Legion międzynarodowy. Polak i Amerykanin walczą o wolność Ukrainy

Po wezwaniu prezydenta Ukrainy do walki przeciwko Rosji dołączyli ochotnicy z zagranicy. Wśród nich także Polacy.
z obwodu charkowskiego

27.05.2022

Czyta się kilka minut

28-letni Jan ze Lwowa całe dorosłe życie spędził w armii. Teraz jest dowódcą kompanii legionu międzynarodowego. 17 maja 2022 r.  / FOT. PAWEŁ PIENIĄŻEK /
28-letni Jan ze Lwowa całe dorosłe życie spędził w armii. Teraz jest dowódcą kompanii legionu międzynarodowego. 17 maja 2022 r. / FOT. PAWEŁ PIENIĄŻEK /

W gęstym lesie, w którym śpiew ptaków miesza się z hukiem artylerii, stacjonują nie tylko ukraińscy żołnierze. Jedna z drużyn szykuje pozycje. Kopią głęboko. To zasługa Kolumbijczyka, który do walk przygotowywał się w dżungli.

– Za pierwszym razem dokopał się do wody. Patrzyliśmy na to ze zdziwieniem, kiwaliśmy głowami z uznaniem – mówi 24-letni Patryk, jeden z kopiących.

Na bluzie ma niebiesko-żółty rzep, jak wszyscy, ale jego pochodzenie zdradza bejsbolówka z biało-czerwoną flagą. Do lasów w obwodzie charkowskim, w którym trwają zacięte walki, ściągnęła go – jak wyjaśnia – chęć obrony ukraińskiej państwowości przed dyktaturą, która chce pozbawić Ukraińców praw, wolności i możliwości decydowania o sobie.

– Powinniśmy tego bronić za wszelką cenę, nawet jeśli ceną jest życie – stwierdza. – Dla mnie atak na Ukrainę nie różni się zbytnio od ataku na Polskę.

Obrona państwa, ludności cywilnej, wstrzymanie dalszej zbrojnej ekspansji Rosji – to powody, dla których najczęściej trafiają na Ukrainę zagraniczni ochotnicy. Prócz Polaków w oddziale można spotkać ludzi ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Holandii, Litwy, Izraela, Korei, Japonii czy Australii. Ukraina – tak jak dawniej Hiszpania, a całkiem niedawno Syria – stała się miejscem, za które są gotowi umierać nie tylko jej obywatele.

Nie każdy chce walczyć

Kiedy 24 lutego Rosja rozpoczęła ofensywę na pełną skalę, Patryk śledził informacje w Warszawie, gdzie mieszkał. Trzy dni później prezydent Wołodymyr Zełenski ogłosił powołanie legionu międzynarodowego i wezwał chętnych z całego świata, by stanęli ramię w ramię z ukraińską armią w walce z najeźdźcą. To dało początek Międzynarodowemu Legionowi Obrony Terytorialnej Ukrainy.

Patryk uznał, że nie może pozostać obojętnym. Gdy w 2014 r. wybuchła wojna w Donbasie, był jeszcze nastolatkiem. Wtedy również zagraniczni ochotnicy zasilili ukraińskie szeregi – głównie Gruzini i Białorusini – ale byli nieliczni.

Patryk to imię zmienione. Mężczyzna służył w Wojsku Polskim, potem był przedsiębiorcą. Nie podaje dokładnego zawodu ani prawdziwego imienia. Zgodnie z obowiązującym prawem, Polak dołączający do obcej armii czy grupy zbrojnej bez zgody Ministerstwa Obrony Narodowej może zostać skazany nawet na pięć lat więzienia. Część polskich polityków apelowała o zmianę tego zapisu dla ochotników pragnących bronić Ukrainy, ale do tej pory nie zapadła żadna decyzja.

– Jeśli prawo się zmieni, chętnie pokażę swoją twarz – przyznaje Patryk.

Mimo potencjalnych problemów nie miał wątpliwości, że postępuje słusznie. Podobnie zrobiło kilku Polaków, którzy są w jego oddziale. Najmłodszego i najstarszego dzieli przynajmniej różnica pokolenia. Nie wszyscy mają doświadczenie wojskowe.

Patryk jest zaskoczony tak nikłym udziałem swoich rodaków w wojnie przeciwko Rosji: – Z tego, co widziałem, więcej jest Niemców niż Polaków. To dziwne, bo myślałem, że więcej osób będzie czuło więź z Ukraińcami. W końcu graniczymy i z Ukrainą, i z Rosją. Choć oczywiście rozumiem, że nie każdy chce brać udział w wojnie – dodaje.


ATAK NA UKRAINĘ: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Liczba Polaków, którzy pojechali walczyć na Ukrainę, nie jest znana. Oficjalnych danych nie podaje ani strona polska, ani ukraińska. Ponadto obcokrajowcy walczą nie tylko w legionie międzynarodowym – są także włączani do różnych oddziałów sił zbrojnych Ukrainy. Nie jest też znana liczba zagranicznych ochotników w ogóle. Ukraińskie ministerstwo spraw zagranicznych informowało na początku marca, że niemal 20 tys. osób chciało dołączyć do legionu międzynarodowego, jednak nie wiadomo, ilu z nich rzeczywiście przekroczyło granicę.

Atak rakietowy na początek

Po apelu Zełenskiego Patryk zrezygnował z pracy.

– Musiałem sporo rzeczy zostawić, by tu przyjechać. Miałem swoje projekty i biznes, który zamknąłem. Otworzę go, jak wrócę – przyznaje.

Nie mówiąc nic rodzinie, na początku marca przekroczył granicę z Ukrainą. Dopiero na miejscu odważył się wysłać im wiadomość, że pojechał walczyć. Przerażeni, błagali go, aby wracał. Twierdzi, że w końcu pogodzili się z jego decyzją.

Spakował ubrania, jedzenie, papierosy (sam nie pali, ale to zawsze dobra waluta w czasach kryzysów), celownik, nóż, kamizelkę kuloodporną, pas taktyczny i medykamenty: – Nie spodziewałem się, że coś tutaj otrzymam, tylko że dadzą mi broń i od razu wyślą na front – wyjaśnia.


WOJNA W UKRAINIE: MEMY TEŻ SĄ BRONIĄ. ROZMOWA Z JOHNEM SPENCEREM, analitykiem wojskowym, emerytowanym majorem armii USA: Symbole i legendy są tym, o co ludzie walczą. Ukraińcy dali Rosji szkołę tego, co nazywamy wojną informacyjną >>>


To jednak nie jest rok 2014, gdy ukraińska armia nie miała wyposażenia ani zaplecza. Patryk podpisał roczny kontrakt i dostał wszystkie niezbędne rzeczy, także amerykański karabinek M4, który jest rzadkością wśród ukraińskich żołnierzy.

Najpierw trafił do Międzynarodowego Centrum Sił Pokojowych i Bezpieczeństwa w Jaworowie, ok. 20 km od granicy z Polską. Miał tutaj przejść szkolenia. To w Jaworowie od lat natowscy instruktorzy szkolili ukraińskich żołnierzy.

Rankiem 13 marca w bazę uderzyły rosyjskie rakiety. Patryka wybudziło sypiące się szkło z okien. Natychmiast wyskoczył z łóżka. Już po wybuchach rozległ się spóźniony alarm. Ochotnicy i żołnierze znajdujący się w bazie chronili się w lesie, bo jeszcze przez jakiś czas baza była atakowana. Według strony ukraińskiej zginęło wtedy 35 osób, a 134 zostało rannych.

Dopiero w kolejnej bazie Patryk odbył resztę z kilkutygodniowego szkolenia, które przechodzili wszyscy ochotnicy nieposiadający doświadczenia wojennego. Weterani od razu byli wysyłani na front. Pierwsze oddziały cudzoziemców już w marcu brały udział m.in. w obronie Kijowa.


WRÓCIŁAM DO BUCZY

ALENA GROM, ukraińska fotodokumentalistka: Doświadczenie pokazuje mi, że wojna nie może zabić w ludziach miłości i dobroci. To chcę pokazywać w moich zdjęciach: afirmację życia.


Po szkoleniu legion międzynarodowy trafił w okolice Charkowa w północno-wschodniej Ukrainie. Półtoramilionowe miasto od pierwszego dnia inwazji stało się celem rosyjskiej ofensywy. Niemal natychmiast na jego obrzeżach pojawiły się rosyjskie czołgi, a walki rozgorzały pełną parą. Stopniowo jednak ukraińska armia odpychała Rosjan od miasta, zajmując kolejne miejscowości [patrz „TP” nr 22 – red.]. Żołnierze legionu międzynarodowego szli za frontem, zajmując głównie pozycje na drugiej linii obrony i odciążając ukraińską armię.

– Nie braliśmy udziału w ostrych walkach. Kilkanaście razy byliśmy ostrzeliwani – przyznaje Patryk. Do niektórych działań dołączani są tylko operatorzy moździerzy, javelinów i snajperzy z jego oddziału.

Miejsca, które znał Ryan

Do tych ostatnich należy 33-letni Ryan, obywatel Stanów Zjednoczonych. 24 lutego był w górach Gruzji i nie miał zasięgu, a przez to nie docierały do niego informacje. Ryan jest współwłaścicielem firmy zajmującej się turystyką górską. Gdy dzień później podłączył się do internetu, od razu ruszył do najbliższego miasta, kupił bilety na pierwszy dostępny lot i przedostał się na Ukrainę. Chciał pomóc, choć nie wiedział jeszcze do końca jak.

Wcześniej mieszkał na Ukrainie dwa i pół roku – we Lwowie, w Kijowie i Dnieprze. Był nauczycielem i wolontariuszem podczas obozów alpinistycznych dla dzieci. Uczył je, jak się wspinać i wędrować. Czuł się z krajem blisko związany.

Zmierzał na Ukrainę z myślą, że pojedzie do Kijowa i dołączy do obrony terytorialnej.

– Chciałem to zrobić dla moich ukraińskich przyjaciół. Zależało mi, żeby byli bezpieczni, a ich życie wróciło do normalności – wyjaśnia.

W międzyczasie Zełenski ogłosił powstanie legionu międzynarodowego. Amerykanin stwierdził, że to miejsce dla niego. Snajperem został dlatego, że przez lata zajmował się strzelectwem długodystansowym. Wcześniej nie służył w armii. Trochę obawiał się podporządkowania i wykonywania rozkazów. Jednak szybko przyzwyczaił się do działań podczas wojny. Do tej pory nie strzelał. Wychodzi na pozycje, gdzie obserwuje ruchy przeciwnika znajdującego się niedaleko od pozycji legionu międzynarodowego.

Najtrudniejsze do wytrzymania są ostrzały.

– Artyleria jest straszna. Ja jestem mały, ona duża i łatwo mogę zginąć. Jestem jednak alpinistą, w górach czasami dzieją się straszne czy niebezpieczne rzeczy. W górach robię to dla zabawy, a tutaj przynajmniej ten strach i niebezpieczeństwo są w imię czegoś – przyznaje Ryan.

Bardziej niż trudy wojny wywarło na nim wrażenie, jak zmieniła się Ukraina, którą znał. Charków odwiedził jeszcze w październiku. Trudno było uwierzyć, że tętniące niedawno życiem miasto stało teraz opustoszałe i niszczone. Widział także graniczący z Rosją Wołczańsk, do którego docierał przez tamę. Teraz tama jest wysadzona, a miasto okupowane przez Rosjan.

– Widziałem te miejsca, więc dostrzegam kontrast, szczególnie patrząc na przerażonych ludzi uciekających ze swoich wsi. To zwiększa moją motywację, aby być tutaj – mówi Ryan.

Oczekując na swój moment

Odkąd Patryk przyjechał do bazy w Jaworowie, liczba ochotników znacząco spadła.

28-letni Jan ze Lwowa, dowódca kompanii w randzie kapitana, uważa, że były dwa momenty, które do tego doprowadziły. Pierwszym był atak rakietowy w Jaworowie. Drugim – sam trening, gdy część cudzoziemców zrozumiała, że nie jest w stanie znieść takiego obciążenia fizycznego lub wojskowego drylu.

Patryk dodaje trzeci moment. Był to kilkugodzinny ostrzał artyleryjski, pod którym znalazł się jego oddział w jednej ze wsi. Szrapnele trafiały w dom, gdzie przebywali.

– To było dla mnie gorsze niż rakiety, bo nie trwało chwilę, tylko kilka godzin – przyznaje.

Jakiś czas wcześniej podczas rosyjskiego ostrzału zginął ochotnik z Holandii. Jan wyjaśnia, że doszło do tego, gdy po wykonaniu zadania oddział dostał rozkaz, by wrócić na pozycje. Wtedy najprawdopodobniej spadły na nich rakiety.

– Z ostrzałami artyleryjskimi nie radzą sobie nawet ci, o których sądziłeś, że powinni je znosić, bo mają doświadczenie bojowe, służyli np. w Iraku podczas kilku misji. A mimo to nie wytrzymali psychicznie. Po prostu leżysz i czekasz, czy ciebie trafią, czy nie. Zginę albo nie. To loteria – mówi Patryk.

Dlatego ci, którzy pozostali na miejscu, są najbardziej zmotywowani i chętni do walki. Nie myślą o szybkim wyjeździe. Także Patryk nie ma planów powrotu. Jak wszyscy ma kontrakt podpisany na rok, ale jest w nim zapis, że z ważnych powodów można go zerwać. Z doświadczenia wie, że rozwiązanie go nie jest problemem. Na pewno po wojnie nie chce zostawać na Ukrainie.

– Mam życie w Polsce, tam chcę wrócić. Rok to bardzo długo, więc może w tym czasie skończy się wojna? – zastanawia się.

Ryan chciałby wrócić do cywila przed zimą, bo wtedy w jego firmie jest mnóstwo roboty, a on nie chce porzucać swoich kolegów z pracy.

Dlatego jedyne, co może zmęczyć ochotników, to nuda. W nieoficjalnych rozmowach wielu z nich przyznaje, że chcieliby nareszcie znaleźć się na froncie, a nie czekać w odwodzie. Szczególnie że na tamtym odcinku toczą się zacięte walki. Obcokrajowcy liczą, że i oni wezmą udział w wyzwoleniu obwodu charkowskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Legion międzynarodowy