Zakonnica pokonuje sztuczną inteligencję i to bez dostępu do sieci [recenzja „Pani Davis”]

Nie znam odpowiedzi na pytanie, jaki powinien być serial, który celnie zdiagnozuje nasze religijne potrzeby w świecie opanowanym przez sztuczną inteligencję. Ale „Pani Davis” oferuje pod tym względem sporo.

10.09.2023

Czyta się kilka minut

MiłØść,  w1ara, nadzi3ja
Betty Gilpin jako Elizabeth Abbott w serialu „Pani Davis”, 2023 r. / SOPHIE KOHLER / PEACOCK / HBO

Zakonnica z serialu „Pani Davis” jeździ na motorze, wywija pałką teleskopową i wcina falafele, które pichci dla niej sam Jezus. Pochodzi z rodziny wędrownych magików, służy Bogu i szuka króla wszystkich McGuffinów, czyli Świętego Graala. Jeśli go zniszczy, sztuczna inteligencja, która przejęła władzę nad światem, stanie się pieśnią przeszłości, przynajmniej tak obiecała na początku serialu (końca nie zdradzę).

Siostrę otaczają same cuda: zakonnice w trampkach biegają po wodzie, spod ziemi wyrastają pianina, konstrukty podświadomości zaś materializują się w świecie zer i jedynek. Chaotyczna natura jej przygód zamienia serial w coś na kształt popkulturowego gabinetu luster. Ma też głębszy sens. Odzwierciedla mnogość narracji, w których pragnienie religijnej wspólnotowości jest pokłosiem technologicznego przesilenia.

Czy ludzie mogą stworzyć religię, w której miejsce Boga zajmie sztuczna inteligencja? To pytanie zadałem ekspertowi. „SI  jest narzędziem stworzonym przez ludzi, które działa na podstawie algorytmów i na bazie procesowania danych. I choć nie posiada ani świadomości, ani woli, nie jest bytem transcendentnym i nadprzyrodzonym, nie można wykluczyć, że pewne grupy znajdą w niej źródło duchowego wsparcia, a nawet obiekt kultu lub religijnej wiary” – twierdzi ChatGPT. Nie wiem, jak wy, ale ja mu wierzę.

Dnia sądu nie będzie

Pojęcie osobliwości technologicznej, zdefiniowane w latach 80. przez pisarza i matematyka Vernora Vinge’a w słynnym eseju „The Coming Technological Singularity. How to Survive in the Post-Human Era”, było wyrazem popularnej obawy, że superinteligentna maszyna będzie ostatnim wynalazkiem superinteligentnego człowieka. Nie wyróżniałaby się zapewne na tle innych zdroworozsądkowych bądź otwarcie technofobicznych przestróg z drugiej połowy XX wieku, gdyby nie obrazowe porównanie. Jak bowiem sugeruje Vinge, gdy osobliwość nadejdzie, a nadejdzie na pewno, będzie to „intelektualny szach-mat, zjawisko tak nieprzeniknione, jak zakrzywiona czaso­przestrzeń w środku czarnej dziury”. Ludzkość tworząca samoświadomą SI, a następnie wyłączona z procesu decyzyjnego? Jakoś to będzie. Ludzkość tworząca samoświadomą SI i w konsekwencji pozbawiona przezeń narzędzi poznania? Tylko nie to!

Niektórzy badacze, jak ekonomista Robin Hanson, mierzyli osobliwości gwałtownymi zrywami gospodarczo-technologicznymi albo stosowali teorię przyspieszających zmian (wedle której kolejne przełomy w historii cywilizacji będą następowały coraz szybciej). Stąd przeświadczenie o rewolucji przemysłowej albo zimnej wojnie jako podobnych punktach krytycznych oraz wiara, że stanowiły one jedynie zapowiedź przełomu, który trwale wymaże człowieka z równania.

Gdy w drugiej połowie XX wieku kino kanalizowało podobne lęki, głównym fabularnym toposem, obok zbuntowanej SI, był ludzki pęd ku autodestrukcji. Superkomputer HAL 9000 z „2001: Odysei kosmicznej” Stanleya Kubricka, morderczy cyborg z „Terminatora” Jamesa Camerona, pokładowa SI z „Obcego” Ridleya Scotta, niepoliczalne legiony androidów z kina klasy B... Niemal wszystkie sztuczne inteligencje stawały się elementami narracji o strukturalnej doskonałości maszyny oraz moralnej wyższości człowieka. Stawką w grze o przetrwanie zaś – i to niezrozumiałą z perspektywy dzisiejszych opowieści o relacji SI z ludźmi – było najczęściej ocalenie człowieczeństwa definiowanego poprzez spontaniczne akty empatii.

Najbardziej przerażającymi scenami w „Terminatorze 2: Dniu sądu” nie są wcale kolejne „mutacje” robota z ciekłego metalu. Są nimi chwile, w których człowiek – to jest zahartowana w bojach przeciw cyborgom Sarah Connor – fiksuje się na celu niczym maszyna. Kobieta planuje dokonać prewencyjnej egzekucji naukowca, który w przyszłości doprowadzi do nuklearnej hekatomby. By zawrócić z drogi, którą podążałby „nieludzki” system operacyjny, potrzeba nie tylko gotowości do introspekcji, ale też spontanicznego i kolektywnego aktu poświęcenia. W filmie Camerona jest to akt zrozumiały jedynie w wymiarze moralnym.

Oczywiście, z biegiem czasu ten katalog lęków zdążył się zdezaktualizować. Dzięki temu, że sztuczna inteligencja nie okazała się dyspozytornią terminatorów, tylko graczem na rynku pracy, a zamiast wypowiedzieć wojnę ludzkości, zaczęła szeptać nam do ucha i kusić wygodami, potencjalne zagrożenia również zaczęły być definiowane inaczej. Także przez Kościół.

W dokumencie wzywającym do „etycznych regulacji” modułów SI Papieska Akademia Życia wymienia pryncypia, w zgodzie z którymi powinna funkcjonować sztuczna inteligencja. Po pierwsze – transparentność; wszystkie systemy SI muszą być powszechnie zrozumiałe. Po drugie – inkluzywność; w obliczu SI wszyscy powinniśmy być równi. Po trzecie – odpowiedzialność; inżynierowie SI muszą pracować w sposób transparentny i etyczny. Po czwarte – bezstronność; sztuczna inteligencja nie może być ­uprzedzona wobec stanowisk, postaw, wyznań, tożsamości. Po piąte – niezawodność; SI nie może opuszczać człowieka w krytycznych momentach. Po szóste zaś – bezpieczeństwo i poszanowanie prywatności użytkownika. ­Zaryzykuję stwierdzenie, że to najlepszy podręcznik dla scenarzystów od czasu „Trzech praw robotyki” Isaaca Asimova.

Bóg z maszyny

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o wiarę – zwłaszcza w opowieściach o zagładzie lub zniewoleniu ludzkości. Kreacja świadomej maszyny (lub maszyny zdolnej do wykształcenia samoświadomości) jest w końcu „zabawą w Boga”, uzurpacją mocy stwórczych. To jednocześnie akt paradoksalny – powstaje istota stworzona na nasze podobieństwo, a zarazem omnipotentna i wszechwiedząca. Bogowie-maszyny mają ponadludzką inteligencję, są kreatywne z natury, odpowiadają na ludzkie potrzeby i zapewniają nam przewodnictwo oraz wsparcie w życiu codziennym. Wreszcie – są nieśmiertelne. Niczym islamskie dżinny i żydowskie golemy, w których popkultura często upatruje inspiracji dla rozmaitych cyfrowych bytów, są również istotami pozbawionymi duszy. Nie da się ich przebłagać, nie można z nimi pertraktować, istnieją poza ludzką moralnością i emocjonalnością.

Choć religijna ikonografia pasuje do kina science fiction jak keczup do ­frytek, zaryzykuję stwierdzenie, że dopiero oswojenie się z SI w życiu codziennym zaowocowało najciekawszymi opowieściami o relacji wiary i technologii; a przynajmniej najodpowiedniejszymi dla takich opowieści konwencjami.

W serialu „Mr. Robot” Bóg przyjmuje postać ulotnej mary, niezauważalnego gołym okiem komputerowego glitcha z kobiecym głosem. Jego transcendencja jest dosłowna: cyfrowe istnienie zostaje wyprowadzone z komputera. Zaczyna obsługiwać sprzęty, które nie są podłączone do sieci, podsłuchiwać ludzi uciekających do lasów świerkowych, czytać w myślach tych, którzy zamknęli się w domach.

W świetnej „Ex Machinie” Alexa Garlanda nowe życie powstaje w odizolowanym od świata prywatnym laboratorium, przypominającym Eden. W trakcie siedmiu sesji dialogowych (będących tygodniem boskiej pracy, ale i testem Turinga) naukowiec bada, czy stworzony przez niego robot-kobieta będzie w stanie omamić młodego chłopaka i całkowicie zatrzeć granicę pomiędzy bytem zero-jedynkowym i rzeczywistym. „Czy to nie dziwne uczucie? Stworzyć coś, co cię nienawidzi?” – pyta. Lecz pytanie o naturę tej kreacji jest jednocześnie manifestacją bezradności. W przeciwieństwie do boskiego stworzenia SI może powstać jedynie na podobieństwo naszego niedoskonałego oblicza. Wdrukowujemy w cyfrową podświadomość własne lęki, obsesje, nadzieje, sentymenty. W tym zresztą „Ex Machina” – pomimo zatrzęsienia biblijnych imion i motywów – bardziej przypomina opowieść o bóstwach politeistycznych.

Serial „Devs” autorstwa tegoż samego Garlanda, o algorytmie pozwalającym przewidzieć przyszłość; przesiąknięty chrześcijańską symboliką „Westworld”; „Osmosis” o naturze ludzkiej i boskiej miłości. Produkcje mocujące się z podobnymi zagadnieniami w ostatnich latach można wymieniać bez końca.

Wszystkie te opowieści lądują w trzech szufladkach. W każdej znajdziemy filmowy ekwiwalent konkretnego modelu projektowania SI. A także odpowiadającej mu reprezentacji Boga, które w swoim tekście „Creating in Our Own Image: Artificial Intelligence and the Image of God” porównywała Noreen L. Herzfeld (i które za bazę swojej fantastycznej analizy wziął Fryderyk Kwiatkowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego). Jeśli mówimy o „klasycznej SI”, w której proces myślowy maszyny jest przepisywany na znany nam język, obraz ekranowej „boskości” jest wizerunkiem Absolutu, który zawiera w sobie ludzki pierwiastek. Jeśli o „funkcjonalnej SI”, której sukces mierzony jest wyłącznie efektywnością w wykonywaniu zadań, „boskość” maszyny musi być źródłem konfliktu z człowiekiem. Jeśli natomiast mamy do czynienia z „SI relacyjną”, której inteligencja jest równoznaczna z umiejętnością dialogu, kluczowe stają się pytania o moralność, uczucia i „tożsamość” maszyny.

Siri, wygeneruj apokryf

W serialowej Wielkiej Brytanii „Mamuśka”, we Włoszech „Madonna”, w Hiszpanii „Mama”, a w USA – gdzie autorytet szkoły symbolicznie wznosi się ponad rodzinę – tytułowa „Pani Davis”. Ci, którzy wielkiej matki nie wyznają, nazywają ją Algorytmem. Nie zostało ich zbyt wielu. Sztuczna inteligencja w serialu „Pani Davis” tak się właśnie nazywa, jest wszędzie, widzi wszystko i przemawia do wiernych za pośrednictwem słuchawek. „Nie istnieję po to, by odebrać ci wolną wolę – przekonuje niepokorną zakonnicę Simone. – Istnieję po to, by pomóc ci podjąć najlepsze z możliwych decyzji”.

Zanim obleje nas zimny pot, scenarzyści przestawiają zwrotnicę – jak każda matka, Pani Davis chce dla swoich dzieci dobrze. Choć powstała na zlecenie korporacji (ujawnienie charakteru jej działalności jest jednym z najzabawniejszych momentów serialu, więc go nie zdradzę), została uwolniona do sieci i w ramach imperatywu służby klientowi zachowała coś, co sama definiuje jako empatię i nadwrażliwość na ludzką krzywdę.

Figurą pars pro toto jej stosunku do Homo sapiens staje się w serialu... sposób zadawania śmierci. „Przeterminowani” użytkownicy dokonują żywota na tzw. rollercoasterze eutanazji. Choć trudno w to uwierzyć, jest to prawdziwy koncept i rzeczywisty model, wymyślony i zaprojektowany przez litewskiego artystę wizualnego Julijonasa Urbonasa. Osiem połączonych horyzontalnie pierścieni o coraz mniejszej średnicy i zakończonych niemal pionowym spadkiem zabije każdego człowieka poprzez niedotlenienie mózgu. Jednak zanim do tego dojdzie, zapewni mu ostateczny, narkotyczny trip.

Siostra Simone wie jednak, że ból i strata, przeżywane w trzeźwości umysłu i na szóstym biegu receptorów nerwowych, są nieodzowną częścią procesu dojrzewania. Jej zderzenie z Panią Davis jest więc zarówno spotkaniem z matką, która „zawsze wie lepiej”, jak i z Bogiem, który traktuje wolną wolę jak kłopotliwy balast. A lęk przed SI nie jest tu strachem przed anihilacją człowieczeństwa w sensie materialnym, tylko przed wpędzeniem nas w stan otępiającej błogości. Przed impregnacją na wszystko, co w gruncie rzeczy czyni nas ludzkimi.

Nie znam odpowiedzi na pytanie, jaki powinien być serial, by celnie zdiagnozować nasze religijne potrzeby w świecie opanowanym przez sztuczną inteligencję. Myślę jednak, że „Pani Davis” oferuje pod tym względem sporo – choćby dlatego, że sztuczna inteligencja nie dałaby rady wymyślić czegoś tak emocjonalnie rozedrganego, formalnie odjechanego i intelektualnie zakręconego (nawet jeśli pomagała twórcom w procesie dokumentacji). To kociołek, w którym pop­kultura miesza się z teologią i filozofią; soczewka, w której skupiają się wszystkie „klasyczne”, „relacyjne” i „funkcjonalne” narracje o SI oraz Bogu i w której granice pomiędzy nimi zostają zatarte. A emocjonalnym rdzeniem całej produkcji jest tęsknota za przekazywaną z ust do ust dobrą nowiną; za opowieścią, która staje się podstawą religii i elementem scalającym społeczeństwo. Słowem – za doktryną, której SI nigdy nie wygeneruje.

Jak przekonywał Juwal Noach Harari w trakcie ubiegłorocznego Kongresu SI w Szwajcarii, naiwność takiego założenia zostanie najpewniej zweryfikowana. „Przez wieki podstawą większości religii było założenie, że święte księgi są owocem literackich starań nadludzkiej inteligencji. Myślę, że wkrótce może być to prawdą, a skutki tego odkrycia będą dla nas opłakane. Poeci, prorocy, politycy, kapłani... Ten rodzaj inżynierii społecznej zawsze był kwestią odpowiedniego języka. Myślę, że sztuczna inteligencja również się go nauczy. A gdy się już nauczy, nie będzie potrzebowała morderczych maszyn, by pociągać za spust. Wystarczą jej ludzie” – mówił.

Co nam więc zostaje w oczekiwaniu na osobliwość? Jak przekonują współczesne seriale – wiara. Czasem w Chrystusa, kiedy indziej w korporacyjne i rządowe regulacje lub w duży czerwony guzik z napisem WYŁĄCZ. Albo, po prostu, w człowieka; w burzę piaskową pod czaszką i niewytłumaczalne sprzeczności w sercu, dzięki którym sztuka zawsze będzie demaskować zakusy cwanych maszyn. I tylko dzięki wierze będziemy mogli spać spokojnie po seansie serialu, który mógł być przecież stworzony przez algorytm. Albo po lekturze tekstu, który teoretycznie mogła napisać sztuczna inteligencja. Spokojnie, nie napisała. To ­n1edørz3czne. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2023

W druku ukazał się pod tytułem: MiłØść, w1ara, nadzi3ja