Walka z pandemią, walka o zaufanie

Rządzący wykorzystali walkę z kryzysem do propagandy i manipulują danymi. Ale nawet gdyby tego nie robili i tak duża część obywateli przestrzegałaby restrykcji tylko z obawy przed karą.

15.03.2021

Czyta się kilka minut

Laboratorium, w którym prowadzone są badania nad mutacjami koronawirusa. Sosnowiec, luty 2021 r. / ANDRZEJ GRYGIEL / PAP
Laboratorium, w którym prowadzone są badania nad mutacjami koronawirusa. Sosnowiec, luty 2021 r. / ANDRZEJ GRYGIEL / PAP

Na pierwszy rzut oka coś poszło bardzo, bardzo źle. Unia Europejska zamówiła za mało szczepionek na COVID-19, a kiedy zaczęło ich brakować, kraje członkowskie podkupywały je sobie nawzajem, „naruszając wspólne ustalenia”. Niektóre zaś zaczęły kupować rosyjskie i chińskie szczepionki (albo się do tego przymierzają), „naruszając europejską solidarność”.

Według tej narracji, która – niezależnie od orientacji politycznej dziennikarzy – dominuje w wielu krajach UE, są tylko dwa chlubne wyjątki spoza Unii: Wielka Brytania i Izrael, które biją rekordy świata w szczepieniu własnej ludności. Narracja o nieudolnej Unii składa się ze strzępów wiadomości, które krążą po internecie i które zagęściły się w jeden tak przekonujący zlepek, że w końcu nawet szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i niemiecka kanclerz Angela Merkel publicznie przepraszały za błędy, które rzekomo popełniły.

Problem nie polegał jednak na tym, że Komisja za mało zamówiła – zakontraktowano ogółem ilość wystarczającą do zaszczepienia każdego obywatela UE niemal sześciokrotnie – lecz na tym, że na samym początku było za mało szczepionek, aby od razu zaszczepić wszystkich chętnych. Łatwo było to zresztą przewidzieć i zarówno Unia jako całość, jak i osobno Niemcy przyznały w zeszłym roku niektórym producentom znaczne dotacje do produkcji, by mogli produkować zapasy na wyrost i jeszcze przed uzyskaniem oficjalnego dopuszczenia na rynek.

Powstał też drugi problem: producenci nagle zmniejszyli produkcję poniżej tego, co zapisano w harmonogramach dostaw. W przeciwieństwie do władz Unii i polityków niektórych krajów, nie przeprosili i nie przyznali się do błędu.

Trudno się dziwić, że menadżerowie tych firm próbowali sprzedać część produkcji poza UE. Jako pierwsi weszli ze swoimi produktami na rynek europejski, ale specjalnych korzyści z tego nie mieli, bo Komisja Europejska wynegocjowała niską cenę. Opinię publiczną w dużych państwach Unii niewiele to obchodziło: rząd miał szybko załatwić szczepionki. Ale logika rynkowa jest nieubłagana: podaż szczepionek w styczniu i lutym była niska, a popyt – gigantyczny. Gdyby w takiej sytuacji każdy rząd sam negocjował z dwójką producentów, ten faktyczny duopol mógłby podbić ceny w niespotykany dotąd sposób.

Jeszcze silniejsi, jeszcze słabsi

Jak byśmy wyglądali, gdyby Komisja Europejska nie przyjęła jednolitego frontu w pertraktacjach z producentami szczepionek, można obecnie obserwować w Afryce. Podaż szczepionek w ramach sponsorowanego przez ONZ programu COVAX pokrywa tam około 20 proc. zapotrzebowania. Resztę trzeba uzupełnić na wolnym rynku, który w tej chwili ogałacają najbogatsze państwa. W rezultacie niektóre kraje afrykańskie w ogóle nie szczepią, inne szczepią tylko personel medyczny, licząc na to, że struktura demograficzna (relatywnie dużo młodych i mało starych ludzi) ograniczy liczbę ofiar śmiertelnych i ciężko chorych. Rządy mające dobre relacje z Chinami próbują dostać dostawy za darmo.

Bo pandemia nie tylko obnażyła układ sił na świecie – ona go wyostrza. Po niej silni będą jeszcze silniejsi, a słabi – jeszcze słabsi.

Sukces Izraela przeciwstawianego obecnie „opieszałej” Unii był możliwy tylko dlatego, że dotyczył małego, sprawnego i – na tle sąsiadów oraz innych potencjalnych konkurentów na rynku szczepionek – bogatego kraju, który stać było w tej licytacji zapłacić najwyższą cenę. Ale kiedy podaż jest tak ograniczona jak na początku tego roku, każda szczepionka dla izraelskiego czy europejskiego pięćdziesięciolatka (albo, jak obecnie w Polsce, zdrowego trzydziestolatka z puli „uniwersyteckiej”) to dawka, której nie dostanie ktoś starszy w innym, mniej zamożnym kraju. To ciemna strona sukcesu.

Wspólne zakontraktowanie szczepionek przez Komisję Europejską oszczędziło nam takiej licytacji wewnątrz Unii. Wszystkie kraje UE szczepią obecnie mniej więcej w podobnym tempie. Różnice wynikają z przyjętej strategii oraz wydolności administracji i służby zdrowia, ale nie z różnej dostępności do szczepionek. Kiedy Europejska Agencja Leków zaaprobuje Sputnik V i szczepionkę Johnson&Johnson, zapomnimy o trudnościach. Będziemy mieli więcej dawek, niż jest chętnych do ich przyjmowania. Z preparatem AstraZeneca już tak jest: zalega w magazynach w Polsce i na wschodzie Niemiec, gdzie wielu ludzi ma więcej zaufania do szczepionki rosyjskiej.

Światło w tunelu i następny tunel

Pandemia bezlitośnie odsłoniła słabości państw, które dotknęła. W Polsce obnażyła zatory w służbie zdrowia i zaniedbania w polityce zdrowotnej, powodując jeden z najwyższych wskaźników nadumieralności na świecie. W Niemczech decentralizacja opóźniła podejmowanie decyzji i uniemożliwiła stosowanie jednolitej strategii wobec wirusa. W obu krajach struktura demograficzna przyczyniła się do dużej liczby ofiar wśród najstarszych. W Belgii centralizacja opieki senioralnej windowała liczby ofiar śmiertelnych, w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Brazylii i Tanzanii rządzący zbyt długo chowali głowę w piasek.

Lekcja z tej katastrofy: przez administracyjne zamykanie granic można spowolnić i opóźnić rozprzestrzenianie się wirusa, ale nie można go powstrzymać. Zwłaszcza że wirus mutuje i może to robić tym łatwiej i szybciej, im swobodniej krąży między ludźmi. W tej chwili ma niemal idealne warunki do rozprzestrzeniania się i do mutacji tam, gdzie jest mało szczepień: w Afryce, gdzie państwa nie mają dostępu do szczepionek, i w Brazylii, gdzie prezydent przeciwstawia się zarówno ograniczeniu kontaktów międzyludzkich, jak i szczepieniom.

Szczepionka to światło na końcu tunelu, ale dopiero początek wyścigu nauki z wirusem: czy będzie on mutować szybciej, niż naukowcy zdołają adaptować szczepionki na mutacje i szczepić ludność? Już jesienią tego roku problem mutacji i zaniku odporności będzie się nakładać na problemy dotychczasowe. Trzeba będzie szybko i sprawnie szczepić ludzi jeszcze raz na COVID-19 i dodatkowo na grypę, aby uchronić służbę zdrowia od zapaści i kraj przed kolejnym szczytem nadumieralności.

Głośne myślenie premiera Morawieckiego o możliwych podwyżkach podatków, aby mieć z czego finansować opiekę zdrowotną, jest więc ze wszech miar na miejscu (to pierwszy bodaj przypadek, kiedy w polityce pandemicznej rząd myśli w sposób długofalowy), choć PiS-owi raczej zaszkodzi w sondażach. Ale horyzont problemów jest o wiele szerszy: cała polityka zdrowia publicznego wymaga głębokiej korekty. Już tylko z powodów demograficznych coraz mniej młodych i zdrowych utrzymuje rosnącą rzeszę chorych i starych.

Nie stać nas, by zwiększyć tę rozpiętość przez bierne przyglądanie się rozwojowi chorób cywilizacyjnych. Mówiąc obrazowo: nie stać nas na to, by sprzedawać papierosy, kiedy wirus śmiertelny dla osób z chorobami górnych dróg oddechowych i płuc zbiera żniwo na oddziałach intensywnej terapii. Nie stać nas na brak programów prewencji otyłości, kiedy wiemy, że jest to jedna z głównych przesłanek ciężkiego przebiegu i śmierci przy COVID-19. Czy koniecznie musimy wspierać wirusa smogiem i masowym importem używanych samochodów z Niemiec? Czy warto traktować młodych lekarzy tak, jak rząd obchodził się przed pandemią z rezydentami, w sytuacji, w której mogą oni bez żadnego problemu pracować za wielokrotnie wyższe pensje w Europie Zachodniej?

Trzeba sprawę postawić jasno: kasy państwa są puste, nic tego lepiej nie pokazuje niż plany dofinansowania służby zdrowia z podwyżki podatków zamiast z nowo zaciągniętego długu. Polska już obecnie płaci na międzynarodowych rynkach finansowych wyższe odsetki za obligacje niż rząd Grecji. Na znaczące podwyżki pensji lekarzy i pielęgniarek Polskę już nie stać. Pielęgniarkom i lekarzom można jedynie poprawić warunki pracy i okazać szacunek. I tu jest pies pogrzebany, wcale nie tylko w odniesieniu do służby zdrowia. Mamy bowiem olbrzymi deficyt wzajemnego szacunku i zaufania.

Przyjazne, odporne państwo

Są kraje, które radziły sobie w miarę dobrze w tej pandemii, odnotowały niskie liczby infekcji i przypadków śmiertelnych, uchroniły służbę zdrowia przed zapaścią. Jeśli odliczyć kraje bez wolnych mediów, które manipulowały statystykami albo po prostu żadnych precyzyjnych danych nie podają (jak Białoruś, Korea Północna, Burundi i Tanzania), to skutecznie radziły sobie przede wszystkim kraje z wysokim albo bardzo wysokim zaufaniem społecznym wobec instytucji państwa (wyjątkiem jest Australia, gdzie poziom zaufania do rządu jest bardzo niski) – np. Chiny, Tajwan, Wietnam, Niemcy, Dania, Norwegia i Japonia.

W tych państwach obywatele postrzegają państwo jako przyjazne i budzące zaufanie, co ułatwia rządzącym dotarcie do obywateli nawet wtedy, kiedy mają dla nich przykre wiadomości. Przejrzysta komunikacja zapewnia powszechne przestrzeganie restrykcji również tam, gdzie policja nie sięga. Brak większych napięć w elitach politycznych sprawia, że restrykcje i obostrzenia nie padają ofiarą głębokich podziałów partyjnych i nie są postrzegane jako próba arbitralnego odbierania obywatelom swobód. Jest to zasada niezależna od ustroju politycznego: w pandemii niektóre dyktatury radziły sobie lepiej niż niektóre demokracje, ale tak czy owak skuteczna polityka opierała się na wysokim poziomie zaufania.

Zaufanie do instytucji to zasób, którego od wielu pokoleń dramatycznie brakuje w Polsce. Stąd mamy lekceważenie restrykcji, nielegalne dyskoteki, sprzedaż lewych wyników testów w internecie, niechęć do szczepionek i spadek poparcia dla rządzących. W Polsce rządzący wykorzystali narzędzia do zarządzania kryzysowego do propagandy, używają pandemii jako pretekstu do tłumienia manifestacji i manipulują danymi – ale nawet gdyby tego nie robili, i tak duża część opinii publicznej oraz obywateli nie ufałaby im i przestrzegałaby restrykcji tylko z obawy przed karą.


Czytaj także: Eksperci coraz ostrzej zarzucają rządowi reaktywność, w dodatku opóźnioną i nieskuteczną


 

Niestety, wyjście z lockdownu i przygotowanie państwa na następne zagrożenia znowu będzie wymagać zaufania. Za trzy miesiące Komisja Europejska przedstawi system wymiany informacji o odporności, który zaszczepionym i ozdrowieńcom umożliwi wyjazdy na letnie urlopy i ułatwi podróże biznesowe – a pozostałym znacznie to utrudni. Do lata każdy, kto chce się szczepić, musi mieć taką ofertę, inaczej grozi nam zapaść turystyki i kolejna fala pozwów ze strony rozgoryczonych obywateli.

Do tego czasu władze muszą zapewnić odporny na manipulacje przesył informacji ze służby zdrowia do unijnego systemu, tak aby informacje o tym, kto może i kto nie może podróżować bez konieczności testowania i kwarantanny, były wiarygodne dla władz innych krajów. Najpóźniej wtedy Polacy powinni się dowiedzieć – dzięki ustawie albo przynajmniej rozporządzeniu – jak będą traktowane osoby, które chcą się zaszczepić, ale nie z własnej winy nie mogą tego zrobić. Czy zaszczepieni rodzice mogą jechać do Austrii z niezaszczepionym, bo małoletnim synem? Czy ciężarne kobiety z zasady muszą latem zostać w Polsce?

W tej chwili Niemcy próbują pogodzić ostrożne otwarcie gospodarki z wolno rosnącą liczbą infekcji poprzez szerokie stosowanie testów, w tym tych do samodzielnego wykonania – wtedy wynik zna tylko ta osoba, która go sobie zaaplikuje. Rząd liczy na to, że obywatele z wynikiem dodatnim zgłoszą się na oficjalny test wprowadzony do systemu wymiany informacji. To chyba największy dotąd masowy eksperyment sprawdzający zaufanie między władzami i społeczeństwem.

Jak podobny pomysł skończyłby się u nas, gdzie obywatele uważają polityków za skorumpowanych, wyobcowanych cwaniaków, którym zależy tylko na własnych korzyściach? I gdzie politycy demonstracyjnie lekceważą zasady, które sami ustanowili? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor nauk społecznych na SWPS Uniwersytecie Humanistyczno–Społecznym w Warszawie. Bada, wykłada i pisze o demokratyzacji, najnowszej historii Europy, Międzynarodowym Prawie Karnym i kolonializmie. Pracował jako dziennikarz w Europie środkowo–wschodniej, w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2021