Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: »Eloi, Eloi, lema sabachtani?«. To w tłumaczeniu znaczy: »Boże mój, Boże mój, dlaczego Mnie opuściłeś?«. A niektórzy ze stojących obok, gdy to usłyszeli, zaczęli mówić: »Spójrzcie, woła Eliasza«. Ktoś podbiegł, napełnił gąbkę winnym octem, zatknął na trzcinę i próbował dać Mu pić, mówiąc: »Pozwólcie, zobaczmy, czy Eliasz przyjdzie Go zdjąć«. Jezus zaś zawołał donośnym głosem i wydał ostatnie tchnienie”.
Jezus praktycznie przez całe życie, do ostatniego słowa i tchnienia, spotykał się z niezrozumieniem i odrzuceniem przez przeciwników, ale i zwolenników. Słuchano Go, ale nie słyszano. Mówił na przykład: „Jak Mnie posłał Ojciec, który żyje, a Ja żyję dzięki Ojcu, tak i ten, kto Mnie spożywa, dzięki Mnie żyć będzie. To jest chleb, który zstąpił z nieba – nie taki, jaki spożywali ojcowie i poumierali; kto posila się tym chlebem, będzie żył na wieki. (...) Po wysłuchaniu tych [słów] wielu spośród Jego uczniów stwierdziło: Twarda jest ta mowa, kto zdoła jej słuchać? (...) Przez to wielu spośród Jego uczniów zawróciło i już z Nim nie chodziło. Wówczas Jezus zwrócił się do Dwunastu: »Czy i wy chcecie odejść?«”.
Jednak najtwardszym i ostatnim słowem Jezusa był dźwięk nieartykułowany, którego nie sposób opisać: skowyt, jęk, wycie. Jak sądzę, taki dźwięk słyszałem na Zawracie i noszę w sobie od pół wieku. Był to głos nastoletniej dziewczyny, która, poślizgnąwszy się na śniegu, spadała żlebem w kierunku Gąsienicowego Stawu. W pierwszej chwili myślałem, że to głos zwierzęcia. Dzisiaj myślę, że owszem, jej ludzki krzyk był również zwierzęcym skowytem, ale też krzykiem Boga. Skowytem, rykiem, jękiem, wyciem całego stworzenia. Bóg przecież zaistniał w człowieku nie na chwilę, nie na niby, ale jak to tylko Bóg potrafi – do szpiku kości, na dobre i na złe.
My tymczasem, strach pomyśleć, nawet śpiewając „Gorzkie żale”, próbujemy ten „donośny głos” Boga, wciąż wybrzmiewający w „donośnych głosach” stworzenia, jakoś wyłagodzić, żeby nie powiedzieć, stłumić.
Wciąż próbujemy życie i śmierć Jezusa upiększyć, jakbyśmy chcieli być lepszymi chrześcijanami od Piotra: „Jezus zaczął otwarcie mówić swoim uczniom, że musi iść do Jerozolimy, że ma wiele wycierpieć od starszyzny i arcykapłanów, i nauczycieli Pisma i umrzeć, a na trzeci dzień zmartwychwstać. Piotr, wziąwszy Go na bok, zaczął Go strofować: »Miej litość nad sobą, Panie, to Cię nie może spotkać!«. A odwróciwszy się powiedział Piotrowi: »Zejdź mi z oczu, kusicielu, nakłaniasz Mnie do złego, bo nie po bożemu myślisz, ale po ludzku«”.
Myśleć po Bożemu? Znaczy nie odzierać życia ze śmierci i śmierci z życia.