Przed odbudową

Zepsucie opozycji na swoje podobieństwo to znacznie większy sukces Jarosława Kaczyńskiego niż stworzenie sprawnej wodzowskiej partii i utrzymywanie w szachu przybudówek.

17.05.2021

Czyta się kilka minut

Władysław Kosiniak-Kamysz i Borys Budka w czasie posiedzenia Sejmu, maj 2020 r. / JACEK DOMIŃSKI / REPORTER
Władysław Kosiniak-Kamysz i Borys Budka w czasie posiedzenia Sejmu, maj 2020 r. / JACEK DOMIŃSKI / REPORTER

Ponad 100 tysięcy naszych współ­obywateli straciło życie, wpadając bez twarzy i imienia w rozpadlinę, którą demografia z typowym dla siebie chłodem nazywa „nadmiarowymi zgonami”. Nierozpamiętywanie tego, co się złego tylu ludziom i rodzinom stało, jest może sposobem, w jaki ci, którzy przetrwali, próbują urządzać się w rzeczywistości wyłaniającej się nam na horyzoncie.

Od ekonomistów znamy zjawisko wzrostu konsumpcji i aktywności ludzkiej w okresach następujących po kataklizmach. Dziś na to nakłada się perspektywa kolejnego bodźca finansowego, jakbyśmy po raz drugi wstępowali do Unii. Czekają nas duże pieniądze, a ponieważ kraj mamy, pomimo kilkunastu lat intensywnego dostosowania się do wzorców postindustrialnej Europy, wciąż relatywnie „produkcyjny”, młody i o niskich dochodach, to czeka nas też szybsze odbicie.

Jest to swego rodzaju premia za bycie na dorobku, za bycie ubogim krewnym o niższych potrzebach – którą już raz zainkasowaliśmy po kryzysie finansowym sprzed dwunastu lat. Oczywiście ówczesna narracja o „zielonej wyspie” była przykładem ślepoty na fakt, że makroekonomiczne sukcesy skrywają złożony kraj­obraz biedy i nierówności. Polska, jak się wówczas mówiło, była bogatym krajem biednych ludzi. Co prawda transfery socjalne wdrożone przez obecną władzę niwelowały skutecznie przez pewien czas niektóre nierówności, ale na ich miejsce powstawały inne, co pandemia ujawniła z całą bezwzględnością. Tąpnięcie w systemie ochrony zdrowia i oświacie dla jednych było pewną tylko niewygodą, innych zepchnęło w poziomie życia i aspiracji o całą epokę wstecz.

Czy i jak owa „odbudowa” na silnym unijnym dopalaczu uwzględni te sprawy? Czy na pewno chcemy wszystko „odbudowywać”, a nie wykorzystać niezawiniony stan rozchwiania, żeby przeprowadzić pewne sprawy na nowo? Angielski termin, jakim określa się ten fundusz – recovery – sugeruje raczej powrót do zdrowia, krzepnięcie. Ale czy wszystko, co ważne w sferze publicznej – np. równowaga między wolnością a równością – było tak całkiem zdrowe?

Co po PO

Polska opozycja wydaje się, owszem, zajęta myśleniem o tym, co „po” – ale tylko w kategoriach „po PiS-ie”. Widać to było choćby w trakcie krótkiego przesilenia kilka tygodni temu, kiedy kwestia formalnej ratyfikacji zgody na zaciąganie przez Komisję Europejską nowych długów stała się okazją do manewrów mających w zamyśle rozbić rządzącą większość.

Ale nawet gdyby snuta wówczas wizja rządu technicznego była mniej utopijna, to wzięcie na zakładnika kwestii tożsamej z polską racją stanu pokazywało jedną ważną prawdę: spora część opozycji – w tym zwłaszcza jej nadal najsilniejsza w Sejmie i w terenie partia – nauczyła się od PiS-u, że nie ma granic i skrupułów, jeśli chodzi o wynajdowane ad hoc środki dla przetrwania albo poszerzenia sfery wpływów. Tamta bowiem operacja, choć przedstawiana jako wytrawny gambit, była czysto reaktywną zagrywką, próbą wykorzystania pęknięcia, jakie pojawiło się w obozie władzy.

Marcin Król w pełnym dobrych diagnoz wywiadzie, z którego zapamiętano niestety tylko, że liberałowie „byli głupi”, mówił m.in., że Jarosław Kaczyński „odgrywa istotną rolę, bo strasznie psuje, a nas psuje w pierwszej kolejności”. To był rok 2014, po siedmiu latach wydaje się, że istotnie być może największym gwarantem istnienia systemu, którego Kaczyński jest niewątpliwie nie tylko twarzą, ale i jedynym liczącym się dziś mózgiem, jest zepsucie wszystkiego, co mogłoby z zewnątrz ten system rozszczelnić, zakwestionować.

Zepsuć opozycję na swoje podobieństwo – przy czym niech ona sama dalej dusi w swoim łonie wszelkie pomysły i postacie, które mogłyby się temu procesowi oprzeć. To jest znacznie większy sukces Kaczyńskiego niż zbudowanie sprawnej wodzowskiej partii i utrzymywanie w szachu przybudówek. Chroni go przed skutkami naturalnej degeneracji każdej partii będącej długo u władzy i zmęczenia części wyborców.

Co zepsuł PiS

Jeśli pojęcie klasy politycznej ma jakąś poznawczą wartość, to logiczne jest, że wszyscy jej członkowie są ulepieni mniej więcej z tej samej gliny. Jedni i drudzy próbują wprawdzie usilnie przekonywać, że są osobnym rodzajem ludzi niż oponenci z przeciwnego plemienia, czasem wręcz odmawiają im miana ludzi.Ale to nie może zatrzeć ich podobieństw, które wynikają choćby z udziału w tej samej machinie instytucjonalnej. Często zapominamy, że co prawda na szczeblu centralnym rządzi Zjednoczona Prawica, ale Platforma ma ogromny zakres władzy, tyle że w regionach i miastach – władzy nieraz o wiele silniej odciskającej piętno na życiu codziennym.

Proces upodobnienia się zaszedł jednak znacznie dalej. Jedynym realnym celem i niejednokrotnie jedyną formułowaną oficjalnie obietnicą jest zastąpienie u władzy tych drugich. Jakby wszystko było podporządkowane osiągnięciu momentu zerowego, od którego zaczniemy liczyć „po PiS-ie”. Podobny jest zdziecinniały mechanizm opisywania pełnej nieostrych podziałów i nieoczywistych wyborów sztuki rządzenia w prostych kategoriach starcia dobra ze złem o iście manichejskim natężeniu.

Prostym, najskuteczniejszym przekazem populistów zwanych prawicowymi, których obrodziło w Europie w pierwszej dekadzie tego wieku, było „elity was okradły”. Niczym się od niego formalnie nie różni przekaz „PiS zepsuł”, słyszalny jako refren partii opozycyjnych opisujących doświadczenie pandemii. Doświadczenie we wszystkich swoich kluczowych węzłach niejednoznaczne: decyzje dobre i słuszne z uwagi na dramatyczny pośpiech mieszały się z głupimi, władza potrafiła czasem zachowywać się realistycznie, sensownie oceniając siły, a przede wszystkim słabości instytucji, czasem zaś – jak przy wyborach kopertowych – jakby nie docierało do niej nic z trwającego kryzysu.

Poważni politycy Platformy lub PSL i towarzyszący im życzliwi publicyści używają słowa „zdrada” (w odniesieniu do Lewicy, kiedy ta z racji swoich partykularnych, ale zupełnie zrozumiałych interesów nie weszła w operację blokowania Funduszu Odbudowy). Ci sami, których jakiś czas temu prezes PiS częstował epitetem „mord zdradzieckich”.

Wyjściem z tego klinczu nie powinno być „wyciszenie emocji” i „zakończenie sporów”, które stało się namiastką pomysłu na program wyborczy ruchu Szymona Hołowni. Jego znakomita sondażowa passa pokazuje skądinąd, jak bardzo elektorat ogłupiony prostackim populizmem PiS-u i PO jest gotów teraz przyswoić sobie dowolną mistyfikację – np. opowieść o Polsce nietarganej w ogóle sprzecznościami interesów i postaw. Polsce, gdzie nikt nigdy nie czuje się w danym momencie przegrany. Rzecz idzie raczej o uzależnienie polityków głównych partii opozycji od narracji, która nadaje konfliktowi wymiar ściśle moralny, po to, by zatrzeć brak skuteczności i roztropnego szukania mniejszego zła. Co powinno pozostać główną, jeśli nie jedyną cnotą polityka.

Co dalej

Ale skażenie języka i pojęć to tylko jedna strona skutecznego zepsucia opozycji. Prezes Kaczyński nie jest, wbrew legendom swoich akolitów, wielkim strategiem – co najwyżej taktykiem wychodzącym zręcznie z kolejnych opałów. Ale ma wyczucie, pozwalające grać ludzkimi słabościami wszystkich „podwykonawców” (choćby podwykonawca był formalnie jego przełożonym w rządzie).

Wydaje się, że ten rodzaj pielęgnowania słabości i oportunizmu przeszedł na Platformę podczas już sześcioletniego toksycznego uścisku z PiS-em. Mniejsza o nieudolne próby ratowania pozycji przez obecnego prezesa – np. przez wykluczanie polityków takich jak Paweł Zalewski czy Ireneusz Raś, otwarcie kwestionujących przywództwo i zwroty programowe na lewo. Nikt chyba nie miał od paru miesięcy złudzeń, że Borys Budka może najwyżej zadbać o długą wegetację partii.


Czytaj także: Liberałowie chcieli, by ograniczyć podatki do absolutnego minimum. PiS wpadł na to, że można najpierw ściągać wysokie podatki, by – po przejęciu części z nich – zwracać je podatnikom.


 

Skalę problemów Platformy pokazuje postawa tego, który dziś pozostał jej jako jedyny publiczny atut. Być może Rafał Trzaskowski tylko markuje swoje próby usamodzielnienia się i zapowiadane na lato „kampusy” z młodymi okażą się równie niedopieczonym pomysłem jak ruch Wspólna Polska. W każdym razie jego zawahanie, niechęć do jasnego ruchu – szybkiego przejęcia partii albo ucieczki na swoje – pokazuje stopień ogólnego rozbicia w opozycji, niezdolność do zagrań, które przełamują status quo. I to nie ma nic wspólnego z oceną rządów obecnego prezydenta Warszawy ani jego umiejętnością wyjścia poza wielkomiejski elektorat. Można mieć o tym złe zdanie, ale po prostu w tej chwili opozycja nie ma innej rozpoznawalnej postaci z wysoką pozycją w rankingach zaufania.

I kiedy opozycja umacnia w ślad za PiS-em wszystkie swoje szkodliwe cechy, PiS przymierza się do wprowadzenia Polski w jedyne „po”, jakie w tym sezonie ma znaczenie – w „po pandemii” czy choćby po najgorszej jej fazie. Nieoczekiwane ruchy kadrowe, takie jak dymisja szefa PKO i coraz bardziej możliwe odejście szefa Polskiego Funduszu Rozwoju, świadczą o tym, że w partii władzy dobrze się orientują, jaka w tym rola ogromnych funduszy, potencjalnie skutkujących dobrą passą w gospodarce. Czy zadowoleni ze swojej sytuacji materialnej wyborcy są skłonni raczej konserwować układ władzy, czy raczej lubią ryzykować zmiany? Trudno to przewidzieć, na pewno jednak obecny stan opozycji każe oczekiwać, że zmiana będzie głębsza niż tylko zamiana dwóch partii miejscami. © (P)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2021