Wiara w Jezusa niekoniecznie musi oznaczać wiarę w anielskie śpiewy

Nasze ludzkie pomysły się starzeją. Rewolucyjne w jakimś etapie historii, z czasem mogą stać się banalne i nie spełniać dawnej funkcji, zwłaszcza jeśli z czasem przybierają postać kiczu.

29.11.2023

Czyta się kilka minut

 /
/

Nie wszystko jest starożytne. Wieniec adwentowy wprowadził dopiero Johann Hinrich Wichern w szkole dla sierot w Hamburgu w 1839 r. Potem, kiedy został skierowany do Berlina (w 1860 r.), przeniósł tam ten zwyczaj (zmniejszając liczbę świeczek z dwudziestu czterech do czterech). Wieniec się przyjął i zawędrował do różnych krajów katolickich. Do Polski trafił w 1925 r. A Boże Narodzenie zaczęto obchodzić w IV-VI wieku. Wtedy ustanowiono to święto. Kwestię daty uregulował Grzegorz Wielki (590-604) i od tego czasu adwent trwa cztery tygodnie. Nigdy Kościół nie sugerował, że data święta odpowiada rzeczywistej dacie narodzin Jezusa. Ustalenie daty święta Bożego Narodzenia najprawdopodobniej było zależne od innych – nazwijmy je duszpasterskimi – racji. 

Lubimy opowieści o narodzeniu Jezusa. Przywykliśmy, pewnie także dzięki kolędom, do opisu narodzin Jezusa, do aniołów, do cudownej gwiazdy i innych zjawisk. Nie zadajemy pytań o ich prawdziwość czy brak prawdziwości, ale albo się po prostu radujemy z Narodzin Jezusa, albo odrzucamy wszystko, co się z tym urodzeniem – z jego opisami – wiąże. Dziś jest jasne, że opisy wydarzeń związanych z wiarą były ozdabiane szczegółami, które tę wiarę miały podtrzymywać. Wiara w Jezusa niekoniecznie musi oznaczać wiarę w anielskie śpiewy (z podanym tekstem) i inne wydarzenia (jak np. sen Józefa). Nie wszystko, co zapisano, należy brać dosłownie.

Upiększanie tekstów tymi niezwykłymi szczegółami stanowiło podkreślenie niezwykłego charakteru wydarzeń, które bez nich, na pierwszy rzut oka, mogły wyglądać nazbyt zwyczajnie. Nie twierdzę, że nie było wydarzeń cudownych, ale cuda nie zawsze i nie wszystkich rzucają na kolana. 

Pan Johann Hinrich Wichern z pewnością nie był ani pierwszym, ani jedynym, który ubogacił obchody Bożego Narodzenia. Wcześniej i gruntowniej zrobił to Franciszek z Asyżu, a z pewnością przed nim i po nim – wielu innych. Nie ma w tym nic złego, byle nie zapomnieć, co jest naszym wspomnieniem, naszym wyobrażeniem i naszą produkcją, co zaś dziełem Pana Boga. Nasze ludzkie pomysły się starzeją. Rewolucyjne w jakimś etapie historii, z czasem mogą stać się banalne i nie spełniać dawnej funkcji, zwłaszcza jeśli z czasem przybierają postać kiczu.

Te upiększenia nie byłyby niczym złym, gdyby nie wiązały się z nimi pieniądze. Nie udawajmy, że nie wiemy, jak wiele „nabożnych praktyk” taki właśnie miało cel: by pod religijnym pretekstem wyciągnąć od ludzi pieniądze. Pieniądze są potrzebne do funkcjonowania Kościoła, lecz sposoby ich zdobywania... niestety łatwo tu stracić umiar.

Fake newsy papieża

Franciszek lubi cytować pouczające historie, zaczynające się od słów: „Nie wiem, czy to prawda, ale...”. Korzysta z niezweryfikowanych źródeł, powołuje się na nieprawdziwe informacje. Bo nie o prawdziwość faktów mu chodzi, ale o ich przydatność.

Sposób działania obecnego papieża przeraża wielu pobożnych ludzi. Przeraża między innymi dlatego, że do tej pory (przynajmniej za naszej pamięci) żaden papież nie rozpoczął wojny z największymi wadami instytucji znanej jako święty, powszechny, rzymski Kościół. Zmagania te mają swoje blaski i cienie. Papież z pewnością czasem się myli, czasem, całkiem po ludzku, przesadza lub zbyt łatwo rezygnuje. Jednak w zasadniczej sprawie, którą jest przywrócenie świętości Kościoła, ma rację. Nawet jeśli niekiedy nie potrafimy wszystkich jego decyzji zrozumieć, może mieć rację, którą mu po latach przyznamy.

Papież Franciszek walczy o prawdziwy obraz Kościoła. Nie zwalcza rzeczy drugorzędnych, moralnie obojętnych, choć niekoniecznie bliskich istocie Kościoła. Urzęduje w Watykanie, choć na mieszkanie wybrał sobie hotel (tak, w Watykanie, ale jednak hotel), korzysta z Watykanu, kiedy mu wygodniej. Co ważniejsze, papież Franciszek irytuje wielu. Są to różnego typu irytacje. Jednych irytuje walką z nadużyciami, innych swoją otwartością na słuchanie i podejmowanie rzeczy, które są (zdaniem zirytowanych) trudne do pogodzenia z wiarą. A jednak – powtarzam to uporczywie – jest papieżem opatrznościowym. Opatrznościowym, bo odważnym. Po nim przyjdą inni, kolejni papieże. Konia z rzędem temu, kto zdoła przewidzieć, jacy będą, lecz na pewno będą tacy, jakich trzeba. Kościół nie jest firmą czysto ziemską, dlatego nas zaskakuje. Nie tylko zaskakuje osobami na jego czele, ale także tym, co robi, a czego my byśmy na pewno nie zrobili.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Upiększanie wiary