Jak chyba wszyscy teraz, czytam „Chłopki” – książkę Joanny Kuciel-Frydryszak. W każdym razie zdaję się nie mieć znajomego ani znajomej, która by tej książki nie chłonęła albo która by się nie starała wdrukować w swoją wiedzę o niedawnej historii Polski tego, czego nie wiedziała o życiu swoich prababek. Czytam o biedzie odmienianej przez wszystkie przypadki, o aranżowanych i nieszczęśliwych małżeństwach, o powszechnej śmierci położnic i dzieci, o niedożywieniu i pracy ponad siły, pragnieniu i niemożliwości nauki. Za dużo, by spamiętać, choć chciałoby się nic nie uronić.
Czytam w „Chłopkach” o Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” i kursach rolniczych organizowanych przez Uniwersytet Ludowy w Gaci Przeworskiej. To jeden z niewielu jasnych momentów tej książki, opowiada o społecznikach i młodym pokoleniu chłopów i chłopek dumnych z tego, kim są, ale głodnych zmian. Jest też mowa o niechętnym ruchowi ludowemu Kościele, o parafii w Gaci, gdzie księża wyczuli konkurencję. Zresztą nie tylko tam, bo sam prymas Hlond w 1936 r. grzmiał na „Wici”, że zwiastują mobilizację radykalizmu i rewolucję, i że to głosy fałszywych proroków. „Uniwersytety ludowe wychowujące fanatyków wsi bezbożnej stanowią wielką ujmę dla ducha i honoru wiejskiego” – twierdził. A tu na ludowym uniwersytecie, który od 1931 r. działał po izbach Markowej i Gaci Przeworskiej, a potem na Gackiej Górce, we wzniesionym chłopskimi rękami domu, wyrósł nam beatyfikowany wiciowiec – Józef Ulma.
Gać leży koło Markowej, więc w „Chłopkach” wspomniany jest i Józef Ulma, szef miejscowego koła Związku Młodzieży Wiejskiej, i jego późniejsza żona Wiktoria z domu Niemczakówna. Nieco inaczej niż w świętych biografiach czytamy, jak Wiktoria zwierzyła się na spowiedzi, że chce iść na kurs rolniczy w Gaci, lubi grać w sztukach wystawianych na uniwersytecie, ale ksiądz zniechęcił ją, strasząc piekłem i tym, że jako proboszcz nie będzie chciał jej widzieć w kościele. Dziewczynie groziło załamanie nerwowe, tak była rozdarta.
Dwanaście lat starszy Józef, który po skończeniu czterech klas wiejskiej placówki dokształcał się sam i ukończył półroczną szkołę rolniczą w Pilznie, jest przykładem właśnie tego nowego pokolenia. To stąd jego niezwykłość: prenumerował rolnicze pisma, szczepił owocowe drzewa, zajmował się niepopularnym wciąż na wsi ogrodnictwem, hodując na grządkach sałatę i szpinak. Fascynowało go pszczelarstwo i fotografia. Aparat zbudował samodzielnie i to nim fotografował sąsiadów i rodzinę. Stąd piękne zdjęcia żony i dzieci w przydomowych plenerach, które zaraz będą nam wyskakiwały nawet z lodówki. Bo w końcu nadchodzi ich beatyfikacja, a nasz dumny nie swoimi zasługami kraj rozedmie się jak balon i uniesie sam nad sobą.

Już słychać słowa takie, jak wypowiedziane przez Jana Żaryna, że rodzina Ulmów ilustruje bardzo szerokie zjawisko, jakim było ratowanie Żydów przez Polaków w czasie II wojny światowej (ratowanie „to była kategoria narodu polskiego” – przekonywał ostatnio). Już Polskie Linie Lotnicze LOT zachęcają w swojej pokładowej gazetce do zwiedzania Podkarpacia śladami Ulmów i zapowiadają beatyfikację. „Ulmowie stali się symbolem humanitarnej postawy Polaków w nieludzkich czasach” – ogłasza gazetka, podpinając wszystkich pod heroizm tego małżeństwa. Które jeszcze spółki skarbu państwa włączą się w tę okoliczność? Poczta Polska jest nawykła do zadań specjalnych i dystrybucji materiałów o świętych, więc na pewno się odnajdzie. Orlen mógłby rzucić jakieś zestawy propagandowe na swoje stacje albo zniżkę na benzynę, by zaznaczyć dzień, w którym wraz z Ulmami beatyfikowani zostaną wszyscy Polacy. A przynajmniej tak się poczują.
Drwię, ale nie z Ulmów przecież. Boję się nadużycia, które nadchodzi. Tego, że się ich odmalowuje na świętych obrazkach, żeby ich użyć do celów kościelno-narodowych, a nie żeby wyciągnąć wnioski. Otwiera się groby, żeby podzielić się szczegółami rozstrzelania, jakby były nam potrzebne. Ale też by pobrać relikwie, jakby były nam potrzebne… Jakby za intymny kontakt z tym, co ważne, nie wystarczył nam ten zakreślony żółtą kredką Nowy Testament w muzealnej gablocie. Więc odliczam, kiedy zacznie się radosny festiwal zagrabiania ich bohaterstwa, by cisnąć je światu w twarz jako swoje: to my, Polacy, symbol nas i naszej szlachetności!
Odpominaczki
Data beatyfikacji wypada 10 września, zupełnie bez związku z biografią Ulmów. Za to idealnie na miesiąc przed wyborami. Mam uwierzyć, że w nuncjaturze nikt nie ogarnia kalendarza wyborczego naszego kraju? Nikt nie wiedział, jak łakomy kąsek Watykan podaje rządowi na srebrnej tacy? Niech zgadnę: na beatyfikacji narodu polskiego –pardon, rodziny Ulmów – będzie premier, ministrowie kultury (organ prowadzący muzeum) oraz oświaty (front obrony przed historią) i w ogóle ministrowie wszelacy oraz posłowie i kandydaci z Podkarpacia? Będzie wyborczy wiec, choć niby beatyfikacyjna msza? Mylę się?©