Senegal: Niechcianych przywódców można się pozbyć za pomocą karty do głosowania

Senegalczycy pokazali Afryce, że aby wymienić elity polityczne, niekoniecznie trzeba czekać na pucz młodych oficerów.
w cyklu STRONA ŚWIATA

05.04.2024

Czyta się kilka minut

Zwolennicy senegalskiej opozycji z portretami i plakatami swych liderów: Bassirou Diomaye Faye i Ousmane Sonko świętują ich zwolnienie z więzienia. Dakar, 14 marca 2024 r. // John Wessels / AFP / East News
Zwolennicy senegalskiej opozycji z portretami i plakatami swych liderów: Bassirou „Diomaye” Faye i Ousmane Sonko świętują ich zwolnienie z więzienia. Dakar, 14 marca 2024 r. // John Wessels / AFP / East News

Położony na zachodzie Afryki Senegal od lat uchodzi za prymusa demokracji, umiaru i dobrych obyczajów w polityce. W marcu, choć ta jego reputacja wydawała się zagrożona, znów dał dobry przykład i nadzieję.

Upadek

Jeszcze w lutym sprawy wyglądały fatalnie. Panujący drugą – i ostatnią dozwoloną prawem – kadencję prezydent Macky Sall odłożył aż na koniec roku planowaną na marzec elekcję nowego przywódcy, a w Senegalu znów rozeszły się plotki, że robi to wszystko tylko po to, by samemu dalej cieszyć się władzą. Od dawna podejrzewano prezydenta, że jeszcze przed upływem drugiej i ostatniej kadencji spróbuje zmienić konstytucję i ubiegać się o kolejną. Tak właśnie postąpił jego poprzednik Abdoulaye Wade, który im dłużej rządził, tym bardziej z ludowego bohatera przemieniał się w uzależnionego od władzy pospolitego polityka. Oburzeni Senegalczycy wystąpili przeciwko niemu i w 2012 roku wynieśli do władzy Macky’ego Salla, który w tamtych latach zdawał się uosabiać wszelkie ich nadzieje.

Punkty zapalne i przemilczane części świata. Reporter, pisarz i były korespondent wojenny zaprasza do autorskiego cyklu. Czytaj w każdy piątek! 

Przemiana kolejnego władcy, Salla, sprawiła, że w Senegalu, uchodzącym za wzór spokoju i stabilizacji, gdzie nigdy nie doszło do wojny ani przewrotu, a wojsko nigdy nie wtrącało się w politykę, trzeci rok z rzędu trwały rozruchy, a mundurowa i tajna policja brutalnie rozpędzała tłumy antyrządowych demonstrantów. Kilkadziesiąt osób zginęło, tysiące trafiły do aresztów. Do więzień wtrąceni zostali też najważniejsi przywódcy opozycji, którzy przewodzili protestom. Innych wykluczono z elekcji pod pretekstem wcześniejszych wymierzonych im przez sądy wyroków.

Macky Sall, którego Senegalczycy wybrali na prezydenta, pokładając w nim nadzieje na lepszą przyszłość, okazał się wielkim rozczarowaniem, zwłaszcza podczas drugiej kadencji. Dbał o stołeczne elity z Dakaru i cudzoziemców, których pieniądze zainwestowane w Senegalu miały wyrwać go z biedy. Budował szpitale, uniwersytety, a przede wszystkim drogi, wiadukty i mosty, które miały udrożnić gospodarczy krwiobieg, ułatwić wydobycie i sprzedaż gazu ziemnego i ropy naftowej, których bogate złoża odkryto w Senegalu przed 10 laty. Pod rządami Macky’ego Senegal nowocześniał i się rozwijał, ale korzystali z tego tylko nieliczni, a większość po staremu klepała biedę. Sytuację pogorszyła jeszcze pandemia, która unieruchomiła świat i sparaliżowała gospodarkę, oraz napaść Rosji na Ukrainę, która wywindowała ceny żywności i paliw.

Narzekali przede wszystkim młodzi, których w Senegalu, jak całej Afryce, jest najwięcej. Statystyczny obywatel prawie 20-milionowego Senegalu nie ma nawet dwudziestki (trzy czwarte ludności nie ukończyło 35 lat), co drugi jest biedakiem, a co piąty nie ma pracy, ani żadnych na nią widoków. Coraz więcej młodych Senegalczyków uznawało, że lepszą przyszłość i życie zapewnić im może jedynie wędrówka za chlebem do Europy.

Winili za wszystko rządzących, stare elity władzy. I Macky’ego Salla, którego uważali za ich przedstawiciela. Kiedy na początku lutego prezydent odwołał planowaną na koniec miesiąca elekcję nowego przywódcy (zdarzyło się po raz pierwszy w liczonej od 1960 roku historii niepodległego kraju), w zachodnioafrykańskich stolicach zaczęto szeptać, że i Senegalowi w końcu obrzydnie przeszczepiona z Zachodu demokracja. Przepowiadano, że i w Dakarze dojdzie do ulicznej rewolucji, a może nawet wojskowego puczu, podobnego do tych z nieodległych Burkina Faso, Mali, Nigru, Gwinei i Gabonu, gdzie młodzi wojskowi, ku uciesze ulicy, poobalali w ostatnich latach nielubianych we własnych ojczyznach, ale wspieranych przez Zachód prezydentów.

Cud senegalski

Na ratunek senegalskiej demokracji pospieszył Trybunał Konstytucyjny, którego prezydent nie zdążył obsadzić posłusznymi sobie sędziami. Trybunał orzekł, że przełożenie wyborów byłoby złamaniem konstytucji i że muszą się one odbyć przed początkiem kwietnia, kiedy kończy się druga i ostatnia kadencja urzędującego przywódcy.

Rad nierad, Macky Sall wyznaczył wybory na 24 marca, a nie mogąc samemu do nich stanąć, udzielił błogosławieństwa swojemu premierowi Amadou Ba. Wszystko na nic, bo Senegalczycy pragnęli zmiany, a nie tego, żeby wszystko zostało po staremu – i w dzień wyborów ponad połowa oddała głosy na kandydata opozycji Bassirou „Diomaye” Faye’a. To zapewniło mu wygraną już w pierwszej turze wyborów i 2 kwietnia został zaprzysiężony na piątego prezydenta senegalskiej republiki.

Wybory przebiegły w spokoju i wzięło w nich udział ponad dwie trzecie uprawnionych. Nikt nie kwestionował ich uczciwości – a pokonany Amadou Ba zadzwonił z gratulacjami do zwycięskiego rywala, zanim jeszcze ogłoszono oficjalnie jego wygraną.

Zwycięstwa kandydatów opozycji w wolnych elekcjach zapisały się już na trwałe w tradycji senegalskiej demokracji. Dwaj pierwsi prezydenci, poeta Léopold Sédar Senghor (1960-80) i Abdou Diouf (1981-2000), panowali w czasach, gdy w Afryce za odpowiedniejsze ustroje polityczne uważano jednopartyjne dyktatury, a nie wielopartyjne demokracje na zachodnią modłę. Ale i tu Senegal był wyjątkiem. Wybory i tak regularnie urządzano, a Senghor, jako pierwszy w Afryce, sam złożył władzę. Jego następca, wysoki i chudy jak tyczka Diouf, po 12 latach rządów wygrał w 1993 roku w wyborach urządzonych już według zachodnich, wielopartyjnych reguł. Siedem lat później przegrał jednak w dogrywce (pierwszą rundę zwyciężył) z kandydatem opozycji Abdoulayem Wadem.

Wade rządził dwie kadencje, ale kiedy nie potrafił się rozstać z władzą i przekonał sędziów z Trybunału Konstytucyjnego, by pozwolili mu ubiegać się o trzecią, Senegalczycy stracili cierpliwość i na prezydenta (znów po dogrywce) wybrali rywala Wadego, Macky’ego Salla. W marcu, rozczarowani i zniecierpliwieni Sallem, odrzucili w wyborach jego faworyta i głosowali na jego najbardziej zapamiętałego przeciwnika, „Diomaye’ego” Faye’a (przydomek i nazwisko nowego prezydenta wymawia się „diomej fej”).

Nadzieja

Marcowe wybory sprawiły, że na Senegal znów spłynęły z całego świata pochwały. Wychwalano dojrzałość i mądrość Senegalczyków, ich umiar, stalowe nerwy i konsekwencję. Polityczny spór, rozstrzygnięty wskutek wolnych wyborów, nie tylko uratował demokrację, ale jeszcze ją umocnił, przynajmniej na jakiś czas.

Senegalczycy pokazali Afryce, że jeśli nie popsuje się wcześniej demokratycznych mechanizmów, złych i niechcianych przywódców można się pozbyć za pomocą karty do głosowania i niekoniecznie trzeba czekać, aż młodzi oficerowie dokonają puczu. Puczyści z Gwinei, Burkina Faso, Mali, Senegalu, Nigru i Gabonu przekonywali, że nie widzieli innego sposobu, by pozbyć się fatalnych przywódców i ocalić ich kraje od katastrofy.

Wygrana młodego Faye’a w uczciwej wyborczej walce przypomniała też o podważanej wiarygodności starych przywódców, takich jak 82-letni Alassane Ouattara z Wybrzeża Kości Słoniowej, który poprawił konstytucję, by móc ubiegać się o trzecią prezydencką kadencję, czy 80-letni Yoweri Museveni z Ugandy, który w ogóle wykreślił z konstytucji zapis o licznie dozwolonych kadencji. A 91-letni Paul Biya z Kamerunu, panujący od 1982 roku (od 1975 roku był premierem), nawet pewnie nie pomyślał, żeby takimi drobiazgami zawracać sobie głowę i w przyszłym roku zamierza znów pozwolić poddanym wybrać siebie na prezydenta.

Czterdziestoczteroletni Faye został najmłodszym w Afryce prezydentem wybranym w wolnej elekcji. Młodszym od niego przywódcą jest tylko 36-letni kapitan Ibrahim Traore z Burkina Faso, ale on zdobył władzę, przewodząc w 2022 roku zbrojnemu przewrotowi. W Afryce, najmłodszym na świecie kontynencie, ale rządzonym w większości przez sędziwych przywódców, wygrana Faye’a posiała nadzieję wśród młodzieży, że może nie jest tak beznadziejnie ubezwłasnowolniona przez rządzące elity, a odpowiednio zmobilizowana i w sprzyjających okolicznościach jest w stanie wybrać na przywódcę polityka, którego uzna za swojego przedstawiciela i wyraziciela jej tęsknot i ambicji.

Niezwykła kariera młodego Faye’a (na początku marca siedział jeszcze od roku w więzieniu, z którego w dwa tygodnie przeprowadził się do pałacu prezydenckiego) wzbudza nadzieje, ale i niepokój na Zachodzie, zwłaszcza we Francji, dawnej metropolii kolonialnej. Z jednej strony zapatrzony w Obamę i Mandelę Faye ocalił przed fiaskiem demokrację w Senegalu, co oznaczałoby klęskę Zachodu i jego wartości, a sukces wspieranych przez Rosję młodych puczystów z Sahelu. Z drugiej jednak strony młody prezydent reprezentuje coraz silniejsze w Afryce ruchy polityczne wzywające do zerwania postkolonialnych więzów, porządków i zależności od dawnych metropolii.

Nigdzie indziej przywódcy nie umierają podczas sprawowania urzędu tak często jak w Afryce

W wielu krajach na tym kontynencie panują starcy, którzy zdobyli władzę tak dawno, że uważają ją za swoją własność. Na to nakłada się przekonanie, że stan ich zdrowia jest pilnie strzeżoną tajemnicą państwową. Zmarły w lutym prezydent Namibii Hage Geingob był wśród nich wyjątkiem.

Faye zapowiada rewizję pozawieranych przez Salla umów z zachodnimi koncernami na wydobycie senegalskiej ropy naftowej i gazu, namawia frankofońską Afrykę, by przestała w końcu używać franków CFA powiązanych z euro (a wcześniej z francuskim frankiem) i zastąpiła je własną walutą, eco. Nie przestaje mówić o suwerenności i równoprawnej współpracy czy to z Francją, czy z USA lub Chinami. Kto wie, czy aby zadowolić swoich buntowniczo nastawionych młodych wyborców, Faye nie poprosi Francji, by wycofała z Senegalu swoje wojska (ok. pół tysiąca żołnierzy) i zamknęła wojskową bazę. Francuski prezydent Emmanuel Macron jako jeden z pierwszych pogratulował Faye’owi zwycięstwa i pewnie chętnie by się zgodził wycofać wojska, jeśli miałoby to pomóc francuskim przedsiębiorcom i kupcom.

Diomaye to Sonko

Faye będzie rządzić Senegalem w duecie ze swoim najlepszym przyjacielem, starszym o kilka lat Ousmane’em Sonko. Tak naprawdę to Sonko, populista równie charyzmatyczny, co nieodpowiedzialny, był najgroźniejszym rywalem Salla i najpoważniejszym pretendentem do prezydentury. Wygrałby zapewne elekcję, gdyby nie został z niej wykluczony za wymierzony mu wyrok więzienia jako karę za „gorszenie i sprowadzanie na złą drogę młodzieży”. Z zarzutu o gwałt został oczyszczony.

Wiedząc, że nie zostanie dopuszczony do wyborów, zgłosił do nich swojego politycznego druha Faye’a i ogłosił hasło wyborczej kampanii „Diomaye to tak naprawdę Sonko”. Bez poparcia Sonko Faye zapewne wyborów by nie wygrał i nie został prezydentem. Jego pierwszą prezydencką decyzją było wyznaczenie Sonko na nowego premiera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej