Trzy razy do tej samej rzeki

Nadzieja wywołana przez szczepionkę pomaga nam nie uczyć się na błędach, jakie popełnialiśmy od wiosny w przygotowaniu do drugiej fali pandemii.

16.11.2020

Czyta się kilka minut

Jeśli transport publiczny ma się rozwijać mimo pandemii, trzeba co najmniej  potroić tabor będący w ruchu. Poznań, 3 listopada 2020 r. / NORBERT RZEPKA / REPORTER
Jeśli transport publiczny ma się rozwijać mimo pandemii, trzeba co najmniej potroić tabor będący w ruchu. Poznań, 3 listopada 2020 r. / NORBERT RZEPKA / REPORTER

Dużo się już pisało, jak rząd zmarnował kilka miesięcy po dość skutecznym (a społecznie i ekonomicznie niezmiernie kosztownym) lockdownie wiosną: nie przygotował szkół, służby zdrowia ani aktów prawnych, które teraz Sejm i Senat uchwalają w trybie ekspresowym i jako „inicjatywy poselskie”, pełne wad, luk i błędów. Jeśli minister Szumowski faktycznie zostawił jakieś plany na jesień, to się chyba zagubiły. W „strategii wobec pandemii”, którą posłowie PO wydobyli z Ministerstwa Zdrowia w październiku, nie ma ani jednego słowa o tym, że trzeba w porę uczyć lekarzy obsługi respiratorów.

Mogło być dobrze, a wyszło jak zawsze. Ale bardzo podobnie było w innych krajach, nawet w Niemczech, które obecnie mają na tle innych państw europejskich niski przyrost infekcji i na tyle niewykorzystane zasoby służby zdrowia, że znowu mogą oferować krajom sąsiednim wolne miejsca w oddziałach ratunkowych i wolne respiratory. Także i tam ciężar dostosowania szkół do lekcji po wakacjach spoczywał na dyrektorach placówek i na samorządach, i to w sytuacji, kiedy stan budynków i wyposażenie w komputery i internet były często o wiele gorsze niż w polskich szkołach.

Zawiedliśmy też my, tzn. obywatele, bo wielu z nas – w niemal każdym kraju –zakładało, że po (często nadmiernie represywnym) lockdownie wystarczy czekać na szczepionkę i wszystko będzie dobrze. Ludzie chodzili bez masek, organizowali imprezy, wesela, wyjeżdżali na urlopy.

Kiedy wreszcie zdejmiemy maseczki

Zawiedliśmy nie tylko jako obywatele, ale też jako Europejczycy. Są kraje, jak Korea Południowa i Tajwan, które dotąd nie odnotowały drugiej fali, nowe przypadki są tam bliskie zera, a zmarłych na ­COVID-19 nie ma od wielu miesięcy. Kiedy wybuchła pandemia, Tajwan uruchomił system monitorowania infekcji, aplikację na smartfonach. Następnie przebudowano budynki szkolne, dodając odrębne wejścia, tworzono małe grupy uczniów, były też sale, w których dzieci nie mogą kaszleć na siebie, bo dzieli ich przegroda z pleksi. Najwyraźniej – po doświadczeniach z SARS – Tajwańczycy wiedzieli, jak ważne są szkoły nie tylko dla psychiki dzieci i poziomu edukacji, ale też dla gospodarki. Zamiast wypłacać zasiłki rodzicom pracującym w domu podczas pilnowania dzieci, rząd wolał inwestować w szkoły.

Zamiast się uczyć od Koreańczyków i Tajwańczyków, woleliśmy się uczyć na własnych błędach. Rzadko europejska arogancja bywa bardziej widoczna i namacalna i rzadko tak mocno uderza w nas samych. Niektóre o wiele biedniejsze kraje afrykańskie radziły sobie znacznie lepiej niż sporo państw europejskich.

Jest duże ryzyko, że to się powtórzy. W niektórych państwach druga fala doprowadziła do regionalnych lockdownów, w innych do zapaści służby zdrowia, w jeszcze innych próbuje się temu zapobiec przez ponowny krajowy ­lockdown, co rujnuje gospodarkę. Granice się zamykają, przewoźnicy upadną, bezrobocie, bieda i nierówności – te społeczne wewnątrz krajów i te między krajami – zaostrzą się. Lecz kiedy liczba infekcji spadnie, znowu wszyscy odczują ulgę, czekając na coraz bliższą szczepionkę, zapomną o tym, że wirus nadal krąży, zdejmą maseczki i będzie im się wydawało, że wszystko wróci do stanu sprzed roku.

Ale tak nie będzie. Szczepienia staną się powszechnie dostępne zapewne na wiosnę. Musi minąć sporo czasu, zanim szczepionki – nawet jeśli obecnie już są produkowane na zapas – dotrą do wszystkich. Kraje, które same nie produkowały szczepionek albo nie uczestniczyły w kosztach ich wytworzenia i nie zakontraktowały w ciemno ich wielkich ilości, będą musiały dłużej czekać. To też znaczy, że ich gastronomia, ich hotele i ich lotniska będą dłużej czekać na gości z innych krajów.

Część obywateli uchyli się od szczepienia – antyszczepionkowcy i ludzie, dla których szczepienie jest niewskazane ze względu na inne choroby i ryzyko poważnych powikłań. To wystarczy, aby wirus krążył dalej i docierał do grup ryzyka. Można go unieszkodliwić na zawsze, ale dopiero po wielu latach. Tymczasem służba zdrowia będzie musiała sobie radzić nie tylko z trzecią falą, ale i ze średnio- i długookresowymi skutkami wirusa u ludzi, którzy mieli tylko lekkie albo żadne objawy i u których następstwa ujawnią się dopiero po czasie.


Czytaj także: Marek Rabij: Leki i całe zło


Jest też parę czynników, które obecnie nie odgrywają jeszcze żadnej roli w polskiej dyskusji o skutkach pandemii: człowiek coraz głębiej penetruje przyrodę i żyje bliżej zwierząt, które dawniej trzymały się od niego z daleka. Zwiększa to ryzyko przechodzenia kolejnych zwierzęcych patogenów na człowieka, a gęstość zaludnienia gwarantuje ich szybkie rozprzestrzenianie. Możemy czekać, aż ta fala nieszczęść nas pogrzebie. Albo możemy to zamienić na naszą szansę.

Przegrody i aplikacje

Pandemia w wielu dziedzinach przyspieszyła zmiany, które były i tak nieuniknione. Można się im przeciwstawiać albo je akceptować i wykorzystać. Możemy zaplanować teraz to, czego nie zdążyliśmy przed drugą falą: zmodyfikować budynki szkolne, zachęcić nauczycieli tak, jak obecnie rekrutuje się lekarzy i pielęgniarki – podwyżkami pensji, tworzeniem lepszych warunków, ściągając emerytów, obniżając warunki zatrudnienia. Można wtedy tworzyć klasy składające się z kilku lub kilkunastu uczniów, które grupowo wchodzą i wychodzą z budynku, a lekcje śledzą zza przegród, regularnie dezynfekowanych.

Można instalować oczyszczacze powietrza z filtrami antywirusowymi i długo wietrzyć klasy. Rząd Turyngii nie tylko kupuje takie oczyszczacze, postanowił je na trwałe zamontować w budynkach. Dzięki temu podczas następnej fali pandemii nie trzeba będzie zamykać szkół (lecz co najwyżej niektóre klasy wysłać na kwarantannę), a dzieci wyjdą z pandemii z większą wiedzą, niż miałyby bez niej. Można też instalować w każdej szkole system hybrydowego nauczania za pomocą kamer, które pozwolą dzieciom w kwarantannie obserwować lekcje. Nawet kiedy wirus już będzie w odwrocie, uczniowie będą mogli z tego korzystać, kiedy poważnie zachorują na grypę sezonową lub cokolwiek innego, co zmusi ich do pozostania w domu.

Tak postąpiła Estonia już długo przed pandemią: wyposażono uczniów w laptopy i tablety, wprowadzano incydentalnie zdalne nauczanie, aby dzieci, rodziców i nauczycieli przyzwyczaić do takiej formy i podnieść ich kwalifikacje cyfrowe. Dzięki temu Estonia przoduje w rankingach PISA, w najnowszych technologiach, a nad pandemią panuje lepiej niż wiele innych państw europejskich. Długofalowo przygotowana cyfryzacja szkół nie tylko zresztą chroni przed wirusami, ale łagodzi nierówności wśród uczniów.

Kiedy w 2015 r. zamachy terrorystyczne zatrzęsły Francją, Wielką Brytanią i Niemcami, kraje te wdrożyły systemy alarmowe ostrzegające za pomocą esemesów przed niebezpiecznymi miejscami. Mimo powszechnego lęku przed zamachami w Polsce podobny system powstał dopiero dwa lata później. Przed tegorocznymi wyborami majowymi obóz rządzący nadużywał go do mobilizacji wyborców. Wielu obywateli teraz wyśmiewa jego wiadomości.


Czytaj także: Maciej Muller: Rząd nas zwodzi


W czerwcu Ministerstwo Cyfryzacji uruchomiło aplikację ProteGo Safe, która technicznie i z punktu widzenia ochrony prywatności niewiele różni się od podobnych aplikacji w innych krajach UE. Problem w tym, że mało kto jej ufa. A swoją funkcję może spełnić tylko wtedy, gdy ludzie mają do niej zaufanie i gdy dzięki dużej liczbie testów sanepid może w nią wprowadzać odpowiednio dużo informacji. W czerwcu nie była jeszcze konieczna – sanepid mógł ręcznie śledzić kontakty zarażonych. Teraz już nie może.

Polacy zaczęli się wzajemnie ostrzegać i załatwiają sobie kwarantannę po znajomości. W ostatnich miesiącach billboardy w Warszawie pokazywały reklamy ubrań, supermarketów, promocję Muzeum Piłsudskiego, koncertów i patriotyczny kicz – kampanii na rzecz używania aplikacji ProteGo nie było. Na Tajwanie, w Singapurze, w Chinach i częściowo nawet w Rosji smartfony, sztuczna inteligencja i roboty pomagały ograniczyć skutki pandemii (choć wiązało się to do pewnego stopnia z naruszeniem prywatności użytkowników). Te doświadczenia można wykorzystać przy kolejnej fali i każdej następnej pandemii. Pod warunkiem, że ma się jakieś doświadczenia.

Dopasować transport

Ograniczenia wprowadzone w ramach walki z pandemią opróżniły transport publiczny i powiększyły korki w miastach, bo wszyscy, których na to stać, poprzesiadali się do samochodów. Trudno to uznać za postęp.

Nie ma powodu, aby w finansowo tak napiętej sytuacji ratować system mobilności, który się nie sprawdził, bo zatyka nasze miasta, zabija smogiem i zmusza do coraz większego zabetonowania krajobrazu w sytuacji, w której i tak mamy coraz mniej przyrody i otwartej przestrzeni. Jeśli transport publiczny ma się rozwijać mimo pandemii, trzeba w niego inwestować tak, aby faktycznie, przy normalnym obłożeniu, w ruchu był trzykrotnie większy tabor niż obecnie. Wtedy przy następnej pandemii niczego nie będziemy musieli zmieniać.

Przez prawie rok menadżerowie i naukowcy zdążyli się przyzwyczaić do myśli, że spotkania i konferencje mogą się odbywać zdalnie. To poważny czynnik ograniczający koszty; trudno założyć, że firmy z tego zrezygnują. Już choćby dlatego nie ma co planować powrotu do sytuacji sprzed pandemii w lotnictwie, które de facto było mocno dotowane, np. przez zwolnienie z podatków paliwa. Pandemia skądinąd przeszkodziła planom niektórych rządów i Komisji Europejskiej, by te ulgi stopniowo skasować.

W momencie największej zapaści transportu lotniczego w historii władzom Berlina, Brandenburgii i federacji niemieckiej udało się otworzyć nowe, budowane z wieloletnim opóźnieniem lotnisko pod Berlinem. Już wiadomo, że przez pierwszy okres trzeba będzie je mocno dotować, choć przejmuje ruch, który do niedawna był obsługiwany przez trzy porty. Jakie szanse miałby w obecnych warunkach nasz centralny port w Baranowie?

Niektóre kraje europejskie przywracają sieć nocnych pociągów. W Polsce i w Niemczech nie udało się na razie uchronić pasażerów od przepełnienia wagonów. Jeśli zamiast dotować ekspansję nieekologicznego transportu, zainwestujemy w dopasowanie go do obecnych ograniczeń, to nawet bez pandemii będziemy mieli lepsze powietrze, mniejsze zmiany klimatu, więcej wygody podczas podróży i mniejsze prawdopodobieństwo zarażenia się mniej groźnymi wirusami na lotniskach i w samolotach.

Inwestycje albo kroplówka

Zamiast przygotować się do tak oczywistych i przewidywalnych zadań, rząd opracowuje teraz plan rozdysponowania szczepionek, których jeszcze nie ma i o których skuteczności i dostępności nic pewnego nie wie.

Możemy sprawić, że kolejny patogen dotknie nas nie w takim stopniu jak obecnie, ale raczej tak jak ­SARS-CoV-2 uderzył w Koreę i Tajwan. Przedsiębiorstwa, samorządy, szkoły i służba zdrowia mogłyby poważnie myśleć o zmianach działania i własnej infrastruktury, gdyby dostały jasne komunikaty z wyprzedzeniem. Albo możemy czekać na kolejne fale tej i następnej pandemii, improwizować, manipulować statystykami. A potem środki, których się nie wydało na wzmocnienie opieki zdrowotnej i pokrewnych służb, transportu publicznego, testy czy cyfryzację szkół, przeznaczać na dotację dla upadających przedsiębiorstw, kolejnych „tarcz anty­kryzysowych” i pomocy dla rosnącej rzeszy bezrobotnych.

Decyzja – przynajmniej w Polsce – chyba już zapadła, najpóźniej w momencie, w którym premier Morawiecki tak długo i namiętnie mówił o nadziejach, jakie wiąże z szczepionką na początku przyszłego roku. To jasny sygnał: nic nie trzeba zmienić na stałe – bo wkrótce wszystko wróci do normy. Będziemy dalej kupować czas, czołgać się od lockdownu do lockdownu i improwizować. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor nauk społecznych na SWPS Uniwersytecie Humanistyczno–Społecznym w Warszawie. Bada, wykłada i pisze o demokratyzacji, najnowszej historii Europy, Międzynarodowym Prawie Karnym i kolonializmie. Pracował jako dziennikarz w Europie środkowo–wschodniej, w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2020