Zranione boskie życie

Uroczystość wniebowstąpienia Jezusa może być opowieścią o tym, że Bóg na wieczność przyjmuje każde cierpienie.

13.05.2023

Czyta się kilka minut

Neobizantyjska ikona ukrzyżowania, przed 1692 r. (Georges Abou Adal Collection w Bejrucie). / ANDRÉ HELD / AKG-IMAGES / EAST NEWS
Neobizantyjska ikona ukrzyżowania, przed 1692 r. (Georges Abou Adal Collection w Bejrucie). / ANDRÉ HELD / AKG-IMAGES / EAST NEWS

Kto choć raz skręcał szafkę przywiezioną w częściach ze sklepu, ten wie, że film instruktażowy, pokazujący kolejne kroki mechanicznego procesu, powie więcej niż czysto werbalna instrukcja. Obrazy i historie przemawiają bardziej niż abstrakcyjne formuły. Dotyczy to nie tylko prostych czynności codziennego życia, ale także głębokich prawd o egzystencjalnym znaczeniu. Dlatego właśnie w niemal każdej religijnej tradycji centralne miejsce zajmują plastyczne opowiadania, pełne religijnych symboli.

Zmiany obrazu świata, jego – jak mówią niektórzy badacze kultury – „odczarowanie” utrudnia poważne traktowanie wielu obrazów dotąd kształtujących życie. Jak lamentował poeta: „Jakie przestronne niebiańskie pokoje! / Wstępowanie do nich po stopniach z powietrza. / Nad obłokami rajskie wiszące ogrody. / Dusza odrywa się od ciała i szybuje, / Pamięta, że jest wysokość / I jest niskość. / Czy naprawdę zgubiliśmy wiarę w drugą przestrzeń? / I znikło, przepadło i Niebo, i Piekło? / Bez łąk pozaziemskich jak spotkać Zbawienie? / Gdzie znajdzie sobie siedzibę związek potępionych? / Płaczmy, lamentujmy po wielkiej utracie. / Porysujmy węglem twarze, rozpuszczajmy włosy. / Błagajmy, niech nam będzie wrócona” (Czesław Miłosz, „Druga przestrzeń”).

Nie kosmita

Czy da się jeszcze dziś namalować wniebowstąpienie Jezusa tak, by nie narazić się na śmieszność? Druga przestrzeń znikła bezpowrotnie i obrazy, które zdominowały naszą kulturę, naszkicowane piórem ewangelisty Łukasza, mogą znaleźć swoje miejsce w muzeum, mogą też wzbudzać skojarzenia o sensie dalekim od zamierzonego przez biblijnego autora – dla tych, którzy preferują ekran komputera nad ściany muzeum, człowiek wznoszący się w powietrze to co najwyżej Superman, może Neo z „Matriksa”, albo mandaloriański wojownik ze świata „Gwiezdnych wojen”.

Na szczęście ewangelie mamy cztery, nie jedną, możemy porzucić narrację Łukasza (który, swoją drogą, plącze się w zeznaniach: w Ewangelii umieszcza wniebowstąpienie w dzień zmartwychwstania, w Dziejach Apostolskich – czterdzieści dni po odkryciu pustego grobu; nie może się też zdecydować, czy przedstawiać Zmartwychwstałego cieleśnie, tak jak Mel Gibson w zakończeniu swojej „Pasji”, czy przyznać, że Jego prawdziwa tożsamość jest teraz niewidzialna – możliwa do doświadczenia w gościnności i łamaniu chleba). Pozostali synoptycy, Mateusz i Marek, o wniebowstąpieniu w ogóle nie wspominają (wzmianka w przedostatnim wersie Ewangelii Marka jest późniejszym dopiskiem). Pisze o nim jednak Czwarta Ewangelia – ale w sposób zupełnie inny niż Łukasz.

Gdyby spytać autora Ewangelii Jana, jak namalować wniebowstąpienie, odpowiedziałby zapewne: tak jak na ikonach malujecie ukrzyżowanie. Przyzwyczajonym do chronologii o wyraźnie ­rozdzielonych etapach – śmierć na krzyżu, ­zmartwychwstanie, wniebowstąpienie, zesłanie Ducha – ta odpowiedź może się wydać dziwna. Ale autor Czwartej Ewangelii poświęca wiele miejsca w swoim dziele, by połączyć wszystkie tamte wydarzenia w jednym czasowym momencie. By to dostrzec, trzeba uważnie się przyjrzeć, jak ewangelista łączy cztery obrazowe pojęcia: wywyższenia, wstąpienia do nieba, przejścia/odejścia do Ojca oraz uwielbienia/otoczenia chwałą (doxadzo).

Już w jednym z pierwszych rozdziałów, podsumowując dialog Jezusa z Nikodemem, wkłada w usta tego pierwszego słowa: „I nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił – Syna Człowieczego, [który jest w niebie]. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał [teraz] życie wieczne” (J 3, 13-15). Wstąpienie do nieba Syna Człowieczego jest tu ściśle powiązane z wywyższeniem.

Fragmentem, który łączy wywyższenie i uwielbienie, jest Jezusowa zapowiedź swojej śmierci, wypowiedziana tuż po tryumfalnym wjeździe do Jerozolimy. W Czwartej Ewangelii brzmi ona tak: „»Nadeszła godzina, aby został uwielbiony/otoczony chwałą (endoxadzo) Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto lgnie do swojego życia, traci je, a kto gardzi swoim życiem na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. (...) Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny? Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław (doxason) Twoje imię!«. Wtem rozległ się głos z nieba: »Już wsławiłem (edoxasa) i jeszcze wsławię (doxaso)«. Tłum stojący [to] usłyszał i mówił: »Zagrzmiało!«. Inni mówili: »Anioł przemówił do Niego«. Na to rzekł Jezus: »Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie«. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć” (J 12, 23-33).

Jezus explicite mówi, że godzina uwielbienia jest godziną jego śmierci. Ewangelista zaś wprost komentuje, że gdy Jezus mówi o swoim wywyższeniu, opisuje własną śmierć. Mając świado­mość, że wywyższenie Syna Człowieczego to Jego śmierć na krzyżu, oraz pamiętając o bliskim związku obrazu wywyższenia nad ziemię i wstępowania do nieba (skąd przedtem zstąpił) możemy lepiej zrozumieć kolejny fragment, który bezpośrednio – choć w nieco zakamuflowany sposób – utożsamia wniebowstąpienie Jezusa z Jego śmiercią.

Transgresja

Oto po mowie, w czasie której Jezus mówił o konieczności jedzenia jego ciała i picia krwi, wielu słuchających odwróciło się od Niego, zgorszonych obrazoburczym wydźwiękiem tych słów. Ich skandaliczność nie polegała tylko na użyciu kanibalistycznej metaforyki, ale także na zderzeniu z bardzo ważnym dla Prawa Izraela zakazem spożywania krwi zjadanych zwierząt (stąd przepisy uboju rytualnego). Zakaz spożywania krwi sformułowany był nie tylko w Prawie Synajskim – był także elementem wcześniejszego przymierza z Noem.

Gdy część uczniów, oburzona tym, że rabbi z Nazaretu głosi konieczność transgresji fundamentów Przymierza, Jezus pyta pozostałych: „To was gorszy (skandalizei)? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch tworzy życie; ciało nic nie daje. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem” (J 6, 61-63).

Dlaczego – można spytać – Jezus porównuje zgorszenie, skandal swoich słów o piciu krwi, z widokiem wstępowania Syna Człowieczego tam, gdzie był przedtem – i to w sposób sugerujący, iż ten drugi moment może być jeszcze bardziej skandaliczny i gorszący? Porównanie stanie się jasne, gdy uświadomimy sobie, że śmierć na krzyżu traktowana była przez większość Żydów tamtego czasu jako jednoznaczne świadectwo, iż krzyżowany został uznany przez Boga za przeklętego, zgodnie z zapisem z Księgi Powtórzonego Prawa („Jeśli ktoś popełni zbrodnię podlegającą karze śmierci, zostanie stracony i powiesisz go na drzewie – trup nie będzie wisiał na drzewie przez noc, lecz tegoż dnia musisz go pogrzebać. Bo wiszący jest przeklęty przez Boga”, Pwt 21, 22-23), interpretowanego tak, jak pisał były faryzeusz Paweł: „Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie” (Ga 3, 13).

Słowa Jezusa o piciu krwi zderzały się z fundamentalnymi przekonaniami religijnymi słuchaczy – wymagały albo gotowości do przekroczenia i zmiany swojej religijności, albo były skandalem skłaniającym do odrzucenia obrazoburczego nauczyciela. Jeszcze większym wyzwaniem miała być śmierć Jezusa na krzyżu: mogła być albo ostatecznym potwierdzeniem bluźnierczego charakteru Jego nauki, albo impulsem do całkowitej przemiany ówczesnej religijnej wizji świata – przemiany tworzącej zdolność dostrzeżenia, że ukrzyżowanie jest wniebowstąpieniem.

Janowa narracja o ukrzyżowaniu potwierdza wcześniej zapowiedzianą wizję. Jezus nie tylko zachowuje postawę pełną godności, panując nad każdym dialogiem z oprawcami – zarówno w domu arcykapłana, jak i w rozmowie z Piłatem. Jest królem, który sam z siebie oddaje życie, by „dać świadectwo prawdzie”. Znamienny jest też kulminacyjny moment samej śmierci: „Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: »Pragnę«. Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: »Wypełniło się!« (tetelestai). I skłoniwszy głowę oddał/przekazał (paredoken) d/Ducha” (J 19, 28-30). Kluczowe jest ostatnie słowo Jezusa: tetelestai. Pochodzi ono od telos – czyli cel, spełnienie; znaczy, że co miało się stać, to się stało, że wszystkie etapy dzieła zbawienia dokonały się, że nie ma już nic, na co trzeba by czekać (np. na zmartwychwstanie, wniebowstąpienie albo zesłanie Ducha).

Ostatecznym potwierdzeniem ostatniego słowa Jezusa jest kończący zdanie komentarz ewangelisty, który mówi o przekazaniu Ducha, nawiązując do wcześniej zapisanej nauki: „W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: »Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza«. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony” (J 7, 37-39).

Dwie strony życia

Czy jednak nie jest to tylko pobożna gra symbolami? Jakie egzystencjalne znaczenie może mieć taka zmiana pojmowania historii Jezusa? Odpowiedź na te pytania wymaga zauważenia jeszcze jednego wątku Janowej Ewangelii. Przewija się przez wiele fragmentów, wyraźnie widać go np. w tym: „Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie widział. Ale wy Mnie widzicie. Ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was” (J 14, 19-20).

Śmierć na krzyżu jest kresem widzialnej egzystencji Jezusa. Nie jest jednak kresem Jego życia ani obecności. Wręcz przeciwnie. Odejście do Ojca okazuje się likwidacją wszelkiego dystansu pomiędzy Jezusem a uczniami. Jest nie tylko z nimi, jest w każdej i każdym z nich. Jego obecność rozpoznać zaś można nie przez ogląd jakiejś postaci (każda taka postać byłaby zewnętrzna wobec patrzącej/patrzącego), ale przez doświadczenie życia, którym On jest i które płynie w nas.

Ewangeliczne historie o spotykaniu Zmartwychwstałego są symbolicznymi opowieściami o stopniowym rozpoznawaniu tej rzeczywistości przez uczennice i uczniów. Choć czytamy w nich o widzeniu postaci Jezusa, wszystkie zmierzają ku uwolnieniu się od tego sposobu odnoszenia się do Niego: „nie chwytaj mnie” wypowiedziane do Marii Magdaleny (por. J 20, 17) i „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” – skierowane do Tomasza (por. J 20, 29).

Historia Tomasza jest tu o tyle ważna, iż plastycznie powraca do związku ukrzyżowania i uwielbienia/wniebowstąpienia Jezusa. Didymos zwraca pozostałym uczniom uwagę na kluczowy szczegół – Zmartwychwstały, jeśli to naprawdę On, zachowuje rany ukrzyżowania.

Ewangelia Jana powstała we wspólnocie żyjącej w trudnych warunkach – w niespokojnych czasach, w autorytarnym wrogim państwie, w oddaleniu od innych wspólnot chrześcijańskich, prześladowanej przez swoje otoczenie. Jednocześnie odkrywającej obecność Boskiego Życia w głębi serc i w międzyludzkich relacjach. Doświadczenie to wiązało się z odkryciem, że przejście do Ojca nie oznacza ucieczki od bólu i cierpienia, lecz że wejście w sferę Królestwa Nieba – głębokiego pokoju i miłości – dokonuje się przez przyjęcie w wolności także ciemnej strony życia, zdolność do zachowania godności również w sytuacji opresji, umiejętność solidarnego współczucia z wszystkimi cierpiącymi. Pokazał to jasno Ten, który jest Drogą do pełni boskiego życia – przeszedł do Ojca, wstąpił tam, gdzie był przedtem, w ten sposób, że całkowicie i do końca czasu utożsamił się z wszystkimi cierpiącymi tego świata.

Trzeba tu jednak – zgodnie z przesłaniem Ewangelii – zachować dialektyczną równowagę. Nie chodzi o samo cierpienie, o masochistyczne zatracenie się w nim. Chodzi o to, by rozpoznać jednocześnie dwie strony życia: tę zranioną, ułomną i tę świetlistą, będącą ruchem, rozwojem pełnym pokoju. Trzeba rozpoznać te dwie strony życia w sobie – bo tylko wtedy nabywa się zdolności do współczucia, które nie jest wspólnym utknięciem w rozpaczy, bólu i beznadziei, lecz może być siłą przeprowadzającą innych z ciemności do światła, ze śmierci do życia.

Te dwie strony życia wydają się nam często nie do pogodzenia: tak w osobistym doświadczeniu, jak i w rozumieniu świata wyrażanym w międzyludzkiej komunikacji. Miotamy się pomiędzy cierpiętnictwem a udawaniem, że cierpienia nie ma. W kulturze duchowej ta egzystencjalna szarpanina wyraża się napięciem pomiędzy ekscytacją rozmaitymi wersjami utopii a zapatrzeniem się w przygnębiającą sztukę Grünewalda, Ge lub Beksińskiego.

Jedność dwóch – ciemnej i jasnej, ułomnej i boskiej – stron życia bardzo trudno wyrazić w jednym obrazie. Autor Czwartej Ewangelii pisał o niej utożsamiając wniebowstąpienie i ukrzyżowanie. Chyba jedynym w miarę udanym sposobem namalowania nieprzedstawialnego jest kanoniczna ikona ukrzyżowania. Są na niej i rany, i krew, i łzy, i skręcone z bólu ciało. Jednocześnie zmiana proporcji, harmonijna geometryzacja przestrzeni i wszechobecne złote światło nie pozwalają zatrzymać się na cierpieniu – w sercu patrzącym w ikonę tworzą zdolność przyjęcia bólu w sposób otwierający na Życie silniejsze od śmierci. A wtedy nawet ikonę trzeba zostawić – i zanurzyć się w Życie.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2023