swobodnie podróżować między Rosją a Polską. Przy pomocy ambasady RP w Moskwie można teoretycznie udać się w podróż, ale raczej w jedną stronę.

Kontrola i propaganda

Oboje rozmówcy „Tygodnika” twierdzą, że na przestrzeni ostatnich dwóch lat bardzo wzmogła się państwowa kontrola nad działalnością polonijną. A strach przed donosami ma zatruwać atmosferę nie tylko w organizacjach, lecz także we wspólnotach kościelnych.

Magdalena gorzko mówi o jednej kobiecie z jej parafii, która „bardzo lubi pisać do FSB” (tajnej policji). Jej zdaniem fakt, że wiele katolickich kościołów prowadzi transmisje mszy w internecie, ułatwia pracę rosyjskim służbom. Nadzorować jest łatwiej, gdy ma się duchownych i wiernych „na tacy”. Magdalena nie ma wątpliwości, że FSB monitoruje, kto i jak często przychodzi do świątyni.

Z telewizorów zaś ustawicznie leje się antypolska propaganda, przywołująca pochodzące jeszcze z lat 30. XX w. hasła o Polsce jako „hienie Europy” i „wojennym podżegaczu”. Taki przekaz wzmaga dystans Rosjan wobec ich polskich sąsiadów.

– W Rosji od zawsze uważa się, że Polacy nienawidzą Rosjan – mówi Magdalena. – Często słyszałam bajki o tym, jak to Rosjanie nie mogą jechać do Polski, bo Polacy zrobią im tam krzywdę. Nie było nawet sensu tego prostować. Teraz tych bajek jest jeszcze więcej.

Wojna nadała propagandzie nowy antypolski wymiar: do „faszystowskich Ukraińców” dołączyła będąca ich sojusznikiem Polska, która ma być „wroga i niewdzięczna”.

Antypolska propaganda to nic nowego. Ale tym razem za słowami idą czyny. W ciągu ostatnich dwóch lat zniszczono bądź sprofanowano kilkanaście miejsc upamiętniających polskie ofiary carskich i sowieckich represji: krzyże, pomniki, tablice z nazwiskami ofiar.

Przyszłość

– Do tej pory nie spotkałem się ani razu z tym, aby na takim czysto ludzkim poziomie ktoś był wobec mnie nastawiony wrogo – niuansuje Andrzej. – Każdy jednak wie, że 80 lat temu w Niemczech też miało się swojego ulubionego żydowskiego adwokata czy lekarza. A potem nikt nie pytał, gdzie oni znikali.

– Nie boję się tego, że nagle zaczną nas wyciągać z domów i bić. Znam jednak historię i mogę sobie wyobrazić, że jeśli kolejne osoby polskiego pochodzenia będą znikać, nikt nie będzie się zastanawiać, dokąd oni wyjechali – dodaje.

Dla obojga naszych rozmówców dojmująca jest powszechna wśród Rosjan apatia: niechęć do interesowania się polityką i do oporu wobec władz, z wygody lub/i własnego bezpieczeństwa. Nie mają wątpliwości, że gdyby polscy sąsiedzi zaczęli znikać, rosyjscy sąsiedzi odwrócą wzrok.

Pytam Magdalenę, czy dalsze życie w Rosji w ogóle ma dla niej sens. Skoro atmosfera jest coraz bardziej nieznośna, skoro jest coraz więcej zagrożeń. – Nie widzę tu przyszłości ani dla siebie, ani dla moich dzieci. Nie tylko dlatego, że nie możemy mówić tego, co myślimy – odpowiada. – Ja jeszcze mogłabym tu jakoś przetrwać. Ale dzieci to co innego. Propaganda na uczelniach sprawia, że studiowanie w Rosji jest dla mnie nie do przyjęcia. Przygotowuję dzieci do studiów w Polsce. Tu nie ma dla nich przyszłości.

– Chcemy tylko spokojnego i bezpiecznego życia – dodaje.

Przyspieszony proces

Niezależnie od tego, jak potoczy się wojna z Ukrainą i konflikt z Zachodem, dla rosyjskich Polaków przyszłość wygląda źle – zarówno propagandowy triumfalizm (w razie zwycięstw Rosji), jak też możliwa intensyfikacja represji (znany z historii mechanizm, stosowany w przypadku niepowodzeń). I strach przed wezwaniem do wojska – choć nie udało się nam ustalić, czy rosyjscy Polacy zostali wysłani na front, strach ten jest, jak słyszymy od naszych rozmówców, odczuwalny także we wspólnotach katolickich.

Nieuniknione wydaje się więc to, że rosyjska inwazja przeciw Ukrainie przyspieszy proces, który trwał już wcześniej: zanikania polskiej społeczności w Rosji.

Co dziś dzieje się w Rosji? Czy ten kraj da się zrozumieć? Jaka przyszłość go czeka? Co czwartek zapraszamy do autorskiego serwisu Anny Łabuszewskiej, ekspertki ds. rosyjskich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Polacy w Rosji Putina