W Rumunii rok 2024 zapowiada się jako pasmo sukcesów antysystemowej prawicy. Dlaczego już co czwarty Rumun gotów jest ją poprzeć?

Chcą aneksji sąsiedniej Mołdawii, nie lubią „Brukseli” ani mniejszości seksualnych i mrugają okiem do tych rodaków, którzy bezkrytycznie patrzą na historię kolaboracji z czasu II wojny światowej. Ich lider mówi o sobie, że jest „rumuńskim Orbánem”. Czy radykalna prawica zmieni Rumunię?
z Bukaresztu

26.03.2024

Czyta się kilka minut

37-letni George Simion (z podniesioną ręką), lider Związku Jedności Rumunów, pozdrawia sympatyków podczas protestu przed parlamentem w Bukareszcie. 21 grudnia 2021 r. / Fot. Daniel Mihailescu / AFP / East News
George Simion (z podniesioną ręką), lider Związku Jedności Rumunów, pozdrawia sympatyków podczas protestu przed parlamentem w Bukareszcie. 21 grudnia 2021 r. // Fot. Daniel Mihailescu / AFP / East News

Rok 2024 zwany jest w Rumunii „rokiem superwyborów”. Między czerwcem a grudniem mieszkańcy tego karpackiego kraju wybiorą zarówno posłów do Parlamentu Europejskiego, jak też nowy parlament, prezydenta i władze lokalne.

Wszelkie dostępne sondaże wskazują, że będzie to rok sukcesu rumuńskiej radykalnej prawicy. Eurosceptyczny i narodowo-konserwatywny Związek Jedności Rumunów (AUR) śmiało liczyć może na poparcie ponad jednej piątej wyborców, co czyni go nie tylko najpopularniejszą partią prawicową, lecz także drugą siłą polityczną w kraju – po postkomunistach z Partii Socjaldemokratycznej (PSD), których popiera jedna trzecia Rumunów.

Niemal pewne jest również, że do parlamentu wejdzie partia S.O.S. România – poglądami plasująca się jeszcze bardziej na prawo od AUR, sympatyzująca z Rosją i antyukraińska, w której szeregach są m.in. politycy promujący teorie spiskowe. Obecnie ta zdecydowanie skrajnie prawicowa formacja może liczyć na ok. 6 proc. głosów.

Co to wszystko oznacza dla Rumunii? A także dla jej pozycji w NATO i Unii Europejskiej?

Złote cztery filary

Związek Jedności Rumunów, na którego czele stoi charyzmatyczny 37-letni George Simion, na firmamencie politycznym zagościł niedawno – podczas wyborów parlamentarnych w grudniu 2020 r. Cóż to było jednak za wejście! Założona ledwie rok wcześniej partia zdobyła ponad 9 proc. głosów, co było zaskoczeniem i dla obserwatorów sceny politycznej, i dla znacznej części elektoratu. Dotąd ugrupowanie to uznawane było powszechnie za tak marginalne, że nawet nie uwzględniano go w większości sondaży. Tylko w jednym w ogóle przekraczało pięcioprocentowy próg, co komentatorzy uznawali za oczywisty błąd w sztuce.

Skrótowiec AUR nie jest przypadkowy. W języku rumuńskim słowo to oznacza „złoto”. Takie są też sztandary partii, na których widnieje równoramienny krzyż otoczony słowami: rodzina, wiara, naród i wolność. To tzw. cztery filary, na których opiera się program Simiona. AUR ma być partią wolnorynkową, konserwatywną, nacjonalistyczną i eurosceptyczną, choć w tym ostatnim wypadku jej politycy wolą mówić o eurorealizmie.

Po Hiszpanii, Holandii czy Włoszech teraz także Portugalia skręca politycznie na prawo. Dlaczego Portugalczycy postawili na radykalną zmianę?

Perspektywa utworzenia w Lizbonie stabilnego rządu jest po tych wyborach niewielka. Chyba że tradycyjna centroprawica złamie kampanijną obietnicę i porozumie się z nową skrajnie prawicową partią Dość. Jej lider, dawny komentator sportowy, otwarcie odwołuje się do tradycji portugalskiej dyktatury.

Choć nie nawołują oni wprost do opuszczenia Unii Europejskiej, to opowiadają się za utrzymaniem daleko idącej niezależności od struktur wspólnotowych i budową tzw. Europy ojczyzn, krytykując ideę federalizacji Unii. Jednocześnie współpraca transatlantycka – na czele z rumuńskim członkostwem w NATO – nie budzi z ich strony większych zastrzeżeń. Z niechęcią odnoszą się za to do kwestii praw mniejszości seksualnych, na czele z postulatem wprowadzenia w Rumunii związków partnerskich czy małżeństw jednopłciowych.

Między nami rewizjonistami

„Złociści”, jak się ich nazywa, nie żywią też sympatii wobec mniejszości etnicznych, szczególnie Węgrów i Romów. Tych pierwszych uważają za zagrożenie polityczne, a nawet wprost za instrument wykorzystywany przez niechętnego Rumunii sąsiada.

Mniejszość węgierska jest tutaj liczna (ok. 5 proc. mieszkańców) i doskonale zorganizowana. Od lat w rumuńskim parlamencie zasiadają posłowie i senatorowie z ramienia Demokratycznego Związku Węgrów w Rumunii (UDMR). Partia ta dąży do uzyskania dla rumuńskich Węgrów autonomii terytorialnej, czemu sprzeciwiają się zresztą nie tylko „złociści”, ale także reszta rumuńskich partii.

Ponadto UDMR jest silnie związany z rządzącym Węgrami Fideszem. Jego politycy zaś, na czele z premierem Orbánem, stale balansują na granicy rewizjonizmu. Czynią to zarówno retorycznie (gdy przypominają polemicznie traktat z Trianon, który w 1920 r. przyznał Rumunii węgierski wówczas Siedmiogród), jak też symbolicznie, gdy z lubością fotografują się na tle mapy Wielkich Węgier – historycznego królestwa, które na przestrzeni tysiąca lat obejmowało ziemie należące dziś do Rumunii, Słowacji, Ukrainy czy Chorwacji.

Na ironię zakrawa więc fakt, że krytykując Węgrów, „złociści” sami mają w programie hasła rewizjonistyczne. Opowiadają się bowiem za możliwie najszybszym przyłączeniem sąsiedniej Mołdawii, w okresie międzywojennym leżącej w granicach Rumunii i oderwanej od niej na mocy paktu Hitler-Stalin.

To idée fixe Simiona, który do chwili założenia AUR znany był głównie z działalności prozjednoczeniowej. Ironiczna jest przy tym także mieszanka niechęci i podziwu, którą Simion obdarza węgierskiego premiera. „Jestem rumuńskim Orbánem” – mówił w 2021 r. w wywiadzie dla budapesztańskich mediów, dodając, że Fidesz to wzór dla jego ugrupowania.

George Simion ze świeżo poślubioną żoną Ilincą podczas wesela, na które zaprosił „wszystkich Rumunów”. // Materiały prasowe / Georgesimion.ro

Simion zaprasza na wesele

Od początku istnienia „złociści” oskarżani są przez większość mainstreamowych mediów i komentatorów o nawiązywanie w swej retoryce i programie do tradycji Żelaznej Gwardii oraz Legionu Michała Archanioła. To rumuńskie organizacje faszystowskie i antysemickie z okresu międzywojnia oraz II wojny światowej, które współrządziły krajem po przejęciu władzy przez marszałka Iona Antonescu w latach 1940-41.

Choć liderzy „złocistych” regularnie starają się odpierać te oskarżenia, nie są one bezpodstawne. Wielu członków AUR w przeszłości wypowiadało się pozytywnie o działalności przedstawicieli obu wspomnianych organizacji. Dość powiedzieć, że honorowym przewodniczącym AUR – oraz politykiem, którego partia promowała jako potencjalnego kandydata na premiera w roku 2020 i 2021 – był Călin Georgescu. Zasłynął on licznymi kontrowersyjnymi wypowiedziami: w listopadzie 2020 r. określił mianem bohaterów marszałka Antonescu (odpowiedzialnego m.in. za Holokaust na okupowanych przez Rumunię ziemiach) oraz Corneliu Zelea Codreanu, założyciela Legionu Michała Archanioła.

Mołdawia: ostatnie dwa lata zmieniły tu więcej niż wcześniejsze trzy dekady. Kraj skutecznie odcina się od Rosji. Dlaczego więc nastroje nie są dobre?

Rosyjskie wpływy polityczne i gospodarcze w Mołdawii są dziś słabsze niż kiedykolwiek od momentu uzyskania niepodległości w 1991 r. Ale atmosfera w stolicy nie jest dziś najlepsza. „Jeśli Ukraina upadnie, pozostanie nam tylko tworzenie rządu na uchodźstwie, może w Rumunii” – słyszę w Kiszyniowie.

Sam George Simion zaś – choć walczy z wizerunkiem kontynuatora tradycji skrajnej prawicy – za pomocą drobnych gestów zdaje się co jakiś czas puszczać oko do jej sympatyków. Jak w 2022 r., gdy zdecydował się zaprosić na swoje wesele „wszystkich chętnych Rumunów”. W efekcie w wydarzeniu zorganizowanym w sierpniu wzięły udział tysiące gości. Zgodnie z wymogami pana młodego wszyscy ubrani w tradycyjne rumuńskie koszule ludowe.

Powiązania, skojarzenia, oskarżenia

Media szybko dostrzegły podobieństwo pomiędzy ślubem Simiona a weselem Corneliu Zelea Codreanu, na które w 1925 r. „Kapitan” – jak zwano lidera Legionistów – również zaprosił „wszystkich Rumunów”, a które przeistoczyło się w masowe wydarzenie społeczno-polityczne.

To nie jedyna kontrowersja krążąca wokół „złocistych”. Zarzuca się im także prorosyjskość, a nawet powiązania z rosyjskimi służbami, choć oskarżenia te opierają się głównie na poszlakach i nie zostały dotąd wiarygodnie udowodnione. Nie da się jednak ukryć, że Simion nie żywi szczególnej sympatii dla Kijowa ani dla pomysłu udzielania pomocy wojskowej Ukrainie. Tłumaczy to m.in. ograniczaniem przez Ukrainę praw zamieszkującej ją mniejszości rumuńskiej.

Ale jest jeszcze jedna teoria, równie popularna jak ta o powiązaniach „złocistych” z Rosją. Powiada ona, że AUR to po prostu projekt polityczny rumuńskich służb specjalnych, które postanowiły same – na wszelki wypadek – zagospodarować prawą część sceny politycznej. Tego typu teorie są bardzo popularne w Rumunii. Wiara we wszechmoc tajnych służb – będąca spadkiem po niesławnej Securitate, komunistycznej tajnej policji – miesza się tutaj z podświadomym niedowierzaniem w to, że oddolne ruchy polityczne mogą tak szybko rozwijać się i osiągnąć spektakularny sukces bez wsparcia ze strony odpowiednich opiekunów. Również i to drugie przekonanie swymi korzeniami sięga epoki komunizmu.

Senatorka wizytuje ambasadę

Wątpliwości nie ma natomiast co do prorosyjskości drugiej najpopularniejszej dziś w Rumunii partii radykalnej: S.O.S. România to formacja, której popularność zbudowano na skandalicznych wypowiedziach i gestach jej liderki, senatorki Diany Șoșoaki.

Na szersze wody wypłynęła ona w 2020 r., gdy w trakcie pandemii stała się jedną z twarzy ruchu antyszczepionkowego. Diana Șoșoacă porównywała wówczas osoby decydujące się na szczepienie do „owiec idących na rzeź” i sprzeciwiała się obostrzeniom sanitarnym. Występowała np. w parlamencie w kagańcu, mającym imitować maseczkę higieniczną.

Dziś Șoșoacă opowiada się za wystąpieniem Rumunii z Unii. Choć do parlamentu dostała się z listy AUR, to już po kilku miesiącach została wyrzucona przez „złocistych” za brak subordynacji i zbytnią skrajność, szkodzącą wizerunkowi partii.

Rozkręcając własny projekt polityczny, Șoșoacă zajęła pozycję silnie nacjonalistyczną i antyzachodnią, a także antyukraińską i otwarcie sympatyzującą z Rosją. W marcu 2022 r., niedługo po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji rosyjskiej na Ukrainę, senatorka odwiedziła ambasadę Rosji w Bukareszcie, aby – jak ogłosiła – dyskutować o neutralności Rumunii i pośrednictwie między Moskwą a Kijowem.

Rok później wystąpiła w parlamencie z projektem ustawy przewidującej aneksję ziem ukraińskich, które przed II wojną światową należały do Rumunii – w tym Północnej Bukowiny, Budziaku i Wyspy Wężowej (słynnej za sprawą jej obrony w pierwszych dniach inwazji). Wisienką na torcie jest fakt, iż Șoșoacă jest gorliwie promowana przez rosyjskie media, w tym przez rumuńskojęzyczną redakcję portalu Sputnik, który w 2021 r. obwołał ją „politykiem roku”.

Obywatele drugiej kategorii

Skąd tak niezwykły wzrost popularności w Rumunii radykalnej prawicy?

Przyczyn jest kilka. Kluczowa to powszechne wśród Rumunów poczucie rozczarowania i zmęczenia tradycyjnymi partiami prawicowymi i centrowymi. I tak Partia Narodowo Liberalna (PNL) – istniejąca od początku lat 90. XX w., najpotężniejsza i dysponująca najrozleglejszymi strukturami terenowymi formacja prawicowa w kraju – notuje dziś najniższe od ponad dekady poparcie; wedle sondaży waha się ono w przedziale 16-19 proc.

Na tak słaby wynik wpływają konflikty wewnątrzpartyjne i częste w ostatnich latach zmiany liderów. Kryzys pogłębiła podjęta w grudniu 2021 r. przez PNL decyzja o zawarciu koalicji ze swoim głównym przeciwnikiem ideologicznym, postkomunistami z PSD. Liberałowie uczynili to, by utrzymać władzę i odsunąć perspektywę przedterminowych wyborów.

Paliwem dla radykalnych ugrupowań nacjonalistycznych jest także narastające w ostatnich latach poczucie rozczarowania członkostwem w Unii, co wynika z nierównego traktowania Rumunii i Rumunów we Wspólnocie.

Sztandarowy przykład to blokowanie wejścia Rumunii do strefy Schengen – motywowane politycznie, w wykonaniu części państw Unii (niegdyś zwłaszcza Holandii, obecnie Austrii). To także dlatego jeszcze w 2021 r. prawie 80 proc. Rumunów deklarowało, że czują się „obywatelami Unii drugiej kategorii”.

„Zachód nas wykorzystuje”

W tym samym badaniu 54 proc. ankietowanych wyrażało przekonanie, że są w Unii dyskryminowani. Towarzyszy zaś temu przekonanie, że „Zachód” wykorzystuje Rumunię. I tak niedługo po sukcesie „złocistych” w wyborach parlamentarnych z grudnia 2020 r. aż 56 proc. obywateli skłonnych było przychylić się do twierdzenia, że za zanieczyszczenie środowiska odpowiadają zagraniczne („zachodnie”) firmy. Co trzeci pytany przychylał się do teorii spiskowej, zgodnie z którą budowę autostrad w ich kraju blokują „obce mocarstwa”.

Wreszcie do konsolidacji elektoratu radykalnego przyczyna się wojna rosyjsko-ukraińska, która toczy się przecież po sąsiedzku. Od czasu do czasu Rumunia doświadcza jej bezpośrednio, gdy rosyjskie drony – atakujące ukraińskie porty nad Dunajem – wchodzą w rumuńską przestrzeń powietrzną lub rozbijają się już na jej terenie.

Wszystko to sprawia, że jakaś część elektoratu staje się podatna na hasła podnoszone przez „złocistych” oraz S.O.S. România, a nawołujące do nieangażowania się w ten konflikt oraz do ograniczania (lub nawet zupełnego zaprzestania) wsparcia dla Kijowa.

Do tej pory rząd w Bukareszcie pomaga bowiem Ukrainie bez zastrzeżeń – politycznie, militarnie (dostawami broni) i gospodarczo (np. wspierając eksport ukraińskich produktów w świat poprzez porty na Dunaju). Choć czyni to raczej bez ostentacji, nie ujawniając całej skali tego zaangażowania – również z uwagi na popularność skrajnej prawicy.

Sygnały ostrzegawcze

Mimo rosnącej popularności obu formacji – wedle sondaży obejmującej już łącznie ponad jedną czwartą społeczeństwa – ani „złociści”, ani S.O.S. România nie zdołają sięgnąć po władzę podczas wyborów parlamentarnych zaplanowanych na grudzień. Jednak zajmując czwartą część parlamentu krajowego, a także tworząc mniej więcej ośmioosobową grupę w Parlamencie Europejskim (na 33 mandaty przypadające Rumunii), staną się siłą wyraźniej niż dziś współtworzącą narrację polityczną w kraju. A także wymuszającą na rumuńskim mainstreamie uwzględnianie lub przynajmniej odnoszenie się do części ich postulatów.

W praktyce, przy tak masowym poparciu, obie formacje stają się pełnoprawnymi już ugrupowaniami głównego nurtu. Ich sukces będzie również kolejnym już sygnałem ostrzegawczym dla elit politycznych, które na razie – zamiast walczyć z radykałami przez odzyskiwanie zaufania wyborców – stosują strategię straszenia ich swoimi przeciwnikami.

Jak dotąd strategia taka sprawiła jedynie, iż w ciągu ostatnich czterech lat poparcie dla antysystemowej prawicy wzrosło ponaddwukrotnie.

Słowacy wkrótce wybiorą prezydenta. Dlaczego więc na ostatniej prostej przed głosowaniem w kraju dyskutuje się głównie o niedźwiedziach?

Jeśli nowym prezydentem Słowacji zostanie kandydat z obozu Roberta Ficy, premier uzyska wolną rękę dla przeprowadzania dalszych wątpliwych zmian w państwie. Jedną z nich może być ułatwiony odstrzał niedźwiedzi, których jest tutaj około tysiąca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kamil Całus jest z wykształcenia wschodoznawcą i dziennikarzem. Z pochodzenia wyspiarz ze świnoujskiego prawobrzeża. Od ponad dekady ekspert warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia ds. Rumunii oraz Mołdawii. O obu krajach regularnie opowiada… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Rumuński „Złoty Orbán”