Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Przebacz zło twemu bliźniemu, a wtedy gdy będziesz prosił, Bóg tobie przebaczy. Czy ktoś, kto żywi gniew przeciw bliźniemu, może szukać uzdrowienia u Pana? Jeśli nie ma miłosierdzia dla podobnego sobie, jak może wznosić błaganie za swoje grzechy?”, mówi Syrach. Wynika z tego, że człowiek wiążąc swój los z Bogiem, na własne życzenie stawia siebie w sytuacji bez wyjścia.
Chcąc żyć z Bogiem w zgodzie, będzie musiał żyć w zgodzie z ludźmi, i to żyć na dobre i na złe, a wszelkie próby oddzielenia Boga od ludzi będą z góry skazane na niepowodzenie. Bóg nie pozwoli nikomu ani na zamknięcie Go w jednym określonym miejscu, ani na limitowanie czasu Jego obecności i działania. Czym takie więzienie Boga w świątyniach i obrzędach się kończy, na własnej skórze przekonali się żydzi i chrześcijanie. Biblia jest na to wystarczającym dowodem.
Taki oderwany od ludzi Bóg staje się po prostu bożkiem, i żeby zapewnić sobie jego życzliwość, trzeba go nieustannie chwalić, karmić i poić, wcale nie rzadko ludzką krwią. A że jest stworzony na miarę swoich stwórców, potrafi się wściec i dopiec ludziom do żywego. Wtedy trzeba znaleźć sposób, żeby go przebłagać, nakłonić do zmiany nastawienia, czyli żeby przestał karać. A że nie ma też jak sprawdzić, czy już otrzymaliśmy, czy jeszcze nie boże przebaczenie, stajemy się wiecznie żebrzącymi nieszczęśnikami powtarzającymi w kółko: przyjdź, zstąp, przebacz, zlituj się, daj, daj i daj! A przecież Bóg żydów i chrześcijan, podejrzewam, że nie tylko, nie potrzebuje przychodzić, gdyż Jest Tym, Który Jest. I to nie On ma zmieniać swoje nastawienie do nas, ale my do Niego, gdyż nie On się na nas zagniewał, ale my na Niego, nie On nas krzyżuje, ale my Jego krzyżujemy. Nie, nie symbolicznie, obrzędowo, liturgicznie, duchowo, lecz fizycznie, jak najbardziej realnie. Pamiętamy przecież, że to, co robimy ludziom, to samo robimy Bogu.
Wciąż ciężko nam w to uwierzyć, dlatego wymyśliliśmy sobie taką konfesjonałową sztuczkę, którą w trójkę rozgrywamy: ja, spowiednik, Bóg. Udzielając rozgrzeszenia i przyjmując je, sądzimy, że sprawę z Bogiem mamy załatwioną. Niekoniecznie. Za plecami skrzywdzonych ludzi stoi Bóg i pyta: a gdzie jest „zapłata, której odmówiliście robotnikom, choć skosili wasze pola”?
„Kto zgrzeszył, stał się przez to winnym zadośćuczynienia, powinien oddać to, co ukradł, albo co wymusił, albo co wziął na przechowanie, albo rzecz zgubioną, którą znalazł, albo tę rzecz, co do której złożył fałszywą przysięgę – zwróci mianowicie całkowitą wartość tej rzeczy, dodając do niej jeszcze piątą część wartości. Powinien to oddać właścicielowi tego samego dnia, kiedy będzie składał ofiarę zadośćuczynienia”.©