Raj na dystans

WIKTOR JEROFIEJEW, pisarz: Nie lubię symbolicznych przedstawień Boga, czasem chcę je wszystkie odrzucić. Ale kiedy dokonuję takiego odrzucenia, czuję, że zostaję zupełnie sam, czuję pustkę.

09.03.2020

Czyta się kilka minut

 / L. SHERSTENNIKOV / EAST NEWS
/ L. SHERSTENNIKOV / EAST NEWS

MAŁGORZATA NOCUŃ: Pana książka „Dobry Stalin” była kilkanaście lat temu wielkim wydarzeniem literackim. To autobiografia i opowieść o zbiorowej odpowiedzialności społeczeństwa za totalitarny system. Teraz pisze Pan kontynuację.

WIKTOR JEROFIEJEW: „Dobry Stalin” był bestsellerem – w Rosji i za granicą. Poruszyłem temat tabu: napisałem o życiu radzieckiej nomenklatury i fascynacji Stalinem rosyjskiego społeczeństwa. Książka dotyczyła moich prywatnych przeżyć, zderzenia dwóch wizji świata. Mój tata był radzieckim urzędnikiem, ja wolnomyślicielem. Teraz – po latach – czuję, że książkę tę należy uzupełnić. Kontynuacja opowiada trochę o relacji moich rodziców.

Jacy byli?

Przeżyli razem 60 lat. Każde z nich miało swoje marzenia, żadnemu nie udało się ich zrealizować. Uważali chyba, że należy poświęcić się dla dobra rodziny. To nie był wymarzony związek, ale to, co im się udało, to wychowanie mnie i mojego brata w bezpieczeństwie i miłości. Z wielu rzeczy zrezygnowali, by nam tę miłość i bezpieczeństwo dać. Im dalej od ich śmierci, tym bardziej to rozumiem i jestem wdzięczny. W kontynuacji „Dobrego Stalina” zastanawiam się nad ceną niezrealizowanych marzeń. Czy życie wynagradza nam poświęcenie? Czy takim wynagrodzeniem są dzieci? Rodzicielstwo?

Mama?

Niedawno przeczytałem jej książkę, podczas lektury byłem poruszony, słyszałem intonację jej głosu. Jest to opowieść o walce dobra ze złem, wybrzmiewa w niej pragnienie – tak charakterystyczne dla ludzi tamtego czasu – aby świat stał się lepszy. To pragnienie towarzyszyło mamie przez całe życie. Pokazuje jej delikatną, może trochę naiwną naturę. Była wykształcona, miała charakter, oburzała się, kiedy ktoś postępował w niewłaściwy sposób. Wierzyła w niemożliwe, powiedziałbym, że była utopistką. Nie wierzyła, że literatura, którą tworzę, odniesie sukces. I w sumie – w kontekście Rosji – miała trochę racji, w naszym kraju nie zrobiłem dużej kariery, nie jestem tak znany jak na przykład Władimir Sorokin. Mówię to ze spokojem, nie boli mnie to ani nie jest źródłem kompleksów. Moje książki są o wiele popularniejsze za granicą, bardzo chętnie czytają je Polacy. Nawet w Japonii i w Chinach jestem chyba w większym stopniu rozumiany niż w ojczyźnie.

Ale z Pana pisarstwa przebija pewność siebie – wyniesiona z domu?

Z dzieciństwa zapamiętałem taki obrazek: sążnista zima, szofer taty wnosi do naszego mieszkania choinkę, potem wraz z bratem stajemy na krzesłach, ubieramy ją. Na wierzchołku zatykamy czerwoną gwiazdę. W Związku Radzieckim nie świętowano Bożego Narodzenia, to było drzewko noworoczne, „stalinowska choinka”, władza w końcu na nią pozwoliła, bo ludzie byli jednak przywiązani do tradycji. Wcześniej funkcjonował oficjalny zakaz strojenia drzewka, groziła za to kara, walczono przecież ze wszystkimi przejawami religijności.

Później pod drzewkiem pojawiały się prezenty. Zbliżałem się do nich i czułem, że za moimi plecami stoi mama. Odwracałem się, rzeczywiście tam była, uśmiechała się. Czułem szczęście, wiedziałem też, że jestem kochany. Tata musiał kochać mnie wręcz bezgranicznie, przecież przeze mnie wszystko stracił i nigdy mi z tego powodu nie powiedział złego słowa. Nigdy mi tego nie wypomniał, nawet podczas ostrzejszej wymiany zdań.

Nie spodobały mu się Pana teksty w „Metropolu”, wydawnictwie drugiego obiegu. Wyrzucono Pana wtedy ze Związku Pisarzy, oficjalnie mógł Pan zadebiutować dopiero w czasie pierestrojki. Tata był radzieckim urzędnikiem.

I wierzącym komunistą. W czasach młodości pracował jako tłumacz Stalina na język francuski, potem był dyplomatą, dlatego jako chłopiec kilka lat spędziłem we Francji. Jestem dzieckiem radzieckiej nomenklatury, wychowanym we względnym dobrobycie i podziwie wobec Josifa Wissarionowicza.

W moim tacie tkwiła sprzeczność: uważam, że miał liberalne poglądy, kiedyś napisano o nim „liberał epoki stalinowskiej”, ale równocześnie brał udział w strasznej polityce. Różniliśmy się zupełnie, jeśli chodzi o poglądy, ale ojciec był mi bliski. W rosyjskiej tradycji ojciec za swoim dzieckiem podąża. Zawsze będę Wiktorem Władimirowiczem, czyli synem swojego ojca, Władimira.

Co myślał o Pana pisaniu?

Pod koniec życia taty telewizja Arte kręciła o mnie i o nim film, miał nosić tytuł „Ojciec i syn”. Miał, bo nigdy tej produkcji nie dokończono. To był ostatni wywiad, którego udzielił tata. Bardzo dobrze zapamiętałem tę scenę: szedł alejką pośród jesiennych drzew, dziennikarz zapytał go: „Był pan zły na Wiktora? Stracił pan przez niego pracę, musiał pan opuścić placówkę dyplomatyczną...”. Tata powiedział: „Wiktor wyprzedził swoją epokę”. Te słowa odnosiły się do napisanych przeze mnie książek.

Moja twórczość – w tamtych czasach – nie tylko budziła sprzeciw, ona po prostu szokowała. Matka też bardzo mnie kochała, ale trudno jej było zaakceptować moje teksty. Kiedy otrzymałem order Legii Honorowej i przemawiałem w ambasadzie francuskiej, powiedziałem, że tata zapewne byłby ze mnie dumny, a mama by się zapytała: „Po co mu ten order daliście? Nie czytaliście tego, co on pisze?”. Nie mogła wyjść z szoku, dla niej moje pisarstwo było porównywalne chyba tylko z ultradźwiękami. Drażniące, irytujące. Mówiła mi: „Wiesz, Wiktor, ja lubię twoje wczesne opowiadania”, a ja jej na to odpowiadałem: „Mamo, nie da się całe życie pisać wczesnych opowiadań”. Mówiła, że produkuję skandale.

Co szokowało Pana matkę?

Eksperymenty literackie, poruszanie tematów tabu, fizjologia, która w tych tekstach była obecna. Napisałem książkę o ciemnych stronach miłości, „Bóg X”. W rosyjskiej literaturze motyw miłości jest ważny. To inna miłość niż ta europejska. Rosjanie w bardziej spontaniczny sposób się na nią otwierają, ale dotkliwiej też znoszą porażki. Ludzie zatracają się w miłości, bo kochając otwierasz cały swój system nerwowy, krwionośny, całą fizjologię na drugiego człowieka. Nie jesteś już bytem niezależnym. Nie jest to łatwe, czasem przynosi ból, cierpienie, dlatego wielu z nas ponosi w miłości klęskę. Wiem, że kiedy pojawia się miłość, nie możesz nic z nią zrobić, poddajesz się jej.

Pisał Pan też o miłości do Boga. Ale nie jest Pan ochrzczony. Skąd wiara?

Nie lubię symbolicznych przedstawień Boga, czasem chcę je wszystkie odrzucić. Ale kiedy dokonuję takiego odrzucenia, czuję, że zostaję zupełnie sam, czuję pustkę. Człowiek poszukuje miłości, także tej do Boga. Uważam, że w XXI wieku będzie miała miejsce rewolucja religijna, ponieważ Stwórca, który istnieje w chrześcijańskim wyobrażeniu, powoli odchodzi na emeryturę. Szukam Boga w swoim talencie, nie w religii. Bo lubię stan „pomiędzy”. Pisarz powinien żyć na granicy, ona może być fizyczna, fizjologiczna, psychologiczna, państwowa. Jest to stan, w którym odkrywają się wszystkie możliwości człowieka. Zaczyna porównywać, widzieć różnicę, w końcu dokonuje wyboru.

Rosja jest „krajem na granicy”? Powiedział Pan kiedyś, że nie rozumie, jak można tam żyć, będąc jej obywatelem, ale dla pisarza jest to wymarzone miejsce na ziemi. Raj.

Chodzę na antyputinowskie demonstracje, po aneksji Krymu przez Rosję podpisałem list sprzeciwiający się tej decyzji władz. Zrobiło się nieprzyjemnie, musiałem wyjechać, przez pół roku mieszkałem w Berlinie. Tęskniłem. To była tęsknota za krajem, za domem. Nie kocham Rosji jako mojej ojczyzny, ale kocham ją jako mój kraj. Kocham jej kulturę, przyrodę, bezgraniczność, w Rosji mieszkają moi przyjaciele. Tam inaczej nawiązuje się relacje międzyludzkie – wychodzą one poza ramy uporządkowanej, europejskiej cywilizacji. A ojczyzna? Nie mogę słuchać o rosyjskiej polityce i patriotyzmie. Mdli mnie. Jeśli ktoś ci zada pytanie: „Czy kochasz Rosję?”, a ty odpowiesz przecząco, to usłyszysz, że jesteś rusofobem. A to przecież nie jest tak. Po prostu nie lubię tego reżimu, nie lubię tej tradycji politycznej. Jest w niej bardzo dużo okrucieństwa, wręcz braku człowieczeństwa. Taki sposób uprawiania polityki wywodzi się jeszcze z czasów najazdu Dżyngis-chana, kiedy byliśmy mongolską kolonią. Przesiąkliśmy przemocą.

To dlatego dla pisarza jest rajem?

Dla pisarza jest rajem – znajduje się na skrzyżowaniu cywilizacji, kultur – ale wybierając ten raj jako miejsce życia, musimy zdawać sobie sprawę, że jest w tym spora doza ryzyka. W Rosji nie żyje się komfortowo, tęskni się za Europą. Za światem, który znajduje się poza granicami Rosji, inną cywilizacją, w której przestrzegane jest prawo.

Bliska jest mi Polska – zawsze znajdowała się na granicy z tym bezgranicznym rosyjskim światem. Wywodzę się z tego pokolenia, dla którego wasz kraj był „oknem na świat”. Podziwiam Polaków za to, że tak odważnie się Rosji przeciwstawiali. Kiedy w 1969 r. zacząłem do Polski przyjeżdżać, zakochałem się w niej. Chodziłem do ambasady francuskiej poczytać „Le Monde”. Moja pierwsza żona, Wiesia, jest Polką. Mamy syna, teraz pojawiła się wnuczka. Pomimo rozstania udało nam się zachować przyjacielskie relacje. Teraz niestety coraz trudniej jest mi odnaleźć się w Polsce. Włączam publiczną telewizję i jakbym oglądał rosyjski kanał państwowy. ©

WIKTOR JEROFIEJEW jest rosyjskim pisarzem i publicystą. W Polsce ukazało się wiele jego książek, m.in. „Dobry Stalin” (2005), „Encyklopedia duszy rosyjskiej” (2003), „Ciało” (2017), „Różowa mysz” (2019).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2020