Z oddali wyglądają jak las, który porusza się i mieni kolorami. Tylko skąd las tu, na miejskim cmentarzu nr 18, przy południowej obwodnicy Charkowa? Z bliska rzecz się wyjaśnia: to nie drzewa. To tysiące flag wbitych w ciemnożółtą ziemię mogił, czasem po kilka na jednej. Prócz flag państwowych niemal każdy grób dźwiga, niczym chorąży, sztandar jednostki, w której służył poległy.
Na cmentarzu nr 18 chowani są żołnierze z Charkowa, którzy zginęli na wojnie z Rosją. Groby, ściśnięte ciasno, ciągną się szeregami. Setki, może więcej. Leżą miesiącami: ci z sierpnia, tamci z września. Twarze na zdjęciach, haftowane ręczniki, czasem rysunek, pewnie dziecięcy. U Dmytra Denisenki, lat 36, na ramieniu krzyża wisi torebka ze słodyczami. Przy niektórych ludzie: tu zapewne cała liczna rodzina, tam samotna kobieta. Siedzi w bezruchu, czasem coś poprawi, znów zastyga.
W miejscu, gdzie kończy się najświeższy rząd mogił, wykopano kilka nowych. Jest niedzielny poranek, dziewiąta. Trwa pogrzeb, kolejny się szykuje. „Cmentarze rosną maleje liczba obrońców” – przypomina się wiersz Herberta „Raport z oblężonego Miasta”.

Czy faktycznie maleje? Skala strat, poniesionych przez ponad 600 dni rosyjskiej inwazji, sprawia, że armia ukraińska jest dziś inna niż rok temu: coraz mniej żołnierzy zawodowych i ochotników, coraz więcej tych, którzy poszli, bo musieli. Kraj ma coraz większy problem z poborem nowych. Zmiany w prawie domykają furtki, które dotąd ułatwiały uchylanie się. Mówi się, że wkrótce powołanie mogą dostać mężczyźni powyżej 60. roku życia (może to fake, ale pokazuje emocje).
„Pies uratował mi życie”. Opowieść z Zaporoża
Siłą rzeczy przybywa na froncie tych, których w innych warunkach powinno się co najmniej wysłać na urlop. To ci, którzy odnieśli rany, aby po podleczeniu zaraz wracać do szeregów (są tacy, którzy byli ranni parę razy). Z żołnierzy, których spotykałem podczas wyjazdów na Ukrainę po 22 lutego 2022 r., większość była już ranna, po czym wróciła na front. Ale i wśród tych, których kule ominęły, powszechne jest psychiczne i fizyczne przemęczenie. Czasem też fatalistyczne poczucie, że nie dożyją końca.
Wydaje się, że po stronie ukraińskiej nastał czas niepewności wobec tego, co dalej. Po tym, jak nie udała się letnia kontrofensywa, maleją nadzieje na rozstrzygnięcie na froncie (dla jednych w tym roku, dla innych w ogóle), które pozwoliłoby zakończyć wojnę.
Kolejne zdanie u Herberta brzmi: „ale obrona trwa i będzie trwała do końca”. Bo czy jest inne wyjście? Nawet jeśli ceną są takie miejsca, jak cmentarz nr 18. ©℗