Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ostatnich miesiącach życia Jezusa apostołowie czuli się coraz bardziej zagubieni. Nie mogli pojąć, dlaczego Jezus marnuje wszystko, czego dorobił się w ciągu paru lat działalności. Nie tylko nie wykorzystuje na swoją korzyść popularności, jaką się cieszy, ale mocno kontrowersyjnymi działaniami zaostrza konflikt. Mieli rację, przewidując katastrofę. Konając na krzyżu, Jezus przekreślił ich marzenia o życiu pod Jego rządami w wolnym kraju opływającym mlekiem i miodem. Ostatecznie w wiosenne popołudnie między 30. i 33. rokiem nowej ery apostolskie gremium poszło w rozsypkę.
Jednak wspomnienia o Jezusie – o tym, co dzięki Niemu przeżyli, jak On zmienił ich podejście do rzeczywistości – nie pozwalały o Nim zapomnieć. Potrzebowali czasu, żeby Jego klęskę na Golgocie zobaczyć jako zwycięstwo. W Ewangelii Mateusza Jezus mówi: „Teraz jestem głęboko wstrząśnięty. I cóż mam powiedzieć? Ojcze, ocal Mnie od tej godziny? Przecież przyszedłem z tego powodu – dla tej godziny”, co autor Listu do Hebrajczyków tak objaśnia: Jezus „podczas swego ziemskiego życia z wielkim wołaniem i łzami zanosił błagania i prośby do Tego, który mógł Go ocalić od śmierci. I został wysłuchany dzięki swej uległości!”.
Cóż zatem ja, dzisiejszy człowiek, mam do powiedzenia dzisiejszemu człowiekowi, którego nijak nie mogę „ocalić od śmierci”? Że Jezus zmartwychwstał, to i my zmartwychwstaniemy? Owszem, być może Jezus wyszedł z grobu po trzech dniach – nieraz słyszałem – ale moja córka, mój jedyny syn, właśnie do grobu wchodzi i nie widzę szans na jego wyjście z tegoż grobu.
Co powiedzieć mężowi i dwójce dzieci zmarłej trzydziestolatki? Że ich modlitwy spełzły na niczym, bo nie były zgodne z Bożą wolą, a On najlepiej wie, czego nam potrzeba? A poza tym mamusia jest w niebie u bozi i jest jej tam bardzo dobrze? Może i tak, ale co nam po tym, skoro nam bez niej jest źle, bardzo źle?
Pytania można by mnożyć w nieskończoność. A ból dotkniętych śmiercią jest tym bardziej piekący, im głośniej i nachalniej krzyczą cudownie uzdrowieni i uratowani od niechybnej śmierci dzięki wyszukanym modłom charyzmatycznych cudotwórców oraz pielgrzymkom do cudownych obrazów. Wygląda jednak na to, że najwłaściwsza odpowiedź na te pytania kryje się w banalnym porzekadle: „Takie jest życie”. Życie nas, ludzi, i życie Boga, który dlatego jest prawdziwy, gdyż żyje tak, jak i my żyjemy. Zgoda na takie życie, w którym śmierć nierozerwalnie wiąże się z życiem, jest równoznaczna z zaufaniem Bogu, który w Jezusie przeżył ludzkie szczęścia i nieszczęścia. Dopóki więc śmierć nie stanie się siostrą życia, nie wygrzebiemy się z niemającego końca przeżywania żałoby.