Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Do podsumowań zachęca nie tylko koniec roku, ale też finał szczytu COP 28 w Dubaju – największej konferencji klimatycznej w historii. O atmosferze zniechęcenia i kontrowersjach wokół szczytu i jego prezydenta (Sułtan al-Dżaber jest jednocześnie prezesem ADNOC-u, jednej z największych firm paliwowych na świecie) pisałem już w „Tygodniku”. Można jedynie dodać, że na obrady, poza oficjalnymi delegacjami państw, zjechało 2456 lobbystów sektora paliwowego i 475 promujących technologię CCS – przechwytywania i magazynowania CO2 z atmosfery. Wszystko dzieje się w roku z najwyższą emisją i kilka miesięcy po najgorętszym lecie w historii pomiarów.
Malowane sukcesy…
Zaskakujące, że w takim – nomen omen – klimacie udało się cokolwiek wynegocjować, a w wielu komentarzach pojawia się nawet sformułowanie „historyczny moment”. Bo oto po raz pierwszy w historii, po prawie trzech dekadach negocjacji, umowa końcowa zawarta w Dubaju wspomina w ogóle o paliwach kopalnych – głównym sprawcy katastrofy klimatycznej. Szczyt w Glasgow z 2021 r. przyniósł pewne zobowiązania dotyczące węgla, ale spalanie ropy i gazu było dotychczas, wbrew wszystkim ustaleniom naukowym, nietykalną świętością.
„Historyczne” zdanie brzmi tak: „Kraje wzywane są do wniesienia wkładu w globalne wysiłki na rzecz odchodzenia od paliw kopalnych”. Padają słowa o spokojnym, sprawiedliwym, stopniowym procesie. Brakuje za to jakichkolwiek konkretów, realnych zobowiązań i osi czasu, a i tak walka o te słowa toczyła się przez cały szczyt. Jeszcze dwa dni przed końcem szkic umowy zaledwie wymieniał ograniczenie paliw kopalnych jako jedno z możliwych działań. Oczywiście, ponad 130 krajów było za mocniejszymi zobowiązaniami, ale taka natura szczytu klimatycznego – opierają się na kompromisie, pod którym tak samo muszą się podpisać małe wyspiarskie państwa, dla których walka o klimat jest walką o przetrwanie, jak i Arabia Saudyjska, USA i Chiny. Według zakulisowych informacji kluczowe negocjacje trwały do ostatnich minut podczas spotkania Sułtana al-Dżabera, Johna Kerry’ego (który reprezentował na szczycie USA) i saudyjskiego ministra energetyki Abdulaziza bin Salmana.
Naukowcy nazywają to klęską i porównują do sytuacji, w której pacjentowi z ostrą cukrzycą zaleca się „wniesienie wkładu na rzecz stopniowego ograniczenia pączków”. Tak, to sukces na naszą miarę i dużo mówi o skromności tej miary. Drugim są zapisy dotyczące ochrony bioróżnorodności, walki z wylesianiem, odbudowy ekosystemów, które mają jasny termin ważności: zadanie domowe trzeba odrobić przed szczytem klimatycznym w brazylijskiej Amazonii w 2025 r. Trzecim jest konkretne zobowiązanie 118 państw do potrojenia mocy odnawialnych źródeł energii do 2030 roku. Tu szybko dobito targu, bo na rozwój zielonej energetyki przywódcy patrzą raczej jak na wielką szansę dla krajowych gospodarek niż podstępne zagrożenie. Wiatrowo-fotowoltaiczny boom postrzegają jako nieunikniony i chcą na nim zarobić.
…i dotkliwe porażki
Polityka klimatyczna to wieczna frustracja i ciągłe kompromisy. Inaczej,jak na razie, nie umiemy. Postęp jest realny – zeszliśmy ze ścieżki ogrzania planety o 3℃ w stosunku do czasów przed epoką przemysłową, poruszamy się między 2-2,5℃. Z drugiej strony, choć w Dubaju nikt nie powiedział tego otwarcie, cel wyznaczony w 2015 r. w Paryżu jest już martwy. Wtedy cały świat, przy gromkich owacjach, umówił się, że zatrzymamy globalne ocieplenie na 1,5℃. Każda mała podziałka na tym globalnym termometrze (obecnie jesteśmy w okolicach 1,2℃) to radykalne zmiany w życiu milionów ludzi i całych ekosystemów.
Kiedy sąsiad zakręca kran: jak świat walczy o dostęp do wody [JAGIELSKI STORY #31]
Wiemy, że umowy na konferencjach, zwłaszcza rozpisane na dekady, to jeszcze nie rzeczywistość. Na wszelki wypadek jeszcze raz przypomniał o tym szef szczytu w Dubaju. Dwa dni po wynegocjowaniu zapisu o odejściu od paliw kopalnych Sułtan al-Dżaber w wywiadzie dla „Guardiana” powiedział, że umowa wcale nie oznacza, że kierowana przez niego firma wstrzyma plan inwestycji w wydobycie ropy i gazu na łączną kwotę 150 mld dolarów przez najbliższe 7 lat.
Podobnie jest z funduszem, który ma pomóc najbardziej narażonym na zmiany klimatyczne państwom się do nich zaadaptować. Wynegocjowany już rok temu w Egipcie, potwierdzony i ogłoszony pierwszego dnia dubajskiej konferencji jako wielki sukces, fundusz istnieje – tylko że jest pusty. Zamiast 100 mld dolarów rocznie (ostrożne szacunki) państwa zadeklarowały na razie 700 mln - 0,7 proc. potrzeb.
Podobnie może być z odchodzeniem od paliw kopalnych. Choć wszyscy powtarzają, że innej drogi po prostu nie ma, progres jest bardzo powolny, pojawiają się bolesne luki. Przykład: w myśl nowego porozumienia bardzo dużą rolę przypisano technologii CCS. Oczywiście potrafimy wychwytywać z atmosfery i magazynować CO2, ale na małą skalę. Tymczasem branży udało się przedstawić CCS jako Świętego Graala, który pozwala dalej trzymać zielone światło na platformach i w szybach naftowych. Z jednego powodu można się cieszyć: że konferencja w Dubaju była tak jasno i otwarcie powiązana z przemysłem paliwowym. Miliardowe interesy często wygrywają z wieloletnimi strategiami – z dwojga złego lepiej, gdy dzieje się to jawnie i w obecności kamer.