Powstały ich już 64, choć ustawa weszła w życie dopiero 22 maja. Blisko 300 kolejnych wniosków o zatwierdzenie statutu i wpisanie na listę czeka w sądzie na swoją kolej. Minimalny próg kapitału możliwy do wniesienia to 100 tysięcy złotych, ale koszty obsługi prawnej czynią tę grę wartą świeczki jedynie w przypadku wielomilionowych majątków.
Zainteresowanie powołaniem fundacji rodzinnych, jak przyznają anonimowo prawnicy zaangażowani w prace nad statutami, przerosło oczekiwania. – Spodziewaliśmy się na początek dwóch, trzech zapytań – mówi pracownik warszawskiej kancelarii. – Tymczasem już pod koniec czerwca mieliśmy jedenastu klientów, którzy zlecili nam przygotowanie dokumentacji potrzebnej do zarejestrowania takiej fundacji.
Zapytany o przyczyny, prawnik nie zastanawia się długo nad odpowiedzią. – Po raz pierwszy od końca II wojny światowej w Polsce naprawdę jest co dziedziczyć – kwituje.
Zmiana warty
Jan Kulczyk, Zygmunt Solorz, Jan Starak, Janusz Filipiak – te nazwiska zapisały się już na stałe w polskiej historii gospodarczej. Pionierzy nadwiślańskiego biznesu zgromadzili majątki, które w niektórych przypadkach czynią ich dolarowymi miliarderami i zapewniają miejsca w końcówce rankingów najzamożniejszych ludzi globu. Fortuna dziesięciu najbogatszych Polaków z tegorocznego rankingu magazynu „Forbes” (obejmującego sto nazwisk) warta jest 108 mld zł. Dziesięć lat temu cała setka wyceniana była na 94,5 mld zł.
Bez względu na branżę czy stan konta większość krajowych milionerów i miliarderów łączy jednak metryka. Generacja Polaków, którzy jako pierwsi z powodzeniem popłynęli na fali wolnego rynku, właśnie przechodzi – lub już przeszła – na emeryturę. Z danych Instytutu Biznesu Rodzinnego wynika, że w ciągu najbliższych czterech lat aż 57 proc. firm rodzinnych czeka zmiana kierownictwa wymuszona wiekiem założycieli. Jednocześnie tylko 8,1 proc. ich dzieci wyraża gotowość do przejęcia pałeczki po rodzicach.
W roku rekordowej inflacji i gwałtownego skoku wskaźników ubóstwa nie jest to, rzecz jasna, najpilniejsze zadanie w katalogu zagadnień społecznych do szybkiego zaopiekowania, ale rząd PiS pochylił się nad nim w ekspresowym trybie. Od momentu, gdy projekt ustawy o fundacji rodzinnej trafił do Sejmu, do chwili, gdy podpisał ją prezydent, minęło 67 dni. Dla porównania: uchwalenie o wiele ważniejszej ustawy o pomocy państwa w oszczędzaniu na cele mieszkaniowe zajęło rządzącym 74 dni.
„Nie mamy (…) w polskim porządku prawnym wystarczających instrumentów zapewniających ochronę przed podziałem (rozdrobnieniem) majątku powstałego w związku z prowadzoną działalnością gospodarczą po przeprowadzeniu sukcesji ani za życia, ani po śmierci właściciela. (…) Brak rozwiązań w tym zakresie jest dostrzegalny przede wszystkim wśród osób, które chciałyby zadbać o przyszłość zgromadzonego majątku w perspektywie dłuższej niż dwóch pokoleń” – tymi słowami potrzebę pilnego uchwalenia ustawy o fundacji rodzinnej opisali jej autorzy, o dziwo, nie z resortu sprawiedliwości, lecz z Ministerstwa Rozwoju i Technologii.
Cytowany wyżej prawnik ze stołecznej kancelarii: – Tą ustawą państwo polskie niejako przyznaje się do bezradności. Rząd zdaje sobie sprawę, że fundacje rodzinne ułatwią najbogatszym obchodzenie polskich przepisów podatkowych, ale wie też, że polski miliarder może dziś zrobić właściwie to samo rejestrując identyczną fundację choćby w Wiedniu. Lepiej więc, żeby optymalizował sobie podatki w majestacie polskiego prawa.
Co zostaje w rodzinie
Jakie korzyści zapewnia fundacja rodzinna? Najprościej i zarazem najszczerzej ujmuje to na swojej stronie internetowej jedna z krakowskich kancelarii prawnych.
„Majątek wprowadzony do fundacji rodzinnej przez fundatora nie trafi do masy spadkowej, a spadkobiercy będą mogli z niego korzystać jako beneficjenci fundacji w sposób określony przez jej statut. Drugim zastosowaniem będzie używanie fundacji jako narzędzia optymalizacji podatkowej. Fundacja rodzinna co do zasady nie jest podatnikiem podatku CIT, więc uzyskiwane przez nią dochody nie będą opodatkowane. Trzecim zastosowaniem będzie wykorzystanie fundacji jako wehikułu inwestycyjnego. Fundacja rodzinna może inwestować w akcje, obligacje oraz udzielać pożyczek w sposób całkowicie zwolniony z podatku” – czytamy na stronie.
Nic dziwnego, że prawnicy zastanawiają się, czy ustawodawca z premedytacją wybrał sąd w Piotrkowie Trybunalskim jako właściwy do rejestracji fundacji rodzinnych? Bo jeśli to przypadek, to wielce symboliczny: od 1578 r. obradował tutaj jesienią Trybunał Główny Koronny zajmujący się sprawami prawa ziemskiego regulującego stosunki między szlachtą, i właśnie tu zrodziło się wiele magnackich fortun. Specjaliści od polskiego prawa spadkowego dostrzegają zresztą w ustawie o fundacjach rodzinnych uderzające podobieństwo do ordynacji rodowej z czasów I Rzeczypospolitej, która upowszechniła się zwłaszcza w XVII w. W trosce o integralność wielkich majątków magnackich stworzono wówczas konstrukcję nie do końca zgodną z ówczesnym polskim systemem prawnym, za to broniącą stanu posiadania rodu.
Ordynacja nie mogła być sprzedana, darowana ani podzielona między kilku spadkobierców, ale zawsze przechodziła w drodze dziedziczenia w całości na określoną osobę, z reguły na najstarszego syna. Kobiety nie mogły być ordynatami. Na kierującym ordynacją spoczywał obowiązek utrzymywania członków najbliższej rodziny, nie miał za to prawa dysponować majątkiem według własnej woli, zwłaszcza uszczuplać go i wyprzedawać. W razie niewypełniania obowiązków statutowych mógł nawet zostać pozbawiony powiernictwa na rzecz następcy lub rodziny.
Antoni Dudek: Wybory nie będą uczciwe
Fundacja rodzinna – jak podkreśla dr Wojciech Bańczyk, badacz polskiego prawa spadkowego z Uniwersytetu Jagiellońskiego – w zbliżony sposób narusza jedną z fundamentalnych zasad regulujących w polskim prawie dziedziczenie, jaką jest brak możliwości przekazania spadku na warunkach określonych przez donatora. Nie można – mówi ekspert – zapisać komuś majątku i jednocześnie zobowiązać go do gospodarowania nim na określonych zasadach, bo w polskim prawie z chwilą nabycia spadku nabywa się pełnię praw do zarządzania jego przedmiotem. Można za to wyobrazić sobie sytuację, że fundator w statucie uzależni prawo do bycia beneficjentem fundacji np. od wyznawanej religii albo zakaże spadkobiercom wchodzenia w związki małżeńskie z osobami określonych narodowości. To oczywiście przypadki skrajne i statut zawierający podobne zapisy nie powinien być przyjęty przez sąd rejestrowy jako niezgodny z konstytucją.
Ale co zrobić z sytuacją, w której fundator uzależni dostęp do majątku fundacji od ukończonych studiów? W świetle przepisów ustawy o fundacji rodzinnej jej założyciel, będący np. wziętym prawnikiem lub znanym medykiem, może po wsze czasy zamknąć dostęp do jej zasobów potomkom niebędącym adwokatami lub lekarzami. Gdyby jednak swój majątek przekazał w formie testamentu, jego uwagi pod adresem ścieżki zawodowej przyszłych pokoleń miałyby ciężar pobożnych życzeń.
Polska odrzuca ogon
Specjaliści od prawa spadkowego nie wykluczają, że z biegiem czasu ustawa o fundacjach rodzinnych będzie musiała przejść nowelizacje, które dopasują ją lepiej do zasad polskiego prawa. Najważniejszego mankamentu nie da się jednak usunąć bez zmiany jej głównej funkcjonalności: w świecie rosnących nierówności dochodowych, zagrażających fundamentom państwa demokratycznego, fundacje rodzinne będą przyspieszać i tak szybko zachodzącą koncentrację majątku w rękach najbogatszych Polaków. Jak podają autorzy najnowszej edycji World Inequality Report 2022, średni dochód narodowy dorosłej populacji w Polsce wynosi 26,6 tys. euro rocznie. Dolne 50 proc. zarabiało jednak do 10,4 tys. euro, mając 19,5 proc. udziału we wszystkich dochodach. Tymczasem najbogatsze 10 proc., z dochodem na poziomie 100 tys. euro rocznie, miało aż 38 proc. udziału w sumie dochodów mieszkańców Polski.
Polski senior chodzi głodny
Jesteśmy nadal społeczeństwem na dorobku. Tę oczywistą konstatację warto oprzeć na liczbach, choćby z ostatniego Global Wealth Report, przygotowanego w ubiegłym roku przez nieistniejący już szwajcarski bank Credit Suisse na podstawie danych na koniec grudnia 2021 r. Autorzy tego zestawienia łączną wartość majątku zgromadzonego przez wszystkich mieszkańców Polski oszacowali na 2 biliony dolarów. Taki wynik dał nam miejsce dopiero w trzeciej dziesiątce najzamożniejszych społeczeństw globu. Otwierający statystykę Amerykanie mieli w tym samym czasie zasoby podliczone w identyczny sposób na łącznie aż 126,3 bln dolarów. W przeliczeniu na mieszkańca dało to 380,5 tys. dolarów w przypadku USA – i tylko 52,9 tys. dolarów dla statystycznego Polaka. Niemal tyle samo, ile my, zgromadziło niespełna 9 mln Austriaków.
Szybko nadrabiamy te historyczne zaległości. Z danych izb skarbowych wynika, że w ubiegłym roku 43 776 podatników przekroczyło próg dochodu w wysokości miliona złotych. W ciągu 12 miesięcy przybyło ich 239, ale w trakcie dekady ich liczba uległa praktycznie podwojeniu. Rzecz jasna drogę do pierwszego miliona skróciła Polakom inflacja, ale choćby rzut oka na dynamikę PKB Polski pokazuje, że w ujęciu czysto statystycznym bogacimy się w tempie niespotykanym od stuleci.
Ale czy to naprawdę argument za tym, by ci, którzy mają najwięcej, oddawali biedniejszym jeszcze mniej niż dotychczas? ©℗