Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O polskiej elektrowni jądrowej dawno nie było tak głośno. Burzę zaczęły słowa Beaty Rutkiewicz, nowej wojewody pomorskiej: „decyzja środowiskowa dla lokalizacji w Lubiatowie została wydana, ale cały czas rozważamy, czy słusznie. Są też różne głosy na temat wybranej technologii. Najbliższe miesiące będą decydujące”.
Dopiero po dwóch dniach sprawę oficjalnie ucięło Ministerstwo Klimatu i Środowiska. „Nie ma podstaw do zmiany lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni jądrowej na Pomorzu” – poinformował resort, potwierdzając lokalizację w gminie Choczewo.
Mimo to mamy prawo się niepokoić. Po pierwsze: niedobrze, gdy perspektywę tak fundamentalnych zmian rzuca w formie niezobowiązującego komentarza polityczka, którą zaraz czekają wybory samorządowe. Po drugie: jeszcze gorzej, gdy jej słowa traktowane są poważnie, bo brakuje innych informacji i działań. To prawdziwa porażka rządu Donalda Tuska.
Miesiąc od powołania rządu wciąż nie mamy jasnej deklaracji w sprawie największej polskiej inwestycji.
Rząd nie powołał pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej (przez większość rządów PiS był nim Piotr Naimski, teraz najpoważniejszym kandydatem wydaje się Maciej Bando), a w kuluarach mówi się o „cichej wojnie” między ministerstwem klimatu a resortem przemysłu, której stawką ma być nadzór nad programem jądrowym.
Zanim nadejdzie ciemność
Choć w koalicji wszystkie partie deklarują poparcie dla atomu (podobnie jak ogromna większość społeczeństwa), to tematu unikał w kampanii nawet Donald Tusk. Z jednej strony twierdził, że nie mamy alternatywy dla atomu, z drugiej sam mówił o możliwej zmianie lokalizacji.
Taka zmiana to lata opóźnień, katastrofa dla projektu i transformacji energetycznej. Rządzący dostali w spadku po PiS najbardziej zaawansowany projekt jądrowy od czasów zalania fundamentów w Żarnowcu ponad 30 lat temu. Z wybranym partnerem, decyzją środowiskową i lokalizacyjną, z konsultacjami międzynarodowymi. Wbrew słowom wojewody Rutkiewicz decydujące nie będą następne miesiące. Decydujące były ostatnie lata, bo teren inwestycji jest badany od 2017 r. Ważne też będą lata następne. Obyśmy spędzili je na negocjacjach finansowych, projektowaniu i budowie, a nie jałowych kłótniach.