Synod: oswojone lęki, podtrzymane nadzieje

Jedynym wygranym synodu jest, jak dotąd, sam papież. Któremu udało się zrealizować plan, przekonać do niego większość biskupów i odeprzeć ataki przeciwników.

08.11.2023

Czyta się kilka minut

Papież Franciszek z uczestniczkami synodu w Auli Pawła VI, Watykan, 28 października 2023 r. / Salvatore Cernuzio / Twitter
Papież Franciszek z uczestniczkami synodu w Auli Pawła VI, Watykan, 28 października 2023 r. / Salvatore Cernuzio / Twitter

Nikt nie wie, co może z tego wyniknąć. Ale dla nich nie liczy się ani przyszłość, ani przeszłość. Jest tylko teraźniejszość. I całkowite zamieszanie – narzekał Sandro Magister, watykanista tygodnika „L’Espresso”, znany z krytyki synodu i pontyfikatu Franciszka. 

Rozmawialiśmy w pierwszym tygodniu obrad. Pomimo medialnego postu nałożonego przez papieża na uczestników synodu, Magister był nadzwyczaj dobrze poinformowany co do nastrojów panujących w Auli Pawła VI. Bo wbrew temu, co podawały oficjalne komunikaty, nie wszyscy uczestnicy byli zachwyceni sytuacją. 

Diagnoza rzymskiego watykanisty trafia w sedno. Zwolennicy zmian (zwani czasem postępowcami) nie martwią się o przyszłość, optymistycznie zakładając, że Duch Święty, który – jak wierzą – stoi za ich działaniami, sam zajmie się ciągiem dalszym. Duchowy zamęt ma być jego znakiem rozpoznawczym. 

Przeciwnicy – konserwatyści – są z kolei pesymistami (choć sami pewnie nazwaliby się realistami). Przewidują, że przydarzy się wszystko, co najgorsze, i zawczasu biją na alarm. Boją się zmian, tęsknią za tym, co było. Duch Święty na pewno nie jest dla nich patronem spontanicznych, beztroskich i chaotycznych zmian.

Jedni i drudzy zawsze byli w Kościele. Jedni i drudzy na poparcie swojej postawy znajdują wiele teologicznych argumentów. Ale tylko jedni mogą mieć po swej stronie papieża.

Synod z Duchami

„Wszystko było pod kontrolą, zaplanowane i zorganizowane, tak by utrudnić biskupom zabranie głosu na posiedzeniu plenarnym” – mówił w wywiadzie dla konserwatywnego, amerykańskiego portalu National Catholic Register kard. Gerhard Müller, łamiąc – nie po raz pierwszy w czasie synodu – nakaz milczenia. Były prefekt Kongregacji Nauki Wiary miał na myśli przede wszystkim ograniczony do 3 minut czas wystąpień, jednakowy dla biskupów, jak dla świeckich. Ale nie tylko.

Niemiecki hierarcha od dawna krytykował poszerzoną formułę synodu, twierdząc, że decyzje takiego zgromadzenia nie mogą mieć żadnej mocy prawnej. W pierwszych dniach obrad był jeszcze umiarkowanym optymistą, co do metody pracy w grupach roboczych. Potem nie chciał już mieć z synodem nic wspólnego: opuścił obrady pięć dni przed końcem (wyjechał do Polski, gdzie promował swoją najnowszą książkę i udzielił święceń kapłańskich) i nie wziął udziału w głosowaniu.

W wywiadzie wytoczył najcięższe działa, twierdząc, że synod nie ma charakteru katolickiego (jeśli już, to anglikański), wprowadza zamęt w nauce Kościoła, nie mówi o Jezusie Chrystusie (a jeśli już, to tak „jakby był tylko nauczycielem moralności, jak Gandhi”), kwestionuje Tradycję, skupia się na świadectwach i emocjach, a nie teologii (jeżeli już to robi, to na niskim poziomie, a przecież „synod to nie szkoła dla początkujących”). 

 Na uwagę dziennikarza, że jednak często odwoływano się do Ducha Świętego, odpowiedział: „Nie mówią o Duchu Świętym, tylko o »Duchu«. A św. Jan mówi na początku swojego Pierwszego Listu: »Umiłowani, nie wierzcie każdemu duchowi, ale przetestujcie duchy, aby zobaczyć, czy pochodzą od Boga«”. I konkludował: „Ostatecznie i tak wszystkie tzw. refleksje synodalne mają na celu przygotowanie nas do zaakceptowania homoseksualizmu”.

Pod opieką papieża

Kard. Müller się mylił. Nie wszystko, co działo się w Auli Pawła VI, było zaplanowane. Ale z pewnością wszystko było pod kontrolą. Papież Franciszek czuwał nad przebiegiem obrad – często osobiście, biorąc udział w większości posiedzeń. Synod o synodalności jest spełnieniem jego marzeń o Kościele otwartym, słuchającym i różnorodnym. Zwieńczeniem jego pontyfikatu.

„Obradujemy sub tutela Petri (pod opieką Piotra)” – mówił na jednej z konferencji prasowych abp Daniel Flores z Teksasu, odrzucając zarzuty o manipulacje dyskusją, ale przyznając, że papież jest o wszystkim informowany i do niego należy ostatnie słowo. Tak jak w ostatni czwartek synodu, gdy Franciszek zabrał głos na sesji plenarnej – w sposób niezapowiedziany, korzystając z prawa przysługującego każdemu uczestnikowi. W krótkim, emocjonalnym wystąpieniu mówił o Kościele swoich marzeń – tworzonym przez prosty i pokorny lud Boży, święty i grzeszny, który chrzci dzieci, grzebie zmarłych i jest nieomylny w wierze, przekazywanej z pokolenia na pokolenie prostym językiem przez kobiety – matki i babcie. Zasugerował biskupom, że jeśli nie będą ludu Bożego słuchać, tenże lud w końcu wygarbuje im skórę. 

Rozpoczynały się prace nad ostateczną wersją końcowego dokumentu, do którego zgłoszono 1377 poprawek. Wystąpienie Franciszka miało przywrócić pracom właściwą perspektywę.

Bez różnicy

„Synteza końcowa”, przyjęta w tajnym głosowaniu, jest owocem kompromisu. Była więc w stanie przekonać do siebie synodalną większość, ale nie mogła zadowolić wszystkich. Kto zna język kościelnych dokumentów, przyzna, że autorom udało się nadać wyjątkowo konkretny kształt znanym i od dawna powtarzanym sloganom o Kościele synodalnym, misyjnym, wychodzącym na peryferia, otwartym na świeckich i doceniającym „geniusz kobiety”. Szybko też się zorientuje, że nawet wielu delegatów na synod – w tym biskupów – nie do końca rozumie te pojęcia, czego dowodzą co rusz powtarzające się postulaty o ich wyjaśnienie i teologiczne pogłębienie. 

Dokument, podzielony na trzy części (o synodalności, o rolach w Kościele synodalnym i o jego strukturach), ma 20 rozdziałów, których treść zorganizowana została według trzech kryteriów: tematy niebudzące zastrzeżeń („Zbieżności”), problemy, co do których panowała największa różnica zdań („Kwestie do podjęcia”), i „Propozycje”, które należy stopniowo realizować.

– Dokument końcowy pierwszej fazy jest bardzo enigmatyczny i zawiera zapis różnic zdań pomiędzy uczestnikami synodu – mówił mi abp Stanisław Gądecki. Tak zresztą przewidywało wielu uczestników synodu, którzy twierdzili, że synteza końcowa o niczym nie będzie rozstrzygać, a jedynie zrelacjonuje przebieg obrad i pokaże „protokół rozbieżności”. Tylko w części okazało się to prawdą, bo zapisu o różnicach zdań pomiędzy uczestnikami synodu – przynajmniej sformułowanego wprost – jednak nie znajdziemy. 

 „Doszliśmy do wniosku, że niektóre tematy nie tyle nas różnią, co po prostu wymagają głębszego zastanowienia” – tłumaczył na ostatniej konferencji prasowej kard. Mario Grech, sekretarz synodu. 

Ten prosty zabieg sprawił, że nawet najbardziej kontrowersyjne tematy, traktowane jako obce kościelnej narracji czy nauczaniu (i z tego powodu panicznie unikane), weszły do agendy synodalnego Kościoła jako „kwestie do podjęcia”.  Chociaż nie wszystkie.

Ludzie czy ideologia

Trudno nie zauważyć, że w końcowym dokumencie nie pojawia się ani razu akronim LGBTQ+, obecny w Instrumentum laboris, w codziennych dyskusjach synodalnych i w wersji roboczej syntezy, przedstawionej uczestnikom na dwa dni przed głosowaniem. Zwolennicy wprowadzenia tego skrótu do oficjalnego dokumentu Kościoła znów przegrali – podobnie jak na poprzednich synodach. Z informacji docierających do dziennikarzy wynika, że określenie „osoby LGBTQ+” usunięto z syntezy na wniosek biskupów z Afryki i Europy Środkowej, którzy uznali je za „ideologiczne”. Nie przeszła też wersja złagodzona, mówiąca o „osobach identyfikujących się jako LGBTQ+”. W głosowanym dokumencie mówi się więc o „osobach, które czują się marginalizowane lub wykluczone z Kościoła ze względu na swoją sytuację małżeńską, tożsamość i seksualność”. 

Ale jednocześnie w akapicie o „kwestiach związanych z tożsamością płciową i orientacją seksualną” pojawia się zdanie, że „wypracowane przez nas kategorie antropologiczne nie są wystarczające do ogarnięcia złożoności elementów wynikających z doświadczenia lub wiedzy naukowej i wymagają dopracowania oraz dalszych badań”. Za cenę jednego skrótu wprowadzono etykę katolicką na nową i nieznaną jej drogę.

Jest w syntezie wiele innych zaskakujących pomysłów – np. „edukacja seksualna i emocjonalna” dla kleryków i księży (w kontekście celibatu, co do którego zdania były podzielone), reforma seminariów duchownych (wydłużenie nauki o dodatkowy rok, poświęcony „służbie najuboższym”), zmiany w już istniejących „posługach” świeckich (przyznanie lektorom prawa głoszenia kazań) i kreatywność w tworzeniu nowych (np. „misjonarzy digitalnych” czy „religijnych influencerów”), wprowadzenie walidacji pracy księży czy wreszcie dopuszczenie świeckich do procesu wyłaniania kandydatów na biskupów.

W rozdziale 9, poświęconym roli kobiet w Kościele, synod postuluje teologiczną debatę na temat ich diakonatu (rezultaty mają być przedstawione na przyszłorocznej sesji) oraz „pilne zagwarantowanie kobietom udziału w procesach decyzyjnych i podejmowaniu odpowiedzialnych ról w pracy duszpasterskiej i posłudze”, co będzie się wiązać z wprowadzeniem zmian w prawie kanonicznym. Zwrócono też uwagę, że wiele tekstów liturgicznych i dokumentów Kościoła posługuje się językiem dyskryminującym ze względu na płeć, i zaapelowano o zmianę niewłaściwych sformułowań.

Kto wygrał

Mogłoby się wydawać, że właśnie kobiety są pierwszymi zwyciężczyniami synodu. Były najbardziej widoczne w czasie obrad – dosłownie i w przenośni: ich obecność w gronie „synodalnych ojców” rzucała się w oczy, z kolei „kwestia kobieca” pojawiała się niemal w każdej dyskusji roboczej i plenarnej, czego efektem jest wiele synodalnych propozycji. Biskupi przekonali się, że panie mogą być dla nich partnerkami w teologicznej dyskusji i kompetentnie prowadzić duszpasterstwo. I że nie trzeba się ich bać, co dla niektórych było odkryciem. W sklerykalizowanym Kościele to zmiany rewolucyjne, choć o co najmniej kilkadziesiąt lat spóźnione. No i liczono na więcej.

Może więc zwycięzcą jest sama synodalność? Wszyscy uczestnicy obrad zgodnie podkreślali, że to jedyna droga dla Kościoła, a synodalna metoda rozwiązywania problemów (zawierająca się w trzech słowach: spotkać, wysłuchać, rozeznać) mogłaby z powodzeniem znaleźć zastosowanie w życiu społecznym i politycznym.

Z entuzjazmem opowiadali też o siostrzano-braterskiej wspólnocie, jaka panowała na sali obrad, i o radosnym poddawaniu się natchnieniom Ducha Świętego. Chwalili też konkretne, techniczne sposoby wprowadzania synodalności w życie: pracę w małych, 10-, 12-osobowych „grupach roboczych”, przy okrągłych stołach, gdzie każdy jest równy, a jednocześnie różny (skład poszczególnych grup musiał odzwierciedlać cały przekrój społeczno-płciowy zgromadzenia), każdy ma jednakową szansę na wypowiedź, z którą nikt bezpośrednio nie polemizuje, ale „rozeznaje ją” w chwili modlitwy i ciszy.

Trudno jednak nie spytać, w jaki sposób synodalne przeżycia 364 uczestników – bez wątpienia ważne, poruszające i przemieniające – przekładają się na życie 1,3 mld katolików w świecie? Jak doświadczenie czterech biskupów z Polski, obecnych na synodzie, ma się przełożyć na pracę pozostałych 40 ordynariuszy diecezji i ponad 50 biskupów pomocniczych? Zwłaszcza że ogromna większość katolików jedynie biernie (o ile w ogóle) interesowała się synodem (w skali świata był to 1 proc. wiernych, w Polsce: 0,3 proc.). W dużej mierze to zresztą „zasługa” księży i biskupów, którzy nie zachęcali wiernych do konsultacji i nie informowali ich o synodzie. Pomysłu papieża nie rozumieli i bali się zmian, albo przynajmniej zamieszania, jakie – w ich przekonaniu – mógł spowodować w doktrynie Kościoła. 

Dopóki nie zapadną konkretne decyzje, wprowadzające synodalność w kościelne struktury na wszystkich poziomach, trudno mówić o jej zwycięstwie. Z pewnością kluczowa – i dużo trudniejsza – będzie przyszłoroczna sesja synodu, gdzie trzeba będzie wyciągnąć wnioski i przygotować dokument rozstrzygający w kwestiach, które teraz zostały tylko „rozpoznane”, a w ciągu roku mają być „rozeznane”.

Papież górą

Jedynym pewnym wygranym synodu jest więc, jak dotąd, sam papież, któremu udało się zrealizować swój plan, przekonać do niego większość biskupów (w tym wielu sceptyków) i odeprzeć ataki przeciwników. Zakończony etap pozwala na optymizm – doktryna pozostała nienaruszona, rozmowa o najważniejszych problemach i spojrzenie na nie z wielu perspektyw okazały się, po pierwsze, możliwe, po drugie – kształcące, a w dodatku twórcze. Lęki zostały oswojone (co wynika choćby z wywiadu z bp. Andrew Nkeą z Kamerunu, udzielonego w dniu zakończenia synodu francuskojęzycznej edycji Vatican News), a nadzieje podtrzymane (o czym z kolei mówił, tego samego dnia, bp Georg Bätzing, przewodniczący niemieckiego episkopatu i reprezentant Drogi Synodalnej, w wywiadzie dla portalu katholisch.de).

Trudno powiedzieć, czy rozszerzenie synodu podniosło wagę głosu świeckich, czy obniżyło biskupich, ale na pewno wzmocniło głos papieża, pod opieką którego proces się toczy i bez zgody którego żadne rozstrzygnięcia nie zapadną. Mieliśmy tego dowód kilkakrotnie w ostatnim miesiącu, gdy Franciszek rozwiał wątpliwości (dubia) niektórych kardynałów, nie czekając z tym na synod. Pod koniec października ukazał się wywiad-rzeka, w którym przedstawił on swoją zdecydowaną opinię na temat opcjonalności celibatu i kapłaństwa kobiet (wykluczając obie możliwości), a tuż po zakończeniu synodu opublikował nowe „wytyczne dla teologii”, rozpoczynając w niej kulturową rewolucję.

Zgłoszonych na synodzie postulatów jest tak dużo, że ich realizację można by rozłożyć na wiele lat (zostawiając, jak na razie, wszystko po staremu, na co pewnie niektórzy liczą). Tyle że mający pełnię władzy papież – nieprzewidywalny, zdeterminowany i coraz bardziej śpieszący się do realizacji swojego marzenia o Kościele synodalnym – dostał właśnie od ludu Bożego wsparcie, którego nie zawaha się użyć. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Oswojone lęki