Wydawało się, że kobiet na synodzie było nawet więcej, niż sugerowały liczby. Dwie panie włączone zostały do wąskiego, dziewięcioosobowego grona „delegowanych przewodniczących” i prowadziły obrady plenarne w zastępstwie papieża. Inne, siedząc ramię w ramię z kardynałami i biskupami przy stole obrad, wpływały wyraźnie na przebieg dyskusji – jej styl i treść – wnosząc nieobecne dotąd i nieznane doświadczenie i spojrzenie (niejednokrotnie większe i szersze niż ma wielu hierarchów, bo zdobywane w czasie wieloletniej pracy duszpasterskiej i misyjnej albo na wydziałach teologicznych, gdzie są wykładowczyniami).
Temat roli kobiet w katechezie, liturgii, wsparciu ofiar nadużyć seksualnych księży, podejmowaniu decyzji czy – wreszcie – w sprawowaniu sakramentów (diakonat) przewijał się niemal we wszystkich dyskusjach roboczych, plenarnych i kuluarowych. Po raz pierwszy panie nie były tylko przedmiotem debaty panów. A ich obecność na szczytach kościelnej władzy w zasadzie nie jest już przez nikogo kwestionowana.
Czy watykański model przyjmie się w terenie? W wielu krajach kobiety już dawno zajęły należne im miejsce w strukturach Kościoła – czy to z konieczności (brak księży i zaangażowanych mężczyzn), czy z powodu zmieniającej się świadomości biskupów. W Polsce pod każdym z tych względów wciąż jest inaczej. Ale może wracający z Watykanu czterej metropolici (z Łodzi, Poznania, Katowic i Krakowa) będą wzorem synodalnej przemiany.