Laboratorium Floryda. Kim jest główny republikański rywal Trumpa

Gubernator Ron DeSantis przebudowuje swój rodzimy stan na prawicową modłę i w prawyborach rzuca wyzwanie Trumpowi.

10.06.2023

Czyta się kilka minut

Republikański gubernator Florydy i kandydat na prezydenta USA Ron DeSantis z żoną Casey. Des Moines, 3 czerwca 2023 r. / CHARLIE NEIBERGALL / AP / EAST NEWS
Republikański gubernator Florydy i kandydat na prezydenta USA Ron DeSantis z żoną Casey. Des Moines, 3 czerwca 2023 r. / CHARLIE NEIBERGALL / AP / EAST NEWS

Katherine, mieszkanka okolic Palm Beach na Florydzie, patrzy na Rona DeSantisa przychylnym okiem.

Zachwyca się, że ten polityk, syn pielęgniarki i montera dekoderów telewizyjnych, sam zapracował na swój sukces. Podczas studiów na Harvardzie i Yale dorabiał przy przeprowadzkach i parkował samochody gości na imprezach. Do tego odbył służbę wojskową w Iraku. Katherine docenia też, że gubernator podpisał ostatnio ustawę dopuszczającą karę śmierci dla pedofilów gwałcicieli.

Ochrona praw dzieci jest dla niej szczególnie ważna. Tej 71-letniej emerytce, która uczyła w szkole podstawowej, podoba się również to, że DeSantis prowadzi wojnę z mocno podnoszoną dziś w Stanach Zjednoczonych przez lewicę tzw. ideologią wokeizmu (od angielskiego słowa „woke”, przebudzony), która w centrum uwagi stawia takie kwestie jak rasizm, sprawiedliwość społeczną czy systemową dyskryminację.

– Małe dzieci nie powinny wysłuchiwać w szkole o tożsamości płciowej i o tym, że biali ludzie są oprawcami, a czarni ofiarami – mówi Katherine w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Czytałam gdzieś, że Elon Musk pytał piątoklasistów, jakich znają prezydentów. Potrafili wymienić tylko George’a Waszyngtona i wiedzieli jedynie to, że był właścicielem niewolników! Nie tak powinno zaszczepiać się miłość do ojczyzny – denerwuje się Katherine, której DeSantis skradł serce ubiegłoroczną ustawą nazywaną „Don’t Say Gay”. Zakazuje ona mówienia w klasach od pierwszej do trzeciej o orientacji seksualnej i tożsamości płciowej. Ostatnio te przepisy zreformowano i rozszerzono na uczniów do ósmej klasy włącznie.

Legislacyjne tornado

44-letni gubernator – od niedawna kandydat w republikańskich prawyborach prezydenckich – obiecuje wyborcom, że w przypadku zwycięstwa pociągnie kraj na prawo, tak jak robi to w swoim 22-milionowym stanie. DeSantis lubi powtarzać hasło: „Make America Florida” (w wolnym przekładzie: „Uczyńmy Amerykę taką, jaką jest Floryda”).

I jest w tym konsekwentny. Tylko w ostatnich miesiącach podpisał ustawę zakazującą aborcji po szóstym tygodniu ciąży, umożliwił noszenie broni palnej bez pozwolenia i przypieczętował serię reform wymierzonych w społeczność LGBT. Na Florydzie zdelegalizowano zabiegi związane z korektą płci u nieletnich, zakazano używania w szkołach zaimków niezgodnych z płcią biologiczną ucznia, a także utrudniono organizację parad równości i pokazów drag queen, co rządzący stanem Republikanie tłumaczą ochroną dzieci przed „aberracjami”. Podpisując serię „antytęczowych” ustaw, gubernator obwieścił, że Floryda pozostanie „ostoją zdrowego rozsądku i cytadelą normalności”, gdzie dzieci, jak mówi, mogą pozostać dziećmi.

Ron DeSantis podsyca kolejne wojny kulturowe od zeszłego roku: oprócz podpisania wspomnianej ustawy „Don’t Say Gay” zakazał w szkołach lekcji o teorii rasy, czyli akademickiej koncepcji głoszącej, że lata niewolnictwa i segregacji rasowej doprowadziły w USA do utrwalenia instytucjonalnego rasizmu. Gubernator zmienił też prawo tak, by łatwiej było walczyć o usunięcie ze szkolnych bibliotek książek poświęconych kwestiom rasowym czy osobom LGBT.

„Antytęczowa” fala dotarła nawet na florydzkie uczelnie: w maju zniesiono publiczne finansowanie przedmiotów poświęconych równości i różnorodności. Kilka miesięcy wcześniej na celowniku znalazła się uczelnia New College of Florida, postrzegana jako ostoja liberalizmu. DeSantisowi to się nie podoba: w styczniu odwołał sześciu członków rady tej uczelni, zastępując ich swoimi ludźmi, którzy zdymisjonowali dotychczasową rektorkę Patricię Okker. Jak mówi cytowana przez dziennik „The New York Times” Sonia Howman, matka studenta LGBT, zmiany na uczelni potęgują strach u ludzi, którzy na tym niewielkim uniwersytecie szukali schronienia w przesuwającym się na prawo stanie.

Gejów nie przyjmujemy

– To jest chore – mówi „Tygodnikowi” Marcia Fernandes, emerytka, która do 2018 r. prowadziła zajęcia ze scenopisarstwa na uczelni The Art Institute of Fort Lauderdale. – Miałam wśród uczniów wielu gejów i nikt nie próbował mówić im, jak mają żyć. Pamiętam, jak kiedyś podeszła do mnie studentka i powiedziała, że jej brat jest osobą niebinarną. Nawet nie wiedziałam, co to znaczy. Po prostu przyjęłam to do wiadomości i uczyłam dalej.

Marcia Fernandes narzeka, że „antytęczowa” krucjata wkrada się też do służby zdrowia. Od 1 lipca lekarze będą mogli odmówić leczenia osobom LGBT, jeśli to godzi w ich przekonania religijne. – Mój kardiolog jest oburzony. Tym bardziej że, jak mi powiedział, wielu medyków jest zwolennikami DeSantisa i pochwala jego kontrowersyjne reformy – relacjonuje 65-latka.

O tym, jak Floryda zmienia się w mikroskali, przekonała się też Jillian, pedagożka pracująca w liceum w rejonie zatoki Tampa. Jak mówi „Tygodnikowi”, na fali reform DeSantisa konsultacje psychologiczne w jej szkole mogą odbywać się jedynie za zgodą rodziców uczniów. Dyrekcja nakazała również usunięcie z klas i gabinetów nauczycielskich naklejek z napisem „Bezpieczna przestrzeń”.

– Naklejki miały być sygnałem dla uczniów, że wspieramy ich bez względu na tożsamość płciową – tłumaczy Jillian. – Odkąd obowiązują nas nowe zasady, zaczęliśmy używać naklejek z tęczowymi flagami, co akurat nie jest zabronione. Szkoła musi być bezpieczną przystanią dla wszystkich uczniów. DeSantis tego nie zmieni pomimo swoich usilnych starań – denerwuje się Jillian.

Przyznaje jednak, że reformy gubernatora skłoniły już jej kilku znajomych nauczycieli do odejścia z zawodu. – Ja miałam szczęście i większość rodziców zgodziła się na konsultacje pedagogiczne z ich dziećmi. Ale wszystko pozostaje teraz w ich rękach – mówi Jillian, prosząc, by nie podawać w tekście jej nazwiska. Jak tłumaczy, boi się prawicowych aktywistów biorących na celownik tych, którzy odważą się krytykować politykę gubernatora.

Kwestia reformy

Znany z rządów twardej ręki, Ron DeSantis porównywany jest czasem do Viktora Orbána. Podobnie jak węgierski premier, gubernator roztacza wizję zagrożenia dla tradycyjnych konserwatywnych wartości, które można ochronić jedynie poprzez ograniczanie praw wrogów prawicy.

Krytycy wytykają gubernatorowi, że kontrowersyjna ustawa „Don’t Say Gay” została uchwalona dziewięć miesięcy po tym, jak na Węgrzech rząd Orbána przyjął podobną. Do florydzkiego parlamentu trafił również projekt ustawy zakazującej studiów gender na publicznych uniwersytetach, co może być echem węgierskiej reformy z 2018 r.

Choć zainspirowani „orbanizmem” są również inni Republikanie, to właśnie DeSantis skutecznie robi z Florydy laboratorium amerykańskiej prawicy. Nie ma też oporów, by majstrować przy prawie wyborczym: tuż przed ogłoszeniem, że weźmie udział w prawyborczym wyścigu o Biały Dom, podpisał ustawę, która zabezpiecza jego rządy na Florydzie w przypadku zdobycia nominacji Partii Republikańskiej. W świetle dotychczasowych przepisów nie było bowiem jasne, czy można jednocześnie ubiegać się o urząd prezydenta i sprawować obowiązki gubernatora.

DeSantis zagwarantował sobie też dodatkowy milion dolarów na podwyżki dla swoich podwładnych i zmienił prawo tak, by nie musiał ujawniać informacji o kampanijnych podróżach finansowanych z pieniędzy podatników.

Nie zważa przy tym na konflikt interesów. „The New York Times” informuje, że pracownicy gubernatorskiej administracji namawiają do wpłacania darowizn na kampanię prezydencką ich szefa, a także naciskają na stanowych parlamentarzystów, by poparli jego kandydaturę. Anonimowi rozmówcy nowojorskiego dziennika z tego grona obawiają się, iż jeśli nie udzielą poparcia DeSantisowi, to ten zawetuje popierane przez nich ustawy.

Myszka Miki na celowniku

DeSantis pokazał też, że potrafi mścić się na przeciwnikach.

Od ponad roku trwa jego spór z koncernem Disneya, który skrytykował ustawę „Don’t Say Gay”. W odpowiedzi gubernator odebrał koncernowi przywileje, które gwarantowały mu funkcjonowanie na podobnych zasadach co rządy lokalne. Firma, zarządzająca znajdującym się na Florydzie słynnym parkiem rozrywki Walt Disney World, od 1967 r. decydowała o inwestycjach na swoim terenie i sama zapewniała usługi, takie jak prąd, ochronę przeciwpożarową czy naprawę lokalnych dróg.

W obliczu wojny z administracją DeSantisa koncern złożył pozew, twierdząc, że stał się ofiarą „odwetu rządu stanowego”. „W Ameryce rządzący nie mogą karać za wyrażanie własnych opinii” – napisano w pozwie do sądu federalnego. Administracja DeSantisa nie pozostała dłużna i odpowiedziała pozwem przeciwko koncernowi.

Napięte stosunki mają już przełożenie na lokalne inwestycje. Disney zrezygnował m.in. z wyłożenia niemal miliarda dolarów na budowę nowego korporacyjnego kompleksu niedaleko Orlando. Planowo miało przenieść się tam 2 tys. kalifornijskich pracowników koncernu, zarabiających średnio po 120 tys. dolarów rocznie – ich podatki stanowiłyby dodatkowy zastrzyk pieniędzy dla rządu stanowego.

Zdaniem niektórych analityków torpedowanie przez DeSantisa jednego z największych pracodawców na Florydzie ma jeden cel – zapunktowanie u republikańskich wyborców krzywo patrzących na establishment, do którego zaliczyć można również wielkie korporacje.

Z drugiej strony taka strategia może obrócić się przeciwko gubernatorowi. W Partii Republikańskiej nie brakuje wpływowych darczyńców zdegustowanych jego zaciekłą walką z koncernem i serią jego prawicowych reform społecznych. W rozmowie z dziennikiem „Financial Times” Thomas Peterffy, biznesmen i drugi najbogatszy człowiek na Florydzie, przyznaje, że „na razie bierze na wstrzymanie” i nie będzie wspierał jego kampanii, choć jeszcze kilka miesięcy temu mocno mu kibicował. Portal Politico twierdzi, że krzywo na DeSantisa patrzą również niektórzy finansiści z Wall Street, coraz częściej przyglądający się innym kandydatom.

Tymczasem grono polityków walczących o nominację w prawyborach republikańskich systematycznie się powiększa – na początku czerwca do gry wkroczyli Mike Pence (były wiceprezydent w administracji Trumpa), Doug Burgum (gubernator Dakoty Północnej) oraz były gubernator stanu New Jersey Chris ­Christie, który rozpoczął swoją kampanię od mocnych ataków na Trumpa.

A ten ma kolejne problemy prawne. Federalni prokuratorzy zdecydowali o postawieniu byłemu prezydentowi zarzutów w związku z przechowywaniem przez niego rządowych dokumentów w posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie. Donald Trump miał poznać treść aktu oskarżenia w sądzie federalnym w Miami na dzień przed trafieniem tego numeru „Tygodnika” do kiosków.

Wyrzucić elfa

Tymczasem największy rywal Trumpa w prawyborach republikańskich – Ron DeSantis – ma jedną dużą wadę. Jego nieustępliwość w forsowaniu kontrowersyjnych reform może podobać się najbardziej zatwardziałemu elektoratowi Partii Republikańskiej, ale już niekoniecznie wyborcom umiarkowanym.

Analitycy wieszczą już, że nawet gdyby DeSantis zdobył nominację Republikanów – na co nie wskazują dziś sondaże, dające Trumpowi aż 34 pkt. proc. przewagi – to wówczas mógłby zadziałać ten sam mechanizm co w 2020 r. Wyborcy umiarkowani woleli wówczas zagłosować na Bidena, niż poprzeć ­Donalda Trumpa, ich zdaniem zbyt radykalnego.

Tymczasem DeSantis w pocie czoła pracuje nad takim właśnie swoim wizerunkiem: w ubiegłym roku nazwał naczelnego epidemiologa kraju Anthony’ego Fauciego „elfem, którego należy złapać i przerzucić na drugą stronę rzeki” (kontekstem tej sprawy było kontestowanie przez gubernatora zaleceń rządu federalnego w czasie pandemii).

DeSantis wywołał również oburzenie, gdy w czasie kryzysu migracyjnego na granicy z Meksykiem wysłał swoich ludzi do Teksasu, aby tam zwabili grupę Wenezuelczyków, którzy już przekroczyli granicę, a następnie odesłali ich samolotem do liberalnego stanu Massachusetts – niejako „w prezencie” dla jego władz związanych z Partią Demokratyczną. Drugą taką pokazową akcję zorganizował już jako kandydat w wyścigu o Biały Dom – tym razem wysłał grupkę cudzoziemców do liberalnej Kalifornii, co postrzegane jest jako prztyczek dla jego zagorzałego krytyka, miejscowego gubernatora Gavina Newsoma.

Czerwona fala

Prawybory to jedno – za to o popularność na Florydzie DeSantis nie musi się martwić. W wyścigu o reelekcję w 2022 r. zdobył ponad 1,5 mln głosów więcej niż rywal z Partii Demokratycznej, co jest najlepszym wynikiem na Florydzie od 40 lat. Wygrał nawet w hrabstwie Miami-Dade, gdzie przez ostatnie dwie dekady republikańscy kandydaci na gubernatora nie mieli szans. „Czerwona fala” (czerwony to kolor Republikanów) pozwoliła też utrzymać im większość w parlamencie i obsadzić kluczowe stanowe stanowiska. Mówi się, że Floryda nie jest już tzw. wahającym się stanem, czyli takim, którego wyborcy w wyścigu o Biały Dom raz mogą poprzeć Demokratę, a innym razem Republikanina.

Zaniepokojona tymi przemianami jest Marcia Fernandes, która zaczęła się nawet kryć z tym, że ogląda liberalną telewizję MSNBC: – Gdy tylko słyszę dzwonek do drzwi, wyłączam telewizor. Przez lata głosowałam na konkretnego kandydata, a nie na partię. Dziś nie mam wyboru: będę głosować wyłącznie na Demokratów. Nie mogę znieść tego, jak radykalizuje się amerykańska prawica – mówi.

To, jak zmienia się Floryda, nie podoba się też Olgierdowi Świdzie, mieszkającemu w Deerfield Beach. Jak mówi, jeszcze jesienią 2022 r. podobało mu się, że DeSantis porzucił partyjne podziały i współpracował z administracją Bidena, by naprawić zniszczenia wywołane przez huragan „Ian”. Gubernator nie palił się też, aby tak jak inni Republikanie zaostrzać dostęp do aborcji.

Ale to było jeszcze przed walką o gubernatorską reelekcję. Dziś Ron DeSantis mierzy jeszcze wyżej. ©

 

Autorka jest dziennikarką „Press”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Laboratorium Floryda