Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pod koniec 2018 roku rząd ogłosił wstępny projekt „Polityki energetycznej Polski do 2040 roku”. Dokument, ostatecznie uchwalony w 2021 roku, jest najbardziej kompleksową strategią energetyczną naszego państwa.
Jak wyglądała wtedy sytuacja? W 2018 roku ponad 82 procent prądu produkowaliśmy spalając węgiel, budowa farm wiatrowych była od kilku lat prawnie zablokowana przez rząd PiS, a fotowoltaiki było tak mało, że w ogólnokrajowych statystykach produkcja prądu ze słońca była pomijalna. Przypominam, że cofamy się w czasie o zaledwie pięć lat, w silnie scentralizowanej i regulowanej branży energetycznej to dłuższe mrugnięcie okiem.
Rząd (także pod naciskiem różnych grup interesów, choćby górników) był wtedy bardzo ostrożny w prognozach. We wstępnym projekcie PEP2040 znajdziemy plany, według których jeszcze w 2030 roku ponad 60 procent krajowej energetyki będzie oparte na węglu. To, co planowaliśmy na 12 lat, wydarzyło się w zaledwie 5. Gdy przeanalizowaliśmy dane za zeszły rok, okazało się, że mamy dokładnie taki miks energetyczny, jaki rządowi stratedzy planowali na 2030 r. Decydujące znaczenie ma tu rozwój odnawialnych źródeł (głównie fotowoltaiki), które dzisiaj produkują ponad 25 procent prądu w Polsce.
Udało się też, mimo absurdalnych barier prawnych, rozwinąć energetykę wiatrową (na razie lądową, prace nad pierwszymi farmami na Bałtyku są już mocno opóźnione), co widać zwłaszcza w ostatnich dniach. 24 stycznia wiatraki wykręciły więcej energii niż wszystkie elektrownie na węgiel kamienny razem wzięte.
Szczyt klimatyczny odkrył przyczynę globalnego ocieplenia. Po 28 latach
Dodajmy jeszcze kontekst międzynarodowy: w 2023 roku Unia Europejska wyemitowała o 8 proc. mniej dwutlenku węgla z paliw kopalnych niż w roku poprzednim, osiągając najniższy poziom emisji w ciągu ostatnich 60 lat. Tak, jest się z czego cieszyć, ale w tej beczce miodu jest nawet nie łyżka, a chochla dziegciu. Po pierwsze: progres nie oznacza sukcesu, wciąż bardzo nam daleko do poziomu, w którym unikniemy bardzo poważnych konsekwencji katastrofy klimatycznej.
Druga wątpliwość zawiera się w tytule tego tekstu. Jeśli centralna strategia energetyczna dużego państwa rozmija się z rzeczywistością o całe rzędy wielkości, to musi budzić wątpliwości. Zwłaszcza jeśli dopowiemy, że pomyłka wynikała nie z odkrycia jakiejś nowej technologii, przełomu politycznego, czy radykalnej zmiany kursu, tylko z tego, że zwykli ludzie zaczęli masowo instalować panele słoneczne na dachach domów. PEP2040, uchwalony trzy lata temu, jest dzisiaj boleśnie nieaktualny, a wciąż przeciągają się prace nad jego nową edycją. Proces sprawiedliwej transformacji energetycznej to dla Polski (tak mocno opartej na węglu) ogromne wyzwanie i po prostu nie poradzimy sobie z nim na chybił-trafił.